Marketing i Biznes Biznes Życie po etacie

Życie po etacie

Życie po etacie

Prowadzisz firmę? Ucz się od najlepszych w branży i weź udział w najbardziej przedsiębiorczej konferencji w Polsce, Founders Mind 🧠

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Rzuć pracę na etacie, mówili, będziesz miał firmę, pieniądze i urlop, kiedy będziesz chciał. Artykuły, które docierają do nas z każdej strony – „Odeszli z korporacji, założyli biznes – dziś są milionerami”, wszystkie rewelacje mediowe, powinny inspirować, ale wydaje mi się, że wytwarzają niebezpieczne ciśnienie w stosunku do tych, którzy myślą o własnej działalności gospodarczej, a póki co pracują w „tych niedobrych korporacjach”.

Też przeszedłem taką drogą, będąc na etacie (właściwie na samozatrudnieniu, ale to przecież niczym nie różniło się od etatu).Dziś wiem, że gdybym więcej wówczas obcował z treściami takimi jak ten wywiad, (gdzie Artur Kurasiński wręcz zachęca do przejścia kilku szczebli w korpo), a mniej z marzycielskimi, pseudomotywacyjnymi gloryfikacjami przedsiębiorczości, to nie straciłbym dziesiątek tysięcy złotych, nerwów i relacji z bliskimi osobami.

Długo mi się hajs nie zgadzał

Na ostatnim etacie zarabiałem spoko pieniądze. Wypłata  była na czas, a niewypłacalność kontrahentów mnie nie interesowała. Wiesz, jaki to komfort móc planować wydatki, zwłaszcza gdy masz wyznaczoną datę ślubu, a nie zacząłeś jeszcze odkładać, bo zawsze żyłeś od pierwszego do pierwszego (bez względu na to, ile zarabiałeś)? Po rezygnacji z etatu (przez pierwsze półtora roku) było znacznie gorzej, niż od pierwszego do pierwszego. Nie przelewałem sobie żadnych stałych pensji, nagle z kilku tysięcy zł miesięcznie zrobiły się jakieś pojedyncze strzały, gdy trzeba coś kupić. Jak  nagle powiedzieć kolegom, że nie, sorry, nie  wyjadę z nimi, narzeczonej, że nie zabiorę jej do knajpy?  A sobie, że nie ubiorę się w nic porządnego?

Brak pieniędzy prywatnych prowadzi do bardzo dużej frustracji, a frustracja zawsze przeradza się w konflikt i to konflikt z najbliższymi. A przecież miało być tak pięknie, pieniądze większe, niż na etacie, regularne i nie tylko raz w miesiącu, a tu dupa. Do dziś moja prywatna pensja jako CEO jest mniejsza (szczerze,  to dużo mniejsza 😉 ) niż, gdy byłem na etacie. 

Pierwotnie, tuż po odejściu z etatu miałem jeszcze jeden, bardzo poważny problem z finansami związany. Nie potrafiłem odseparować finansów firmowych od osobistych. Małe firmy – jedno-, dwu-, czasami kilkuosobowe mają ten problem, że nie potrafią tego oddzielić. Jechałem na wakacje za firmowe pieniądze, a za meble do firmy płaciłem prywatnymi środkami. Galimatias. Na szczęście teraz prowadzę znacznie bardziej racjonalne ekonomicznie życie. Każdy, nawet najmniejszy wyjazd służbowy jest podliczany i firma „oddaje” mi diety, które najczęściej opłacam z prywatnych środków.

prowadzenie przedsiębiorstwa
foto pixabay

Wnioski:

  1. Oddzielenie pieniędzy prywatnych od firmowych.
  2. Otrzymywanie stałej pensji.
  3. Lepsze planowanie finansów (w co inwestujemy, co jest nam potrzebne, a co nie jest wydatkiem na „już”) oraz prowadzenie tabelki cashflow i spotkań finansowych (je robię od kilku tygodni, ale już widzę zbawienny efekt).

