Marketing i Biznes Biznes WebWave – największy polski kreator stron powstawał na zapleczu sklepowym! [WYWIAD]

WebWave – największy polski kreator stron powstawał na zapleczu sklepowym! [WYWIAD]

WebWave – największy polski kreator stron powstawał na zapleczu sklepowym! [WYWIAD]

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Maciej Czajkowski już na studiach zaczął pracować nad własną firmą. Był to 2011 rok. Jako informatyk, który próbował tworzyć strony dla klientów, doszedł do wniosku, że umiejętność kodowania to za mało, by stworzyć dobrą stronę. Tak wpadł na pomysł stworzenia profesjonalnego kreatora www.


W 2013 roku jego kreator miał swoją premierę w wersji beta. Maciek pracował nad nim wraz z przyjaciółmi na zapleczu sklepu spożywczego, który prowadzą jego rodzice. Dziś WebWave jest największym polskim kreatorem stron internetowych.

Obecnie ma ponad 100 tys. użytkowników, a 50 tys. z nich pojawiło się w ciągu ostatniego roku. Za pośrednictwem WebWave powstało już 140 tys. stron. Praktycznie w każdym tygodniu członkowie zespołu Maćka dodają nowe funkcjonalności, w oparciu o feedback od użytkowników. Opinia klientów jest dla nich bardzo ważna, 3983 godziny – dokładnie tyle czasu spędzili na rozmowach z klientami.

Biuro WebWave znajduje się w bardzo urokliwym miejscu. Na osiedlu Przyjaźń na warszawskim Bemowie. Jest to osiedle, które powstało w 1952 roku i było przeznaczone dla radzieckich budowlańców, którzy wznosili Pałac Kultury i Nauki. Idealne miejsce na budowanie imperium www.

Osiedle wygląda jak małe, zielone, spokojne miasteczko w centrum Stolicy. W jednym z kolorowych, drewnianych domków można znaleźć wspomniany sklep spożywczy rodziców Maćka, a tuż obok niego drzwi do siedziby WebWave. Od progu czuć statrupowy klimat, a przechodząc przez biuro wychodzi się na urokliwy ogródeczek, w którym odbyła się nasza rozmowa…

Marta Wujek, Marketing i Biznes: Kiedy powstał pomysł na kreator stron?

Maciek Czajkowski, założyciel i CEO WebWave: Cały projekt zacząłem jeszcze na studiach. Kończyłem wtedy już drugi kierunek.

Co studiowałeś?

Informatykę i zarządzanie. Kiedy zacząłem pierwsze prace nad WebWave byłem już absolwentem informatyki, kończyłem zarządzanie i pracowałem jako programista w korporacji.

Skąd pomysł na taką firmę?

Podczas studiów pisałem pierwsze strony dla klientów. Niestety muszę przyznać, że graficznie jestem noga. Natomiast rynek wtedy jeszcze raczkował. Wtedy wszyscy uważali, że strony powinni robić informatycy. Byłem informatykiem, więc próbowałem swoich sił, co wychodziło mi różnie.

Potrafiłem kodować, znałem narzędzia, ale budowanie stron nie szło mi zbyt dobrze. Doszedłem do wniosku, że to nie informatycy powinni się tym zajmować.

Jeśli nie informatycy to kto?

Graficy, marketingowcy i designerzy. Kodowanie i projektowanie strony to dwie różne rzeczy.

WebWave
fot. mat. pras.

Miałeś pomysł, co dalej?

Opisałem swój pomysł i złożyłem wniosek o dofinansowanie ze środków unijnych z programu 8.1. To ten program, który wszyscy tak bardzo hejtowali.

Dlaczego?

Mówiło się, że wszyscy którzy wzięli w nim udział, nic nie zrobili, tylko przepalili pieniądze. Faktycznie sam znam ludzi, którzy dostali wtedy pieniądze i je przepalili, niektórzy robili nawet po dwa projekty i nic z tego nie wyszło.

Jednak uważam, że mimo wszystko coś dobrego z tego wyszło, bo wielu informatyków dzięki tym pieniądzom się wyszkoliło, wiele osób zdobyło wiedzę o tym jak zarządzać pieniędzmi, czy jak zrobić biznesplan. Ta wiedza nie zniknęła. Pamiętajmy, że to był 2011 rok!

Czyli można powiedzieć, że początki pierwszych startupów?

Wtedy nie było jeszcze pojęcia startup. Jednak ktoś musiał być pierwszy, ktoś musiał popełnić milion błędów i wiele biznesów musiało upaść żebyśmy byli dziś w tym miejscu, w którym jesteśmy. Ludzie dostali szanse i pieniądze na założenie biznesu, więc próbowali.

Jaka to była kwota w twoim przypadku?

Dofinansowanie było na poziomie 80 proc., a 20 proc. trzeba było mieć własne. Dostałem 550 tys., a projekt był na 700 tys.

Jak szukałeś pierwszych pracowników?

Pierwsze osoby z którymi zacząłem pracę, to byli moi znajomi. To było trochę na zasadzie „ja nie wiem nic, ty nie wiesz nic, to zróbmy coś razem” (śmiech). Trochę jak w Ziemi Obiecanej Władysława Reymonta: „ja nie mam nic, ty też nie masz nic to razem mamy właśnie tyle, w sam raz tyle by ty wybudować wielką fabrykę” (śmiech).

Natomiast w połowie 2012 roku, po tym jak dostaliśmy dofinansowanie, zatrudniliśmy dwie pierwsze osoby. Krzysiek i Adam są z nami do tej pory. Można powiedzieć, że to już nie są pracownicy, a co-founderzy jak ja.

Jak wyglądały początki? Pracowaliście w swoich domach?

Nie, nie. Od początku byliśmy związani z tym miejscem. Nie przez przypadek tutaj siedzimy. Obok jest sklep spożywczy, który prowadzą moi rodzice. Pierwsze nasze biuro mieściło się na zapleczu tego sklepu. Wchodziliśmy przez sklep, witaliśmy się z panią Olą, która pracuje na kasie i szliśmy do naszego biura (śmiech).

We wrześniu 2012 roku zaczęły się realne prace, a w listopadzie 2013 roku wypuściliśmy wersję beta. Tak więc ponad rok zajęło nam kodowanie pierwszej wersji naszego kreatora.

Potem zaplecze zamieniliśmy na lokal obok i tak do dziś tu pracujemy. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam znaleźć tu lokal, bo to osiedle jest miejscem, gdzie generalnie biura się nie da dostać. Jak jakaś firma ma tutaj biuro to już go nie zmienia. Nic w tym dziwnego, bo może nie jesteśmy w centrum, a jednak wszędzie blisko, a przy tym jesteśmy schowani, na uboczu, no i ten klimat.

Ile osób teraz tu pracuje?

Tu na miejscu 11 osób i mamy jeszcze 3 osoby zdalnie.

Kiedy zaczynałeś nie było takich rozwiązań na rynku?

Kreatory stron zaczynały raczkować.

Istniał już WordPress…

Tak, jednak WordPress ani wtedy, ani teraz nie jest narzędziem do tworzenia stron internetowych. Jest on narzędziem do zarządzania treścią na istniejącej już stronie. Są sposoby, aby stworzyć stronę w WordPress bez ręcznego pisania kodu, np. można wybrać szablon. Jednak na takim szablonie bez kodowania zbyt wiele nie pozmieniasz. W WebWave tym czasem osoba, która nie potrafi kodować, może stworzyć stronę jaką sobie tylko wymyśli.

Poza WordPressem miałeś wtedy jakąś konkurencję?

Istniał też Microsoft FrontPage, polski kreator Manifo i kilka innych. Coś zaczynało się dziać.

W takim razie czym chciałeś się wyróżnić?

Przede wszystkim większość narzędzi pozwala rozmieszczać elementy na stronie tylko w jakimś określonym miejscu. Można to zobrazować tabelką, gdzie elementy możemy wstawiać tylko w poszczególne komórki. W naszym rozwiązaniu te elementy możesz poukładać dowolnie. Chcesz jeden na drugim, proszę bardzo! W skrajnym przypadku możesz więc stworzyć projekt swojej strony na przykład w Photoshopie, a następnie wprowadzić ją do naszego narzędzia. Chciałem uwolnić użytkowników od narzucania im określonych szablonów.

WebWave
fot. mat. pras.

Wasze rozwiązanie jest darmowe. Jaki jest wasz model biznesowy?

Narzędzie jest darmowe, czyli można się zarejestrować, zrobić stronę i opublikować ją. Wszystkie funkcje kreatora są darmowe. Zarabiamy w momencie, kiedy użytkownik chce stworzoną u nas stronę pokazać ludziom pod własną domeną, wtedy włącza konto premium.

Jeżeli kupię sobie domenę w nazwa.pl, a stronę mam zrobioną u was, to wy mi to połączycie?

Tak.

Jaki to jest koszt?

25 złotych miesięcznie.

Na czymś jeszcze zarabiacie?

Tak, oferujemy jeszcze konta agencyjne, czyli konta dla osób, które tworzą strony dla swoich klientów na zlecenie. Takie konto daje dodatkowe możliwości zarządzania stroną. Na przykład można udostępnić klientowi, dla którego tworzymy stronę, panel cms, czyli taki ograniczony kreator.

Dlaczego ograniczony?

Nasz kreator daje możliwość zrobienia wszystkiego na stronie. Jednak klient, który zleca komuś zrobienie strony nie potrzebuje, albo wręcz nie chce mieć dostępu do wszystkich tych funkcji. On potrzebuje tylko w prosty sposób dodać nowy artykuł, opisać jakąś nowość albo zmienić zdjęcia w galerii. Tak więc cms jest panelem do zarządzania treścią na stronie, który freelancer może udostępnić swoim klientom i w ten sposób umożliwić im łatwe dokonywanie zmian na stronie.

Co jest głównym źródłem przychodu?

Konta premium.

Dziś prawie każdy ma swoją stronę internetową. Kim są wasi główni klienci?

Małe firmy. Mamy też dużo pasjonatów, którzy chcą poświęcać swój czas na to, żeby na przykład budować jakąś społeczność, albo opowiedzieć o swoim hobby. Przykładem może tu być pan, który jest prezesem ogródków działkowych i prowadzi dla nich stronę. Umieszcza na niej wszystkie informacje na temat ogródków, robi zdjęcia itd.. Jednak głównie są to małe firmy: pensjonaty, hotele, fryzjerzy, mamy bardzo dużo lekarzy, a najbardziej wśród tych małych biznesów wyróżniają się fotografowie.

Oczywiście są też większe firmy. Największa strona jaka jest u nas ma ponad 1000 podstron. Jest to całkiem spory portal z dużym ruchem. Miasto Stołeczne Warszawa prowadzi u nas stronę Lasów Miejskich. Bydgoszcz ma swoje strony, Orlen ma u nas stronę związku zawodowego, Grupon robi u nas strony dla klientów, których oferty sprzedaje…

Porozmawiajmy o skalowaniu biznesu. Wasze rozwiązanie dostępne jest również w innych językach. Jak to wygląda technicznie, zatrudniacie osoby, które znają dane języki, czy może macie osoby bezpośrednio w danych państwach?

Zdecydowana większość naszych klientów na ten moment jest z Polski. Od początku tego roku mocno pracujemy nad tym, żeby zdobywać klientów z zagranicy. Zaczęliśmy od Rumuni.

Dlaczego akurat od Rumunii?

Bo to jest dość duży rynek, tam jest 20 mln ludzi. Bardzo szybko rośnie im PKB, a tak jak powiedziałem wcześniej, małe firmy to nasi główni klienci, a jak szybko rośnie PKB, to powstaje dużo małych firm. Rumunia jest w Unii Europejskiej, więc administracyjnie nie jest trudno. Poza tym konkurencja na tym rynku nie jest jeszcze tak duża.

Jak udało się wam wyjść na tamten rynek?

Tu na miejscu pracuje nad tym Ivan. Oprócz tego zatrudniliśmy również zdalnie osobę z Rumunii.

Jakie macie wyniki na rynku rumuńskim?

Idzie nam to coraz lepiej. Cieszymy się, że Ivan jest z nami na miejscu, bo sporo się od nas uczy, a my od niego. Klientów nam przybywa – w zeszłym miesiącu ilość nowych klientów wzrosła nam ponad dwukrotnie. W Rumunii planujemy zdobyć know-how jak skalować nasz produkt za granicę i później powtarzać to na kolejnych  rynkach.

Ostatnio zaczęliśmy współpracę również z Malezją. To w ogóle śmieszna sytuacja, bo gość sam się do nas odezwał. Napisał, że szukał kreatora i trafił na nasze rozwiązanie, które bardzo mu się spodobało i chciałby sprzedawać je w Malezji.

To jest osoba z Polski?

Nie, to jest Malezyjczyk.

Jak na was trafił?

Mamy naszą stronę w wersji angielskiej. Ona gdzieś tam wisi, ale jakoś szczególnie nad nią nie pracujemy. Czasami zdarza się, że przyjdzie do nas jakiś klient z niej, niemniej nie skupiamy się nad nią. No i właśnie kolega z Malezji był jedną z tych osób, które co jakiś czas trafiają na te stronę.

I jak zareagowaliście na pytanie z jego strony?

Stwierdziliśmy, że co nam szkodzi, niech sobie działa w tej Malezji. Do Rumunii chcemy wejść robiąc to własnymi rękami, a w przypadku Malezji daliśmy mu wolną rękę. Daliśmy mu kreator, narzędzia, robimy mu całą techniczną stronę, a jego zadaniem jest pozyskanie klientów, pozyskanie użytkowników, zrobienie wsparcia klientów itd..

Czyli można powiedzieć, że franczyza?

To jest bardzo dobre określenie na tę współpracę.

I jak wyglądają wyniki z Malezji?

Ten człowiek zaczął swoje działania miesiąc temu. Przez ten czas zdobył ponad 200 klientów.

To chyba dużo.

Jak na pierwszy miesiąc to jest nieźle.

Kolejne rynki są w planach?

Nasze siły wciąż kierujemy na Rumunię. Mamy już tam klientów, ale to jeszcze za wcześnie, żeby na liście „to do” odhaczyć Rumunię jako zdobytą. Chciałbym postawić najpierw wspomniany znaczek na liście, a dopiero potem brać się za kolejne rynki.

Średnio co dwa tygodnie ulepszacie swoje narzędzie. Nie przekombinujecie?

Tak naprawdę znacznie częściej wprowadzamy ulepszenia, co dwa tygodnie wchodzi coś większego. Zdarza się, że są tygodnie, w których każdego dnia dokładamy coś nowego. Za bardzo kombinujemy? Dobre pytanie (śmiech).

Zgodnie z naszymi założeniami tworzymy kreator, w którym można zrobić dowolną stronę internetową, więc kombinacji jest nieskończenie wiele. Wprowadzamy funkcje, które faktycznie są potrzebne.

WebWave
fot. mat. pras.

Skąd to wiecie?

Bardzo dużo rozmawiamy z użytkownikami. Nawet ja jeden dzień w tygodniu poświęcam na siedzenie pod telefonem i rozmawianiu z klientami. Mamy również grupę na Facebooku oraz stronę do głosowania, gdzie nasi użytkownicy piszą co chcieliby nowego. Tak więc wszystko co wprowadzamy nie jest naszą fantazją, tylko odpowiedzią na potrzeby ludzi.

Sam siedzisz na słuchawce?

Tak! Czuję, że tego potrzebuję, żeby nie zbudować sobie bariery i nie zacząć traktować klienta jako komórki w excelu. Czuję, że mi to pomaga więc to robię.

Jakie są wasze najbliższe plany?

Musimy zmienić biuro, bo już więcej ludzi się tu nie zmieści, a chcemy rozwijać zespół. Robiliśmy głosowanie czy szukamy nowego biura już teraz, czy czekamy do zimy. Zostało przegłosowane, że czekamy do zimy (śmiech). Jak tylko zmienimy biuro planujemy zatrudnić kilka dodatkowych osób, aby przyspieszyć rozwój kreatora i wprowadzić go na kolejne rynki zagraniczne. Na początku będzie to Hiszpania, Turcja albo Rosja, albo wszystkie na raz (śmiech).

A Anglia?

Nie planujemy jak na razie wchodzić na rynek anglojęzyczny, bo ten rynek jest bardzo konkurencyjny. Nie ma sensu kopać się z koniem. Na rynek anglojęzyczny będziemy chcieli wchodzić w przyszłości, ale tam będziemy skupiać się na sprzedaży kont agencyjnych o których opowiadałem.

Tak naprawdę od oferty dla agencji wszystko się zaczęło. Na samym początku chciałem stworzyć narzędzie dla osób, które robią strony internetowe dla swoich klientów, a nie dla siebie. Jednak rynek zweryfikował mój plan i okazało się, że jest duży popyt na zaawansowany kreator wśród osób, które chcą stworzyć stronę dla siebie. Niemniej nie zapominamy o korzeniach  i rozbudujemy w niedalekiej przyszłości naszą ofertę dla freelancerów i agencji i taką ofertę będziemy promować na rynku angielskojęzycznym. Tak więc jeszcze sporo pracy przed nami.

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl