Twoje zawodowe motto brzmi: „za każdą liczbą stoi historia”. Jak w praktyce można je przełożyć na zarządzanie finansami w firmie?
Bartosz Gayer: To motto wynika z mojego wieloletniego doświadczenia w świecie biznesu i z pracy w korporacji, która jest nie tylko dobrym nauczycielem życia, ale także finansowej logiki. Jego sens sprowadza się do tego, że nie da się efektywnie zarządzać finansami firmy, patrząc na nie tylko przez pryzmat Excela. Wiele przedsiębiorstw próbuje przyjmować taką perspektywę, ale ma ona podstawową wadę – skupianie się jedynie na kolumnach cyfr sprawia, że z pola widzenia mogą zniknąć inne istotne sprawy związane z prowadzeniem biznesu.
Podam na to prosty przykład. Podczas przygotowywania budżetu na kolejny rok przedsiębiorca dochodzi do wniosku, że koszty są zbyt wysokie i trzeba je obniżyć o 10%. Usunięcie wydatków w Excelu stworzy pozór, że wszystko się zgadza. Może jednak dojść do tego, że obcięte w ten sposób koszty były niezbędne do prawidłowego funkcjonowania firmy, a ich wyeliminowanie skutecznie zablokowało zarządzanie przedsiębiorstwem. Dzieje się tak dlatego, że nie da się zarządzać finansami tylko w oparciu o tabelki – trzeba spojrzeć na biznes holistycznie i zrozumieć, co za tymi liczbami stoi, a także znać procesy, projekty i działania, które przekładają się na te liczby. Zamiast więc przestawiać cyferki w Excelu, dokonajmy głębszej analizy. Sprawdźmy, czy w rzeczywistości faktycznie możemy obniżyć koszty, czy planowane działania mają biznesowy sens i czy zyskają aprobatę naszych partnerów biznesowych. Warto także brać poprawkę na to, że osiągnięcie długoterminowych celów czasem może pogarszać krótkoterminowe wyniki.
Pamiętajmy o tym, że finanse w firmie to nie wszystko. Dzięki nim można zobaczyć tylko część aspektów, np. to czy firma działa w zdrowy sposób lub czy wdrażane procesy przynoszą dobre rezultaty. Ważne są jednak także pozostałe czynniki, m.in. zadowolony klient, wysoka jakość produktów lub usług oraz sprawnie działający marketing. Stąd właściwą postawą jest łączenie aspektów finansowych z pozostałymi miarami efektywności w firmie, których zawsze jest sporo.
Od redakcji: Konferencja Let’s Go Global odbędzie się 29 marca 2022 roku na Stadionie Wrocław. Tu kupisz bilety na Let’s Go Global.
20 lat doświadczenia na stanowisku dyrektora finansowego pozwala Ci spojrzeć z szerszej perspektywy na zarządzanie finansami w firmie. W tym także na problemy, z którymi mierzą się przedsiębiorcy zainteresowani globalną ekspansją. Opowiedz nam, proszę, jakie szanse i ryzyka muszą dziś uwzględniać właściciele przedsiębiorstw o globalnym mindsecie?
B.G.: Obecnie mamy do czynienia z globalizacją o różnych tempach. Jej istnienie znacząco ułatwia działanie na szeroko rozumianym rynku, nie tylko tym lokalnym, ponieważ globalizacja jako proces opiera się na czterech filarach: swobodnym przepływie osób, kapitału, finansów i transakcji handlowych.
Globalizacja bardzo ułatwiła prowadzenie działalności gospodarczej w wymiarze międzynarodowym, ale oprócz szans niesie za sobą także pewne ryzyka. Jednym z nich jest ryzyko związane z koniecznością poruszania się po nowych obszarach podatkowych, legislacyjnych i walutowych, na które natrafiamy podczas rozwijania przedsiębiorstwa na arenie międzynarodowej.
Zanim więc wejdziemy na nowe rynki, musimy dokładnie poznać ich specyfikę, otoczenie konkurencyjne i prawne oraz podatkowe, ponieważ tylko dzięki temu będziemy w stanie ocenić skalę ryzyka. Jeżeli część biznesu rozwija się w walucie innej niż krajowa, to powinniśmy też uwzględnić ryzyko wynikające z wahań kursu walutowego, które w zależności od specyfiki działalności mogą nas ucieszyć lub zmartwić.
Ryzyka są istotne, lecz większość przedsiębiorców podejmuje decyzję o rozpoczęciu globalnej ekspansji, ponieważ dostrzega w tym obiecujące możliwości dla swojego biznesu. O jakich więc możemy mówić szansach?
B.G.: Przykładem szansy, zwłaszcza dla młodych firm oraz organizacji o kulturze startupowej, jest możliwość pozyskania inwestora na rynku międzynarodowym. Możliwość zdobycia źródła finansowania poza rynkiem lokalnym jest często naturalną konsekwencją działalności takich przedsiębiorstw. Trudno bowiem byłoby oczekiwać, że na przykład inwestor pochodzący z USA wyłoży środki na rozwój firmy, której działalność będzie zamykała się w granicach rodzimego kraju. Poza tym z moich doświadczeń wynika, że founderzy mają często globalne myślenie o prowadzeniu firmy zaszyte w DNA. Wielu z nich przygotowuje się do tego już w momencie zakładania biznesu. Co ciekawe, część zaczyna realizować projekty od razu poza granicami Polski, uznając, że rodzime otoczenie jest obarczone zbyt dużym ryzykiem prawnym i podatkowym, więc prowadzenie startupu zagranicą będzie łatwiejsze.
Warto jednak dodać, że choć trawa na rynkach zagranicznych wydaje się bardziej zielona, to w planach globalnej ekspansji należy uwzględnić zarówno ryzyka, jak i szanse. Konieczne może być np. uzyskanie odpowiednich licencji czy uprawień wymaganych dla funkcjonowania biznesu na konkretnych rynkach. Dobry founder powinien być tego świadomy i umieć mapować ryzyka oraz podejmować działania w taki sposób, by utrzymać te ryzyka pod kontrolą. Mówiąc wprost – musi on być dobrze poinformowany i w pełni rozumieć, w co i dlaczego wchodzi.
Powróćmy jeszcze do procesu globalizacji. Jaką rolę odegrała w nim pandemia COVID-19, którą trudno było przewidzieć w jakiejkolwiek długoterminowej ocenie ryzyka?
B.G.: Ogromną. Począwszy od zeszłego roku bardzo ucierpiał tradycyjny handel oparty na łańcuchach dostaw, które nagle uległy przerwaniu. Do tej pory wielu firmom brakuje komponentów, co widać choćby na rynku motoryzacyjnym. Możemy tu zaobserwować swoisty efekt motyla, ponieważ to, co wydarzyło się w Azji szybko rozlało się na cały świat. W rezultacie pojawienie się koronawirusa w Chinach doprowadziło m.in. do zwiększenia cen używanych samochodów w USA o 45%, ponieważ niska dostępność nowych aut wywindowała ceny na rynku wtórnym.
Pojawiła się też duża liczba czynników zakłócających funkcjonowanie biznesu – obostrzenia, kwarantanny i ograniczenia dotyczące transportu międzynarodowego to tylko niektóre z nich. Jednocześnie otworzyły się jednak dodatkowe furtki, tj. praca zdalna, która w 1,5 roku zrewolucjonizowała kulturę organizacyjną bardzo wielu firm. Coś, co kiedyś było trudne do wyobrażenia, nagle stało się naszą codziennością, którą – jak się okazuje – doceniają zwłaszcza przedstawiciele młodszych pokoleń.
Na pandemię warto więc spojrzeć wielowymiarowo. Jej pojawienie się przyniosło biznesowi wiele utrudnień. Jednocześnie wprowadziło rewolucyjne zmiany w funkcjonowaniu firm oraz jeszcze bardziej zwiększyło znaczenie obiegu informacji i rozwoju technologii informacyjnych. A jest to bardzo istotne dla biznesu – nie bez powodu informacja jest dziś nazywana „ropą XXI wieku”.
Jak przedsiębiorcy działający na rynkach międzynarodowych mogą się przygotować na tak nieprzewidywalne wydarzenia, jak wybuch pandemii?
B.G.: Na podstawie swojego 20-letniego doświadczenia mogę z całą pewnością powiedzieć, że otoczenie biznesu jest bardzo dynamiczne. Przedsiębiorcy powinni więc zawsze mieć z tyłu głowy informację, że nic nie jest im dane na zawsze. Funkcjonowanie biznesu może się nagle radykalnie zmienić za sprawą takiego czarnego łabędzia, jakim było pojawienie się COVID-19. Nikt się tego nie spodziewał, lecz mimo to niektóre firmy były w stanie szybko odpowiedzieć na potrzeby wynikające z nowej rzeczywistości. Dlaczego? Ponieważ choć nie przewidziały wybuchu pandemii, to już wcześniej przygotowały się na różnego typu ryzyka.
Jakie firmy masz na myśli?
B.G.: Przykładem takiego przedsiębiorstwa może być Cyfrowy Polsat, który wdrożył pracę zdalną jeszcze przed odkryciem koronawirusa. Zarząd firmy postanowił znacznie wcześniej wyposażyć pracowników w niezbędny sprzęt oraz systemy informatyczne i przygotować ich do wydajnej pracy poza biurem. W rezultacie, gdy inne firmy dopiero przestawiały się na tryb pracy zdalnej, pracownicy Cyfrowego Polsatu mogli od razu wykonywać swoje zadania równie efektywnie jak wcześniej w biurze.
Innym przykładem tego, jak długoterminowa ocena ryzyka pozwala przygotować się na niespodziewane zdarzenia jest sytuacja amerykańskich przedsiębiorców, którzy na 2-3 lata przed wybuchem pandemii przenieśli swoje łańcuchy dostaw z Azji na inne kontynenty. Dzięki temu, gdy Chiny zostały odcięte od świata, mieli nadal zapewnioną ciągłość dostaw z innych krajów i mogli bez opóźnień realizować zamówienia. W przeciwieństwie do całego mnóstwa firm, które masowo kupowały komponenty lub produkty w Chinach i nagle stanęły przed groźbą zawieszenia działalności z powodu braku towarów.
Ta historia wyraźnie pokazuje, że za każdą cyfrą stoi historia. Część amerykańskich przedsiębiorców – tak jak i reszta świata – nie wiedziała, że nagle pojawi się koronawirus. Biznesmeni z USA uwzględnili jednak znacznie wcześniej ryzyko związane z rozpętaniem przez Trumpa wojny cenowej z Chinami. Wystraszyli się, że handel z Azją może ulec ograniczeniom lub podrożeć ze względu na nałożenie cła na różne komponenty. Wzięli więc sprawy w swoje ręce i zaczęli zarządzać tym ryzykiem, co nieoczekiwanie pozwoliło im wyprzedzić konkurencję podczas pandemii.
Z tego płynie ważna lekcja dla biznesu: warto być świadomym tego, co może się wydarzyć, bo prawdą jest, że szczęście sprzyja przygotowanym. Na pewno lepiej jest stworzyć zrozumiałą strategię rozwoju i plan działania awaryjnego, niż później tracić czas oraz środki na gaszenie pożarów. Dotyczy to szczególnie prowadzenia biznesu na rynkach międzynarodowych, które otwiera więcej możliwości, ale też wiąże się z wieloma ryzykami. Nie można więc patrzeć na firmę rozwijającą się globalnie z perspektywy lokalnej.
Co jeszcze oprócz stworzenia długoterminowej oceny ryzyka doradziłbyś founderowi startupu, który zamierza rozwijać się globalnie? Jakie działania pozwolą mu sprawnie zarządzać finansami?
B.G.: Przede wszystkim founderzy powinni rozpoznać rynki, na które chcą wejść, m.in. pod kątem podatkowym i prawnym. To ważne, aby nie przeżyć przykrego zaskoczenia, że np. podatki w innym kraju są rozliczane inaczej niż u nas.
Niezwykle ważne jest też stworzenie biznesplanu, w którym warto przewidzieć np. co się wydarzy, jeśli euro podrożeje lub stanieje o 10%. Należy też uwzględnić, co się stanie, jeżeli zmienią się stopy procentowe, wzrosną podatki lub koszty materiałów bądź wynagrodzeń. Dla niektórych firm ten ostatni czynnik może być kluczowy dla zachowania opłacalności realizowanych projektów. Dotyczy to choćby software house’ów, w których czynnik ludzki jest podstawą prowadzenia firmy.
Już na etapie tworzenia biznesplanu warto więc zastanowić się, na ile jesteśmy elastyczni i w jakim stopniu możemy zniwelować skutki ewentualnego wzrostu kosztów, przerzucając je na klientów. Upewnijmy się, czy nasz biznesplan nie jest napięty do granic możliwości, ponieważ dzisiejsze otoczenie biznesu jest niezwykle dynamiczne i trudno się łudzić, że nie dojdzie np. do zmiany podatków lub skoku inflacji.
Od 11 lat realizujesz misję polegającą na zwiększaniu świadomości w zakresie finansów. W tej roli pojawisz się także na konferencji Let’s Go Global w marcu 2022 r. O czym opowiesz przedsiębiorcom planującym globalny rozwój firm?
B.G.: Na pewno o tym, co zrobić, żeby finanse nie były dla firmy przeszkodą tylko ułatwieniem w prowadzeniu działalności. Trochę czasu poświęcimy analizie szans i zagrożeń, których powinien być świadomy przedsiębiorca planujący rozwój na rynku globalnym.
Opowiem też o narzędziach z obszaru finansów, których możemy używać, żeby efektywnie odpowiadać na szanse i zagrożenia. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że obecnie żyjemy w świecie VUCA (ang. V – volatility: zmienność, U – uncertainty: niepewność, C – complexity: złożoność, A – ambiguity: niejednoznaczność), w którym pojawia się coraz więcej ryzyk. Dlatego choć dziś prowadzimy owocny biznes, musimy być przygotowani na liczne zwroty akcji, zmiany otoczenia i pivoty, ponieważ świat podlega dynamicznym zmianom. Części z nich nie da się przewidzieć – np. nadejścia pandemii czy odcięcia dostępu do towarów z Chin z powodu kontenerowca, który na kilka dni ugrzązł w Kanale Sueskim. Skutki tego zdarzenia odczuwamy zresztą do dzisiaj, o czym świadczą choćby braki półprzewodników i innych komponentów z branży elektronicznej.
To wszystko sprawia, że zanim przystąpimy do globalnej ekspansji, musimy dokładnie wiedzieć, czego możemy się spodziewać. Dlatego podczas konferencji „Let’s Go Global” dużo czasu poświęcę na omówienie analizy ryzyka i położę nacisk na zrozumienie istotnych procesów biznesowych. Jeśli bowiem poznamy ryzyka i szanse, jakie rysują się przed naszym biznesem, zbudujemy pewne story, które nada mu ramy opowieści. Na tym jednak nie koniec – tę opowieść trzeba zmierzyć, zważyć, opisać za pomocą liczb i zobaczyć, czy nadal ma ona sens. Przedsiębiorcy mają ograniczone zasoby czasu, energii i kapitału ludzkiego, dlatego powinni je optymalnie zagospodarować, koncentrując się na obszarach krytycznych z punktu widzenia swojego biznesu. Bardzo pomocne stają się wtedy metody ilościowe i narzędzia stosowane w finansach, które ułatwiają podejmowanie trafnych decyzji biznesowych. Właśnie na tym zamierzam się skupić, ponieważ jestem człowiekiem od cyferek i to na nich znam się najlepiej. Pokażę to jednak w kontekście biznesowym (nie „cyferkowym”), bo jak już wspomniałem na początku wywiadu, dla mnie liczby są narzędziem opowiadania historii, a nie celem samym w sobie.
Edukujesz nie tylko przedstawicieli biznesu, ale także nie-finansistów. Domyślam się więc, że Twój terminarz jest szczelnie wypełniony zadaniami. Co zatem zachęciło Cię do udziału w „Let’s Go Global”?
Opowiadanie o finansach to moje wielkie hobby, które realizuję z prawdziwą przyjemnością i przekonaniem, że jestem w nim całkiem dobry. Wybrałem konferencję „Let’s Go Global”, ponieważ będą na niej obecne m.in. młode firmy i startupy, które wyróżniają się dużą dynamiką działania oraz chęcią zrobienia czegoś wielkiego. A ja jestem finansistą o dużej ciekawości świata, dlatego bardzo lubię takie relacje biznesowe, które pozwalają tworzyć rozwojowe projekty i chcą generować nową, lepszą jakość.
Cieszę się więc, że będę mógł podzielić się z uczestnikami tej konferencji swoją wiedzą i dołożyć cegiełkę do ich globalnego rozwoju. Myślę, że moje doświadczenie korporacyjne może być dla nich inspirujące, ponieważ korporacje wraz ze swoimi standardami, procedurami i metodami zarządzania finansowego są dla małych firm cennym źródłem dobrych praktyk. A pamiętajmy, że małe firmy i startupy też mogą zamienić się w korporacje w perspektywie 10 lat. Dlatego część prelekcji poświęcę na pokazanie dobrych i złych praktyk, pozytywnych aspektów globalnego prowadzenia biznesu oraz pułapek, na które trzeba uważać. Sądzę, że te informacje będą wartościowe także dla średnich i dużych firm.
Do konferencji „Let’s Go Global” zostało jeszcze kilka miesięcy. Czy możesz nam zdradzić, jakie są Twoje dalsze plany zawodowe?
B.G.: Ostatnio dużo się u mnie dzieje. Właśnie kończę intensywny rok w startupie, który był ciekawym i zupełnie nowym etapem w mojej karierze. Teraz skupiam się na uczeniu i opowiadaniu o finansach, pomagam też firmom jako konsultant biznesowy. Być może powrócę do korporacyjnego świata, ale staram się niczego nie zakładać z góry. Wiem jednak na pewno, że chcę dalej pracować w obszarze finansów, bo – jak mawiał mój szef w korporacji – „finance is fun”. A jeśli dodamy do tego stwierdzenie, że za każdą liczbą stoi historia, to zyskujemy bardzo szeroką perspektywę, która ułatwia budowanie fajnych biznesów. W ciągu najbliższych 5-10 lat chciałbym właśnie budować takie biznesy wraz z innymi – korporacjami, przedsiębiorcami oraz founderami. Zależy mi na tym, żeby mieć satysfakcję płynącą z tego, że mogłem pomóc partnerom biznesowym w globalnym rozwoju przedsięwzięć i odnoszeniu międzynarodowych sukcesów.
Od redakcji: Konferencja Let’s Go Global odbędzie się 29 marca 2022 roku na Stadionie Wrocław. Tu kupisz bilety na Let’s Go Global.
Zostaw komentarz