Marketing i Biznes Founders Marcelina Lipska: Wszyscy chcą mieć teraz własny e-commerce, ale nikt nie ma strategii

Marcelina Lipska: Wszyscy chcą mieć teraz własny e-commerce, ale nikt nie ma strategii

Marcelina Lipska digital marketingiem zajmuje się od 10 lat. Jej kariera była niezwykle burzliwa - nieprzespane noce, bycie ciągle dostępnym dla klienta, przyjmowanie każdego zlecenia doprowadziły ją... na SOR. Dziś z powodzeniem prowadzi własną agencję - F1Brand i wykłada marketing internetowy na Akademii Górniczo-Hutniczej. Nam Marcelina opowiada o błędach w komunikacji, potrzebie opracowywania strategii, studiach na AGH, dlaczego Facebook jest nr 1 i czego polscy przedsiębiorcy mogliby nauczyć się od króla tenisa.

Marcelina Lipska: Wszyscy chcą mieć teraz własny e-commerce, ale nikt nie ma strategii
Dlaczego każdy chce teraz mieć własne e-commerce? Czy warto w swojej strategii komunikacji wprowadzić model komentowania ważnych spraw społecznych? Czego polscy przedsiębiorcy mogliby się nauczyć od Rogera Federa? Czy warto studiować marketing?

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Digital marketingiem zajmujesz się już od dekady. Gdzie zaczynałaś swoją karierę i jakie były jej początki? Pamiętasz jakieś pierwsze sukcesy, zwycięstwa, rozczarowania, porażki?

Marketingiem interesuję się praktycznie od zawsze, pierwsze kroki stawiałam jako samouk. Prowadziłam lokalny portal internetowy i fanpage na Facebooku, byłam też przez chwilę zaangażowana w działania marketingowe przy kampaniach politycznych. Potem wyjechałam do college’u do Szkocji, gdzie na pierwszych zajęciach opowiadałam o tym, że będę miała w Polsce własną agencję marketingową. Zanim to się jednak stało – pracowałam w międzyczasie ponad 3 lata w firmie reklamowej. W swojej karierze przeszłam obie drogi – bycia po stronie klienta, jak i agencji, a to ważna perspektywa. Pracę i rozwój stawiałam na pierwszy miejscu, czytałam wszystko, co pisał Paweł Tkaczyk, Artur Jabłoński czy Socjomania.

Doskonale pamiętam też pierwsze sukcesy, ale dla mnie zawsze było mało, ja chciałam zmieniać świat. Dobra kampania w Internecie czy dowiezienie leadów traktowałam jako wykonanie zadania, a nie zwycięstwo. Największym rozczarowaniem był zaś fakt, że musiałam realizować wizje klientów, które były niczym niepopartą wizją prezesa. Kiedyś pojechałam z moją ówczesną szefową do klienta na spotkanie. Prezentowałyśmy projekt i był taki moment, że nie zgadzałam się z pomysłem klienta i powiedziałam, co o tym myślę. Po spotkaniu dostałam reprymendę od pracodawcy, że nie mogę się tak zachowywać, że „klient nasz Pan i ma być tak, jak sobie życzy”. Wtedy pomyślałam, że nie chcę tak pracować, że założę swoją firmę i będę działać na własnych zasadach.

Dołącz do klubu przedsiębiorczy osób: Founders.pl

Prowadzisz swoją własną agencję marketingową od 4 lat – jakie były dla Ciebie i firmy największe wyzwania w ciągu jej istnienia? Co zaskoczyło Cię w prowadzeniu własnego biznesu?

Myślę, że największym wyzwaniem było poukładanie biznesu na własnych zasadach i zrozumienie, że prowadzenie firmy to rzeczywiście maraton. Dzisiaj wiem, z kim chcę pracować, a z kim nie i umiem odmawiać. Jak zaczyna się prowadzić firmę, to bierze się każde zlecenie, jest się dostępnym 24/7. Dużo czasu mi zajęło, żeby to zmienić, nie rozumiałam, jak można się np. umawiać na calla, bo ja zawsze odbierałam telefon. Kiedyś uważałam, że spanie jest dla słabych, a zarywanie nocy dla klientów czy odpowiadanie na e-maile o 3:00 rano to nic takiego. W rzeczywistości okazywało się, że i tak nikt nie docenia tego, że zrobiłam coś w nocy, odpowiadałam na e-maile ze szpitala.

