Marketing i Biznes wywiady-blogerskie Maszynista: znajomi wciąż pytali „Marcin, kiedy blog o pociągach?!”

Maszynista: znajomi wciąż pytali „Marcin, kiedy blog o pociągach?!”

Maszynista: znajomi wciąż pytali „Marcin, kiedy blog o pociągach?!”

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Marcin Antosz od zawsze marzył o tym, by zostać maszynistą. Pomimo trudnej drogi przebrnął przez nią i zdobył odpowiednie kwalifikacje. Dziś prowadzi pociągi i… bloguje. Kiedy stawiał pierwsze kroki w kierunku upragnionego zawodu, nie mógł dotrzeć do żadnych konkretnych informacji na ten temat w Internecie. Więc gdy osiągnął swój cel, postanowił ułatwić tę drogę młodszym kolegom i zaczął pisać o pracy na kolei. Dziś młodzi ludzie, pod wpływem jego bloga, rzucają pracę w korpo i przesiadają się za stery pociągu!


Zawodowy maszynista i bloger, to dość nietypowe połączenie. Skąd pomysł na bloga?

Pisanie od dawna było jedną z moich pasji. Już w szkole podstawowej starałem się tworzyć jakieś małe artykuły, które pisałem „do szuflady”. Potem były szkolne wypracowania, które nigdy nie sprawiały mi większego problemu. Blogować zacząłem dość wcześnie, bo to był chyba 2006 lub 2007 rok. Od tamtego czasu próbowałem sił na różnych własnych blogach oraz w serwisach internetowych. Pomysł na maszynista.eu (chociaż jeszcze nie jakiś konkretny) powstał w momencie, gdy postanowiłem zacząć spełniać moje marzenie o pracy jako maszynista. Szukałem w Internecie informacji jak się za to zabrać, jak wygląda szkolenie, jak praca…

Maszynisty?

Tak. Niestety takich informacji albo nie było w ogóle, albo były mocno nieaktualne, opierające się na doświadczeniach dzieci emerytowanych maszynistów. Krótko mówiąc – dla mnie i całej ogromnej grupy ludzi, którzy chcieliby zacząć pracę na kolei, były to informacje bezwartościowe. Nie brakowało też złośliwych uwag na forach kolejowych, że „bez znajomości nie masz nawet co próbować”. Wtedy postanowiłem sobie, że jeżeli uda mi się przejść tę drogę, to chciałbym kolejnym kandydatom ją ułatwić. Na początku kursu zacząłem wrzucać na prywatny profil na Facebooku różne zdjęcia z lokomotywami itp. Znajomi, którzy znali również moją pasję do pisania mówili „Marcin, kiedy blog o pociągach?!” Więc po jakimś czasie tego namawiania, gdy wróciłem z warsztatu (jeden z etapów szkolenia), wykupiłem domenę i założyłem blog. I tym sposobem połączyłem dwie pasje.

Kto jest odbiorcą pana bloga?

Głównym odbiorcą bloga są tak zwani „Miłośnicy Kolei”. Osoby, dla których kolej jest pasją. Wielu z nich ma marzenie podobne do tego, które ja miałem, czyli zostać maszynistą i szukają tych samych informacji, których ja nie mogłem znaleźć na początku mojej drogi. Jest też trochę kolegów po fachu jak i innych pracowników kolei, a także zupełnie „niebranżowych” osób, których po prostu ciekawi to, jak wygląda ta owiana tajemnicą praca maszynisty.

zarabianie na blogu
fot. mat. pras.

Czyli ma pan misję w tym co robi na blogu, przeciera pan szlaki?

Tak, moją misją jest przede wszystkim przetarcie szlaku młodym ludziom, którzy chcieliby podobnie jak ja – wybrać pracę na kolei, jednak nie do końca wiedzą jak się za to zabrać i nie zawsze wierzą, że jest to możliwe. Druga misja to przybliżenie „zwykłym” ludziom całej organizacji przejazdu pociągu. Większość pasażerów wsiada do swojego przedziału i chce dojechać z punktu A do B i nie obchodzi ich, dlaczego to wszystko jedzie, w jaki sposób działają zabezpieczenia na kolei, skąd się biorą opóźnienia itp. Ci, którzy są tego ciekawi trafiają na mój blog i przynajmniej częściowo będą w stanie zaspokoić swoją ciekawość.

Na swoim Facebooku opublikował pan wiadomość, którą otrzymał od jednego ze swoich czytelników. Pisze on, że pod wpływem pana bloga zmienił swoje życie, podejmując decyzje o tym, że zostanie maszynistą. Często zdarza się, że pana blog odmienia czyjeś życie?

Takich wiadomości może nie ma zbyt dużo, ale kilka się już nazbierało i co jakiś czas przychodzi kolejna. Nie wiem, czy można tutaj mówić o jakiejś wielkiej odmianie, trzeba by zapytać tych czytelników. Na pewno ten blog dodaje im motywacji, że jednak da się bez znajomości, bez ukończenia szkoły kolejowej itd. Wiele osób rezygnuje z tego marzenia, gdy trafia na informacje, na które ja trafiłem. I potem idą do pracy której nie lubią, ale muszą jakoś żyć, a z tyłu głowy często nadal tkwi ta myśl, że fajnie by było prowadzić pociągi. Są osoby, które po przeczytaniu bloga faktycznie podjęły radykalne decyzje – zdecydowały się na laserową korekcję wzroku, zapisały się na kurs, rzuciły pracę w korporacji i dziś już są na końcu szkolenia, niebawem podejdą do egzaminu na maszynistę. Tu faktycznie można mówić o odmianie życia. Z każdej takiej wiadomości niezmiernie się cieszę, bo przynajmniej do części ludzi dociera, że można żyć inaczej, że nie warto rezygnować z marzeń i można je spełniać.

Czy może pan coś opowiedzieć o swoim zawodzie? Jak to się stało, że został pan maszynistą?

Zawód maszynisty jest dość wymagający. Musimy być odporni na stres i zmęczenie oraz starać się utrzymywać dobry stan zdrowia. Czasami pracę zaczyna się o 1 w nocy, czasami o 7 rano, czasami o 19 – ciężko tu prowadzić jakiś super zdrowy styl życia. Często święta spędzamy w trasie, no bo pociągi muszą jeździć. Bez ogromnego wsparcia i zrozumienia ze strony rodziny może być ciężko. Do tego dochodzi ogromna odpowiedzialność, w rozpędzonej kupie żelastwa ważącej często 600-700 ton (mówimy tu o pociągach pośpiesznych, do przewozu osób, w ruchu towarowym często jest to ponad 3000 ton) musimy bezpiecznie dowieźć ludzi z punktu A do B. Z drugiej strony ta odpowiedzialność (przynajmniej dla mnie) jest bardzo pociągająca.

Dlaczego?

Wiem, że robię w życiu coś dobrego dla ludzi. Poświęcam mój czas, aby mogli dotrzeć do przyjaciół, rodziny, do pracy. Dzięki nam, wszystkim pracownikom kolei, bo maszynista jest tylko trybikiem w tej ogromnej maszynie, mogą np. spędzić święta z rodziną lub wakacje w górach/nad morzem. I chyba właśnie to, plus możliwość panowania nad taką ciężką maszyną, było kopem, który kazał iść w stronę tego zawodu. Wcześniej przez 7 lat pracowałem w różnego rodzaju obsłudze klienta w różnych sklepach. Zawsze był ktoś, kto ciągle patrzył na ręce, uważał że źle lub zbyt dobrze potraktowałem klienta itp. To bywało denerwujące. Tutaj zamykam się w swojej kabinie i jestem panem sytuacji. No i jest jeszcze jedna sytuacja, która zdarza się bardzo rzadko, ale tylko mnie upewnia, że dobrze wybrałem – gdy na stacji do lokomotywy podchodzi pasażer i dziękuje mi, za spokojne i bezpieczne dowiezienie do celu.

Naprawdę zdarza się to?

Jest to bardzo rzadkie zjawisko, ale w mojej dość krótkiej karierze spotkałem się z tym kilka razy. To bardzo miłe.

zarabianie na blogu
fot. mat. pras.

Kiedy znajduje pan czas na pisanie?

Wbrew pozorom dzięki mojej pracy mam bardzo dużo czasu na pisanie, czy inne przyjemności. Czasami ubolewam, że przy takiej ilości wolnego czasu, tworzę jednak za mało wpisów na blog, ale to mam nadzieję uda się w tym roku zmienić. Czasami piszę przed pracą, czasami po pracy, zdarza się, że niektóre teksty powstają podczas dłuższej przerwy w pracy. No i oczywiście mam też dni wolne. W pracy spędzam średnio 170 godzin w miesiącu, co przy 12 godzinnych „służbach” daje nam około 14 dni pracujących. Oczywiście zdarza się, że w wolny dzień trzeba odespać nockę, ale generalnie na brak czasu nie narzekam.

Czy zarabia pan na blogu?

Myślę, że na chwilę obecną ciężko nazwać to zarabianiem, ale generalnie tak, od czasu do czasu udaje się z bloga wyciągnąć jakieś „kieszonkowe”. Nie są to duże kwoty i bardzo niesystematyczne, ale chciałbym aby do końca tego roku to się zmieniło i blog zaczął przynosić odrobinę większe pieniądze. Docelowo chciałbym, aby samo prowadzenie pociągów było dla mnie czystym hobby, a nie głównym sposobem na zarobek.

Jakiego typu współprac się pan podejmuje?

Aktualnie na blogu można zobaczyć recenzje, które oprócz zarobku, dają pewien rodzaj frajdy. Próbuję też swoich sił w afiliacji, ale póki co raczej z marnym skutkiem. Jeżeli ktoś kiedyś zaproponuje wpis sponsorowany, który nie będzie odbiegał od tematyki bloga i nie będzie sprzeczny z moimi przekonaniami, a czytelnicy otrzymają z tego wpisu jakieś ciekawe i przydatne informacje – prawdopodobnie również nie odmówię. Oprócz tego wyświetlam reklamy od Google, które nie są jakoś specjalnie uciążliwe dla czytelników, a pozwalają na jakiś skromny zarobek. Generalnie jestem otwarty na różnego typu propozycje współprac, każda jest rozpatrywana indywidualnie. Jedynie reklama produktów, które zupełnie nie pasują do mojego stylu życia lub co do których nie mam pewności, że mogę je polecić moim czytelnikom, na pewno nigdy się u mnie nie pojawi.

zarabianie na blogu

Jak współpracownicy zareagowali na wiadomość o blogu? Czytają pana?

Z racji tego, że środowisko jest mimo wszystko dość hermetyczne i część osób uważa, że taką wiedzą nie powinno się z nikim dzielić, nigdy nie wrzucałem informacji o blogu na żadne kolejowe grupy. Aczkolwiek z czasem zrobili to czytelnicy i… nie myliłem się.

To znaczy?

Oprócz oczywiście wielu ciepłych słów prosto od instruktorów, usłyszałem trochę niemiłych zdań o sobie. A to że jako „młody” nie znam się, więc nie powinienem się wypowiadać, a to że „moje dzieci potrafią używać bardziej fachowego słownictwa” itp. Nie potrafili (oczywiście nadal o części osób mówimy) zrozumieć, że ten blog nie jest dla starych wyjadaczy kolejowych, tylko dla osób, które o kolei nie mają często żadnego pojęcia i chcieliby się czegoś dowiedzieć.

Były jakieś wyjątkowo przykre sytuacje?

Zdarzyło się, że jeden ze starszych maszynistów, którego zmieniałem na lokomotywie, rozpoznał mnie jako „ten, co pisze te głupoty w Internecie” i obiecał, że narobi mi problemów w pracy.

Zrobił jakieś problemy?

Od tamtego czasu minęło już ponad rok i nadal, jak widać, mam się dobrze. Oczywiście jest mnóstwo kolegów, którzy czytają, popierają, czasami dyskutujemy nad jakimś tematem. Są też tacy, których to nie obchodzi, bo blogi czy Internet to nie ich bajka, ale nie mają nic przeciwko temu, że ktoś coś robi poza pracą. Ostatnio zdarza się również, że osoby, które czytają „maszynistę” i trochę dzięki mnie postanowiły spróbować swoich sił na kolei, spotykają się w pracy, jeżdżą ze mną na jazdy szkoleniowe, albo nawet są już maszynistami i zmieniamy się na lokomotywie. Często słyszę od nich, że blog pomógł im na jakimś etapie szkolenia, czy też podjęcia decyzji. To bardzo budujące.

zarabianie na blogu
fot. mat. pras.

Czyli można powiedzieć, że stał się Pan sławny w swojej branży?

Sławny to chyba póki co zbyt duże słowo. Na pewno w jakimś sensie stałem się rozpoznawalny i przez dość duże zainteresowanie zawodem, dla jakiejś części młodych ludzi, mogę być jakimś „wzorem do naśladowania”. To również dość odpowiedzialne. Ponoć bloger staje się sławny, gdy trafia na „pudelka”, więc jeszcze wszystko przede mną.

Jak pan myśli, skąd się biorą te negatywne reakcje?

Ciężko powiedzieć. Być może to jeszcze z czasów, gdy kolej była traktowana jako obiekt strategiczny, mający znaczenie dla bezpieczeństwa kraju. Wtedy obowiązywały zakazy fotografowania dworców i ogólnie całej infrastruktury kolejowej. Niektórzy chcieliby, żeby nadal wszystko było objęte jakąś niewytłumaczalną tajemnicą.

Druga sprawa, która również sięga do dawnych lat, tak zwanej „jednej kolei”, gdy nie było podziałów na spółki. Wtedy maszynista (jak i większość innych kolejarzy) to był zawód prestiżowy. Osobiście uważam, że nadal jest, tylko trochę zgubił szacunek wśród ludzi. No i niektórzy chcieliby, żeby ten prestiż nie był tak łatwo dostępny, bo „kiedyś to trzeba było się postarać, żeby dostać się do jazdy, a teraz młodzi mają łatwiej”. Więc być może ja, ułatwiając zrobić niektórym osobom ten pierwszy krok, zaniżam prestiż zawodu maszynisty? Trzeba by spytać tych osób, ale mi szkoda życia na wdawanie się w bezsensowne dyskusje. Trzeba robić swoje. Na szczęście najczęściej spotykam się z pozytywną reakcją, czasami z obojętną, z tymi negatywnymi najrzadziej, ale jakby nie patrzeć to one zostają gdzieś głęboko i trochę bolą.

Czy jest na rynku inny blog o takiej tematyce, czy jest pan pierwszy?

Jest jeden, pana Marka 1435mm.blog.pl, ale on raczej opowiada różne kolejowe historie. Był też jeszcze jeden, kolegi z Bydgoszczy, ale najwyraźniej zniknął z sieci. Niemniej on również opisywał swoje służby i moim zdaniem było to raczej językiem „maszynistowskim” opisane, niż dla zwykłego Kowalskiego. Szlak tak naprawdę przetarł ś.p. Włodzimierz Dołubizno, który spisywał swoje wspomnienia jeszcze przed erą internetu, a później te zapiski wrzucił do sieci jego syn. Aktualnie dostępne są jedynie przez stronę webarchive, gdzie trzeba odnaleźć kopię strony maszynista.cal.pl. Także myślę, że na chwilę obecną mogę powiedzieć, że jestem jedyny w tej tematyce. Ale na pewno nie byłem pierwszy.

zarabianie na blogu
fot. mat. pras.

Ilu ma Pan czytelników?

Aktualnie Fanpage maszynisty śledzi ponad 2700 osób, statystyki pokazują, że odwiedza mnie około 3500-6000 unikalnych użytkowników miesięcznie. To oczywiście wszystko zależy od ilości wpisów, które opublikuję i ich „nośności”, czyli ich przyjęcia przez czytelników. Myślę, że na chwilę obecną średnio 4 000 unikalnych użytkowników w miesiącu będzie dobrą odpowiedzią. Niemniej w tym roku podejmuję działania, aby tę liczbę znacząco powiększyć.

Jakie to będą działania?

Na pewno zwiększę częstotliwość wpisów. Ludzie oczekują, że nowe informacje będą się pojawiały szybko. To już niestety nie te czasy, gdzie na ulubione czasopismo trzeba było czekać np. miesiąc. Być może zainwestuję trochę w reklamę, a na pewno w najbliższym czasie na blogu pojawią się dodatkowe rzeczy, które powinny zwiększyć jego atrakcyjność. Na razie nie chcę o tym mówić – wolę dopracować, wprowadzić i dopiero pokazać, niż czuć na karku oddech i ciągle tłumaczyć, dlaczego jeszcze czegoś nie zrobiłem, skoro obiecywałem jakiś czas temu, że zrobię. Myślę, że obecni czytelnicy będą zadowoleni, a przy okazji przybędą nowi.

Pisze pan nie tylko o swoim zawodzie, ale również o szeroko pojętym stylu życia. Skąd inspiracje?

Na początku pisałem raczej głównie o kolei, a pozostałe sprawy opisywałem na innym blogu. Jednak to nie było do końca to, co chciałem. Po konsultacji z kilkoma znajomymi osobami, postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę. Bo jednak większość osób kojarzy mnie jako maszynistę – zacząłem konkretnie budować tę jedną markę. Chcę pokazać ludziom nie tylko zawód maszynisty, ale również część jego życia. Pierwsze hasło przewodnie maszynista.eu brzmiało „Moja droga do spełnienia marzeń”. Jedno z większych marzeń spełniłem, więc teraz chcę pokazać ludziom że przecież nie warto osiąść na laurach, tylko brać się za kolejne marzenia. Inspiracje pojawiają się z życia. Są to czasami moje przemyślenia, czasami mój punkt widzenia na pewne sprawy. Inspiracji jest pełno dookoła nas, wystarczy tylko chcieć po nie sięgnąć. Chcę pokazać, że nie jestem tylko maszynistą. Jestem Marcinem, człowiekiem, który chce dobrze przeżyć swoje życie!

Gdyby miał Pan cofnąć czas, w przyszłości zostałby pan maszynistą, czy może pisarzem, blogerem, dziennikarzem?

Gdybym miał wiedzę, taką jak mam teraz… Prawdopodobnie nadal wybrał bym tę ścieżkę kariery. Nigdzie też nie mówię, że „maszynista” to moje ostatnie słowo, ale na pewno jest ważnym kamieniem milowym na mojej drodze do spełniania marzeń. Gdybym cofnął czas to może trochę wcześniej i trochę ambitniej ruszyłbym z blogowaniem. A najchętniej połączył bym blogowanie z koleją i bardzo chętnie dorzuciłbym do tego pracę w jakiejś rozgłośni radiowej. Miałem krótki epizod stażu w takim miejscu i bardzo, ale to bardzo ciągnie mnie znowu przed mikrofon i do samej atmosfery, jaka panuje wśród radiowców. A że wszystko przede mną, bo już na poprzednim blogu robiłem pierwsze podejście do podcastu, teraz planuję to wznowić i „nadawać” bardziej regularnie. Obawiam się, że cofnięcie czasu niewiele zmieniłoby na ścieżce mojej kariery. Możliwe, że po prostu wystartowałbym z tym wszystkim dużo, dużo wcześniej.


Ten wywiad powstał dzięki BuyBox w ramach cyklu Zarabianie na blogu. Tutaj znajdziesz wywiad z Katarzyną Barczyk, Lady Pasztet.

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl