Jego produkty znajdziesz w największych sieciach w Polsce. „Wykonałem wtedy blisko tysiąc telefonów”. Rozmawiamy z Michałem Lasockim, twórcą Intenson
08.04.2021 | Autor: Marta Wujek
Michał Lasocki prawie od 15 lat prowadzi własny biznes w branży związanej ze zdrową żywnością. W tym czasie wyszedł praktycznie na wszystkie rynki w Unii Europejskiej i nie tylko, a jego produkty można zobaczyć na półkach największych sieci handlowych. Z przedsiębiorcą rozmawiam między innymi o początku jego drogi zawodowej, e-commerce, na którym obecnie się skupia i o tym, jak wchodzi się we współpracę z gigantami typu E.Leclerc, czy Biedronka.
Fot. Materiały Prasowe
Prowadzisz firmę? Ucz się od najlepszych w branży i weź udział w najbardziej przedsiębiorczej konferencji w Polsce, Founders Mind 🧠
Sprawdź szczegóły wydarzeniaKiedy i jak powstał pomysł na Intenson?
Intenson powstał na bazie mojej poprzedniej działalności, którą rozpocząłem w 2007 roku. Zajmowałem się wtedy sprzedażą online herbaty yerba mate. W 2011 roku zacząłem rozszerzać swoją ofertę o różnego rodzaju superfoody. Pierwszym nowym produktem były jagody goji. Wtedy też pojawiła się koncepcja zbudowania nowej maki. Prace nad nią prowadziłem przez kilka lat, a oficjalne przekształcenie spółki miało miejsce w 2015 roku.
Skąd taka decyzja?
Na początku nasi klienci kojarzyli nas głównie z ziołami i yerba mate. Natomiast ja chciałem czegoś więcej, nie tylko jeśli chodzi o same produkty, ale również marzyło mi się, wejście do dużych sieci handlowych. Natomiast żeby pojawić się na półkach sklepowych, trzeba być większym graczem o lepszym pozycjonowaniu na rynku. Dlatego postanowiłem zbudować markę na nowo.
Czym zajmowałeś się wcześniej? Od początku twoja droga zawodowa była związana z własnym biznesem, czy może uciekłeś z etatu?
Pierwszą i ostatnią moją pracą na etacie, była praca w Dolinie Krzemowej. I nie była to niestety praca w IT, ale w food serwisie. Sprzedawałem posiłki w wesołym miasteczku. Była to praca typowo wakacyjna w ramach Work and Travel. W tamtym czasie już prowadziłem swój sklep internetowy, więc mogę powiedzieć, że mimo tego jednego etatu, od początku drogi zawodowej prowadziłem własny biznes.
Dlaczego? Z korporacji raczej się ucieka…
Gdybym miał okazję popracować przez jakiś okres w korporacji, z pewnością nabrałbym ciekawego doświadczenia. Druga kwestia, to miałbym okazję, świeżym okiem popatrzeć na procesy, jakie są tam budowane i porównać je do moich.
Skąd zainteresowanie obszarem zdrowej żywności?
Na pierwszy pomysł biznesowy, czyli sklepu internetowego, wpadłem z potrzeby. Złożyłem zamówienie na yerbę na Allegro, niestety nie dotarło ono do mnie w terminie, musiałem czekać aż trzy miesiące. Były to czasy, kiedy tego typu produktów nie było w sklepach, więc e-commerce, to była jedyna możliwość. Tak więc po przykrych doświadczeniach z dostawcą z Allegro stwierdziłem, że dobrym pomysłem byłoby sprowadzić takie produkty do Polski na własną rękę i sprzedawać je w sieci. Natomiast, jeśli chodzi o produkty z mojej późniejszej oferty, już w ramach Intenson, to było to bezpośrednio związane z moim podejściem do życia, które jest prozdrowotne. Zawsze interesowało mnie to, by do aspektów zdrowia podchodzić holistycznie, nie tylko leczyć się w razie potrzeby, ale również spożywać zdrowe produkty, które wzmacniają nasze organizmy.
Skąd wziąłeś finansowanie na ten projekt?
Pierwsze pieniądze pożyczyłem od rodziny. Było to tysiąc euro, które wydałem na zakup pierwszej dostawy. Później – w miarę rozwoju sklepu – zaciągałem kredyty. Nigdy nie miałem inwestora.
Dlaczego nie droga inwestorska?
Miałem kilka możliwości inwestycyjnych, jednak za każdym razem z różnych powodów nie dochodziło do współpracy. Czasami z mojej strony, a czasami ze strony inwestorów. W większości przypadków było tak, że osoba, która chciała zainwestować w mój biznes, oczekiwała w zamian pakietu większościowego. Za każdym razem pozbawiłoby mnie to decyzyjności i w gruncie rzeczy oznaczało tak naprawdę przyłączenie się do innej, większej firmy. Zawsze chciałem rozwijać swój pomysł, więc taki model mnie nie interesował.
Swoje produkty sprzedajesz w największych sieciach retail w Polsce, takich jak Tesco, TK Maxx, Stokrotka, Auchan, E.Leclerc, Biedronka, Żabka. Jak wchodzi się we współpracę z takimi dużymi graczami?
