Według raportu Startup Poland 2017 ponad 90 proc. polskich startupów, które wychodzą poza granice Polski, eksportuje swoje produkty i usługi do Stanów Zjednoczonych i Europy. Największe przychody w Europie, bo aż 44 proc. uzyskujemy w Wielkiej Brytanii i… Niemczech (przy czym 20 proc. to Wielka Brytania, a 24 proc. Niemcy). Okazuje się, że Berlin jest bardzo popularnym kierunkiem ekspansji dla młodych przedsiębiorców. Postanowiłam bliżej przyjrzeć się tematowi i sprawdzić jak wygląda polska aktywność biznesowa w Berlinie i czy Berlin rzeczywiście jest europejską stolicą startupów.
Moje poszukiwania bardzo szybko doprowadziły mnie na stronę Facebookową Polish Berlin Tech. W opisie czytamy: „Witajcie w Polish Berlin Tech! Pomysł na Polish Berlin Tech powstał z myślą o integracji polskiej społeczności startupowej oraz kreatywnej mieszkającej i pracującej w Berlinie. Organizujemy spotkania, które są okazją do poznania się, opowiedzenia o swoich pomysłach, podzielenia się wiedzą i doświadczeniem z innymi, jak i po prostu – do spotkania się przy piwie. Celem spotkań jest więc zarówno networking oraz przyjemność z poznania nowych osób.” Nie zastanawiałam się długo, od razu do nich napisałam.
Ula Lachowicz, współzałożycielka Polish Berlin Tech (drugim współzałożycielem jest Michał Łyczek), bardzo szybko umówiła się ze mną na rozmowę telefoniczną. Okazało się, że pomysł na inicjatywę powstał prawie 3 lata temu, a inspiracją był pewien Włoch. Ula i Michał na jednym z wydarzeń kulturalnych w Berlinie spotkali wspólnego znajomego, który właśnie wrócił ze spotkania społeczności technologicznej Włochów w Berlinie. Ponieważ obydwoje od lat mocno siedzą w branży startupowej, momentalnie podłapali temat. Po powrocie ze spotkania zaczęli robić research i okazało się, że nie ma czegoś podobnego dla Polaków, a doskonale wiedzieli że polskich przedsiębiorców w Berlinie jest bardzo dużo.
Od pomysłu do realizacji nie minęło dużo czasu. Początkowo były to spotkania w kawiarni. Jednak z czasem informacja o polskiej społeczności technologicznej szybko zaczęła się rozchodzić. – Zaczynaliśmy od spotkań w barze. Obecnie jest nas blisko 1000 osób, a nasze spotkania są bardzo profesjonalne. Za każdym razem zapraszam ekspertów i zawsze staram się, by przynajmniej jeden ze spikerów był naszym rodakiem, by pokazać w jak różnych dziedzinach działamy.
Okazuje się, że Polacy w Berlinie to nie tylko deweloperzy, którzy wyjechali żeby więcej zarabiać. Mamy tu ludzi od marketingu przez biznes, analitykę, IT, co-founderów, po osoby od strony inwestorów. Mamy naprawdę bardzo fajną reprezentację i ona cały czas rośnie! Mamy fantastycznych ludzi z otwartymi umysłami i gotowością na zmiany – komentuje dla Marketing i Biznes Ula Lachowicz.
Jak tłumaczy mi Ula, środowisko biznesowe w Berlinie jest kilkanaście razy większy niż w Polsce. Liczba akceleratorów, aniołów biznesu, co-workingów, organizacji wspierających startupy i samych inwestorów jest tam ogromna. – Jak chcesz spędzić tydzień w Berlinie, to przez cały ten czas możesz tak naprawdę nie robić nic tylko chodzić z eventu na event. Każdego dnia tu się coś dzieje! – dodaje Ula.
Poza tym jest dużo społeczności, które skupiają wokół siebie ludzi zainteresowanych daną branżą, czy technologią. Dlatego startupy, które wchodzą na rynek berliński, mają nieco łatwiej, bo mają zdecydowanie więcej drzwi do których mogą zapukać. Co ważne możliwości finansowania są zdecydowanie większe niż w Polsce. I jak się okazuje, można tam znaleźć inwestorów nie tylko z Niemiec ale również z innych krajów europejskich i USA. Amerykanie bardzo lubią Berlin, niektórzy zakładają malutkie biura, jako swoje siedziby, tylko po to, by mieć tam swoje przedstawicielstwo.
Jedną z form wsparcia, jaką oferuje Polish Berlin Tech startupom, jest event Polish Tech Night, którego jest współtwórcą (oprócz społeczności Uli Lachowicz w tworzenie imprezy zaangażowanych jest kilka organizacji oraz osób prywatnych zarówno z Polski, Berlina jak i Londynu). Inicjatywa odbyła się już 3 razy z częstotliwością raz na pół roku.
Podczas wydarzenia do Berlina zapraszane są polskie startupy w celu prezentacji swoich projektów przed niemieckimi inwestorami i tamtejszą społecznością technologiczną. Równolegle podczas wydarzenia organizowane są warsztaty. – To bardzo duże wsparcie, bo cała organizacja jest po naszej stronie, impreza jest bezpłatna. Dajemy startupom wiedzę ekspercką i zapraszamy inwestorów. To jedyny taki event w Berlinie, który jest dedykowany tylko polskim startupom, a publiczność która przychodzi jest niemiecka – dodaje Ula.
Polskie startupy w Berlinie
AISENS
Jednym z Polskich startupów, który brał udział w Polish Tech Night jest firma AISENS, z którą udało mi się porozmawiać na temat biznesu w Berlinie. Ich produkt to sensory wykorzystujące sztuczną inteligencję do rehabilitacji pacjentów. W listopadzie 2017 roku skończyli akcelerację w Berlinie, jednak nie wykluczają, że na tym się nie skończy ich biznesowa obecność w Niemczech.
Pod koniec ubiegłego roku podpisali umowę inwestycyjną, a w tym roku mają w planach wyprodukować pierwszą dużą partę produkcyjną sensorów, które chcą również certyfikować, jako urządzenie medyczne. Skontaktowałam się z Adamem Woźniakiem, Co-founder/Board Member AISENS i zapytałam go o pierwsze kroki w Berlinie.
– W początkowej fazie mogliśmy liczyć na wsparcie przede wszystkim od naszych rodaków z zespołu Polish Tech Night. Dzięki pomocy Adama Formanka mogliśmy zaprezentować nasz projekt na jednych z większych targów elektroniki użytkowej w Europie – IFA. Następnie po dostaniu się do akceleratora Startupbootcamp, mieliśmy duże wsparcie mentorów, oraz specjalistów z branży. Dzięki nim odbyliśmy wiele spotkań oraz zdobyliśmy cenną wiedzą na temat niemieckiego rynku – komentuje Adam.
AISENS dostał się do akceleratora IMPACT Poland, opowiada mi Adam. Ich mentor, Arek Hajduk od razu zasugerował im, że powinni nastawiać się na globalny biznes, bo problem jaki rozwiązuje ich urządzenie jest globalny, a technologia łatwo skalowana. Pierwszy kierunek, o którym pomyśleli to Berlin, bo ich firma mieści się w Poznaniu, czyli rzut beretem od startupowej stolicy Europy. Najpierw, jako widzowie, pojechali na konferencję organizowaną przez akcelerator Axel Springer Plug and Play. Następnie dostali się na Polish Tech Night, już jako prelegenci, dzięki czemu mogli zaprezentować się szerszej publiczności.
Następnie zostali zaproszeni na Selection Days, organizowane przez akcelerator Startupbootcamp Digital Health w Berlinie i wybrani jako jeden z 10 projektów do akceleracji. Dzięki temu ostatni kwartał 2017 spędzili w Berlinie, poznawali rynek oraz budowali relacje z potencjalnymi klientami. Na początku 2018 roku ich sensory będą testowane przez kilka niemieckich koncernów.
Dlaczego wybrali Berlin? – Jedną z kluczowych zalet jest położenie geograficzne. Prowadząc firmę w Poznaniu w ok. 2,5 godziny jesteśmy w stanie dojechać do centrum Berlina. A z tego co się zorientowaliśmy, większość dużych i znaczących firm właśnie tam ma swoje biura. Także aby porozmawiać z kluczowymi osobami w branży, wystarczy pobyć trochę w Berlinie. Drugim dużym ośrodkiem biznesowym jest Monachium. Ponadto z lotnisk w Berlinie można dostać się w każdy zakątek Europy, spotkać się z potencjalnymi klientami i wrócić tego samego dnia – tłumaczy Adam.
Train&Benefit
Innym polskim starupem działającym w Berlinie, do którego dotarłam, jest Train&Benefit, założony przez Paulinę Bagińską. Jej produkt to aplikacja, która promuje uprawianie sportu i zdrowy tryb życia. Paulina wraz ze swoim wspólnikiem zdecydowali się na przystąpienie do Inkubatora przy Uniwersytecie HWR w Berlinie, ponieważ jedna osoba z zespołu tam studiowała (by dostać się do tego Inkubatora, trzeba być studentem tej uczelni).
