Cudem przeżył potrącenie przez pociąg. Dziś jest właścicielem kultowej marki GOUDA WORKS
13.07.2021 | Autor: Marta Wujek
Historie startupów i znanych marek zazwyczaj zaczynają się w garażach, w których przyszli przedsiębiorcy, ukierunkowani na sukces ,w pocie czoła walczą o swój biznes. Ta historia zaczyna się natomiast pod... kołami pociągu, gdzie znalazł się mój bohater, który nigdy nie marzył o byciu "panem prezesem". Los musiał potraktować go bardzo brutalnie, by zmusić do wywrócenia swojego życia do góry nogami. Oto opowieść o twórcy kultowej już marki odzieżowej GOUDA WORKS z Łodzi.
Prowadzisz firmę? Ucz się od najlepszych w branży i weź udział w najbardziej przedsiębiorczej konferencji w Polsce, Founders Mind 🧠
Sprawdź szczegóły wydarzeniaZgierz. 24 lutego 2010 roku. Dla Daniela Tworskiego, którego kumple nazywali Gouda, dzień jak każdy inny. Umówił się ze swoją byłą dziewczyną na spotkanie i jak w wiele innych takich jak ten dni mieli pić i nic nie robić. I tak też się stało. Daniel nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy, jak ogromnie jego życie zmieni się tego dnia, a już na pewno nic nie podejrzewał, kiedy chwiejnym krokiem ruszył do sklepu po kolejną butelkę.
Kiedy pytam go, czym zajmował się przed znamienną datą 24 lutego, opowiada mi o CV, jakie w tamtym okresie sobie przygotował. Na liście z doświadczeniem zawodowym znajdziemy: zbieractwo grzybów, jagód, truskawek i butelek po piwie. Następnie, nieco poważniej tłumaczy, że był wtedy totalnie przeciętnym nastolatkiem zatrudnionym czy to w fabryce tapicerek, czy na magazynie sklepu spożywczego. Każdy dzień wyglądał tak samo i jedyną różnicę stanowiło wówczas wylosowanie konkretnej zmiany na etacie.
– Zmiana poranna, popołudniowa oraz nocna. Każdej nienawidziłem tak samo, ale pokornie wykonywałem powierzone mi zadania. Dziś wiem, że muszę robić wszystko, by do tamtych czasów nigdy nie wrócić – wspomina Daniel.
Tragiczny 24 lutego
– Nie jest łatwo być samobójcą w szpitalu. Myślicie, że samobójca budzi się tak samo jak inni pacjenci? Nie, samobójca jest przywiązany do łóżka wszystkimi kończynami… Trzeba było przekonać szpitalny personel, że tak naprawdę to nigdy nie chciałem i nie zamierzam targać się na swoje życie. Myślicie, że kogoś przekonałem? Nie, nie przekonałem i dalej byłem przywiązany – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Takie są szpitalne procedury. Jeśli pod kołami pociągu znajdą młodego człowieka, zakładają, że była to próba samobójcza. Choć do dziś nie pamięta, co się działo bezpośrednio przed wypadkiem, zaprzecza, że chciał targnąć się na swoje życie. Idąc do sklepu, w stanie nietrzeźwym najprawdopodobniej zboczył z trasy i tak znalazł się na torach. Nadjeżdżający pociąg uderzył w niego i przeciągnął 20 metrów.
Daniel kolejne kilka miesięcy spędził w szpitalu. Poddano go kilkunastu operacjom i licznym rehabilitacjom. Cudem uszedł z życiem, a zaraz po wypadku rozpoczął wyczerpującą walkę o to, by wrócić do sprawności. Na szczęście lekarzom udało uratować się jego nogi, a on ostatecznie nie wylądował na wózku. Te tragiczne wydarzenia miały być początkiem nowego, zupełnie innego życia. Jak sam dziś mówi, wypadek, to zarazem najlepsza i najgorsza rzecz, jaka mu się przydarzyła w życiu.
Fot. materiały prasowe
Zaczęło się od bloga i grafiki
– Wpadłem pod pociąg. Kilku strażaków opisujących tamte wydarzenia wspominało, że miałem ogromne szczęście. Jak ogromne, przekonacie się w tej książce jeszcze wielokrotnie. Ponoć po raz pierwszy widzieli, by ktoś miał swoją piętę… za głową. Pewnie dlatego jedno z moich ud pękło przy tych kilkudziesięciu tonach jak zapałka. Druga noga ucierpiała jednak znacznie poważniej – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Rok przed wypadkiem, końcem lutego 2009 roku Daniel założył bloga, na którym dzielił się z odbiorcami satyrycznymi treściami. Było to dla niego rodzaj hobby. Natomiast, kiedy względnie doszedł do siebie, po tragicznych wydarzeniach z 24 lutego 2010 roku, zaczął tam dzielić się trudnymi doświadczeniami. To miał być dla niego rodzaj terapii. Jednak popularność bloga rosła, a dla wielu osób, które również uległy wypadkom, jego twórczość stała się pocieszeniem i nadzieją na prowadzenie normalnego życia po takich doświadczeniach.
– Poczułem się doceniony, bo nie ma nic gorszego aniżeli pisanie do szuflady. Podobnie jak nie ma uczucia gorszego, niż projektowanie bez atencji. Wierzę, że wszystko robimy po coś, dla kogoś. To może płytkie, ale przecież gdybym nie pokazywał ludziom moich prac, to dziś byłbym w zupełnie innym, gorszym miejscu ścieżki zawodowej – mówi mi Daniel.
Poza pisaniem na blogu, Daniel od czasu do czasu pokazywał na nim również swoje grafiki. To kolejna jego pasja, którą po godzinach rozwijał. W pewnym momencie postanowił, że zaprojektuje własną koszulkę i pokaże ją swoim odbiorcom, których miał już sporą liczbę. I wtedy lawina ruszyła.
– Zdecydowanie grafika była etapem wyjściowym. Bez niej nie miałbym narzędzi do stworzenia marki odzieżowej. Sama nazwa też wzięła się od strony, gdzie prezentowałem swoje projekty, stąd człon WORKS. Pierwsze komercyjne zlecenia i jakieś niepoważne pieniądze dostałem już w 2006 roku. Miałem wtedy 16 lat i nawet 30 złotych było dla mnie satysfakcjonujące. Zawsze miałem duży szacunek dla pieniądza i dlatego hołduję maksymie, że żadna praca nie hańbi – dodaje Daniel.
Pierwsze 100 koszulek sprzedało się w 3 minuty
– Na szczęście i na nieszczęście podjęto decyzję, by wyciąć mi tylko fragment uda prawego i poczekać z dalszą procedurą do rana. Wówczas codziennie w szpitalu stawiali się bowiem lekarze z zawodem na karku. Warto wspomnieć, że już wtedy nie miałem ogromnego fragmentu uda. Jeśli zastanawiacie się, czy mam je dziś, odpowiem szczerze: nie. To i tak dobrze, bo moja noga w tym momencie była absolutnie zmiażdżona – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Momentalnie do Daniela zaczęły spływać zapytania o to, jak zdobyć koszulkę, której pierś zdobi, jak tłumaczy, zwykły napis Beauty Bałuty. Nie był na to gotowy ani mentalnie, ani produkcyjnie, wszak w jego głowie dopiero kiełkowała myśl o marce odzieżowej, a zaprezentowany projekt miał być jedynie próbą potencjalnego zainteresowania przyszłych odbiorców.
– Po prostu chciałem, spytać tłumu czy ktoś byłby chętny nosić taką garderobę. Chcieli. Dość powiedzieć, że wykonane kilka tygodni później koszulki w nakładzie 100 egzemplarzy, sprzedały się na popularnym portalu aukcyjnym w kilka sekund. Właściwie po 3 minutach po koszulkach nie było śladu – wspomina Daniel.
Fot. materiały prasowe
Planem Daniela było tworzenie produktów w kolekcjonerskim nakładzie, który ukazywać będzie się raz na kilka lat. I choć, jak sam mówi, z ekonomicznego punktu widzenia to wierutna bzdura, to jednak ta polityka towarzyszy mu do dziś. GOUDA WORKS swój debiut miał w 2012 roku, a dziś jest jedną z kultowych marek, która jest rozpoznawalna już nie tylko w Łodzi.
Zmienił podejście do życia, jednak pozostał wyluzowany
– Płakałem dosłownie przez 7 godzin bez przerwy. Przypominam, że jeszcze wtedy dość mocno działały na mnie środki odurzające z OIOM-u. Płakałem jak głupi, ból był nie do zniesienia, a kolejne dawki ketonalu nie dawały kompletnie nic. To nawet nie było załamanie, to była bezsilność. Nie mogłem ruszyć się ani o centymetr w lewo i ani o ciut w prawo. Wiedziałem, że przede mną jeszcze tysiące godzin trwania w tej samej pozycji. Spróbujcie leżeć na płasko godzinę, dwie, trzy, trzydzieści, nawet trzysta. Nikt nie da rady… jeśli nie musi – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Wszystko pięknie i ładnie. Zapytacie jednak, jak chłopak, który do tej pory nie interesował się biznesem, nie ma wykształcenia związanego z branżą odzieżową, nagle w efekcie olśnienia, które przyszło w tragicznym momencie jego życia, nauczył się szyć, projektować, sprzedawać, prowadzić marketing i przede wszystkim prowadzić biznes?
Daniel zawsze był wyluzowany i mimo że odmienił swoje życie i dziś jest przedsiębiorcą, nadal pewien luzak w nim jest. Kiedy skontaktowałam się z nim po raz pierwszy za pośrednictwem mediów społecznościowych i zaproponowałam mu wywiad, ten odpowiedział, że bardzo chętnie, ale jest jeden mały problem. Jaki? Od kilku lat nie odbiera telefonu. Natomiast, gdy znaleźliśmy wspólnie optymalny sposób komunikacji na potrzeby tego materiału, zapytałam go o to, ile ubrań do tej pory sprzedał. Co usłyszałam? Że nie prowadzi takich statystyk, natomiast może z dokładnością powiedzieć mi ile pizzy zjadł między marcem a majem 2018 roku. (Odpowiedź: 40 kawałków)
Fot. materiały prasowe
Jednak zaglądając do sieci, czytając materiały i opinie o marce GOUDA WORKS, nie miałam złudzeń: biznes się kręci, a jego produkty są dosłownie rozchwytywane. Zresztą model kolekcjonerski, który założył Daniel, jest powodem, jak się później okazało, dla którego nie korzysta z telefonu.
– Jest to skorelowane z działalnością. Nakład limitowany spowodował, że nagle zaczęło odzywać się do mnie milion znajomych i nieznajomych, bym załatwił im ubrania. Jako iż nigdy nie lubiłem gadać przez telefon, to po prostu go wyłączyłem pewnego dnia. Dziś mam asystenta i to on ogarnia całą obsługę klienta, załatwia sprawy papierkowe, windykacje i generalnie wszystko poza udzielaniem wywiadów i projektowaniem – tłumaczy Daniel.
Początki GOUDA WORKS
– Was proszę jedynie o to, byście nigdy nie oceniali mnie. Potrącił mnie pociąg. Czy sam tego dokonałem, czy ktoś mi pomógł – nie wiem, ale odpokutowałem swoje i najprawdopodobniej umrę przez to szybciej niż Wy – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Kiedy Daniel zorientował się, że jego pomysł spodobał się odbiorcom, a pierwsze sztuki koszulek rozeszły się jak ciepłe bułeczki, musiał zastanowić się, co robić dalej. Na Facebooku zamieścił pytanie o to, czy ktoś z jego znajomych ma lub zna szwalnię, która pomogłaby mu wystartować z nowym pomysłem. Odezwał się kolega z gimnazjum, że jego znajomy zajmuje się szyciem konfekcji od wielu lat i tak wylądował w rodzinnej szwalni na łódzkich Bałutach. Nie miał wtedy o szyciu bladego pojęcia, mimo iż jego mama latami siedziała przy maszynie do szycia (wraz z upadkiem kultury włókienniczej w województwie łódzkim, zmieniła branżę na gastronomię).
– Szyć nie umiałem. Miałem jedynie kontakt do kogoś, kto umie. Wtedy niewiele wiedziałem o tym, jak wygląda cały proces produkcyjny. O tym, że do powstania choćby koszulki potrzeba kilku osób. Od krojczego, przez producenta dzianin, drukarza, firm odpowiadających za dodatkowe aplikacje, aż do zszycia wszystkiego przez szwaczkę czy spakowania tego w folio paki – wspomina Daniel.
Fot. materiały prasowe
Poza projektowaniem i szyciem była jeszcze kwestia pierwszego dofinansowania projektu i poznania branży e-commerce, w której Daniel chciał zaistnieć ze swoją marką. Pieniądze uzyskał w urzędzie pracy na rozkręcenie pierwszej działalności gospodarczej, plus miał nieco własnych oszczędności. Natomiast jeśli chodzi o marketing, sprzedaż, e-commerce, prowadzenie firmy, wszystkiego uczył się na własnych błędach, podążając za intuicją.
– Postawienie na sprzedaż kanałami internetowymi niejako było wymogiem. Trudno mi sobie wyobrazić startującą firmę z niskim kapitałem, której nie stać na wynajem powierzchni handlowej do sprzedaży tradycyjnej czy pracownika na pełen etat. Pamiętajmy, że GOUDA WORKS przez kilka pierwszych lat było skromną marką, gdzie każda wydana złotówka była oglądana z każdej strony – dodaje Daniel.
Gdyby nie wypadek nie byłoby GOUDA WORKS
– Całe szczęście w niektórych przypadkach wraz z ambulansem jeździ lekarz, który pomaga w wyjątkowych sytuacjach. Całe szczęście ambulans, który wezwano do mnie tego lekarza miał. Całe szczęście! Kolejnych minut czekania mógłbym po prostu nie przeżyć – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Daniel mówi mi, że w jego domu, gdzie wyłącznie ciężka praca jest szanowana, dość trudno byłoby rzucić wszystko i postawić na markę odzieżową. Owszem, grafikę tworzył od nastoletnich lat, ale nigdy nie traktował tego zajęcia, jako przyszłe źródło zarobku. Wszystko zmieniło się właśnie wraz z wypadkiem.
– Wtedy lekarz stwierdził, że już do końca życia nie mogę dźwigać niczego powyżej 4 kilogramów, więc wszystkie moje dotychczasowe pozycje w sekcji zatrudnienie w CV, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie – tłumaczy Daniel.
Kiedy względnie doszedł do siebie po tragicznych wydarzeniach, poszedł na studia, a tam dość szybko powiedziano mu, że ma zdolności nieprzeciętne, jak na studenta pierwszego roku. Skończyło się tak, że licencjatu nie obronił, bo w tamtym okresie musiał skupić się na najważniejszym dotąd okresie sprzedaży w GOUDA WORKS. Decyzji nie żałuje. Znowu zadziałała intuicja. Kilka lat później w dziekanacie powiedziano mu, że jest jedyną osobą, która z najlepszą średnią ocen nie podeszła do egzaminu wieńczącego trzyletni okres nauki.
Fot. materiały prasowe
Plany na przyszłość
– Miałem wypadek – to już wiecie. Nie żałuję siebie, widocznie tak miało być. Napisałem kiedyś nawet na swoim blogu, że Bóg wybrał właśnie mnie, bo nikt inny nie dałby rady sobie z tym kalectwem, jak ja sobie daję. Nie żałuję siebie więc ani trochę, ale rodziców, rodziny szkoda mi jak nikogo innego. Dlatego właśnie uważam, że nigdy bym nie popełnił samobójstwa. Dla nich. Nie mógłbym znieść, że komuś zrobiłem przykrość jednym głupim ruchem – fragment książki Daniela Tworskiego, Spowiedź.
Kiedy pytam o to, jaki obecnie jest jego stan zdrowia, odpowiada: zły.
– To najtrudniejszy okres po wypadku. Ostatnio wróciły demony przeszłości i z każdym miesiącem powiększają się obszary niegojących się ran. To sytuacja groźna dla mojego życia i od pewnego czasu szukam lekarza, który zdecyduje mi się pomóc. Być może przeszczepem skóry, być może poprzez amputację nogi – przyznaje Daniel.
Na stronie goudaworks.pl można znaleźć fragment książki, którą cytowałam w tym materiale, a która jest jeszcze niedokończona i niewydana. Daniel planuje ją oficjalnie opublikować i mówi, że być może uda się to zrealizować w te wakacje, bo jedno wydawnictwo zainteresowało się publikacją. Opisuje w niej swoje doświadczenia z okresu zaraz po wypadku.
Choć Daniel jest człowiekiem, który stara się nie planować długoterminowo, przyznaje, że chciałby w przyszłości nadal mieć możliwość projektowania komercyjnego oraz tworzenia ubrań. Ubrań, które w jego nadziei będą coraz ambitniejsze w fasonie i rozwiązaniach krawieckich. Młody projektant hołduję zasadzie, że mniej znaczy więcej, więc liczy, że uda mu się projektować bardzo surowe formy ubrań, w których największą rolę odegra detal.
Na koniec nie odpuszczam i raz jeszcze dopytuję Daniela o to, ile ubrań do tej pory sprzedał. Uszył blisko 15 tys. sztuk. Wszystkie mają charakter kolekcjonerski, zdecydowana większość jego kolekcji nie ukazała się w większym nakładzie niż 100 egzemplarzy. Dwa lata temu uruchomił platformę GOUDA STORE, na której zarejestrowało się ponad 1200 klientów, a drugie tyle osób kupiło za jej pośrednictwem ubrania Daniela bez rejestracji.
Zostaw komentarz