Marketing i Biznes Biznes Komunikacja z lenistwa, hamburgery z przypadku, wystrój ze śmietnika. Rozmowa z właścicielem spalonego ZUOMu

Komunikacja z lenistwa, hamburgery z przypadku, wystrój ze śmietnika. Rozmowa z właścicielem spalonego ZUOMu

Komunikacja z lenistwa, hamburgery z przypadku, wystrój ze śmietnika. Rozmowa z właścicielem spalonego ZUOMu

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Poznań, ulica Kościelna na Jeżycach. Jest 15 listopada. Karlos jak zwykle wpuszcza klientów ZUOMU do lokalu wcześniej. „Po co mają czekać i marznąć?” Następnie wraca do kuchni szykować warzywa. Za pół godziny miał zacząć smażyć burgery dla swoich gości. Nie zdążył. Kilka minut później, klienci zaczęli krzyczeć, że się pali. Ratując tym samym życie Karlosowi – który dzięki ich reakcji opuścił kuchnię. Wszystko spłonęło doszczętnie. ZUOM został zrównany z ziemią.


Co w tej historii nadzwyczajnego? Spalił się lokal gastronomiczny. Otóż ZUOM był czymś więcej niż tylko kolejną knajpą. Świadczą o tym reakcje ludzi. Dzień po pożarze Karlos poszedł sprzątać pogorzelisko, dołączyło do niego 50 osób, które przeczytały o tragedii na Facebooku. Ludzie wysyłają mu sprzęt gastronomiczny, pomagali wyrobić nowe dokumenty, chcą grać dla niego koncerty i wymusili na nim otworzenie zbiórki na PolakPotrafi. Postanowiłam odwiedzić Karlosa w jego domu. Piszę do niego z pytaniem o termin naszego spotkania. Dostaje odpowiedź:

W uikent chce konczyc spszontanie razem s klientami po porzarze wienc do piontku jestem powiecmy dyspozycyjny. ewentualnie po uikendzie. ustal sobie morze najlepszy dojazd a ja sie dostosuje na tom godzinke.

Kiedy przeczytałam wiadomość wiedziałam już, że to nieprzeciętna osoba i muszę go poznać. Po kilku dniach wsiadłam w samochód i ruszyłam do Poznania. Karlos zaprosił mnie do swojego domu, który również okazał się niebanalny.

Marta Wujek, Marketing i Biznes: Co się stało?

Karlos, właściciel ZUOMU: Spaliło się. Nie wiem z jakiego powodu. Jak to policja – pewnie umorzą. Biegły pożarnictwa obstawia podpalenie. Jednak jeszcze nic nie znaleźli.

Podpalenie?

Ja już mam ten temat za sobą. Wydaje mi się, że nie mam żadnych wrogów. Jednak klienci piszą, że ludzie są zazdrośni. Spaliło się to się spaliło. Nie będę ryczał nad porysowanym samochodem, takie mam podejście. Żyję, dzieci żyją, nikt nie ucierpiał – to jest najważniejsze.

Opowiedz o tym dniu

Ludzie potrafili stać pod bramą nawet trzy godziny i czekać na otwarcie. Dlatego zamontowałem kamerki przed wejściem, żeby widzieć czy są pod bramą. Teraz jest zimno, a ja zawsze byłem kilka godzin wcześniej w lokalu, więc miałem nagrzane, była też herbata gratis. Kiedy widziałem, że ludzie się zbierają, to ich wpuszczałem do środka. Mówiłem, że mam np. jeszcze 40 minut krojenia warzyw, ale mogą poczekać w środku.

Tak też było w ostatni dzień. Wpuściłem ludzi i wróciłem do krojenia warzyw. Weszło około 15 osób, część poszła na ogródek, część siedziała w lokalu, a ja wróciłem do kuchni. Po 10 minutach ktoś mnie zawołał, że na ogródku mam ogień. Kiedy wyszedłem, to dach już się palił. Gdyby nie to, że wpuszczam ludzi wcześniej, bardzo możliwe, że już bym ze ZUOMU nie wyszedł. Miałem tam taki układ pomieszczeń, że do kuchni było tylko jedno wejście. Wybiegłem z gaśnicą, próbowałem gasić i upewniłem się, że wszyscy wyszli z lokalu – kiedy chciałem wrócić do kuchni po dokumenty i kurtkę, nie dało się już przejść.

własny biznes
fot. mat. pras.