Kiedy zaczyąłem wprowadzać produkty na półki w marketach, moja firma była jedną z nielicznych na polskim rynku, która miała tego typu asortyment. Jak się dostałem do tych sieci? Przez tysiące nieudanych prób rozmów z kupcami i tysiące odmów. Myślę też, że miałem trochę szczęścia. Zająłem się dość niszowym tematem na tamte czasy. Jednak, kilka lat temu, zdrowa żywność zaczęła robić się popularna, a ja ze swoją ofertą doskonale wstrzeliłem się w ten trend. Kiedy duże marki zaczęły budować te kategorie w swoich sklepach, ja miałem gotową ofertę. Tak więc myślę, że wiele czynników złożyło się na ten sukces, tysiące spotkań, moja gotowość produktowa, kiedy na rynku pojawiło się zapotrzebowanie na tego typu produkty, plus fakt, że w tamtym okresie byliśmy jedną z niewielu firm nad Wisłą, która sama produkowała takie produkty.
Gdzie obecnie wytwarzacie produkty?
Mamy własny zakład produkcyjny pod Warszawą. Konfekcjonujemy tam oleje, produkty sypkie i Suplementy diety. Mamy też dział R&D, który tworzy nowe produkty i testuje nowe smaki.
Czyli made in Poland?
Tak, jesteśmy w 100 proc. marką Polską. Natomiast sprzedajemy również poza granicami naszego kraju.
W ilu krajach jesteście?
Większość krajów europejskich plus Wielka Brytania, Ukraina, Mongolia i Stany Zjednoczone.
Która marka weszła z Wami we współpracę jako pierwsza? Jak do niej dotarliście?
E.Leclerc to pierwsza sieć, w której się pojawiliśmy. Natomiast pierwszą marką, do której osobiście dotarłem – bo później tymi sprawami zajmował się mój dział sprzedaży – było Tesco. Wykonałem wtedy blisko tysiąc telefonów do kupca z tej sieci. Mam wrażenie, że “wymęczyłem to”, bo kiedy po raz tysięczny odebrał ode mnie telefon, powiedział “no dobra, to spotkajmy się”. Niestety to spotkanie nie zaowocowało współpracą, bo cena surowców tego samego dnia podskoczyła o 100 proc.. Tymczasem my mieliśmy już dogadane ceny i żeby jakkolwiek nam się to opłacało, musiałbym podnieść tę cenę razy dwa. Oczywiście kupiec Tesco nie zgodził się na taką opcję. Uogólniając, wchodząc we współpracę z takimi graczami, z pewnością trzeba uzbroić się w cierpliwość, mieć w sobie dużo determinacji i zaoferować produkt najlepszej jakości w możliwie jak najniższej cenie. Niestety to jest minus takich sieci, bo one negocjują zazwyczaj naprawdę niskie ceny. Dlatego, jeśli ktoś ma niską skalę sprzedaży to lepiej, żeby nie zaczynał od współpracy z takimi gigantami. Mówiąc inaczej, na tym rynku wygrywa najniższa cena.
Z tego co wiem, obecnie mocno inwestujecie w rozwój branży e-commerce. Co w tym obszarze jest dla Was największym wyzwaniem?
E-commerce budujemy od zera od roku. Największym wyzwaniem dla nas jest dopasowanie naszego asortymentu, bo produkt w sieci różni się od tego w sklepie stacjonarnym. I chyba to było dla nas największym zaskoczeniem, że to co dobrze sprzedaje się stacjonarnie, niekoniecznie dobrze sprzedaje się w internecie.
Na czym polega ta różnica?
W sieci mamy do czynienia z innym klientem, który chce kupić produkt mocniej wyspecjalizowany. Zwykły, codzienny produkt kupi w Żabce pod blokiem lub w pobliskiej Biedronce, a w sieci szuka czegoś naprawdę wyjątkowego. Oferta asortymentowa to jedna kwestia, a druga to sposób komunikacji. Dawno tego nie robiliśmy i cały czas na nowo się tego uczymy.
Czy pandemia przyczyniła się do decyzji położenia większego nacisku na e-commerce?
Plan był taki, że środki ze sprzedaży mojego pierwszego sklepu przeznaczę na założenie nowego sklepu online z superfoodami i suplementami diety. Niestety pieniądze te bardzo szybko zostały wykorzystane na rozwój współpracy z sieciami handlowymi i budowę zakładu produkcyjnego. Tak więc po kilku latach wracam do planów rozbudowy e-commerce. Rzeczywiście decyzja ta zbiegła się z pandemią, jednak to nie pod jej wpływem wykonałem taki ruch. Aczkolwiek z pewnością pandemia nam pomogła, bo dzięki niej e-commerce rozwinął się jak nigdy wcześniej, aczkolwiek nie było tu jakiś ogromnych skoków, bo sprzedaż żywności ogólnie utrzymywała się na stabilnym poziomie. Natomiast z pewnością wzrosła świadomość produktowa konsumentów.
Ile osób pracuje w Intenson?
Obecnie jest to blisko 70 osób. Są to głównie osoby zatrudnione na produkcji i magazynie. Mamy też dość liczny dział handlowy.
Jakie są Wasze dalsze plany?
Pracujemy na czymś wyjątkowym, chcemy stworzyć innowacyny system wegańskich posiłków. Tak aby przeciętna osoba mogła jeść zbilansowane i smaczne posiłki w wygodnej łatwej do przygotowania formie. Nie zwalniamy jeśli chodzi o rozwój eCommerce oraz chcemy multipikować sprzedaż na rynkach zagranicznych.
Zostaw komentarz