Później Paulina zgłosiła się do agencji doradczej ZGS Consult, dzięki której otrzymała 1500 euro na konsultacje z mentorami (finansowanie z Urzędu Miasta dla osób, które planują otworzyć własną firmę). Następnym krokiem była możliwość pitchowania na Polish Berlin Tech Night w Telefonica Basecamp. Otworzyło to przed nią szereg możliwości i pierwsze rozmowy z firmami oraz aniołami biznesu.
– Zdecydowałam się na Niemcy- Berlin, gdyż jest to raj dla startupow. W porównaniu do Monachium, to właśnie w Berlinie powstają kreatywne startupy, środowisko jest bardzo rozwinięte i ma wiele do zaoferowania (inkubatory, meet up, coworking space itd). Niemcy jako kraj oferuje ogromne wsparcie dla przedsiębiorców począwszy od typowej pomostówki dla bezrobotnych na otwarcie firmy i zapomogi do 5 tys. euro z Urzędu Pracy, po granty takie jak EXIST, ILB czy Profit. Niestety wiąże się to niejednokrotnie z biurokracją jaka jest nie do uniknięcia w Niemczech – komentuje Paulina Bagińska.
Tylko
Kolejnym polskim startupem, obecnym w Berlinie, jest firma Tylko. Oferuje ona aplikację, dzięki której użytkownicy mogą samodzielnie zaprojektować meble, dostosować do konkretnego pomieszczenia, obejrzeć je wirtualnie w swoim domu, a następnie zamówić online. Projekt tworzą Hanna Kokczyńska, Mikołaj Molenda, Michał Piasecki, Jacek Majewski oraz Benjamin Kuna. Jak przyznaje Jacek Majewski, od początku zakładali, że będą działać w całej Europie. Początkowo skupili się na Europie niemieckojęzycznej oraz na Wielkiej Brytanii.
Jednym z ich inwestorów jest Paua Ventures, fundusz VC z Berlina. Jak tłumaczy mi Jacek Majewski, dzięki funduszowi udało się im uruchomić biuro w Berlinie i zatrudnić pierwsze osoby. Mieli również dostęp do ich networku, dzięki czemu mogli wymieniać się doświadczeniami z wieloma startupami z Niemiec. – Berlin to ogromny rynek z bardzo dużą siłą nabywczą. Do tego niewielki dystans korzystnie wpływa na koszty logistyki. Startując w Niemczech równocześnie mogliśmy prowadzić kampanie w Austrii i Szwajcarii, co pozwalało szybciej skalować sprzedaż – dodaje.
Podsumowując Jacek Majewski mówi, że Tylko ma obecnie bardzo dobrze działający produkt, który ciągle dopracowują i dodają nowe funkcjonalności. Przeszli dwie bardzo duże iteracje całej komunikacji i platformy i wreszcie są zadowoleni z tego jak prezentuje się marka i w jaki sposób mówi do ludzi. Dopracowali doświadczenie zakupowe bazując na nie kończących się sugestiach płynących od klientów. Obecnie mają bardzo duży wzrost sprzedaży. Mają jasno zdefiniowane plany produktowe na najbliższe lata i koncentrują się teraz na sukcesywnym ich wdrażaniu. Tylko obecnie zatrudnia ponad 50 osób i w najbliższych miesiącach będzie się mocno rozrastać.
Berlin versus Niemcy i Made in Poland
Kiedy pytam o specyfikę rynku niemieckiego, Ula Lachowicz podkreśla, że rynek Niemiecki i rynek Berliński to dwie różne bajki. Tak jak Londyn dla Wielkiej Brytanii, czy Barcelona dla Hiszpanii, Berlin jest pewnego rodzaju wyspą odmienności. Może to wynikać z faktu, że jest tam bardzo międzynarodowe środowisko. Ludzie są otwarci na nowe, chcą testować i adaptować nowe rzeczy. Natomiast jeśli wyjdziemy poza stolicę Niemiec, spotkamy konserwatywnych ludzi, którzy nie przepadają za zmianami, a jeśli się na nie decydują, to bardzo długo je przyswajają. Myślenie tradycyjnego Niemca to: „jeżeli coś działa od lat i jest to stabilne, to po co cokolwiek zmieniać”.
To ważna informacja dla osób, które myślą o wprowadzeniu na rynek niemieckich fizycznych produktów. Takie osoby poza niechęcią do zmian, muszą walczyć również z niechęcią do znaku Made in Poland – Wśród Niemców niestety wciąż obowiązuje stare przeświadczenie, że polskie produkty oznaczają produkty słabej jakości. Co prawda, istnieje to w mentalności głównie starszego pokolenia Niemców, ale nadal istnieje. W technologiach coraz mniej się to zauważa, ale jeśli mówimy o produktach fizycznych, to rzeczywiście tak jest – tłumaczy Ula.
Zostając przy temacie postrzegania Made in Poland w Niemczech, Ula opowiedziała mi ciekawą anegdotę. – Jeśli chodzi o rzeczy technologiczne, to bardzo często na pierwszy rzut oka nie widać, że to produkt Polski. Miałam kilka lat temu ciekawą sytuację w pracy. Testowaliśmy jakieś rozwiązanie. Szef pokazał mi pewien produkt i bardzo mocno go zachwalał. Patrzę i widzę, że ten produkt jest z Polski. Szef twierdził, że ze Stanów. Okazało się, że rzeczywiście to był produkt polski, a firma miała po prostu siedzibę w Stanach. Pamiętam, że to było ogromne zdziwienie, że polska firma ma sukcesy, jest znana i wygląda na tyle profesjonalnie, że nie rozpoznajesz tej polskości. Zdarzyło mi się tak jeszcze kilka razy. To oznacza, ze Polska ma za sobą dobrą jakość! – dodaje Ula.
Moja rozmówczyni opowiada o Berlinie jako o przestrzeni, w której mieszają się dwa światy. Z jednej strony ogromna technologiczno-biznesowa scena, a z drugiej strony uparty konserwatyzm, który widać nawet w stolicy. Przykładowo nie w każdym miejscu w Berlinie zapłacisz kartą w sklepie, czy nie w każdej kawiarni jest dostępne Wi-Fi – podczas gdy w Polsce to już norma!
Tak więc Berlin kusi ogromnymi możliwościami, ale trzeba być przygotowanym na jego udziwnienia. Aczkolwiek nie każde z nich jest takie złe… Mianowicie Niemcy nie chcą kupować tanich produktów. Jeśli coś ma niską cenę, zapewne ma taką samą jakość. Jednak to akurat powinno cieszyć młodych przedsiębiorców, którzy planują podbój niemieckiego rynku.
Kancelarie prawne dla polskich startupów
Szukając dalszych informacji o działaniach naszych, polskich startupów w Berlinie znalazłam oferty kancelarii prawnych, które specjalizują się w pomocy polskim startupom, rozpoczynającym swój biznes w Niemczech, w kwestii formalno-prawnej. Jedną z takich kancelarii, z którą się skontaktowałam, jest kancelaria TROJAN Rechtsanwaltsgesellschaft mbH.
– Rozeznanie w regulacjach niemieckiego prawa stanowi dla wielu startupów z pozoru niemalże niemożliwy wyczyn, z którym muszą zmierzyć się na samym początku podboju niemieckiego rynku. Mowa tu m. in. o branżach fintech, IT, czy e-commerce oraz pokrewnych. Liczba niewidocznych na pierwszy rzut oka, aczkolwiek niezbędnych do dostrzeżenia, aspektów prawnych często zaskakuje naszych Klientów (począwszy od ochrony danych osobowych i obostrzeń prawnych w zakresie publikowania online, skończywszy na zabezpieczeniu roszczeń ze stosunku pracy) – komentuje adwokat Miłosz Trojan.
– Świadcząc nasze usługi staramy się otoczyć Klienta opieką zwłaszcza wtedy, gdy dopiero stawia pierwsze kroki na niemieckim rynku. Dotychczasowe doświadczenie pozwoliło nam dostrzec, że zapotrzebowanie na tego typu wsparcie (zarówno o charakterze stałej obsługi, jak również w formie jednostkowych porad), istnieje w szczególności wśród startupów eksportujących do Niemiec innowacyjne pomysły – dodaje Miłosz Trojan
Kiedy pytam o „pułapki prawne”, jakie mogą czekać na startupowców w Berlinie, Miłosz Trojan odpowiada, że w jednym z najbardziej stabilnych systemów prawnych Europy ciężko jest mówić o „pułapkach prawnych”. Problemy jakie mogą zaistnieć wynikają zazwyczaj z ograniczonej orientacji w niemieckim systemie prawnym i są silnie uzależnione od profilu działalności. Rodzaj usług oferowanych przez konkretny startup determinuje to, jakie kroki prawne stają się niezbędne (dla startupów technologicznych istotną rolę odgrywa prawo danych osobowych, prawo autorskie, prawo patentowe i ochrony znaków towarowych).
– Polskie startupy najczęściej zwracają się do kancelarii z prośbą o przygotowanie lub zaopiniowanie zawieranych kontraktów biznesowych, a także o weryfikację ich obowiązków z zakresu prawa autorskiego i prawa pracy. Popularne w ostatnim czasie zlecenia dotyczą także zakładania spółek handlowych i rejestracji działalności gospodarczej w Niemczech. Z uwagi na specyfikę startupów spory odsetek zadawanych pytań dotyczy takich tematów, jak: ogólne warunki umów, polityka prywatności, szeroko pojęte prawo IT i świadczenie usług online – dodaje Miłosz Trojan.
Według Miłosza Trojana rynki startupów w Polsce i w Niemczech są do siebie bardzo zbliżone. Szanse na wdrożenie i wypromowanie innowacyjnych wzgl. nowatorskich usług lub towarów są porównywalne, przy czym kreatywni startupowcy mogą liczyć w Niemczech na nieco większe wsparcie ze strony państwa lub rozmaitych akceleratorów. W Niemczech łatwiej również o znalezienie ośrodków startupowych, które przyciągają potencjalnych inwestorów.
Adwokat dodaje również, że specyfika niemieckiego rynku przejawia się w swego rodzaju dojrzałości. W Niemczech, a w szczególności w ośrodkach takich jak Berlin, startupy już od dłuższego czasu nie są zamkniętym ekosystemem, lecz z perspektywy potencjalnych inwestorów stanowią gałąź wpisaną na stałe w krajobraz gospodarczy. W związku z tym na pierwszy rzut mogłoby się wydawać, że rynek niemiecki jest bardziej nasycony, nic jednak bardziej mylnego. Ostatnie obserwacje rynkowe pokazują, że trend rozwoju segmentu startupowego w Niemczech nie zmalał również w 2017 roku.
– Warto również wspomnieć, że niemiecki rząd federalny w ramach „Agendy Cyfrowej 2020” postanowił przygotować gospodarkę cyfrową do międzynarodowego współzawodnictwa, a z Niemiec uczynić „kraj o największym cyfrowym wzroście w Europie”. Przewiduje się, że największe korzyści spłyną na berlińską scenę startupową, ze względu na jej największy stopień umiędzynarodowienia w Niemczech – dodaje Miłosz Trojan.
Język niemiecki nie jest problemem!
Ula Lachowicz nie ukrywa, że Europa jest bardzo trudnym rynkiem. Dużo osób mówi: wyjdź globalnie, wyjdź na Europę, ale każdy rynek europejski jest inny, specyficzny. Chociażby każdy kraj w Europie ma inne zwyczaje płatności, lub inne waluty. To może się powoli zaczyna generalizować, ale wciąż jest inny sposób komunikacji, inny język i pewne produkty czasami po prostu nie pasują do danego rynku. Dobrymi testerem są Stany, bo to jest największy duży rynek, który jest anglojęzyczny. Niestety żeby spróbować tam wyjść trzeba mieć duże pieniądze. Dlatego najpierw warto spróbować w Berlinie.
Wielu polskich startupowców, którzy decydują się na ekspansję, jako pierwszy kierunek wybierają Londyn, ze względu na język. Jak się okazuje nie trzeba lecieć aż do Londynu, by mieć komfort komunikacji w tym języku – W przeświadczeniu Polaków wciąż istnieje blokada przed wyjazdem do Berlina, bo martwią się, że nie znają języka niemieckiego.
Natomiast specyfiką Berlina jest to, że w bardzo wielu miejscach, zwłaszcza tych technologicznych, językiem urzędowym jest angielski! To nie jest tak, że ja zniechęcam do nauki niemieckiego (śmiech) ale brak znajomości tego języka nie jest barierą. Poza tym Berlin nie jest daleko, więc przyjechanie tu na kilka eventów czy spotkań nie jest problemem. Trzeba próbować! – dodaje Ula.
Ula Lachowicz przyjechała do Berlina ponad 3,5 roku temu. Zajmuje się startupami od czasów kiedy startupów nikt jeszcze nie nazywał startupami, tylko firmami IT. Kiedy zaczęła szukać nowych obszarów do rozwoju i nauki nowych rzeczy myślała o Londynie i Berlinie.
Tylko te miasta w Europie według niej się do tego nadają. Obydwa mają bardzo prężnie rozwijające się środowiska technologiczne, w obydwu można pracować i rozmawiać w języku angielskim, obydwa są bardzo mocno międzynarodowe i przyciągają wiele startupów. Wybrała Berlin, bo uważa, że ma lepszy klimat kulturalno-wolnościowy oraz przyciąga ciekawych ludzi.
To jak? Kierunek Berlin?
Zostaw komentarz