Marketing i Biznes Content marketing Wywiad z Robertem Stępowskim (Marketing Miejsca) o self publishingu

Wywiad z Robertem Stępowskim (Marketing Miejsca) o self publishingu

Wywiad z Robertem Stępowskim (Marketing Miejsca) o self publishingu

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Jak dawno temu wydałeś swoją pierwszą publikację samodzielnie, bez wielkich wydawnictw? I czy nie bałeś się bez znajomości, że taki model może nie wypalić?

Zawsze może coś nie wypalić. Jak to w biznesie. Jednak niepodejmowanie prób jest znacznie gorsze, niż podejmowanie złych decyzji i realizacja chybionych działań – co do tego, chyba nikogo przekonywać nie muszę.

Od 2000 roku pracowałem w mediach – głównie prasa i internet. W 2005 roku podjąłem próbę zbudowania pierwszych własnych mediów: serwisu internetowego i gazety. Biznes zakończył się klapą, pomimo kilku naprawdę fajnych działań i zrealizowanych pomysłów. Powodów było kilka: wówczas z internetu korzystało jeszcze niezbyt dużo osób. Zabrakło też doświadczenia. Poległem także organizacyjnie i właścicielsko – nikomu nie polecam zakładanie firmy z dobrymi kumplami, zwłaszcza jeśli tylko jedna strona ma wykładać gotówkę na start – w moim przypadku byłem to ja.

Ale w 2008 roku podjąłem kolejną próbę pracy „na swoim”, uruchomiłem serwis www.MarketingMiejsca.com.pl i zająłem się marketingiem terytorialnym.

Pierwszą książkę „Marketingowe Vademecum Wiedzy Lidera Samorządowego” wydałem dopiero pod koniec 2011 roku. Byłem jej: pomysłodawcą, redaktorem, współautorem i wydawcą. Napisaliśmy ją wspólnie z kilkunastoma osobami z branży – głównie praktykami.

Pomimo tego, że nie obawiałem się o wartość merytoryczną, gdyż miałem wspaniałych współautorów, znałem branżę – potencjalnych czytelników, miałem swój serwis o ugruntowanej pozycji, to mimo wszystko towarzyszyła mi obawa i pytanie – „czy się sprzeda?”. Dlatego, na wszelkie wypadek, sprzedałem kilka reklam do książki, a przychody z nich w znacznej części pokryły koszty przygotowania książki oraz druku. Pozyskałem również świetnych patronów medialnych m.in. „Newsweek Polska” i „Discovery”.

Książka była dystrybuowana tylko przez mój serwis MarketingMiejsca.com.pl i przez dwie stacjonarne, warszawskie księgarnie: Naukową i Ekonomiczną.

Przez dwa lata udało się sprzedać niemal 2 tys. egz. Co uważam za duży sukces, głównie biorąc pod uwagę tak niszową tematykę.

Jednak praktycznie każda napisana, lub napisana i wydana, przeze mnie książka to swoistego rodzaju eksperyment wydawniczy, do którego każdorazowo wprowadzam różne modyfikacje, aby sprawdzić, który model sprzedaży najlepiej się sprawdza.

Która z Twoich publikacji cieszyła się największym zainteresowaniem?

Na to pytanie będzie pewnie można, realnie i zgodnie z prawdą, odpowiedzieć za jakiś czas, ale poza moją najnowszą książką („Komunikacja marketingowa 2030”, która sprzedaje się nad podziw dobrze i już od kilku tygodni znajduje się na listach bestsellerów w swojej kategorii w sieciach Matras i Empik), którą wydało Wydawnictwo Słowa i Myśli, a nie moja firma, zadowolony jestem ze sprzedaży książki „Inny świat, czyli subiektywny przewodnik po marketingu miejsc” (2012r.) i „Marketing terytorialny. Jak zbudować i wypromować markę miejscowości?” (2015 r).

Te dwie książki, poświęcone marketingowi terytorialnemu, wydało moje wydawnictwo ROSTER, ale ich dystrybucja odbywała się w dwóch różnych modelach.

Pierwsza sprzedawana była, podobnie jak „Marketingowe Vademecum”, tylko przez mój portal. Druga zaś, trafiła do szerokiej dystrybucji. Aby mogła ona trafić do większości księgarń w kraju, głównie internetowych, podpisałem umowę dystrybucyjną z wydawnictwem Słowa i Myśli, dlatego w wielu księgarniach czytelnicy znajdą informację, że to Słowa i Myśli są jej wydawcą i dopiero w książce przeczytają, że wydawcą jest ROSTER, czyli moja firma. Ja, poza tym, że książkę napisałem, zadbałem o cały proces jej przygotowania z drukiem włącznie, dostarczając już gotowy produkt do dystrybucji, dzieląc się oczywiście przychodami z jej sprzedaży.

DSC_0447Czy wydawanie książek dało Ci coś więcej niż pieniądze z tytułu sprzedaży książki? Np. zwiększone zainteresowanie Twoim doradztwem, albo inne wymierne korzyści?

Książki piszę (jestem autorem lub współautorem już 8 pozycji) z kilku powodów i szczerze przyznaję, że pieniądze są dla mnie najmniejszym motywatorem, bo raczej fortuny na książkach marketingowych, czy o szerokiej tematyce biznesowej, w Polsce zarobić się nie da.

Od zawsze, moją misją jest edukowanie samorządów z zakresu marketingu terytorialnego w praktycznym ujęciu. To był zawsze mój główny cel. Kilka lat temu rozszerzyłem nieco obszar moich zainteresowań i zająłem się także personal brandingiem.

Oczywiście prowadzę firmę, więc zawsze muszę liczyć koszty i nie mogę sobie pozwolić tylko na realizację projektów misyjnych o charakterze edukacyjnym, ale do pisania i wydawania moich książek głównie tak właśnie podchodzę. One mają zarobić na siebie i to mi wystarcza. Jeśli przynoszą jakiś dodatkowy dochód, to oczywiście bardzo się z tego powodu cieszę.

Niejako efektem ubocznym mojego pisania jest budowanie, a głównie wzmacnianie, eksperckiego wizerunku mojej marki osobistej i promocja moich usług doradczych, czy też reklamowych.

Przestrzegam jednak wszystkich debiutujących autorów przed myśleniem typu: „napiszę książkę, dzięki czemu będę bardzo rozpoznawalny i zacznę zarabiać ogromne pieniądze”. Po pierwsze należy pamiętać, że żyjemy w Polsce i choć osoby piszące książki niekiedy budzą jeszcze jakiś szacunek społeczny – choć chyba coraz mniejszy – to nie stają się celebrytami, a budowanie marki osobistej to bardzo długi i mozolny proces. Po drugie pisanie książek dla pieniędzy, nie ważne, czy mówimy o pieniądzach pochodzących bezpośrednio ze sprzedaży książki, czy o przychodzie pośrednim (lepsza praca, szkolenia, doradztwo – o to znacznie łatwiej niż w przypadku bezpośredniego zarobku ze sprzedaży książek), będzie zawsze prowadzić do niskiej jakości merytorycznej takich publikacji.

Każdemu, kto chce wydać książkę na własną rękę, polecam więc zastanowienie się, czy posiada taki własny ekosystem kanałów promocji książki, bo samo napisanie, złożenie i wydrukowanie to nie problem. Sztuką jest później sprzedać taką książkę.

Od kilku lat prowadzisz portal MarketingMiejsca.com.pl, czy własne medium wpływa na sprzedaż Twoich publikacji, a może nie ma to znaczenia?

Posiadanie własnego medium, czy też społeczności, ma ogromny wpływ na sprzedaż książek, gdyż gwarantuje darmową promocję i bezpośrednie dotarcie do konkretnej grupy docelowej.

Przez pewien czas, poza portalem MarketingMiejsca.com.pl, wydawałem również drukowany magazyn o tym samym tytule, który był bezpłatnie wysyłany do samorządowców i marketerów. Wciąż posiadam również informacyjny serwis lokalny w moim rodzinnym miasteczku i przez kilka lat wydawałem tam bezpłatną gazetę. Od 2012 roku prowadzę również blog TrescJestNajwazniejsza.pl, a od ponad roku internetową księgarnię z książkami biznesowymi, tylko z wybranymi, moim zdaniem najciekawszymi książkami biznesowymi, gdzie pośród wielu tytułów, można znaleźć i moje.

Każdemu, kto chce wydać książkę na własną rękę, polecam więc zastanowienie się, czy posiada taki własny ekosystem kanałów promocji książki, bo samo napisanie, złożenie i wydrukowanie to nie problem. Sztuką jest później sprzedać taką książkę.

Jak reklamujesz własne publikacje, gdy proces marketingu jest w całości na Twojej głowie?

W przypadku książek, które wydałem sam generalnie wszystko jest na mojej głowie, nie tylko marketing.

Oczywiście skład, przygotowanie okładki, korektę, redakcję i druk zlecam na zewnątrz, ale też wszystkiego nie robi jedna firma, tylko kilka różnych, lub freelancerzy, czy współpracujący z moją firmą graficy. Z każdą z tych firm, bądź osób, osobno negocjuje ceny i warunki współpracy. Na mojej głowie są też ewentualne patronaty medialne, dystrybucja i promocja.

Na temat promocji nie ma co się rozwodzić. Ona zwyczajnie musi być, bo bez niej nie ma sprzedaży. Więc oprócz wykorzystywania własnych mediów i mediów społecznościowych, zwyczajnie mówię o swoich książkach, przy każdej możliwej okazji. Sporo jeżdżę po kraju. Prowadzę różnego rodzaju prelekcje i wykłady. Współpracuję z wieloma samorządami. Praktycznie zawsze na jednym z pierwszych lub ostatnich slajdów moich prezentacji, pokazuję okładki moich książek – w tym najnowszej. Często też komentuję w mediach różne działania marketingowe i zawsze tam, gdzie to tylko możliwe, staram się mówić, lub prosić, aby mnie podpisano jako autora takiej, czy innej książki. Najważniejsza jest jednak konsekwencja w działaniu i otwartość na dziennikarzy – zawsze, kiedy potrzebują jakiejś wypowiedzi, należy mieć dla nich czas – to procentuje i pomaga w promocji książek.

Jednak tak samo jak ważna jest promocja, bo bez niej nie ma sprzedaży, tak samo ważna jest dystrybucja, bo cóż z tego, że wszyscy o książce będą wiedzieli, jeśli nie będzie jej można kupić.

Tu chciałbym podać kilka faktów i być może rozwiać kilka mitów, dotyczących dużych sieci zajmujących się dystrybucją i sprzedażą książek.

Faktem jest, że w przypadku „wpuszczenia” książki do szerokiej dystrybucji, trzeba oddać dystrybutorom najczęściej około 50% ceny okładkowej, a dystrybutorzy mają czas na przelanie nam pieniędzy za sprzedane książki od miesiąca do pół roku. W tym czasie książki są u nich w komisie. My, jako wydawcy, nie mamy w tym czasie ani książek, ani pieniędzy za nie.

Nie prawdą jest jednak, że w przypadku małych wydawnictw lub self publishingu, nie ma szans, aby książki znalazły się na półkach dużych sieci. Można to zrobić na kilka sposobów i mogę to wytłumaczyć na konkretnych przykładach moich książek.

Jak już wspominałem, za dystrybucję książki „Marketing terytorialny. Jak zbudować i wypromować markę miejscowości?” odpowiada wydawnictwo Słowa i Myśli – czyli można, dzieląc się zyskiem, podpisać umowę z większym wydawnictwem, które wciągnie naszą książkę do swojej oferty.

Książkę „Jak osiągnąć sukces” (poświęcona jest ona głównie temu jak budować markę małej, często jednoosobowej działalności gospodarczej i przy okazji markę osobistą jej właściciela), sprzedaję poprzez dwie średniej wielkości hurtownie książek, w których z kolei zaopatrują się największe hurtownie, a w tych sieci typu: Empik i Matras oraz większość księgarń internetowych. Wspominałem wcześniej również o konsekwencji w działaniu. W przypadku tej książki, pomimo tego, że była ona już w hurtowniach, to sam dotarłem do odpowiednich osób w księgarni Matras i przekonałem menadżera kategorii, że warto, aby ta pozycja trafiła również na półki ich stacjonarnych księgarń. Zaś wydawnictwo Słowa i Myśli zaproponowało, wydanie tej książki w postaci ebooka i zajęło się jej sprzedażą w wersji elektronicznej.