Kiedy po czwartej nieprzespanej nocy wjechałam w rowerzystę i spędziłam z nim dzień na SOR-ze, to coś we mnie pękło. Do tego trzeba jednak dojrzeć i otaczać się ludźmi mądrzejszymi od siebie, bo samotność przedsiębiorcy w mierzeniu się z codziennością jest najgorsza.

Mimo że cały czas nie śpię jeszcze na worku pieniędzy, to coraz lepiej idzie mi wybór projektów, w które się angażuję. Potrafię odmówić intratnej propozycji, jeśli już na samym początku widzę, że mamy z klientem zupełnie inne wartości i zapowiadają się wyłącznie problemy.

Wtedy zawsze przypominam sobie zdanie prof. Bartoszewskiego: „są w życiu rzeczy, które warto, są rzeczy, które się opłaca, i nie zawsze to, co warto się opłaca, nie zawsze to, co się opłaca warto”. W F1Brand najważniejsze jest dla nas partnerstwo i transparentność. Pracujemy z firmami w oparciu o relacje i wykorzystujemy digital marketing do rozwoju ich biznesu. Chcemy rosnąć razem z naszymi klientami.

A co z ludźmi w firmie? Pracownicy, współpracownicy…

Oni również są dużym wyzwaniem. Ja bardzo długo chciałam znaleźć drugą Marcelinę – kogoś, kto tak jak ja będzie zaangażowany na 200%. Cały czas będzie chciał się rozwijać. Kogoś dla kogo nie ma rzeczy niemożliwych. Zrozumienie, że nie ma drugiej Marceliny, było dla mnie kolejną bardzo wartościową lekcją. Myślę, że w biznesie ważne jest też to, żebyśmy sami wiedzieli, czego chcemy, a czego nie chcemy. Bardzo mi tutaj pomógł Rafał Ferber, który podczas naszych regularnych konsultacji biznesowych poprosił mnie, żebym wypełniła matrycę, która miała cztery obszary: co mam i chcę mieć, co mam i nie chcę mieć, czego nie mam i chcę mieć, czego nie mam i nie chcę mieć. Niby zawsze gdzieś z tyłu głowy to miałam, ale dopiero jak dokładnie to rozpisałam, to czułam się prawie, jakbym odkryła Amerykę. Pozwoliło mi to ułożyć też firmę w ten sposób, że nie zatrudniamy w ogóle juniorów, pracujemy wyłącznie ze specjalistami. Wynika to z całkowitej świadomości, że ja nie potrafię pracować z juniorami, a świetnie dogaduję się ze specjalistami. Cały czas chcę też być pracującym CEO, strategiem, konsultantem, a nie tylko zarządzającym z tylnego fotela. Nie chcę tworzyć firmy, w której junior uważa, że jego szefowa chodzi sfrustrowana i rzeczywiście tak jest, bo musi poprawiać po juniorze, który miał oddać jej trochę czasu. Nie neguję oczywiście ich pracy, ale my nie mamy po prostu na to struktury w firmie.

Chciałabym, żeby do młodych ludzi, jak najczęściej docierał też ten drugi przekaz o prowadzeniu swojej firmy – o problemach, samotności, pracy 24/7. Wszyscy chwalimy się swoimi sukcesami, w mediach społecznościowych gdzie się nie obejrzę to kolejna success story, kolejny unicorn na rynku. Co chwilę słyszę, że następne osoby chcą zakładać startupy i być CEO – bo to takie modne i fajne. Problem polega na tym, że to trochę jak Instagram kontra rzeczywistość.

Podczas AMA z Franciszkiem Georgiewem dla Founders.pl, powiedziałaś, że dzisiaj każdy chce mieć e-commerce – właściwie dlaczego?

Pandemia koronawirusa spowodowała, że wszyscy musieliśmy i dalej musimy dostosowywać się do nowej rzeczywistości. Mam wrażenie, że niektórzy w ogóle odkryli na nowo siłę Internetu. Firmy zaczęły dywersyfikować swoją działalność, przekierowywać budżety z offline do online, odbywając taki przyspieszony kurs transformacji cyfrowej, którą zawsze odkładały na potem. Z drugiej strony totalny zastój niektórych branż i utrata pracy, spowodowały, że ludzie zaczęli szukać pomysłu na biznes – stąd e-commerce przeżywa jakby drugą młodość.

Nie dziwi mnie tak przyspieszony rozwój sklepów online, natomiast problemem, który widzę – jest brak świadomości tego, jak działa e-commerce. Ludzie myślą, że stawiasz sklep, wrzucasz post na Facebooka i Instagrama, dopalasz 200 zł adsami i samo się sprzedaje. Nie zliczę już chyba case’ów z zeszłego roku, gdzie przychodziły do mnie osoby, które właśnie odpaliły sklep w branży fashion, z wielkim zdziwieniem, że sklep istnieje już ponad miesiąc i nic się nie sprzedało. Firmy nie mają żadnych strategii, nawet nie mają segmentacji klientów, ich produkty są dla każdego – czyli dla nikogo. Sklepy stawiane są do tego np. na CMS-ach, które powstały z myślą o systemach ERP, a nie o e-commerce i potem zrobienie jakieś kampanii marketingowej, mierzenie wyników jest praktycznie niemożliwe.

Ten hype na e-commerce widać też np. na grupach facebookowych. Praktycznie nie ma tam dnia, żeby ktoś nie pytał o to, czy postawić sklep na Woocommerce, Presta, a może Shoper. Często padają też pytania o szkolenie z e-commercu, bo rzeczywiście nie ma na rynku takiego szkolenia, które od A do Z poprowadziłoby przez świat sklepów online. Sami rozważaliśmy z różnymi zewnętrznymi ekspertami zrobienie takiego kursu, ale postawiliśmy na inny pomysł, być może niedługo będę mogła zdradzić szczegóły.

O co lepiej oprzeć e-commerce – o markę osobistą czy firmę?

Odpowiem jak na marketera przystało: to zależy! Natomiast z mojego doświadczenia, jeśli tylko mamy możliwość oparcia e-commerce na silnej marce osobistej, to róbmy to. Mogłabym się skupić na tych największych jak np. Steve Jobs i Apple, ale nie o to chodzi. W Polsce mamy naprawdę mnóstwo sklepów, które właśnie dzięki silnemu personal brandowi radzą sobie na rynku doskonale. Patryzia Aryton sporą część swojej komunikacji opiera na Patrycji Cierockiej-Szumichowskiej. Dyrektor kreatywnej, która ma mocną markę osobistą i wykorzystuje to w swoich kanałach. Monika Kamińska, która otworzyła swój butik, regularnie opiera komunikację na swojej osobie, polecam zajrzeć na jej Instargama. Czy Ania Jaworska, znana jako Mumme, blogerka lifestylowa i parentingowa, która niedawno otworzyła sklep z wyselekcjonowanym winem Współwinni, a jej społeczność regularnie czyści magazyny.

Inne przykłady to mój branżowy ulubieniec Artur Jabłoński. Nie ma on dzisiaj żadnego problemu ze sprzedażą swoich szkoleń, kursów online, książek, czy innych produktów, które wypuszcza, bo przez lata budował silny personal branding. Ola Budzyńska, Pani Swojego Czasu – dzięki marce osobistej ma dzisiaj bardzo zyskowną firmę, do której co jakiś czas dokłada kolejne nogi biznesowe i dywersyfikuje przychody. Marka osobista uwiarygadnia, pokazuje autentyczność, szybciej zyskuje zaufanie Klientów, co też często powoduje, że cena przestaje być głównym kryterium zakupowym.

Jak pomagasz swoim klientom w optymalizacji ich e-commerców? Czy zapytania o ten segment digital marketingu stanowią dużą część wykonywanych przez Ciebie zleceń?

Przy e-commerce bardzo duży nacisk kładziemy na analizę danych. Często wchodzę do e-commerce jako zewnętrzny konsultant. Najpierw na taki podstawowy audyt, a potem już z zespołem robimy pogłębioną analizę i rekomendujemy rozwiązania, zarówno te marketingowe, jak i technologiczne. Łączymy dane ilościowe z jakościowymi. Dzięki temu możemy znaleźć przyczynę problemów, a nie przepalać budżet na hipotezy, bo np. widzimy w Google Analytics, że jest dużo porzuconych koszyków, to zróbmy remarketing. Nie tędy droga. Mieliśmy sytuacje, gdzie np. okazywało się, że te porzucone koszyki wynikają ze źle skonfigurowanego Google Analytics, albo, że cena produktu na landingu była niższa niż ta po dodaniu do koszyka. Czy po prostu koszyk był tak nieintuicyjny, że sfrustrowany klient wychodził. We wszystkich przypadkach robienie remarketingu to zwyczajne przepalanie pieniędzy. My skupiamy się w pierwszej kolejności na znalezieniu przyczyny problemu, rozwiązania go, a dopiero wtedy rekomendujemy działania marketingowe.

Rzeczywiście od zeszłego roku mamy sporo zapytań o współpracę z e-commerce, ale nie jest to największy segment naszych zleceń. Wynika to z tego, że przychodzi do nas wiele firm, które postawiły sklep i chcą, żebyśmy prowadzili im media społecznościowe, robili kampanie w socialach i w Google, ale nie mają żadnej strategii i nie chcą zrobić kroku do tyłu. Ja jakby rozumiem, że strategia to jest dodatkowy koszt, ale bez tych podstaw my nie jesteśmy w stanie prowadzić skutecznej komunikacji czy dowozić wartościowych leadów.

Nie podejmuję się zleceń, których nie będę w stanie dowieźć. Nie podpisuję też umów, w którym w pierwszym miesiącu współpracy ktoś oczekuje, że dowiozę mu konkretne wyniki, mając ograniczony budżet i nie mając w ogóle żadnych danych historycznych, na których moglibyśmy się oprzeć.

Bo np. do tej pory żadne kampanie nie były prowadzone, a ruch na sklepie jest na poziomie 200 osób/msc, dlatego muszę odmawiać.

Co Twoim zdaniem będzie najważniejsze w e-commerce w 2021 r.?

Analiza danych! To jest naprawdę klucz do sukcesu. Większość firm w ogóle tego nie robi, a jak już, to skupia się wyłącznie na danych ilościowych, najczęściej z Google Analytics, a o jakościowych nikt nie słyszał. Często ten Google Analytics nie jest nawet prawidłowo skonfigurowany u podstaw – nie ma odznaczonego ruchu botów, nie ma wykluczonych adresów IP… Czyli cała firma siedzi sobie na www i codziennie przekłamuje dane, nie ma wykluczonych bramek płatności, itd. Mitem jest też fakt, że każda firma musi mieć u siebie Data Analyst – to bullshit. Każda firma zbiera jakieś dane, więc warto zacząć od tych small data i je analizować.

Audytowałam ostatnio kilka e-commerców, gdzie prowadzone były kampanie Google/Facebook, które nie przyniosły żadnej sprzedaży. Czynników, które to powodowały, było wiele. Głównym jednak zupełnie niedostosowana strona pod mobile, ładująca się 8 sekund, o user friendly nie wspominając. Ludzie się gubili, frustrowali, nie byli w stanie zrealizować zamówienia, dramat. Za mocno skupiamy się na kampaniach, ROAS-ach, porzuconych koszykach, odpaleniem remarketignu, zamiast szukać przyczyn naszych problemów. Jak mantrę powtarzam zdanie Pauliny Walkowiak, CEO cux.io: Twoją największą konkurencją są problemy Twoich klientów, nie inne firmy. Musimy zrozumieć, że to te problemy, na które napotyka konsument w naszym e-commerce, miejsca, gdzie się frustruje, gdzie np. mamy rage clicki, bo 37 razy klikał w zdjęcie krzesła, które się nie powiększało – to one są najważniejsze i od nich powinniśmy zaczynać. I znów – nie musicie mieć w firmie specjalisty od Big Data. Możecie wykorzystać narzędzie do analizy zachowań Waszych użytkowników, takie jak cux.io, które jest w stanie wychwycić, nie tylko, dlaczego Wasi Klienci porzucają koszyki, ale przede wszystkim, gdzie się gubią i frustrują na Waszej stronie.

Widziałam e-commerce, w którym ludzie w wewnętrznej wyszukiwarce wpisywali słowo: kibel – nie ubikacja, wc czy wszystko inne, co my uważamy, że byśmy wpisali. Zacznijmy wychodzić z tych naszych baniek marketingowych oraz strategii „wydaje mi się” – bo to najgorszy model, jaki znam. Ludzie na początku pandemii, kiedy szturmowali sklepy, robiąc zapasy, googlowali m.in. czy papier toaletowy można mrozić. Sprawdzajcie, analizujcie!

Odłóżmy e-commerce na bok, a przejdźmy do trendów w marketingu jako takim. Zarówno na LinkedIn, jak i na blogu f1brand.pl piszesz, że przyszłością dla brandów jest ROR i #humanfirst, że zaufanie do marek stało się kluczowe i że wymagamy od nich komentowania różnych spraw. Dlaczego konsumentom tak bardzo zależy na kontaktach z markami i czy komentowanie przez nich np. spraw społecznych to nie jest broń obosieczna? Czy opowiadając się za jedną ze stron, nie spowodujemy tego, iż część klientów od nas odejdzie? W końcu ponoć pieniądze lubią ciszę…

Pandemia koronawirusa spowodowała, że ludzie odcięci od świata zewnętrznego. Bardziej niż kiedykolwiek potrzebują być częścią jakiejś społeczności. Chcą rozmawiać z markami w Internecie, oczekują empatii, zrozumienia, autentyczności. Bardzo często moim klientom czy studentom zadaję pytanie: po co wchodzicie np. na Facebooka/Instagrama? Nikt nie odpowiada, że chce tam czytać sprzedażowe posty czy komunikację o niczym. Skoro wchodzimy tam zatem np. dla rozrywki czy edukacji, to dlaczego jako marki tego nie dostarczamy? Moim zdaniem kluczowe jest zrozumienie, że wszystkie działania marketingowe, jakie prowadzimy, powinny zaczynać się od człowieka, jego potrzeb i problemów. Stąd też moje zwrócenie uwagi na ROR – return on relationship – wartość zgromadzoną przez markę w wyniku pielęgnowania relacji. Ta rośnie w czasie właśnie dzięki lojalności klientów, ich recenzjom, rekomendacjom. ROR to wszystkie doświadczenia, jakie mamy na linii klient-firma. Np. user generated content, pozytywne recenzje na Facebooku, ogólne zaangażowanie, ruch na www z organicznych przejść z mediów społecznościowych, osoby, które dołączyły do wydarzenia, pozytywne i negatywne wzmianki o marce czy rozwiązane problemy poprzez Messengera. I choć nie podam Wam wzoru na ROR, tak jak możecie policzyć sobie ROI czy ROAS, to zachęcam Was do tego, żeby to mierzyć, nawet w Excelu i sprawdzać, czy te wskaźniki rosną.

O zaufaniu i komentowaniu ważnych spraw społecznych mówi Edelman w swoim raporcie: Brand Trust 2020 Report. 70% osób twierdzi, że zaufanie do marki jest ważniejsze niż kiedykolwiek, 85% uważa, że marka powinna rozwiązywać ich problemy, edukować i być wiarygodnym źródłem informacji, a 80% sądzi, że powinna ona rozwiązywać społeczne problemy, opowiadać się za zmianami, kształtować kulturę, zachowania.

Ludzie chcą wiedzieć, z kim rozmawiają, jakie wartości ma dana marka, czy jest autentyczna, czy mogą jej ufać. Oczywiście wypowiadanie się w sprawach społecznych, politycznych zawsze niesie za sobą konsekwencje jak np. to, że sporo fanów od nas odejdzie. Tylko pytanie: po co nam tacy fani? Czy chcemy być marką autentyczną, której nasi fani ufają, czy po prostu udawać kogoś, kim nie jesteśmy? Problem z imitowaniem jest taki, że rzeczywistość prędzej czy później to zweryfikuje. Zawsze powtarzam: bądź sobą, wszyscy inni są już zajęci.

Jakie – Twoim zdaniem – są największe błędy polskich marek w komunikacji marketingowej? Coś, co spędza Ci sen z powiek.

Największym błędem jest brak strategii komunikacji oraz nierozumienie potrzeb i problemów swoich Klientów. 9/10 firm, z którymi rozmawiam – nie ma opracowanej żadnej strategii komunikacji. Nigdy nie zrobiło też Business Model Canvas czy Value Proposition Canvas – i nie mówię tu tylko o małych czy średnich firmach, ale także korporacjach, wielkich spółkach akcyjnych, które konsultowałam. Firmy nie mają Unique Value Proposition (UVP) oraz Unique Selling Proposition (USP), które są fundamentalną wartością każdego przedsiębiorstwa i powinny stanowić podstawę jakichkolwiek działań marketingowych.

Nie rozumiemy potrzeb i problemów naszych klientów, bo najczęściej nawet nie pokusiliśmy się o to, żeby zrobić ich dobrą segmentację. Jak więc mamy tworzyć angażującą komunikację, skoro nie wiemy, kto tak naprawdę jest naszym konsumentem? Miałam ostatnio taką sytuację, że wysłałam do klienta brief, w którym trzecie pytanie dotyczyło właśnie segmentacji klientów, grup docelowych, person. Otrzymałam odpowiedź, cytuję: Naszą grupą docelową są osoby odwiedzające naszą stronę internetową oraz fanpage.

Cały czas zapominamy, że po drugiej stronie ekranu jest człowiek, który ma różne potrzeby, problemy. Przecież zupełnie inaczej powinna wyglądać komunikacja do osób, które mają 18 lat, a inaczej do tych 50+. Inaczej do matek z dziećmi, a jeszcze inaczej do singli pracujących w Mordorze na Domaniewskiej. Wiem, że brzmi to, jak oczywistość, ale firmy naprawdę o to nie dbają, a potem się dziwią, że ich sklepy czy strony www nie konwertują. Nie konwertują, bo ściągamy na nie niewłaściwe osoby. Braliśmy ostatnio udział w dwóch zapytaniach ofertowych, w których obaj klienci szukali agencji marketingowej do prowadzenia komunikacji w social media oraz do działań performance’owych. Podczas rozmów usłyszałam, że byliśmy jedyną, która zaproponowała przygotowanie strategii digital, wszystkie inne przesłały już gotowe słupki w Excelu. Dlatego do końca świata będę uświadamiać i edukować, że strategia to klucz do sukcesu firm, nawet jeśli trzeba zrobić krok do tyłu.

Którą platformę social media uważasz za najlepszą dla digital marketingu?

Moja ulubiona odpowiedź: to zależy! Będę jednak niepopularna, nie wymienię Tik Toka, Instagrama, Clubhouse, tylko… Facebooka. Co roku, a nawet częściej uśmiecham się tylko pod nosem, jak czytam kolejne wpisy guru marketingu, że Facebook umiera. To trochę tak jak, z tym że od 10 lat mamy co roku rok mobile. W styczniu We are Social i Hootsuite wydało kolejny raport Digital 2021, który pokazuje, że Facebook jest numerem 1 na świecie, a numerem 2 w Polsce, zaraz po YouTube. Dla porównania, poniżej macie dane dot. użytkowników Facebooka, Instagrama, Messengera i LinkedIna za luty tego roku dla Polski, liczby nie kłamią.

źródło: NapoleonCat.com

Facebook to cały czas platforma numer jeden dla digital marketingu, to tutaj jest najwięcej użytkowników, tutaj firmy zostawiają najwięcej pieniędzy na reklamy. Ten kanał społecznościowy świetnie sprawdza się nie tylko B2C, ale także B2B. Tak, Facebook sprzedaje także do firm, często 10-krotnie taniej niż LinkedIn. Różnica polega jednak na tym, że prowadzenie Facebooka to dzisiaj jedno z najtrudniejszych zadań w digitalu i jeśli uważacie, że może to robić student albo firma, która obiecuje prowadzenie profilu za 299 zł/msc, to nigdy się nie uda.

źródło: NapoleonCat.com

Porozmawiajmy trochę o bardziej prywatnych sprawach. Piszesz o sobie, że jesteś miłośniczką Rogera Federera i że polscy przedsiębiorcy mogliby się od niego wiele nauczyć – tzn. czego konkretnie?

Jestem miłośniczką nie tylko Rogera Federera, ale ogólnie tenisa. Sama z tym sportem związana jestem od 20 lat, najpierw grając zawodowo, potem zostając trenerem – do zeszłego roku uczyłam jeszcze grać dzieci i dorosłych. Tenis to sport strategiczny i psychologiczny, podobnie jest z biznesem. Roger Federer to maestro – tenisista wszechczasów – który na korcie i poza nim osiągnął już wszystko. W tym roku kończy 40 lat, a wciąż rywalizuje o najwyższe trofea. O Rogerze mogłabym rozpisać się na kolejne dwadzieścia stron, przyjmijmy zatem, że podam trzy rzeczy, których przedsiębiorcy mogą się od niego uczyć:

  • Kiedyś jedną z większych słabości Federera był jego backhand, co przeciwnicy niemiłosiernie wykorzystywali podczas meczów, uniemożliwiając mu tym samym dyktowanie warunków czy w ogóle kontrolowanie spotkania na korcie. Roger, znając swoją słabą stronę, ciężką pracą, krok po kroku doskonalił swój backhand, który potem stał się jednym z jego najpotężniejszych uderzeń. Przekuł swoją słabość w przewagę. Podobnie jest w biznesie – tylko wtedy, kiedy znamy i jednocześnie akceptujemy nasze słabości, możemy nad nimi pracować, zmieniając je w przewagi konkurencyjne.
  • Federer to najbardziej opanowany i silny psychicznie tenisista na świecie, choć jako junior wiele razy przegrywał mecze ze względu na emocje i gniew. Poświęcił bardzo dużo czasu na pracę nad własną psychiką, dzięki czemu mógł w pełni koncentrować się na grze, podejmować właściwe decyzje czy nie rozpamiętywać porażek. Przygotowanie psychiczne jest naprawdę kluczowe. Pamiętam, jak grałam półfinał mistrzostw Polski, prowadziłam w pierwszym secie 5:2 z zawodniczką, która wtedy była 16. w rankingu, a ja 70. Usiadłam na przerwę i powiedziałam do siebie: Marcelina, ona jest 16. w Polsce, nie możesz z nią wygrać. Mecz przegrałam 7:5, 6:1. Dlatego cieszy mnie, że nasza obecnie najlepsza polska tenisistka Iga Świątek, mimo młodego wieku, od początku swojej kariery ma w teamie psychologa. Przygotowanie psychiczne jest równie ważne na korcie, jak i w biznesie. Na co dzień, jako przedsiębiorcy podejmujemy wiele trudnych decyzji, a często przez emocje są one pochopne i po prostu nietrafione. Dobry przedsiębiorca traktuje przegraną jako kolejną cenną lekcję, a nie porażkę i idzie dalej po swoje.
  • Roger zawsze ma też plan gry, do każdego meczu podchodzi strategicznie, odrabia zadanie domowe, jak nie plan A, to B, jak nie B, to C. W biznesie bez planowania i strategii daleko się nie zajdzie. Federer wyznaje też zasadę, że mniej znaczy więcej. Nie da się robić wszystkiego, trzeba ustalać priorytety i cele adekwatne do danej sytuacji. Roger wie, że ze względu na wiek i zdrowie, nie jest w stanie grać już tylu turniejów co wcześniej, czy rozgrywać czterogodzinnych meczów z zawodnikami o 20 lat od siebie młodszymi. Dlatego wybiera mądrze, nauczył się odpuszczać. Znów podobnie jest w biznesie – nie chodzi o to, żeby pracować więcej, tylko mądrze.

Co prawda jesteś wykładowcą, więc trochę mogę spodziewać się Twojej odpowiedzi, ale bardzo mnie to ciekawi – Twoim zdaniem w ogóle warto studiować marketing? Sama przecież pracowałaś w branży na długo przed tym, jak podjęłaś się podyplomowych studiów digital marketingu. Czy nie lepiej po prostu zainwestować czas i pieniądze w prywatne kursy i szkolenia?

Niestety nie zaskoczę Cię – tak, warto studiować marketing. I nie mówię tego z perspektywy wykładowcy, tylko marketera i stratega, który ma w tej sprawie duże doświadczenie. Miałam taki rok, gdzie jeździłam praktycznie po wszystkich największych konferencjach marketingowych w naszym kraju. Brałam udział w różnych szkoleniach i powiem szczerze, że to był ogólnie stracony czas i pieniądze. Nie raz to już podkreślałam – wszędzie te same twarze, te same case study, poklepywanie się naszej branżuni po plecach. Marketing internetowy, który studiowałam na AGH w Krakowie, zmienił moje życie zawodowe. Uporządkowałam sobie bardzo mocno wiedzę, zaprzyjaźniłam się z wykładowcami, do których zawsze mogłam się potem zgłosić z jakimś problemem, a 3 lata później sama wykładam na tym kierunku. Wartość tych studiów merytorycznie jest nie do przecenienia – tam się zjeżdża najlepsza kadra z Polski, praktyków, nie teoretyków, a pieniądze, które wydajesz na te studia, wystarczyłyby zaledwie na jakieś cztery szkolenia.

Natomiast oczywiście studia nie są dla wszystkich, jeśli ktoś siedzi już w marketingu 10 lat i uważa się za eksperta w danej dziedzinie, to wtedy zawsze polecam indywidualne konsultacje. Znalezienie sobie kogoś mądrzejszego od nas i rozwijanie się z nim. Ja bardzo często sama korzystam z takich konsultacji, ale też dalej czasami biorę udział w jakiś szkoleniach, tak, żeby posłuchać innej perspektywy, zainspirować się. Właśnie zapisałam się na konferencje Tigers United, która zebrała naprawdę świetną ekipę ekspertów i z przyjemnością poświęcę dzień na to, żeby ich posłuchać.

Z jaką marką dotychczas najlepiej Ci się współpracowało?

Odpowiem dyplomatycznie: najlepiej pracuje mi się z markami, które mają wysoką świadomość biznesową, szanują mnie i mój czas, traktuję mnie jako partnera, jako członka zespołu, który gra do tej samej bramki. Wtedy naprawdę sky is the limit!

Której formy marketingu nie znosisz najbardziej? Buzz marketing, SMS marketing? Jest w ogóle coś takiego, co uważasz za całkowicie nieskuteczne, przestarzałe lub wręcz szkodliwe?

Zawsze powtarzam, że wszystko jest dla ludzi, nie ma jednego najlepszego kanału czy sposobu komunikacji dla wszystkich branż. Jeśli marketing szeptany czy SMS przynoszą Ci stałych klientów, to wykorzystuj to dalej. W końcu z jakiegoś powodu np. e-obuwie wysyła do mnie te SMS-y i choć nigdy z nich nie korzystam, nie znaczy, że inni nie korzystają. Choć nie powiem, szeptanką się brzydzę. 

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl