Marketing i Biznes Biznes Żeby nie marnować czasu na wakacjach w USA, kupił LinkedIn Premium i zaczął pisać do founderów. Tak Piotr Wawrysiuk z PsiBufet trafił do inwestorów 

Żeby nie marnować czasu na wakacjach w USA, kupił LinkedIn Premium i zaczął pisać do founderów. Tak Piotr Wawrysiuk z PsiBufet trafił do inwestorów 

PsiBufet powstał w 2016 roku, jako rodzinny, garażowy interes. Dziś firma jest po drugiej rundzie inwestycyjnej w wysokości 5 mln złotych i ma za sobą takich inwestorów jak Fundusz Kogito Ventures, Chris Guzowski, Amadeusz Król i Butternut Box. Rozmawiamy z Piotrem Wawrysiukiem, który stworzył karmę dla psów komponowaną indywidualnie w modelu subskrypcyjnym. 

Żeby nie marnować czasu na wakacjach w USA, kupił LinkedIn Premium i zaczął pisać do founderów. Tak Piotr Wawrysiuk z PsiBufet trafił do inwestorów 

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Na pomysł PsiegoBufetu wpadłeś wspólnie z mamą i siostrą. W wywiadach często mówisz, że to firma, która powstała z miłości do zwierząt. Skąd wiedzieliście, jak robi się i bilansuje karmę dla psów?

Od samego początku wiedzieliśmy, że w tym aspekcie potrzebujemy wsparcia specjalisty. O takiego wcale nie jest łatwo, bo na rynku jest wiele osób tytułujących się dietetykami zwierzęcymi, a niestety wiele z nich ukończyło jedynie kursy internetowe. Szukaliśmy osoby, która zna temat od podszewki i posiada wykształcenie akademickie w tym kierunku. Tutaj grono specjalistów w Polsce zawęża się dosłownie do kilkunastu osób. Na przestrzeni lat przyszło mi większość z nich poznać osobiście, a bliską współpracę przy tworzeniu receptur tworzyliśmy z trójką takich dietetyków.

A co z kwestią pozwoleń, dopuszczenia do obrotu takiej karmy?

To ciekawe pytanie i ciekawa kwestia. Nad produkcją karmy czuwa inspektorat weterynarii. Można uważać, że jest to taki mniej wnikliwy Sanepid, prawda jest jednak taka, że wymagania są bardzo rygorystyczne i w wielu przypadkach praca z weterynarią jest dużo bardziej surowa niż z Sanepidem. Dodatkowo robimy coś innego niż utarte i tradycyjne sposoby wytwarzania karmy dla psów, która oficjalnie jest paszą. Co więcej przepisy lokalne w Polsce często nie przystają do europejskich standardów i zaleceń, więc mętlik interpretacji jest nieunikniony. Na nasze szczęście zawsze mogliśmy liczyć na przychylne podejście i wsparcie powiatowego inspektora weterynarii.

Co w budowaniu tej firmy było najtrudniejsze?

Ciężko powiedzieć gdzie zacząć. To niebywała przygoda wymagająca determinacji, siły i samozaparcia. Jednocześnie daje wiele radości oraz zapewnia nieprzespane noce. Trochę jak z małym dzieckiem. Każdy etap budowania firmy przynosi wyzwania i trudności. Nie jestem w stanie wskazać jednego konkretnego, gdyż z czasem i wchodzeniem na kolejne etapy, te obszary się zmieniają.

Mogą Cię zainteresować

Jaki kierunek studiów kończyłeś? Czym zajmowałeś się przed PsimBufetem?

Mam wykształcenie biznesowe i kończyłem studia na kierunku Zarządzanie i Marketing na SGH w Warszawie. Pod koniec studiów wygrałem międzynarodowy konkurs Google Online Marketing Challenge. To zaczęło moją ścieżkę związaną z digital marketingiem. Pracowałem w dużych korporacjach jak Google, Mercedes-Benz czy BAT, agencji marketingowej (Marketing Wizards i iProspect Polska po wejściu do grupy Dentsu) oraz w startupie technologicznym Insider. Zawsze ciągnęło mnie do robienia swojego biznesu, ale na ten krok zdecydowałem się dopiero po 30-stce i to w miesiącu, kiedy urodziło mi się pierwsze dziecko.

Co byś pomyślał, gdyby ktoś kiedyś powiedział Ci, że w przyszłości zawodowo będziesz „gotował” dla psów?

Że oszalał.

Posiłki indywidualnie komponowane dla każdego psa. Od strony logistycznej brzmi, jak szaleństwo. Gdzie i w jaki sposób powstaje Wasza karma?

Rzeczywiście jest to koncepcyjne szaleństwo i przy pierwszym podejściu rzeczywiście było to nie lada wyzwanie operacyjne. Niemniej z czasem wypracowaliśmy model, który pozwala optymalnie zamknąć w ryzach zakres kombinacji do sprawnego zarządzania dostawami. Samą karmę przygotowujemy w kuchni, która mieście się w parku technologicznym na Warszawskich Bielanach. Mamy tam prawie 500m2 przestrzeni do gotowania i przechowywania produktu gotowego w mroźniach. Docelowo możemy przestrzeń rozbudować o kolejne moduły magazynowe lub kuchenne.

Indywidualne podejście to jedna sprawa. Druga to model subskrypcyjny. Dlaczego zdecydowałeś się na taką sprzedaż?

To bardzo dobry produkt pod subskrypcję – psy są bardzo przewidywalne, gdyż powinny jeść identyczną ilość, najlepiej bardzo podobnych posiłków dzień w dzień. Po obraniu konkretnego rodzaju żywienia, nie powinniśmy zmieniać pokarmu zbyt często, więc cykliczność dostaw jest tutaj nieunikniona. W moim przypadku oczywiście podpatrywałem działania firm konkurencyjnych z UK i USA, gdzie praktycznie wszystkie marki działają w oparciu o model subskrypcyjny. To daje przewidywalność przychodów i pozwala łatwiej skalować biznes.

Ile obecnie osób zatrudniacie?

Ponad 30, z czego połowa to pracownicy biurowi, a połowa to produkcja i logistyka. W tym roku pewnie jeszcze trochę urośniemy, bo aktualnie prowadzimy 5 różnych rekrutacji.

Na początku 2020 roku pozyskaliście 1,6 mln zł od polskich oraz zagranicznych inwestorów w ramach rundy pre-seed, a w tym miesiącu kolejne 5 mln złotych. Na co przeznaczyliście tamto finansowanie i na co pójdzie to ostatnie?

Pierwsza runda to był set-up produkcji i magazynu, postawienie produktu digtalowego, zatrudnienie kluczowych osób w zespole i akwizycja nowych klientów. Obecne finansowanie to przede wszystkim stawianie na wzrost i poszerzanie kompetencji, jakie mamy w organizacji. Ważnym obszarem, gdzie udało nam się pozyskać czołowego specjalistę w Polsce, jest retencja. Do tej pory skupialiśmy się na akwizycji nowych klientów i pokazaniu im, czym jest nasz produkt. Teraz będziemy mocniej działać nad retencją na wiele sposobów.

Pierwsze finansowanie przyszło w 2020 roku, a istniejecie od 2016 roku. Jak sobie radziliście w tamtym okresie, bo domyślam się, że Wasz biznes musi być kosztowny.

Początkowo był to garażowy zryw rodzinny. Po około roku z całości zrezygnowała moja siostra i zajęła się pracą etatową. Ja jestem w tym biznesie na 100 proc. swojego czasu od 2,5 roku i do momentu zamknięcia pierwszej rundy inwestycyjnej, był to tak zwany bootstrap. Nazywając rzeczy po imieniu: wykrwawianie się z oszczędności i sprawdzanie limitu kredytowego… Szczęśliwie, przy radach zaprzyjaźnionych osób wyszedłem, jak się okazało skutecznie, po finansowanie zewnętrzne. Z perspektywy czasu, gdyby się to nie zadziało, to teraz pewnie pracowałbym na etacie.

Wracając do ostatniego dofinansowania. Fundusz Kogito Ventures, Chris Guzowski, Amadeusz Król oraz Butternut Box. To duzi gracze. Jak się dociera do takich inwestorów?

Kontakty. Z małym uśmiechem, ale rzeczywiście network bardzo pomaga. Ja miałem dość spory przegląd na świat biznesu, gdyż przez większość swojej kariery byłem szefem sprzedaży w dużej agencji marketingowej. Miałem okazję poznać wiele ciekawych osób i budowałem z wieloma z nich relacje biznesowe i prywatne. Tak, też mój znajomy Mikołaj Czajkowski, który obecnie rozwija HypeMe, połączył mnie po starcie PsiBufet 2.0 w 2019 roku z Wojtkiem Sadowskim z Packhelp. Z Wojtkiem bardzo dobrze zgraliśmy się od pierwszego spotkania i to on mnie zachęcił do wejścia na ścieżkę finansowania VC i przedstawił do funduszu Kogito, a dalej zaczął się już efekt domina i poznawanie kolejnych wspaniałych ludzi, pracujących w obszarze startupów i VC.

Dava i Kevina z Buttenut Box poznałem w zabawny sposób. W 2019, chwilę po pierwszym spotkaniu z Kogito Ventures, wyjeżdżałem na wakacje. Miesięczny urlop w USA, który od dawna mieliśmy zaplanowany z żoną. Zacząłem myśleć, jak mogę wykorzystać ten czas, aby przełożyć go pozytywnie również na świeżo odpalony biznes. Wziąłem miesięczną subskrypcję LinkedIn Premium i zacząłem pisać do founderów podobnych biznesów z USA z informacją, że akurat jestem w okolicy i czy nie chcą się spotkać. Tak umówiłem spotkanie z The Farmer’s Dog, czyli najlepiej finansowaną firmą z naszej branży. Spotkanie trochę bez agendy, ale przy pożegnaniu Brett zasugerował, że warto pogadać z chłopakami z Butternut Box, bo to równi goście, a z UK to jest bliżej do Polski, więc może warto się poznać. Połączył nas mailowo, a ostatecznie zamiast robić konferencję video, zdecydowałem się do nich polecieć na spotkanie i lunch. Po 10 minutach i ja i oni byliśmy mega podekscytowani, bo coś kliknęło i widać, że nadajemy na tych samych falach. Tak też zaprosiłem ich do inwestycji i finalnie bardzo blisko współpracujemy.

Jakie są Wasze dalsze plany?

Planów jest wiele i są bardzo ambitne. Cel podstawowy na tę rundę to wzrost. Planujemy na przestrzeni niecałego 1,5 roku urosnąć 7 razy. To dużo, ale poprawiając retencję, oferując elastyczne plany dostaw, niższe ceny, najwyższą jakość produktu, dodając nowe smaki i inwestując w automatyzację procesów, komunikacji i marketingu uważam, że jesteśmy w stanie to osiągnąć.

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl