• Chcesz opowiedzieć nam historię swojego biznesu? Napisz do nas na adres: redakcja@marketingibiznes.pl.
Pomysł na Twój newsletter – Idea Delivery zrodził się na platformie Founders, prawda?
Tak, faktycznie zaczęło się od postu Marty Bąk-Kamińskiej na Founders. Marta zapytała, czego brakuje nam w internetowej sferze biznesowej w Polsce. Wtedy odpowiedziałem, że newsletterów i treści poświęconych bardziej niszowym aspektom przedsiębiorczości. Czy miejsc takich jak np. Indie Hackers lub Hacker News. Bardzo lubię zapoznawać się z takimi niezależnymi treściami przedsiębiorców i o przedsiębiorcach. Zainspirowany dyskusją, która rozpoczęła się pod postem Marty, przeszedłem od słowa do działania i uruchomiłem swój własny newsletter. Funkcjonuje on już trzeci miesiąc i cały czas się rozwija.
Ile obecnie zapisanych jest osób do Twojej listy mailingowej?
Walczę teraz, aby przebić pierwszy 1000. Nie rośnie to jakoś szczególnie szybko, ale ponownie – jest to przede wszystkim projekt hobbystyczny, robiony po godzinach. Na początku, kiedy zakładałem newsletter, wsparłem się jakąś małą kampanią reklamową na Facebooku, ale jej budżet zamykał się dosłownie w okolicach 100-200 złotych. Chciałem po prostu przetestować, jak to może zadziałać. Później jednak przeszedłem na działania mające na celu pozyskanie ruchu bardziej organicznie. Natomiast to nie jest tak, żebym jakoś bardzo aktywnie teraz zdobywał subskrybentów. Też z tego względu, że pracuję nad archiwum, które będzie dostępne dla osób zapisanych do mojej listy mailingowej. Znajdą tam się starsze wydania. Chcę dać sobie trochę czasu, zanim dotrę do większej liczby osób. Daję sobie kilka miesięcy na to, żeby zbudować ciekawe archiwum, ale też dopracować styl. Na początku wybrałem pewien format, ale też się zastanawiam nad jego modyfikacją.
Jak sprawdzałem Twój landing page, to wygląda on na bardzo skromny. Mamy na nim de facto tylko i wyłącznie zapis do newslettera.
To było zamierzone. Prowadzę też inny newsletter poświęcony tematyce inwestycji dywidendowych. Tam poszedłem identyczną drogą. Jestem zdania, że mniej znaczy lepiej – przesyt nie jest dobrym wyborem. Jeśli faktycznie dostarczam wartość moim odbiorcom poprzez wiadomości e-mail, a nie jakieś inne kanały, to zależy mi tak naprawdę, żeby po wejściu na landing page po prostu zapisały się one do newslettera. Jak powstanie archiwum wydań, to znajdzie się ono też gdzieś na tej stronie, ale raczej w stopce. Samo archiwum ma zresztą też pomóc mi w wypozycjonowaniu się serwisu. Layout landing page jest też inspirowany wyglądem innych witryn zagranicznych newsletterów, np. Morning Brew. Mają one dziesiątki czy setki tysięcy, a czasem nawet miliony zapisanych osób do list mailingowych, a mimo to ich landing pages są bardzo minimalistyczne.
Skoro mówiłeś, że brakuje Ci miejsca na niszowe treści, to podejrzewam, że takie właśnie zamieszczasz w swoim newsletterze? Skąd czerpiesz informacje na ich temat?
Dosyć dużo czytam o biznesie – tak czysto hobbystycznie. Zawsze zapisuję ciekawe projekty w zakładach, budując listę rzeczy, które mnie zainteresowały czy zainspirowały. Później analizuję je i jeśli uznam za mniej wartościowe, to zwyczajnie je wykreślam. To co jednak najciekawsze zostawiam i dzielę się tym ze swoimi odbiorcami. Przyglądam się również wydarzeniom biznesowym, które mnie interesują i opisuję je też w newsletterze. Jednym z moich podstawowych źródeł jest, chociażby wspomniany Indie Hackers. W swoich zakładkach mam też jednak sporo niszowych blogów biznesowych. Przykładem takiego ciekawszego jest blog Jacoba Greenfelda, którego bardzo polecam. Jacob jest osobą świeżą w świecie przedsiębiorców – pierwsze swoje działanie rozpoczął w ubiegłym roku, przez wiele lat pracował na uniwersytetach. W ramach eksperymentu postanowił zostać jednoosobowym wytwórcą produktów.