 

Wreszcie się wyśpię

Etat miał jeden poważny minus. Wstawałem około 6 rano, myłem się, jadłem śniadanie lub też nie i wybiegałem na pociąg. Taki tryb spowodował, że jak tylko odszedłem z etatu, chciałem to odespać i to był jeszcze poważniejszy minus, niż fakt wstawania o 6 rano na pociąg. Najpierw odsypiałem do 10, potem do 11, a to przełożyło się na późniejsze godziny chodzenia spać, większość prac zacząłem wykonywać nocą. Doszły hektolitry kawy, energetyków, które jeszcze bardziej rozregulowały mi organizm. Zdarzyło mi się zaspać na spotkanie o 12.30! Pół roku takiego działania i byłem wrakiem, chorowałem częściej, niż byłem zdrowy. Odbiło się to również na zarobkach i relacjach z bliskimi.

Wnioski:

  1. Dyscyplina związana z trybem pracy jest ważna nawet, gdy działamy dla siebie.
  2. Regulacja snu i zdrowszy tryb życia są niezbędne, aby mieć siłę do działania.

Nie nauczyli mnie, jak rekrutować

HR to działka, która w Polsce, w MŚP-kach jest traktowana gorzej, niż po macoszemu. Przyglądałem się wielu rozmowom o pracę, jeszcze gdy pracowałem na etacie. Nie wyciągałem wniosków, więc gdy poszedłem „na swoje” też nie potrafiłem rekrutować. Często wmawiałem sobie, że dana osoba sprawdzi się na stanowisku lub wierzyłem na słowo.

„Czy poradzisz sobie na stanowisku account managera?” – „Myślę, że tak” lub „Dlaczego myślisz, że powinieneś być u nas przedstawicielem handlowym” – „Sprzedałbym nawet lód Eskimosowi”. To fragmenty rozmów z osobami, które potem  u nas pracowały. Nie weryfikowałem kwalifikacji, bardzo wierzyłem w to, co przeczytałem i rekrutowałem na podstawie obietnic, paląc tym samym pieniądze. W perspektywie 3 ostatnich lat to pewnie dziesiątki tysięcy złotych.

Nie nauczyli mnie tego w szkole, choć osobiście uważam, że podstawy HR-u powinny być w ramach przedsiębiorczości, bo umiejętności te są znacznie ważniejsze, niż znajomość wzoru chemicznego siarczanu magnezu, czy struktury budowy pantofelka. Nie nauczyli mnie tego na etacie, bo ci, którzy mnie zatrudniali, sami tego nie potrafili. Ludziom się wydaje, że jak przeprowadzą kilkadziesiąt rozmów kwalifikacyjnych (co nie jest takie trudne), to potrafią już rekrutować. Często nie przygotowują się do spotkania i myślą, że wydrukowanie CV kandydata wystarczy. Też tak myślałem. Prawidłowe rekrutowanie pozwoliłoby mi uniknąć wielu problemów, strat pieniężnych i czasowych.

Wnioski:

  1. Do każdego spotkania trzeba się przygotowywać.
  2. Każdego kandydata należy traktować indywidualnie.
  3. Nie można rekrutować na podstawie czyichś obietnic, tylko rzetelnej rozmowy i okresu próbnego (czasami 2-3 dni próbne płatne lepiej i taniej się sprawdzą, niż 3 miesiące).

Zarządzanie czasem

Siedziałem w „pracy”, gdy była praca, i jak jej nie było. Miałem wrażenie, że cały czas jestem przy komputerze, zapominałem o życiu prywatnym, a wcale nie osiągałem nic sensownego. Jak miałem czas wolny, bo nie było pracy to zamiast myśleć, jak ją pozyskać, siedziałem bezwiednie przy komputerze, oszukując samego siebie, ile to mam do zrobienia. Dziś, jeżeli nie mam co robić, piszę artykuły, optymalizuję serwis lub rozmawiam z ludźmi od których się uczę. Staram się zarządzać czasem i prowadzę kalendarz czynności.

Innym wielkim czasopochłaniaczem był stres. Jeżeli jesteś zestresowany, niewyspany, wszystkie czynności, które masz zaplanowane rozwlekasz, lub robisz mniej efektywnie. W każdej firmie, nawet dwu-trzyosobowej jest co optymalizować. Wydłużanie się procesów, powolne działanie to także pośrednio przyczyna słabszego przepływu pieniężnego. Nie bez kozery mówi się, że czas to pieniądz. Dlatego tak bardzo zależy mi, aby wszystkie projekty zamykać maksymalnie szybko, jak to tylko jest możliwe.

Social selling to rozwiązanie, które zbudowało mi firmę, ale to też pułapka czasowa. Korzystam z Facebooka i LinkedIna, jako sposobów do nawiązywania relacji, ale to także portale społecznościowe. Kiedyś Facebook w połączeniu z Youtubem bardzo mnie angażowały. Klikałem „like” jak poparzony, wygłupiałem się w sieci, nieudolnie próbując kopiować Michała Sadowskiego i Marcina Majznera, paliłem roboczogodziny, setki roboczogodzin.

Dziś przyjąłem zasadę maksymalnie 10h spędzanych w pracy, więc przychodzę parę minut po 8 i wychodzę parę minut po 18. Czasami, gdy faktycznie potrzebuję trochę coś przycisnąć,  pracuję dłużej, ale nie robię tego dla bezmyślnego siedzenia przed komputerem.

Gdy zacząłem zatrudniać ludzi, których nieumiejętnie rekrutowałem, zauważyłem jedną przypadłość. Traciliśmy dużo czasu przez chęć posiadania w firmie „rodzinnej atmosfery”. Wyglądało to tak, że żartowaliśmy między sobą, robiliśmy sobie zdjęcia, co chwilę się rozpraszaliśmy i wygłupialiśmy. Po 8-9h takiej sielanki wszyscy rozchodzili się do domu, a ja zostawałem z rozkopanymi projektami, realizacjami, które były „na wczoraj” i siedziałem i próbowałem ratować sytuację. I na ki ciort mi ta rodzina atmosfera? 🙂

Na koniec muszę wspomnieć o tym, że nie da się robić sensownie kilku rzeczy na raz. Między 2015 i 2016 zwiedziłem w Polsce ponad 20 miast, głównie na konferencjach branżowych. Liczyłem, że to budowanie marki osobistej, zbieranie relacji i sposób generowania leadów. Teraz wiem, że gdybym ten czas wykorzystał bardziej produktywnie, byłbym znacznie dalej i miał znacznie więcej w portfelu.

Wnioski:

  1. Portale społecznościowe często są narzędziem pracy, ale nie dajmy się zwariować, docierając na krańce Internetu.
  2. Bezmyślne siedzenie przed komputerem dla własnej satysfakcji nie jest dobrym rozwiązaniem, tym bardziej jeżeli to forma usprawiedliwienia się przed samym sobą.
  3. Optymalizacja czasu i prowadzenia projektów/działań w firmie przekłada się pośrednio na zarobek na koniec miesiąca.
  4. Dobra atmosfera w pracy to wzajemny szacunek, a nie wygłupy i robienie z firmy przedszkola.
  5. Chwytanie kilku srok za ogon nie ma sensu. Nie da się jednocześnie robić kilku rzeczy na przyzwoitym poziomie.

prowadzenie przedsiębiorstwa
foto pixabay

Nie sądzę, żeby ktoś rodził się prezesem, dyrektorem, czy szefem teamu. Tego się trzeba nauczyć. Zdecydowana większość z nas nie ma za sobą profesjonalnych doświadczeń w zarządzaniu(…)

Słowa, które cytuję pochodzą z wywiadu, jakiego udzielił w serwisie AdMonkey Bartosz Majewski (jakiś czas temu).To rewelacyjne podsumowanie tego, czego mi brakowało, zwłaszcza w pierwszych miesiącach odejścia z etatu. Nikt nas nie uczy, jak czymś zarządzać, jesteśmy krajem, który w dużej mierze jest oparty o sektor MŚP, ludzi, którzy często uciekają przed etatem. To rzemieślnicy, świetni w swoich fachach, ale niemający żadnej wiedzy na temat zarządzania.

Nie inaczej było ze mną. Przecież, gdy pracowałem na etacie, to miałem swoich podwykonawców, jakiś budżet marketingowy itd. Nie potrafiłem nad tym panować, nawet nie miałem pomysłu, jak się tego uczyć. Jak uczyć się zarządzania różnymi procesami w firmie, a przecież jest czym zarządzać: czas pracy, realizacja projektów, cashflow, ludzie. Nawet jeżeli na pewnym etapie dużo rzeczy jest realizowane przez ludzi, to nimi też musisz zarządzać. Spotkania z wykonawcami, analiza raportów i postępu prac, analiza tego, jaki progres (lub często regres) miesiąc do miesiąca notuje dana jednostka. To wszystko jest do wyuczenia. Dobrze skonstruowany Excel, CRM, a nawet skrupulatnie prowadzony kalendarz fizyczny znacznie ułatwiają szeroko pojętne zarządzanie.

prowadzenie przedsiębiorstwa
foto pixabay

Wnioski:

  1. W każdej firmie jest coś do zarządzania (czas, projekty, cashflow, spotkania, transfer wiedzy), wszystko jest do wyuczenia, tylko wymaga to czasu, dyscypliny i, przede wszystkim, chęci.
  2. Nikt się nie rodzi prezesem, chyba że „zawód syn”.

Transfer wiedzy

 „Ucz się ucz, nauka to potęgi klucz” – mówi jedno z polskich przysłów. Inne dopowiada, że „kto dużo umie, ten nie zginie w tłumie”. Nawiązując do tych starych porzekadeł, warto podkreślić, że  zdobywanie wiedzy, a później jej transferowanie do poszczególnych osób, które są zaangażowane w rozwój naszej organizacji jest jednym z elementarnych działań mających na celu wytworzyć przewagę konkurencyjną. Jest to szczególnie ważne w firmach typu startup, bo tam szczególnie łatwo „odskoczyć” poszerzając swoją wiedzę w obszarach takich jak: analityka, marketing, ekspansja zagraniczna, zarządzanie zasobami ludzkimi, product management.

Jak na etacie  nasi szefowie chcieli abyśmy się rozwijali? Albo czytając artykuły, albo biorąc udział w nic nieznaczących konferencjach.  Tymczasem wiedzę się transferuje poprzez tworzenie w firmie/organizacji WIKI (może być to kanał na Slacku) albo po prostu WIKI stworzone w usługach Google. O stworzeniu wewnętrznej WIKI prezentację zrobił Tomasz Karwatka – polecam, choć wiedzę można na dziś znacznie poszerzyć względem tego, co kilka lat temu pisał Tomek.

prowadzenie przedsiębiorstwa
foto pixabay

Dyscyplina

To puenta całego artykułu, nikt nas tego nie uczy, w wielu środowiskach, zwłaszcza w luźnej jak gumka w majtkach, branży kreatywnej. Dyscypliny się nie wymaga od pracowników, bo są oni naszymi kolegami (nie mam nic przeciwko koleżeńskim relacjom), ale na koniec dnia to my odpowiadamy za ich pensje, to czy spłacą na czas kredyt, czy może nie.  Dyscyplina powoduje, że panujemy nad: pieniędzmi, czasem, projektami, ludźmi. Musimy wymagać jej od ludzi, których zatrudniamy, ale przede wszystkim od siebie. To my jesteśmy winowajcą wszystkich nieszczęść, czy nam się to podoba czy nie, bo to my podejmujemy decyzje, kogo zatrudniamy i jakie wymagania przed nim stawiamy.

Życie po etacie zacząłem od totalnego nieprzygotowania i gdybym mógł zacząć jeszcze raz, z chęcią cofnąłbym się i ponaprawiał błędy, które popełniłem, bo kosztowały mnie one dużo nerwów, pieniędzy i nadszarpnięcia relacji z kilkoma osobami (w tym także najbliższymi).

Czytaj również: 

Jak ICH zrozumieć – słowniczek startapowca

Wydarzenia ze świata startupów, o których powinieneś wiedzieć

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl