Weronika Twardowska, założycielka marki Majtki z Sosnowca: dziś mam pracownię, majtkowóz i kredyt
19.03.2021 | Autor: Marta Wujek
Problem niszczejących kamienic na Śląsku, odważna instalacja artystyczna i szalone majtki - tak wyglądało tło powstawania marki Majtki z Sosnowca. Kiedy w 2018 roku rozmawialiśmy z Weroniką Twardowską, założycielka odważnego brandu nie sądziła jeszcze, że będzie to początek jej sposobu na życie. Po trzech latach wciąż szyje majtki, a my wracamy do tematu i sprawdzamy, co słychać u Weroniki.
Prowadzisz firmę? Ucz się od najlepszych w branży i wyjedź w gronie innych przedsiębiorców na Founders Camp
Wypełnij niezobowiązujący formularz już terazJak rozwijały się Majtki z Sosnowca przez ostatnie trzy lata?
Miałam różnego rodzaju wzloty i upadki, ponieważ Majtki z Sosnowca to dość kontrowersyjny projekt, który wymaga dużej dawki poczucia humoru. Przez ten czas był moment, kiedy pracowałam w agencji eventowej, bo miałam mały kryzys i czułam, że nie jestem w stanie dalej tego rozwijać. Rok temu, kiedy zaczęła się pandemia, wróciłam na południe Polski, bo ostatnie dwa lata mieszkałam w Warszawie. Jednak uciekłam z miasta, bo centrum Stolicy mnie przerosło. Wróciłam do Nowego Targu do mojej siostry i praktycznie przez trzy miesiące nie wychodziłam z domu i szyłam maseczki. Był to okres najgłębszego, tego pierwszego lockdownu. Dzięki temu zdobyłam płynność finansową i pieniądze na nowe produkty. Od naszej ostatniej rozmowy mój biznes rozwinął skrzydła. Pandemia wielu osobom pokrzyżowała plany, natomiast ja mogę powiedzieć, że okres ten wykorzystałam na maksa. Sprzedaż online ruszyła z kopyta.
Po drodze była też podróż po Polsce…
Po jakimś czasie od zamknięcia stwierdziłam, że mam dość siedzenia w domu po 12 godzin przed maszyną. Zbliżało się lato, część obostrzeń zaczęto luzować, jednak wyjazdy za granicę cały czas były bardzo ryzykowne. Kupiłam więc auto dostawcze, z którego stworzyłam domek na kółkach i ruszyłam nim w Polskę. Moja podróż zaczęła się i skończyła na Helu, gdzie spędziłam dwa miesiące i sprzedawałam majtki z mojego pojazdu.
Jak poradziłeś sobie z prowadzeniem biznesu z samochodu?
Miałam tam komputer, router i przenośną drukarkę, można powiedzieć, że zorganizowałam w aucie pełne biuro. Całe te dwa miesiące zastąpiły mi wcześniejsze wyjazdy na targi. Dodatkowo połączyłam pracę z wakacjami. Kiedy wróciłam po tym okresie do Nowego Targu, zamieszkałam w jednym domu z moją siostrą, która również zajmuje się szyciem. W naszym domu siostra zorganizowała szwalnie, zatrudniła pierwszą krawcową, więc wpadłam na pomysł, że połącze z nią siły. Do tej pory zlecałem szycie na zewnątrz, co skutkowało tym, że nie miałam 100 proc. kontroli nad tym procesem i ciężko było mi wprowadzać nowe produkty i realizować własne pomysły. W efekcie wspólnie z siostrą wynajęliśmy lokal, zatrudniłam pierwszą krawcową, w końcu nauczyłam się sama szyć te majtki. Dzięki temu mam dziś wolność, bo wpadając na jakiś pomysł, tego samego dnia mogę to odszyć.
Szwalnie ograniczały Cię?
Jeśli szyje się w dużej zewnętrznej szwalni, to one przyjmują zamówienia na bardzo duże wolumeny tego samego produktu. Natomiast jeśli chodzi o mniejsze szwalnie, to bardzo długo czeka się na realizację. I przykładowo możesz mieć pomysł na strój kąpielowy, zamawiasz go tuż przed sezonem, a realizacja trwa trzy, cztery miesiące, czyli dostajesz ten strój na jesień.
Skąd zamawiasz obecnie materiał na Majtki z Sosnowca?
Majtki z Sosnowca szyjemy z materiału bambusowego. Przędza zamawiana jest w Azji, jednak sam materiał jest robiony w Łodzi, przez naszych polskich producentów. Cały czas trzymam się tego, żeby nasze produkty były polskie, bo uważam, że jest to dobre, przede wszystkim trzeba wspierać lokalny biznes. Widzę też, że ludzie zwracają na to coraz większą uwagę i są w stanie wydać trochę więcej, aby dodać cegiełkę do naszego rodzimego biznesu. Wydaje mi się, że to idzie w takim kierunku, że ludzie kupują mniej, ale bardziej wyszukane rzeczy.
Patriotyzm gospodarczy?
Myślę, że zdecydowanie tak. Dlatego nie zamierzam szyć moich produktów za granicą i udawać, że powstają w Polsce. Chcę tworzyć tutaj, lokalnie i patriotycznie.
Maseczki, świeczki, kadzidełka… jakie jeszcze nowości pojawiły się w ofercie Majtek z Sosnowca?
Na ten moment w ofercie mamy też skarpetki, już niebawem ruszamy ze strojami kąpielowymi, nawet już testuję materiał. Dodatkowo być może powstaną majtki z bardziej szalonymi, neonowymi kolorami. Dodałam w ostatnim czasie też spodenki do chodzenia po domu i do spania. W planach mam też dać możliwość wyboru danego wzoru majtek w różnych fasonach. Do tej pory szyliśmy figi i bokserki damskie i męskie. Natomiast chciałbym, żeby ten wachlarz był szerszy od stringów, albo i czegoś jeszcze bardziej skromnego, do nawet pantalonów z wyższym stanem. Obecnie robimy prototypy i myślę, że za miesiąc dwa te produkty się pojawią.
Kto robi świeczki?
Świeczki robię sama w wolnym czasie. Odpalam kuchenkę, stawiam na nim wosk sojowy, dodaję olejki i kiedy to stygnie sprzątam lub oglądam Netflixa, a później je pakuje oklejam. Tak więc świeczki są w 100 proc. tworzone moimi rękami. Bardzo lubię prace manualne i te nowe produkty pojawiają się, bo testuję nowe obszary. Mam poczucie, że po tych czterech latach budowania brandu Majtki z Sosnowca, przyszedł już czas na stworzenie nowej gałęzi tego biznesu, co to będzie, jeszcze nie wiem, ale szukam nowych obszarów.
Ile osób obecnie szyje Majtki z Sosnowca i czy ty też szyjesz?
Ja szyję jedynie prototypy, bo muszę przyznać, że nie mam niestety do tego cierpliwości. Niemniej posiadam umiejętności szycia, które pozwalają mi na to, by odszyć prototyp. Następnie przekazuję go krawcowej, która kontynuuje ten proces. Poza tym mam jedną krawcową i szukam kolejnych osób, niestety okazało się, że mamy za mały lokal. Kiedy go oglądaliśmy, wydawało nam się, że jest za duży, jednak kiedy po paru miesiącach kupiliśmy dwie maszyny, okazało się, że jest za ciasno, zwłaszcza że planujemy wstawić jeszcze duży stół do wykrojów. Tak więc obecnie zastanawiam się co z tym wszystkim zrobić, bo chciałbym zatrudnić jeszcze dwie, trzy krawcowe. Poza tym jest jeszcze dziewczyna, która zajmuje się pakowaniem. Nie jest to może jakaś ogromna firma, ale mimo to bardzo się cieszę z tego rozwoju, bo ta firma powstała na mega spontanie i nigdy nie zakładałam, że tak to się potoczy. Na początku myślałam, że prędzej czy później ten projekt umrze śmiercią naturalną, jednak okazuje się, że ludzie cały czas chcą kupować nasze produkty, więc trzeba szyć dla nich te majtki!
Jak się uczyłaś szyć?
Od małego szyłam, zaczęło się od ubranek dla lalek, więc jakiś zmysł zawsze miałam. Natomiast kiedy zaczęłam szyć rok temu maski, które same w sobie są bardzo proste i podejrzewam, że każdy potrafiłby to zrobić, nabrałam bardzo dużego doświadczenia w obsługiwaniu maszyny i to bardzo dużo mi dało. Potem byłam już na tyle odważna i pewna siebie w tym temacie, że zaczęłam szyć majtki, a nawet ubrania dla siebie. Moja siostra jest też po Studiach z projektowania ubioru, więc dużo mogłam się od niej nauczyć.
Kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy mówiłaś, że widzisz w swojej branży sezonowość. Czy nadal tak jest?
W każdej branży, która jest związana ze sprzedażą prezentów, listopad i grudzień to okres mega dużej sprzedaży, którą ciężko powtórzyć w jakimś innym miesiącu. Jednak okazało się, że praktycznie co miesiąc jest jakaś okazja, którą można wykorzystać na promocję i dotarcie do klientów, którzy szukają prezentów dla swoich bliskich. Ostatnio walentynki bardzo dobrze nam wyszły. Jednak zauważyłam też, że takie okazje powodują to, że ludzie organizują jakieś promocje, co w efekcie działa promocyjnie, ale daje mniejszy zarobek.
Jak zatem sobie z tym radzisz? Co robisz poza takimi okazjami?
W takich okresach wydaje więcej pieniędzy na reklamy internetowe. Komunikuję też o nowych produktach, żeby nimi zainteresować moich odbiorców, a nie samą promocją na przykład z okazji dnia kobiet. Próbuję więc utrzymywać ten proces w ciągłości, żeby nie było tak, że sprzedaż mam tylko przez kilka dni w miesiącu. Na szczęście udaje mi się to, bo każdego dnia spływają nowe zamówienia.
W międzyczasie wzięłaś udział w programie Kto to kupi? Majtki z Sosnowca zainteresowały dwóch z czterech inwestorów, którzy łącznie zamówili u Ciebie majtki za kwotę 30 tys. złotych. Możesz opowiedzieć coś o kulisach tego programu?
Tak, udało mi się wtedy sprzedaż dość dużo majtek. Niestety emisja odcinka, w którym brałam udział, była zaplanowana na pierwszy tydzień pandemii. Ludzie nagle pozamykali się w domach i nikt nie wiedział co będzie dalej. Podejrzewam, że w tym czasie większość osób oglądała TVN24 i obserwowała to, co dzieje się na świecie. Co nie jest niczym dziwnym, bo ja sama również wpadłam wtedy w taką pułapkę informacyjną. Tak więc nie było zbyt dużego odzewu zaraz po nim ze strony samych widzów, na co nie ukrywam, bardzo liczyłam. Niemniej było to bardzo ciekawe i fajne doświadczenie, pomijając wsparcie inwestorów, również dla mnie personalnie. Wyjść przed szerszą publiczność, zaprezentować swój projekt i przełamać swoją nieśmiałość, to było bardzo ciekawe wyzwanie i jestem dumna, że je podjęłam.
Kiedy postanowiłaś zgłosić się do tego programu?
To nie było tak, ja nie miałam tego w planach.
To jak się tam znalazłaś?
Przedstawiciele tego programu znaleźli mnie na jednych z branżowych targów, na których pojawiłam się przed pandemią. Zainteresowali się majtkami z kieszonką i zaproponowali mi udział. Akurat te majtki zawsze przedstawiałam, jako techno majtki. Jednak uznaliśmy, że taka ich nazwa i funkcjonalność może nie trafić do odbiorców akurat tego programu i zrobiliśmy z tego majtki turystyczne, czyli majtki z kieszonką na dokumenty i pieniądze, czyli na rzeczy, które trzeba w jakiś sposób zabezpieczyć podczas podróży. Pomysł spodobał się dwóm inwestorom i tak jak powiedziałaś, zainwestowali w nie 30 tys. złotych. Dla mnie to było niesamowite uczucie, bo było to pierwsze moje zamówienie na tak dużą kwotę.
Co było potem?
Musieliśmy odszyć te majtki i rzeczywiście trafiły one do sprzedaży w sklepach. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, więc jeśli jeszcze kiedyś będzie okazja wystąpienia w jakimś programie, to piszę się na to.
Była kontynuacja współpracy? Czy skończyło się na tej jednej partii?
Jeżeli chodzi o sam produkt, to był jednorazowy strzał, bo moje majtki trafiły do sklepów inwestorów w momencie, kiedy zaczęła się pandemia i przez kolejne dwa miesiące sprzedawały się tylko maski. Natomiast produkcja się do mnie odzywała, sam prowadzący do mnie dzwonił na skypie i pytał, jak przebiega współpraca, więc to było bardzo miłe, bo interesowało ich to, co dzieje się po emisji.
Jak logistycznie poradziłaś sobie z jednorazowym tak dużym zamówieniem?
W tamtym okresie swoje produkty szyłam w szwalni zewnętrznej. Kiedy dowiedziałam się o tym, że wezmę udział w tym programie, poinformowałam moją szwalnię, żeby zarezerwowali sobie czas dla mnie, bo byłam pewna, że mi się uda. Rzeczywiście przeznaczyli dwa tygodnie na odszycie całego mojego zamówienia po programie. Gdybym miała teraz takie zlecenie, to rzeczywiście byłoby ciężko bez wsparcia zewnętrznego.
W ilu miejscach stacjonarnie można dostać Majtki z Sosnowca?
Obecnie Majtki z Sosnowca współpracują z trzema sklepami, plus na wejściu do naszej szwalni w Nowym Targu jest mały sklepik, więc jak ktoś będzie w okolicy, to zapraszam. Niestety małe butiki, które sprzedają designerskie przedmioty, działają tak, że produkty, które się im przekazuje, idą w komis. Dlatego powoli zaczęłam rezygnować z takiej opcji, bo oddając majtki do takiego punktu, muszę ich przekazać przynajmniej 50 par, bo muszę zapewnić całą rozmiarówke, a czy to się sprzeda i kiedy tego nie wiem. Dodatkowo jest bardzo duża marża. Dlatego postanowiłam skupić się na internecie, bo internet to moc! Te kilka punktów stacjonarnych zostawiam po to, by osoba zainteresowana naszymi produktami, miała możliwość zobaczenia ich na żywo, jednak nie nastawiam się na ten kanał sprzedaży.
Jesteś po ASP, zajmujesz się fotografią. Nie kończyłaś żadnych studiów biznesowych, czy marketingowych. Jak poradziłaś sobie z wejściem w branżę e-commerce, która w ostatnim czasie bardzo mocno się specjalizuje?
Przyznam się bez bicia, że jako właściciel e-commercu, powinnam go ogarniać mocniej. Oczywiście staram się dokształcać i śledzić to, co dzieje się w branży, jednak postawiłam na specjalistę. Ja chcę wymyślać produkty i tworzyć. Natomiast kwestie marketingowe i związane z kampaniami ogarnia chłopak, któremu to zleciłam. Jest to osoba, która pracuje również dla innych większych marek, tak więc zostawiam to jemu i jestem bardzo zadowolona z tej współpracy. Niebawem będę szukała również osobnej osoby do tworzenia treści w social mediach. Owszem ja mogę to robić, ale zdaję sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nie zrobię tego tak dobrze, jak osoba, która się w tym specjalizuje. Ja chcę wiedzieć jak tworzyć, jak wymyślać nowe produkty i ich nazwy, a całą resztę chcę zostawić tym, którzy lepiej się na tym znają.
Kiedy rozmawiałyśmy kilka lat temu wokół Majtek z Sosnowca działy się różne szalone rzeczy, jak na przykład imprezy w majtkach. Czy dalej angażujesz się w organizację takich wydarzeń?
Od ponad roku nie z powodu pandemii. Mieliśmy co prawda jedną imprezę w majtkach online, jednak to nie było już to samo. W tym roku planuję mocniej podziałać z moim autem. Chcę, żeby to był wóz, który zatrzymuje się przy różnego rodzaju eventach i sprzedaje majtki.
Czyli taki majtkotrack?
Tak, zdecydowanie tak! Taki mobilny sklep.
Z perspektywy czasu, w ujęciu biznesowym, co było dla Ciebie największym wyzwaniem?
Przejście z pobłażliwego, mało poważnego traktowania tego biznesu, do poważnej firmy, na którą wzięłam kredyt i przestała to być już tylko zabawa. Dziś wiem, że muszę codziennie chodzić do pracy, muszę to dopinać i wszystko musi się zgadzać. Jest to stresujące, ale widzę jednocześnie, że dzięki temu mam czas i pieniądze na nowe realizacje. Tak więc moja decyzja po trzech latach, która przypadła na okres pandemii, a brzmiała: nie chcę iść do zwyczajnej pracy, chcę robić moje majtki, była jedną z trudniejszą. Ale dziś mam własną pracownię, majtkowóz i… kredyt (śmiech). Więc zrobiło się poważnie i odpowiedzialnie.
Początkowo w Majtki z Sosnowca zainwestowali Twoi rodzice.
Tak, rodzice dołożyli mi pierwszą większą sumę pieniędzy na rozkręcenie Majtek z Sosnowca. I muszę przyznać, że większość tych środków przepadło, bo początek budowania własnego biznesu opatrzony jest wieloma wpadkami. Nie wiedziałam gdzie co i za ile kupować. Tak więc te pierwsze pieniądze szybko stopniały, ale powstała pierwsza kolekcja.
Twoi rodzice nadal Ci kibicują?
Tak, on od samego początku bardzo mocno mnie wspierali. Tata był też pierwszym testerem Majtek z Sosnowca i nawet nadal chodzi w tych pierwszych majtkach, które są czteroletnie już teraz. Moi rodzice bardzo dużo nam dali i mi i mojej siostrze, która jest o cztery lata młodsza ode mnie, a też już od dwóch lat ma własną firmę z akcesoriami i torebkami. Cieszą się też z naszej współpracy i z tego, że mamy tę odwagę i chęć podążania własną drogą i robimy coś swojego. To, co też jest ważne, za co chcę podziękować moim rodzicom, to fakt, że to oni nauczyli mnie tej smykałki. Kiedy zaczynałam projekt Majtki z Sosnowca, był on realizowany przeze mnie nieco z przymrużeniem oka. To, czym głównie zawsze się interesowałam to sztuka. Niestety na studiach artystycznych w Polsce nie uczą tego, jak sprzedawać sztukę. Ja miałam to szczęście, że moi rodzice siedzą w branży biznesowej i to oni pokazali mi, że te dwie strefy sztukę i prowadzenie biznesu, a przy tym dbanie o siebie, o zdrowie i finanse można połączyć. I tak z zagubionej dziewczynki, która błąkała się autostopem po Europie i sama nie wiedziała, czego od życia chce, stałam się osobą pewną siebie osobą, która cały czas rozbudowuje swoją świadomość.
Na koniec. Czego Ci życzyć?
Przede wszystkim to powinnam nauczyć się liczyć. Nigdy nie lubiłam matematyki. Cały projekt idzie do przodu, ale pewne rzeczy się nie spinają, a wynika to z tego, że ja nigdy sobie nie zdawałam sprawy z tego, że liczenie jest tak ważne. Niestety bardzo często, zamiast usiąść do excela i przeanalizować, czy jakiś ruch jest rentowny, ja oddaję tę decyzję mojej intuicji. Tak więc jakby jakaś zewnętrzna energia we mnie trafiła i zyskałbym moc liczenia i analizy matematycznej, to bardzo bym się ucieszyła. Jestem artystką, która chce tworzyć. Życz mi więc tego, abym znalazła kogoś, kto będzie dobrze za mnie liczył, albo abym sama posiadła tę moc.
Zostaw komentarz