Takich osób w świecie biznesu jest wiele, a ja lubię czytać o przedsiębiorczych przygodach. Uważam, że wielkie inwestycje, sukcesy, czy przejęcia kolejnych spółek są interesujące i ciekawie się o tym dowiadywać, ale to nigdy nie będzie rzeczywistość wielu przedsiębiorców. Mało któremu startupowi uda się osiągnąć status jednorożca czy pozyskać wielomilionowe dofinansowania. Uważam jednak, że to, co najlepsze w biznesie, to fakt, że jest on przyziemny. Każdy z nas może zrealizować jakiś pomysł, który będzie dawać jakąś wartość. I tak jak wspomniałem – bardzo lubię czytać o takich historiach. Na co dzień sam prowadzę własną firmę – Inflow CRM. Rozwijam swój SaaS, budujemy CRM, z którego korzysta już kilkaset firm w Polsce. Mój biznes jest skalowalny i w przyszłym roku planujemy ekspansję zagraniczną. Natomiast też wiem z własnej perspektywy, że inwestycja rzędu kilkuset tysięcy złotych ze swoich środków na stworzenie produktu i czekanie aż zacznie on na siebie zarabiać, wymaga cierpliwości i wytrwałości. Chciałbym przez swój newsletter pokazać, że jest też inna droga. Oczywiście, można budować większe firmy, ale można też stworzyć taki lifestyle biznes. Coś fajnego, co możemy dodatkowo robić po godzinach, tak jak ja robię z Idea Delivery. Może to być coś co nie tylko daje nam frajdę, ale może dawać nam wymierne korzyści finansowe.
Co masz na myśli mówiąc o korzyściach finansowych? Sam raczej nie zarabiasz na swoim newsletterze.
Nie mówię tutaj nawet w kontekście mojego newslettera. Chodzi mi o to, że czasem takie małe projekty – o których głównie piszę – są dochodowe i spieniężane. Bardzo dużo piszę o „projektach tworzonych bez kodu”, które często zarabiają dobre pieniądze. Chcę pokazać, że to też jest droga, którą można obrać. Dosyć popularnym modelem na rynku zagranicznym stały się płatne maile. W Polsce również mamy już pierwsze przykłady, np. newsletter Bartka Pucka czy Mirka Burnejko. To jest bardzo prosty do uruchomienia model biznesowy. Sam nie wykluczam, że Idea Delivery będzie w przyszłości miało płatną wersję, w której będą zawierane dodatkowe materiały. W poprzednich wydaniach swojego newslettera opisywałem wiele podobnych projektów, które zostały stworzone i spieniężone dzięki kilku darmowym narzędziom niewymagającym jakichś zaawansowanych umiejętności technicznych. Zaczęły one zarabiać dzięki oferowanej wartości. Myślę, że takich przedsięwzięć będzie tylko przybywać.
Bazujesz na wielu zagranicznych przykładach, a co z polskimi? Czy na Idea Delivery pokazujesz jakieś polskie projekty?
Aktualnie nie, natomiast w jednym z moich wydań było pewne odniesienie do polskich przykładów. Dlaczego jednak nie opisuję naszych rodzimych projektów? Jednym z moich założeń jest inspirowanie do tworzenia czegoś w naszych polskich realiach i warunkach, bazując na zagranicznych przykładach. W każdym newsletterze, który wysyłam, jest na końcu taka część – czy taki pomysł sprawdzi się w Polsce? Staram się bazować na konkretach. Najpierw opisuję pewien projekt – kto jest jego twórcą, jak powstał, czy ile zarabia, jeśli uda mi się dotrzeć do takiej informacji. I na końcu poddaje go analizie. Często, jeśli się okazuje, że jest to jakaś nisza, która o ile na rynku globalnym potrafi przynosić duże dochody, to zawężenie takiego przedsięwzięcia do naszego kraju mogłoby nie być tak efektywne. Staram się jednak pokazać tę alternatywną ścieżkę i możliwość wykorzystania opisywanego modelu biznesowego w naszych polskich warunkach. Chcę też udowodnić, że można robić coś ciekawego po godzinach, nawet poboczny biznes.
Większość projektów, które opisuję, rodziła się właśnie w takich warunkach, a z czasem urosły do dochodowych biznesów. Kilka osób już do mnie zresztą napisało, że zainspirowało się dzięki moim newsletterom i postanowiły uruchomić coś pobocznego albo dywersyfikować swoje dochody. Część moich subskrybentów to również osoby, które pracują na etatach, ale historie przeze mnie przedstawiane wzbudziły w nich zapał do zbudowania jakiegoś dodatkowego, własnego projektu. Niedługo zresztą planuję opisać przypadek dziennikarza z Hiszpanii, który poza swoją pracą w redakcji stworzył newsletter, w którym po angielsku opisuje hiszpańskie startupy. To projekt, który zajmuje mu około trzech-czterech godzin każdą niedzielę, a obecnie przychody generowane przez niego to około 1800 euro miesięcznie. Raczej docelowo za wiele polskich projektów opisywać nie będę. Jakieś odniesienia na pewno się jednak znajdą. Szczególnie jeżeli zobaczę jakiś projekt, który zaczyna wykorzystywać niecodzienne modele biznesowe i działa w ciekawy sposób. Taki, który pasuje do konceptu Idea Delivery.
Jakiego programu używasz do gromadzenia listy mailingowej i wysyłki newslettera?
Korzystam z MailerLite – jest prosty, tani, działa poprawnie. Wykorzystuję go też przy innych projektach, troszkę z przyzwyczajenia, a trochę przez jego intuicyjność. Ma bardzo prosty w obsłudze interfejs. Choć wiem, że niektórzy mają z nim problem. Dostarczalność maili może nie jest idealna, ale każdy tego typu system ma podobne problemy.
Jakie kanały wykorzystujesz do promocji Idea Delieviery? Mówiłeś o Facebooku, a co z Founders, na którym pomysł się narodził?
Aktualnie nie prowadzę żadnej kampanii reklamowej w social mediach. Co do Founders – opisałem tam swój projekt i faktycznie spora część pierwszych moich odbiorców, to użytkownicy platformy. Odzew był tam zresztą bardzo pozytywny. Kampanię reklamową na Facebooku uruchomiłem natomiast właściwie tylko po to, aby pozyskać więcej subskrybentów. W końcu trudno jest robić coś, jeśli jest mało odbiorców. Obecnie czasem wrzucam coś jeszcze na Founders czy na LinkedIn, na którym mam sporą sieć kontaktów. Z tamtego źródła również sporo osób trafiło na moją listę mailingową. Część moich odbiorców to też klienci, którzy korzystają z CRM stworzonego przez Inflow albo po prostu ludzie, którzy mnie kojarzą i postanowili śledzić mój newsletter.
Wspominałeś, że w przyszłości może będziesz spieniężać swój newsletter. Od razu zrodziło mi się pytanie, czy uważasz, że Twój projekt jest na tyle skalowalny, że pozwoliłby Ci czerpać z tego jakiś dochód? Nawet niebezpośrednio, ale np. byłby to dodatkowy kanał promocyjny dla Twojej firmy.
Myślę, że jak najbardziej. Jeżeli chodzi o jakiś dochód, to nie chodzi mi też o to, aby z Idea Delivery zbudować jakiś duży biznes. Mam inne rzeczy, które mają taki potencjał. Jednak zawsze, kiedy czymś się zajmujemy, to motywacją, która utrzymuje naszą dyscyplinę – jest gratyfikacja za naszą wytrwałość. Jakieś wpływy bądź inne zauważalne, mierzalne efekty z prowadzenia newslettera na pewno uda mi się uzyskać. Czy to będą bezpośrednie dochody, czy np. współprace partnerskie, to się okaże. Analizując różne projekty – bo wspominam całkiem sporo o płatnych newsletterach – dochodzę do wniosku, że jest to realne. Na pewno zainspirowany tym, co opisuję, będę chciał zastosować z czasem w Idea Delievery, ale też do drugiego mojego newslettera, który rośnie trochę szybciej. Tak jak wspomniałem – jest on poświęcony inwestycjom dywidendowym, ale ma on również poboczną rolę i tworząc go – w pewien sposób sam się edukuję w tej dziedzinie. Nazywa się on Divstocks, poruszam w nim tematy budowania długoterminowych oszczędności i inwestowania. Od lat akcje dywidendowe są dla mnie czymś bardzo interesującym. Zatem oprócz budowania mojego rodzinnego portfela inwestycyjnego, staram się dzielić wiedzą, opisując jakieś ciekawe spółki dywidendowe.
A jak w takim razie chciałbyś spieniężać swoje newslettery? Byłaby to forma napiwkowa, np. za pośrednictwem Patronite?
Raczej nie, myślę o dwóch formach. Pierwsza – do której najbardziej się skłaniam – to stworzenie płatnej wersji zawierającej dodatkowe materiały. Tutaj nadmienić muszę, że poza opisywaniem jakichś projektów, to poddaje je również analizie. W takim płatnym formacie odbiorca otrzymywałby zwyczajnie więcej interesujących materiałów. To jest forma, na którą najprawdopodobniej się zdecyduję. Druga, który rozważam to patronat lub sponsoring. Przy czym raczej byłaby to ostateczność. Nie chciałbym stracić obiektywności i niezależności oraz indywidualnego podejścia. Jeśli ktoś uważa, że to co tworzę, analizuję jest wartościowe i uzna, że chce za to zapłacić, to bardzo mnie to cieszy. Natomiast nie chciałbym zasypywać mój newsletter reklamami. Przy czym testowałem przy jednym wydaniu taką formę. Zamieściłem reklamę, że partnerem wydania jest moja firma. Chciałem przetestować reakcje odbiorców, gdy zobaczą treść sponsorowaną w newsletterze. Nic złego się jednak nie wydarzyło – nikt się nie wypisał, a trochę osób nawet kliknęło link. Wydaje mi się, że przez tę reklamę zgłosił się do nas jakiś klient. Jest to też zatem jakaś droga, potencjał.
Wspominałeś o patronacie – a co gdyby zgłosiła się do Ciebie jakaś firma, która chciałaby, abyś tworzył swój newsletter stricte pod jej skrzydłami? Załóżmy, że przychodzi do Ciebie przedstawiciel BNP Paribas i mówi – chcemy, aby od teraz projekt nazywał się BNP Paribas Idea Delievery. Dajemy Ci na to środki finansowe i wysyłasz wiadomości pod naszym patronatem.
Zawsze łatwiej się odpowiada, kiedy tych kwot nie ma jeszcze na stole, więc nie mam całkowitej pewności, jakbym odpowiedział. Natomiast wiem, że nie jestem łasy na pieniądze – nawet gdy są jakoś szczególnie potrzebne do pewnych kwestii. Miałem zresztą taką sytuację, kiedy uruchomiliśmy nasz CRM. Szybko znalazł się potencjalny inwestor, ale proponowane warunki były dla mnie nie do przyjęcia. Tym bardziej że raczej wolę rozwijać projekty własnymi siłami lub z moim zespołem. Wszystko jest jednak kwestią ustaleń tego, o czym rozmawiamy. Gdyby BNP Paribas przyszedł do mnie i powiedział, że daje mi określoną kwotę, ale wymaga ode mnie, abym stał się jakąś tubą propagandową, która będzie mówić dokładnie to, czego patron ode mnie wymaga, to bym się nie zgodził.
Co z materiałami sponsorowanymi? Na przykład przychodzi do Ciebie jakaś firma i pokazuje, że stworzyła nowy produkt bądź usługę i chce, abyś zawarł ją w swoim newsletterze.
Myślę, że byłoby to do rozważenia. Na pewno nie stworzyłbym jednak wydania w całości poświęconego jakiemuś jednemu projektowi. Nigdy nie zgodziłbym się na to, aby wysyłać specjalne wiadomości o ofertach firm do mojej listy mailingowej. Uważam, że takie materiały sponsorowane tworzone w odrębnych mailach mogłyby bardziej się udać w ogólnych listach mailingowych. U mnie, gdzie Idea Delievery jest produktem samym w sobie, by to nie przeszło. Chcę dawać odbiorcom wartość i żeby wiedzieli, że szanuję ich czas. Materiały sponsorowane widziałbym bardziej w formie partnerstwa i wspomnienie o patronie w danym wydaniu newslettera.
Zostaw komentarz