Zaś książkę „Wszystko co chciałbyś wiedzieć o marketingu terytorialnym. Z praktyki polskich samorządów” dystrybuują: jedna z największych w Polsce księgarń internetowych Bonito.pl, z którą podpisałem bezpośrednią umowę i jedna z hurtowni.

Każdy z tych modeli ma oczywiście swoje wady i zalety, a sukces sprzedażowy zależy od wielu czynników i zaangażowania promocyjnego samego autora – w tym przypadku mówię oczywiście o sobie.

Ale oczywiście zawsze, jeśli chcemy, by książka pojawiła się w większości księgarń w kraju, musimy się liczyć z tym, że dystrybutorowi, poza kosztami wyprodukowania książki, będziemy musieli oddać 50-60% ceny okładkowej.

Gdyby przyszedł do Ciebie niedoświadczony autor i zapytał czy w Polsce opłacalne jest wydawanie na własną rękę publikacji, co byś mu odpowiedział?

Odpowiedziałbym mu, zresztą zgodnie z prawdą, że wszystko zależy od wielu czynników, ale jeśli faktycznie chce książkę wydać sam, to zapraszam do współpracy ze mną, na ludzkich warunkach (śmiech).

Z kilkoma autorami już współpracowałem świadcząc taki wachlarz usług, jaki sobie życzyli, najczęściej był to skład, przygotowanie do druku i sam druk. Dystrybucję i sprzedaż brali oni już na siebie. Nie ma jednak problemu, abym wziął na siebie również redakcję, korektę i dystrybucję, czyli cały zakres prac nad książką.

Ale oczywiście zawsze, jeśli chcemy, by książka pojawiła się w większości księgarń w kraju, musimy się liczyć z tym, że dystrybutorowi, poza kosztami wyprodukowania książki, będziemy musieli oddać 50-60% ceny okładkowej.

Natomiast jeśli ktoś nasłuchał się i naoglądał rozmów z Michałem Szafrańskim i chce, tak jak on, zarobić pierwszy milion na swojej pierwszej książce, to ostrzegam, że to nie będzie takie proste, a może i kompletnie niemożliwe.

Aktualnie tylko garstka polskich, najbardziej znanych pisarzy, żyje z pisania książek. Reszta gdzieś pracuje: w szkole, na uczelni, w gazecie itp…

Aby zarobić, jakieś zauważalne, pieniądze na sprzedaży książki tylko poprzez własną dystrybucję należy:

– pisać, wcale nie na niszowy temat, ale dla szerokiej grupy odbiorców, którą jesteśmy wstanie swoją twórczością zainteresować;

– posiadać bardzo dużą, wierną i zaangażowaną społeczność skupioną wokół siebie i własnej działalności;

– posiadać takie umiejętności autopromocji, jak wspomniany Michał Szafrański, mówiąc szeroko w mediach o tym ile zarobił na swojej książce, nim jeszcze ją wydał, a więc nim ktokolwiek ją miał szansę przeczytać i ocenić, przecież cały czas ją promuje, podkręca zainteresowanie sobą oraz książką, o której mówi, a tym samym napędza jej przedsprzedaż. Nie każdy takie umiejętności posiada. Nie każdy również ma taką społeczność i tylu znajomych dziennikarzy, aby media były zainteresowane książką, która się jeszcze nie ukazała. Jeśli ktoś takich umiejętności i możliwości promocji książki nie ma, a chce i może wydać więcej niż kilka tysięcy złotych na samo przygotowanie i druk książki, powinien nawiązać współpracę ze specjalistą public relations lub agencją PR, która pomorze mu w dotarciu do mediów.

Tak, czy owak, aby było o czym rozmawiać i planować różne formy promocji książki, najpierw trzeba ją napisać, a niestety w przypadku większości osób, niby chęci są, ale brakuje: czasu, umiejętności, konsekwencji lub determinacji, albo wszystkich tych elementów łącznie.

 

Zobacz również:

https://marketingibiznes.pl/biznes/wywiad-z-agnieszka-skupienska-biznesoweinfo-pl-o-selfpublishingu

Wywiad z Karolem Zielińskim – Paylane

Prawda jest taka, że nikt nigdy nie zapłacił nikomu za sam pomysł! – wywiad z Jakubem Kotem – Dealavo

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl