Czy uruchamianie startupu mocno uderza w życie prywatne, czy będziesz walczyć o niego za wszelką cenę, z czego najtrudniej Ci zrezygnować… Te i inne niełatwe pytania zadaliśmy właścicielom polskich startupów. Zapraszamy na kolejny odcinek z cyklu „12 trudnych pytań do startupów”. Dzisiejszym bohaterem jest Michał Pośnik, COO HearMe. Michała można spotkać m.in. na platformie Founders.pl.
W jaki sposób sfinansowałeś start HearMe?
Od samego początku startup finansowaliśmy ze środków własnych, bez jakichkolwiek inwestycji, kredytów i pożyczek na rozwój działalności. Początkowo każdy z nas posiadał jeszcze jakieś inne źródła dochodu, więc nie było to problematyczne, z czasem jednak porzuciliśmy stałą pracę, aby zaangażować się w 100% w budowę i rozwój HearMe.
Kiedy (albo: czy) osiągnęliście BEP?
W ubiegłym roku rozpoczęliśmy działalność HearMe oraz budowaliśmy pozycję na rynku. Pod koniec roku udało nam się zbliżyć do BEP, ale jeszcze delikatnie byliśmy poniżej z racji zwiększonych nakładów marketingowych. Początek 2021 zaczęliśmy konkretnie i już w styczniu przychody przekroczyły koszty operacyjne, więc osiągnięcie rentowności zajęło nam 9 miesięcy.
Natomiast w naszym przypadku to chwilowe zjawisko, ponieważ w lutym otrzymaliśmy finansowanie preseed w wysokości 100 000 euro i lada moment wydatki operacyjne znacznie przewyższą przychody spółki. Jest to element naszej strategii związanej z umacnianiem swojej pozycji na rynku lokalnym oraz wchodzeniem na rynki zagraniczne.
Kiedy zaczyna brakować pieniędzy… Czy miałeś taki moment i jak sobie z nim poradzić? Zarówno finansowo, jak i mentalnie…
Pierwsze miesiące funkcjonowania firmy były tak naprawdę takimi momentami i kilkukrotnie musieliśmy dorzucać trochę paliwa, aby spółka miała środki na opłacenie kosztów stałych. Z racji, że nie były to duże zobowiązania, to nie generowało to sporych problemów oraz nadmiernego stresu.
Gorzej było w kwestii środków prywatnych i momentu, w którym skończyły mi się oszczędności, a firma nie zarabiała jeszcze tyle, aby móc z niej wypłacić sobie jakiekolwiek wynagrodzenie – do lutego tego roku nie wypłaciliśmy sobie nawet 1 zł z rachunku firmowego. Takich momentów miałem kilka w ciągu 2020 roku i musiałem kombinować, aby złapać jakieś drobne zlecenia na boku, które realizowałem po nocach, aby potem mieć z czego opłacić ZUS czy podstawowe rachunki. Ostatecznie musiałem również pożyczyć trochę pieniędzy od znajomych, ale nie są to duże kwoty, więc cieszę się, że nie wygenerowałem jakiegoś ogromnego długu.
Gdyby ktoś zaoferował Ci milion złotych – w jaki sposób byś je zagospodarował?
Zależy w jakim charakterze te pieniądze miałyby być przekazane – czy jako inwestycja, czy pożyczka, czy bezzwrotna pożyczka (śmiech). I wtedy, w zależności od warunków przekazania tych pieniędzy, podszedłbym do tego na różne sposoby. Zakładając jednak, że mogę z tymi pieniędzmi zrobić co tylko chcę, a jakimś cudem osoba przekazująca nie oczekuje konkretnej stopy zwrotu lub odsetek, to część tej kwoty bym przeznaczył na zamknięcie wszelkich swoich zobowiązań bankowych itp. – ok. 150 tys., część bym odłożył w ramach prywatnej poduszki finansowej – 200 tys., część bym przeznaczył na konsumpcję, edukację i wiedzę, wycieczki po świecie – 100 tys., część na prywatne inwestycje 50-100 tys., a pozostałą kwotę bym włożył w rozwój HearMe – 450-500 tys. Tak to widzę, nie posiadając tego miliona (śmiech).
Z czego najtrudniej było Ci zrezygnować poświęcając się biznesowi?
Z pewnego poziomu życia, do którego przywykłem. Od 13 lat pracuję w IT i jestem przyzwyczajony -, a może spaczony? – wysokimi zarobkami, więc rezygnacja ze stałej pracy i rozwój własnego biznesu wymusiły na mnie rezygnację z wielu udogodnień i przyjemności. Dużym plusem natomiast było to, że HearMe zaczęliśmy budować chwilę przed pojawieniem się pandemii, więc siłą rzeczy staliśmy się firmą remote-only i to przyczyniło się do tego, że cały czas spędzałem w domu z żoną i synem, więc z wielu udogodnień i przyjemności było łatwiej zrezygnować.
Czy był taki moment, kiedy przekroczyłeś granicę i sfera prywatna zaczęła być zagrożona?
Ten czas pojawia się notorycznie. Z racji pracy po kilkanaście godzin na dobę, zaniedbywanie relacji z przyjaciółmi i znajomymi, stawianie firmy ponad wszystko inne na liście moich priorytetów. Pracuję nad tym, aby nieco lepiej zadbać o te obszary w 2021 roku, bo skupienie się na firmie jest ważne, ale nie można przy tym wszystkim zapominać o tych, dzięki którym takie zaangażowanie jest możliwe.
Czy oddałbyś kontrolę nad Twoja firma, jeśli tylko pojawiłby się inwestor, który chciałby ją kupić?
Tak, ale nie teraz i nie w najbliższym czasie. Chcemy zbudować coś, co faktycznie zmieni oblicze biznesu i uświadomi ludziom, że dbanie o dobrostan psychiczny jest równie istotne jak dbanie o kondycję fizyczną. Dopiero wtedy, mając odpowiednią skalę, chcielibyśmy skupić się na naszej wewnętrznej strategii exitu i zająć się czymś innym.
Czy jest coś, co czujesz, że powinieneś robić w swoim biznesie, ale tego nie robisz?
Zdecydowanie są to wszelkie kwestie strategiczne i dbałość o wynik finansowy w ustrukturyzowany sposób. Obecnie mamy cykliczne spotkania strategiczne, podczas których ustalamy sobie cele krótko, średnio i długoterminowe wynikające z tego, gdzie chcemy być w perspektywie najbliższych 3-5 lat. Natomiast bieżące obowiązki i praca operacyjna dość skutecznie odciągają mnie od rzeczy, którymi chciałbym się zająć w dużo większym wymiarze czasu. Póki co tłumaczę to sobie aktualnym etapem rozwoju i tym, że dopóki nie będziemy mieli dedykowanych zespołów wspierających sprzedaż i marketing oraz rozwój produktu – naszej aplikacji -, to wszystko musimy robić sami.
Czy byłbyś w stanie postawić wszystko na jedną kartę i w momencie kryzysu ratować swój startup za wszelką cenę? Czy jest tego wart?
Uważam że tak. To jest trochę podobne do pytania dotyczącego zagospodarowania ofiarowanego miliona złotych – łatwiej się deklaruje pewne ruchy jak się obraca w sferze teorii, niż w przypadku sytuacji, w której trzeba podjąć ryzyko i postawić wszystko na jedną kartę wiedząc, że to może być droga bez odwrotu. Tak więc – tak, uważam że HearMe jest tego warte i będę robił wszystko, aby – w razie potrzeby – ratować firmę, ale to zawsze „zależy” od wielu różnych czynników, których w tej chwili nie jestem w stanie przewidzieć.
Najtrudniejsza sytuacja z jaką musiałeś się zmierzyć uruchamiając, prowadząc biznes? W jaki sposób rozwiązałeś problem?
Myślę, że zrezygnowanie ze stałej pracy i nie szukanie nowej. To była dla mnie spora zmiana mentalna, aby w tak specyficznym dla wszystkich okresie – apogeum pierwszej fali COVID – i niedługo po narodzinach dziecka podjąć takie ryzyko i postawić wszystko na jedną kartę. Nie rozwiązałem tego problemu tak naprawdę, po prostu rzuciłem się w wir pracy i zająłem się sprzedażą, której nigdy wcześniej nie robiłem i nie pałałem entuzjazmem do tej roli. Z czasem te działania zaczęły przynosić efekty i nowych klientów.
Czy był moment, w którym chciałeś wrócić na etat i dać sobie spokój z robieniem biznesu?
Tak, na początku gdy zaczynaliśmy, bałem się funkcjonowania bez stałych przychodów i przez chwilę szukałem pracy, ale robiłem to dość nieskutecznie – podświadomie sam sabotowałem swoje działania. Kolejny raz był pod koniec roku, gdy sprzedaż w firmie już zaczynała się kręcić, ale jednocześnie skończyły mi się środki do życia. Podjąłem jednak decyzję, żeby zacisnąć zęby, pożyczyć pieniądze i dalej działać w 100% nad HearMe. Bo wierzę, że warto.
Ile biznesów Ci nie wyszło, zanim wypalił ten docelowy?
Takich prawdziwych jak HearMe – żaden, ale to dlatego, że to mój debiut. Wcześniej było parę inicjatyw biznesowych, które nie wypaliły, m.in. spółka doradcza – doradztwo IT, biznesowe i prawne, którą sprzedaliśmy ze wspólnikiem po kosztach po roku, próba utworzenia firmy zajmującej się fotografią, grafiką i produkcją jingli muzycznych, dwa sklepy internetowe i kilka innych mniejszych inicjatyw.
Zostaw komentarz