Były momenty kiedy myślałeś, że to już koniec?

Nie. Nigdy tak nie myślałem. Ludzie czerpią energię ode mnie i tego miejsca. Nigdy się nie poddaję. Głównym priorytetem w moim życiu jest rodzina oraz zdrowie dzieci i żony. Jeżeli to jest spełnione to cała reszta nie liczy się dla mnie i nic mnie nie złamie.

Pieniądze też są ważne, a to pewnie ogromne straty…

Kiedyś miałem wspólnika, który mnie oszukał. Wtedy nauczyłem się jednej rzeczy: pieniądze zawsze są albo ich nie ma. Jeżeli umiesz je robić to nie ważne jak – zrobisz je. Pieniądze nigdy nie są problemem. Okazało się też, że mam teraz tysiące klientów, którzy mnie wspierają. Tak więc to jest potwierdzenie moich słów, że jeżeli jesteś prawy i szczery do bólu, to owszem znajdą się ludzie, którzy będą chcieli to wykorzystać, natomiast okazuje się, że to jest tylko promil tych ludzi, którzy są naprawdę dobrzy. Tych dobrych ludzi jest cała masa. Tylko nie każdy ma szansę i odwagę to pokazać, bo żyjemy w społeczeństwie, które wymusza na nas negatywne postawy.

No właśnie, porozmawiajmy o reakcji ludzi.

Pierwszy dzień po pożarze, napisałem na Facebooku, że będę sprzątał ZUOM. Przyszło – choć o to nie prosiłem – ponad 50 osób! Ludzie z okolicznych knajp przynosili pizzę, serniki, firma BHP przywiozła rękawice. Ja o nic nie prosiłem.

Nigdy nie wyciągałem ręki po pieniądze, zawsze wolałem sam coś zrobić. Jednak setki osób proszą mnie o numer konta, bo chcą mnie wesprzeć. Nie wiedziałem co mam z tym zrobić. Mój kolega Szymon Adamus, który jest ogarnięty w Internetach, powiedział że mi pomoże. Szymon przyjechał z założycielem serwisu PolakPotrafi. Siedzieli u mnie 5 godzin i rozmawiali ze mną, Szymon latał za mną z aparatem i tak powstała cała ta kampania.

własny biznes
fot. mat. pras.

Ile już zdołaliście uzbierać?

W momencie, w którym przekazałem pałeczkę związaną z akcją PolakPotrafi Szymonowi, już się tym tematem, tak jak pożarem, nie interesuje. Nie sprawdzam ile tych pieniędzy już jest. Nie kontroluję tego. Mama, żona, znajomi się temu przyglądają, ich to nakręca. Ja nie będę im przeszkadzał, bo to nadal buduje pozytywną i naturalną atmosferę wokoło mnie, jednak sam nie zaglądam na tę stronę co 5 minut i nie sprawdzam. Tak więc odpowiadając na twoje pytanie: nie wiem. (na dzień 11. grudnia udało zebrać się 58923 złotych – przyp. red.)

A poza zbiórką, jak jeszcze ludzie Ci pomagają?

Przed chwilą napisałem na Facebooku pytanie o warunki zabudowy pod lokal gastronomiczny i w 3 minuty dostałem linki, wzory pism i wszystko co z tym związane. Po pożarze miałem potłuczone telefony, to też momentalnie znalazły się telefony od kogoś. Tak samo dokumenty, napisałem na Facebooku o tym, że wszystkie dokumenty mi spłonęły. Dzięki wsparciu moich klientów wyrobienie dowodu osobistego, kart bankomatowych i duplikatów kart telefonicznych zajęło mi w sumie 15 minut! Bo się okazało, że w T-mobile pracuje moja klientka, w Aliorze jest koleżanka mojej klientki, a w Urzędzie Miasta siostra mojej klientki.

własny biznes
fot. Szymon Adamus

Jak to wyglądało? Przyszedłeś do Urzędu Miasta, a tam czekała na ciebie pani w okienku?

Moja klientka podała mi adres znajomego fotografa, kazała do niego iść i powiedzieć, że jestem od Oli. Tak zrobiłem. Poszedłem, zrobiono mi zdjęcie, bez pieniędzy bo wszystko miałem spalone, a na blacie leżał wniosek o dowód z numerkiem do kolejki.

włąsny biznes

To jest niesamowite.

To co zobaczyłem na swoim FP następnego dnia po pożarze, to było niesamowite. Ilość i jakość reakcji ludzi. ZUOM budowałem 3 lata temu, żeby uciec od etatu, ludzi i korpo-szczurów. Teraz jak będę odbudowywał ZUOM, to będę robił to właśnie dla ludzi. Większość z nich jest po prostu zajebista. Moi goście cenili to, że przychodzili do Karlosa, a nie na bułkę. Teraz będę bardziej do nich otwarty.

własny biznes

A nie byłeś?

Do czasu spalenia traktowałem ZUOM jak miejsce, w którym mogę uciec od społeczeństwa. Im więcej osób przychodziło, a z każdym tygodniem miałem dwa razy więcej gości, to ja coraz głośniej puszczałem muzykę w kuchni i miałem coraz mniejsze okno wydawki. Nie byłem do ludzi. W byłej pracowni, gdzie robiłem kiedyś koszuli, mam na ścianie plakat „Fuck the world”. Teraz zmieniło się moje podejście.

Opowiedz o projekcie związanym z koszulkami

Przed  burgerami, a po etacie robiłem przez ponad rok koszulki, które sam wymyśliłem. Przypominały one szmaty. W bardzo krótkim czasie okazało się, że Warszawka się zachwyciła tymi moimi projektami. W Stolicy można było kupić je za 800 złotych. Poznałem Sablewską, Piruga – ja tych ludzi kompletnie nie kojarzyłem, z racji tego że raczej unikam telewizji i tych wszystkich medialnych historii. Żona mnie uświadomiła z kim rozmawiałem. Potem koleżanki z Carry wysyłały mi zdjęcia z gazet. Raz wysłały mi zdjęcie Agnieszki Szulim w mojej koszulce i obok pozycje z H&M, żeby ubrać się podobnie. (śmiech)

Mogłeś zostać projektantem!?

Z jednej koszulki miałem dla siebie 200 złotych, bo wysokie marże, a sklep w którym można było je dostać znajdował się na Mokotowskiej w Warszawie. Porąbana ulica swoją drogą.

Dlaczego?

Bo to ulica, na której zamiast piekarni jest galeria pieczywa i atelier masła. (śmiech)

włąsny biznes
fot. marketing i biznes

Jednak twoje koszulki weszły „na salony”…

Najlepsze jest to, że ja w grafikach które na nich były, wyśmiewałem taki styl życia. A cały ten blichtr tego nie załapał. Koszulka stargetowała się więc na tak absurdalną cenę. Co jest dla mnie przerażające z jednej strony, bo ja nie znam nikogo, kto mógłby sobie pozwolić na t-shirt, który wygląda jak szmata za 800 złotych!  Więc nie szło to jak ciepłe bułki, jak mi się sprzedało 15 koszulek w miesiącu to było dobrze, a za to ciężko było utrzymać rodzinę. Rozkręcało się, był fejm o którym nie marzyłem – natomiast życia nie dało.

Jesteś grafikiem, nie ciekawiej byłoby założyć firmę graficzną, niż smażyć kotlety?

Zdecydowanie nie.

Dlaczego?

Bo jak zostajesz grafikiem to przychodzi do Ciebie klient, który wymaga. Pracowałem jako grafik i najczęściej jest tak, że to klient ma wizję. I muszę robić coś dla kogoś, a ja wole robić coś dla kogoś ale po swojemu. Każdy ma inną wizję. Dla jednych hamburger podany na pięknym talerzu z wbitą flagą amerykańską to będzie to. A moja ściśnięta, zgrillowana bułka wygląda inaczej. I może się ona wielu osobom nie podobać, ale dla innych to jest właśnie to.

Ostatnie lata moich etatów to były znienawidzone przede mnie agencje reklamowe. Tam stawia się na ludzi kreatywnych, a koniec końców ci ludzie i tak robią to co pani Grażynka chce. Klient nasz pan. Dlatego reklamy wyglądają tak jak wyglądają. Myślę, że 1 proc. klientów agencji reklamowych daje im wolną rękę. Wtedy powstają ciekawe, piękne albo śmieszne reklamy, które zapamiętujemy. Natomiast cała reszta, czyli 99 proc. jest sztucznych. Plus dotyczą one rzeczy, które są zupełnie nam niepotrzebne. Bo po co mi chemiczny proszek do sosu? Sos można zrobić samemu, zamiast wsypywać do niego proszek, który w większości składa się z glutaminianu.

włąsny biznes
fot. marketing i biznes

Jeździmy z żoną często do Kołobrzegu na 3-4 dni odpocząć. Tam mamy telewizję. W domu jej nie oglądam w ogóle, mam wolny umysł. Tak więc po 3 dniach, kiedy się naoglądam, jestem w szoku, że przerwa reklamowa może trwać 20 czy 30 minut! Co gorsza przez ten czas wciskają nam głównie tabletki! W końcu jest okres zimowy i bez wspomagania trawienia, odporności itd. to w ogóle nie ma sensu wychodzić na dwór. I taki właśnie mam stosunek do reklam i nowych rzeczy. Jestem od góry do dołu ubrany w lumpeks od 25 lat.

Skąd to zamiłowanie do starych rzeczy?

Pracowałem przez długi czas jako projektant odzieży w firmie Carry. Potem siedziałem w Azji, w Hongkongu i Bangladeszu. Wiem, że odzież i sprzęt RTV i AGD projektuje się dziś w taki sposób, by przedmioty te miały jak najkrótsze życie. Zepsuje się, zniszczy – ludzie pójdą kupić nowe. Ja w ZUOMIE miałem lodówki, które były kupione w małym pawilonie, który prowadzi facet, który ściąga ze Skandywnawi stare urządzenia. I to są sprzęty, które są nie do zajechania, mają po 20, 30 lat.

własny biznes
fot. marketing i biznes

Widzę, że jesteś bardzo mocno wkurzony na ten komercyjny, korporacyjny świat.

Kiedyś miałem w telefonie takie zdjęcie: wejście do pracy, obok niego wiszące gumki ze spinaczami, ludzie stojący w kolejce ze smutnymi minkami. Każdy po kolei bierze przed wejściem do pracy gumkę i naciąga sobie uśmiech na twarzy. Ja nie potrzebuję tych gumek, żeby czerpać z życia, bo mam swoje priorytety. Ja nie kupię iPhone 10 na kredyt, bo to jest słabe. Materializm na pokaz. Jestem śmieciarzem i nie mam nic. Czasami coś kupię, ale głównie staram się wykorzystywać rzeczy stare. Jak sama widzisz, wszystko co tutaj się znajduje to używane rzeczy, którym dałem drugie życie.

Ale robi wrażenie…

ZUOM robił jeszcze większe. Budowałem go tak, by czuć się w nim jak w domu. Było tak, że wracałem z 3 tygodniowych wakacji po Europie i naprawdę miałem radochę, że wracam. Tęskniłem za klientami. Tak naprawdę każdy, kto przychodził do ZUOMU, czuł się jak na bezludnej wyspie, bez barier, udawania i nadzoru. Było to miejsce do którego przychodzili chłopaki w dresach i gość w garniaku. Nikt nie nosił białych rękawiczek i nie podawał talerzy, a na stołach nie było chusteczek z logotypem. U mnie było jak u kumpla. Ludzie sami piszą, że ZUOM przywraca wiarę w ludzi i może to ich tak nakręca.

włąsny biznes
fot. marketing i biznes

Jak tworzyłeś ZUOM, to miałeś jakąś wizję?

Nie. Po prostu zbudowałem sobie przestrzeń nie kupując nowych rzeczy. Wydzierżawiłem na złomowisku kawałek terenu. Przykładowo, kiedy znalazłem na ziemi metalową szafkę szkolną, pomyślałem, że jak położę na niej poduszki, to 5 osób usiądzie. W taki sposób myślę i wykorzystuję rzeczy, które nie zawsze były przeznaczone do danego użytku. Może właśnie to ludziom się tak podoba. Dla mnie to jest normalne, bo nie będę kupował lampy za 500 złotych, kiedy mogę kupić sam klosz za 15 złotych, dół do niej znaleźć gdzieś na śmietniku i złożyć z tego lampę. Taka lampa stoi u mnie w domu w salonie i każdy mnie pyta gdzie ją kupiłem.

własny biznes
fot. marketing i biznes

Innym razem wyrywałam z bratem korzeń po drzewie na ogródku, żeby postawić płot. Okazało się że korzeń jest ogromny, a kontener zapełniony. Nie mieliśmy co z nim zrobić, więc wyczyściłem go karcherem i powiesiłem w salonie. Goście pytają mnie co to za rzeźba, oglądają, zastanawiają się. A to po prostu korzeń, z którym nie miałem co zrobić. Całe moje życie to takie przypadki.

własny biznes
fot. marketing i biznes

A dlaczego akurat hamburgery?

Mama bardzo suszyła głowę. No więc na odczepnego rzuciłem jej: „mamo ja na żaden etat nie wrócę, choćbym miał zbierać złom i smażyć hamburgery to na etat nie wrócę”. No i się spełniło.

No ale dlaczego hamburgery – przecież ty i Twoja żona jesteście wegetarianami. Dlaczego nie vege bar?

To był kolejny przypadek. Razem z żoną nie jemy mięsa już chyba od 17 lat. Kiedy pojawiło się nasze pierwsze dziecko, nasze mamy bardzo mocno naciskały na to, żebyśmy wzbogacili naszą dietę o mięso. No bo jak to – wychowywać dzieci bez mięsa!? Pominę fakt, że żona, wegetarianka urodziła obydwoje dzieci 10 na 10, które teraz świetnie się nam rozwijają. No ale starsze pokolenie naciskało, więc zaczęliśmy od czasu do czasu wprowadzać elementy mięsne do naszej kuchni. Pewnego razu brat zabrał mnie na hamburgera, którego reklamował jako najlepszego w Poznaniu. Dwa tygodnie później jechałem do Warszawy odebrać pieniądze za koszulki i tam kumpel z Warszawy pokazał mi kolejny burger-bar. Kiedy go spróbowałem okazało się, że ten najlepszy w Poznaniu, nie ma nic wspólnego z tym z Warszawy. I na fali tego powstał ZUOM.

A co jest takiego wyjątkowego w Twoich burgerach? Ludzie za nimi szaleją.

Jeżeli stawiasz na gastronomię, nie możesz oszczędzać na produkcie. Przykładowo, ja używam irlandzkiego cheddara, którego blok kosztuje ponad 200 złotych, a nie 30 złotych – jak polski cheddar. Różnica jest ogromna, bo jeden rozpływa Ci się na języku, a przy drugim czujesz jakbyś jadła gumkę do mazania. Na  ZUOMIE im więcej zarabiałem pieniędzy, tym więcej inwestowałem w produkty. Sam tam jem, moje dzieci to jedzą, więc jakbym mógł kupować produkty seropodobne i robić do tego sos z torebki?

własny biznes
fot. mat. pras.

Skąd to wszystko wiesz, nie miałeś wcześniej doświadczenia w kuchni…

Nie byłem gastronomem, a mówią że robię dobre bułki. Myślę, że udało mi się to, bo robię jedzenie tak jakbym robił je dla siebie. Dystans do każdej sytuacji powoduje to, że jestem wygrywem. Wszystko w moim życiu jest przypadkiem. Nie będąc gastronomem, pomyślałem że nie będę patrzył się na innych, bo nigdy tego nie robię, postawiłem sobie pytanie: co jest najważniejsze?

I jaka była odpowiedź?

Produkt. W moim lokalu to nie klient był panem, tylko produkt. Smaku nie oszukasz. Klienci, którzy spróbowali mojego hamburgera wracają, bo nie kupujesz małego fiata, kiedy jeździłaś dużym fiatem.  To, że otwierałem o 17, 18 czy 19 to było powodowane tym, że wszystko musiałem codziennie na świeżo przygotować. Wszystko robię sam od sosów, gotowania, mielenia mięsa, sprzątania, zamawiania produktów, a nawet czyszczenie ToiToi’a. Dzięki temu mam nad wszystkim kontrole i nie muszę po nikim poprawiać.

A skąd pomysł na nietypową komunikację na Facebooku?

Kiedy były pierwsze telefony komórkowe, w których jeszcze nawet snake nie było, pojawił się słownik T9, który poprawiał wyrazy. Ja zawsze z ortografią i gramatyką byłem nieco na bakier. Natomiast od kiedy rzuciłem etat i stwierdziłem, że będę robił sam dla siebie, postanowiłem że nie będę się do żadnych norm dostosowywał. Wyłączyłem ten słownik, nie lubiłem jak zmieniał mi wyrazy, bo gubiłem przez to wątek. Wyłączyłem i zacząłem pisać tak jak słyszę. Oczywiście potrafię pisać normalnie, natomiast praca  w gastronomi pokazała mi to, że zaoszczędzenie każdej sekundy w kuchni, pozwala wygenerować dużo więcej czasu na przygotowanie. Dlatego nie zastanawiam się jak piszę, po prostu piszę. Jestem leniem, w gorącej wodzie kąpanym, nie planuję. Mam jakaś wizję i każdą drogą próbuje do niej dotrzeć. Moi klienci przyjęli formę w jakiej piszę, nawet niektórzy sami zaczynają tak pisać w postach, czy wiadomościach do mnie.

własny biznes

 

Zbudowałeś ogromną społeczność…

Sami się zbudowali! Ja Facebooka nie chciałem mieć. Już od dawna nie bawi mnie ten portal. Po food trucku, z którego mnie wspólniczka wyrolowała, nie chciałem już z nikim gadać. Chciałem mieć swoje miejsce do pracy, w którym mógłbym się zamknąć i skupić się na pracy. Jednak żona z kumplem powiedzieli, że muszę chociaż małego FP stworzyć, żeby ludzie mogli wejść i sprawdzić godziny otwarcia. No i zrobiłem, a teraz się okazuje że mam ponad 6,5 tys. polubieni profilu. I co najważniejsze aktywnych użytkowników, a nie kupionych w jakiejś chińskiej fabryce fanów. Reakcje moich klientów i ich całe zaangażowanie w tę sprawę pokazują, że ZUOM to miejsce prawdziwe, że ja jestem prawdziwy.

włąsny biznes

Czyli można powiedzieć, że w jakimś stopniu przekonałeś się do Facebooka?

Stworzyłem tego FP i lubiłem obserwować każdą aktywność moich fanów. Nie chciałem go ale okazało się, że buduje się tam fajna społeczność i fajne rozmowy powstawały. Teraz ogarniam 40 proc. tego co tam się dzieje. Kiedy pojawia się powiadomienie, że ktoś gdzieś coś skomentował, to nie jestem w stanie fizycznie tego odnaleźć, bo pod postami mam po 200 komentarzy, a przy nich komentarze do komentarzy. Nie nadążam. Ostatnio klienci stworzyli mi nową grupę, gdzie rozmawiamy o konkretach związanych ze sprzątaniem i szukaniem nowego miejsca na ZUOM, bo ja na samym FP nie jestem już w stanie tych informacji odnaleźć. Szymon został administratorem strony.

Ludzie cały czas piszą?

Nie jestem w stanie tego ogarnąć! Co chwile ktoś pisze, że chce coś dla mnie zrobić. Ktoś chce zagrać koncert, ktoś chce za ostrego mielonego zrobić imprezę, oferują mi sprzęt gastronomiczny, dzwonią do mnie właściciele wielkich i małych knajp i mówią że mają dla mnie lodówkę, okap itd.

własny biznes
fot. Szymon Adamus

Ile czasu minęło od inspiracji, kiedy spróbowałeś w Warszawie super hamburgera, do otworzenia ZUOMU?

Nie wiem, bo w momencie kiedy ostatni raz wychodziłem z kartonikiem z korporacji postanowiłem żyć po swojemu. Całkowicie zrezygnowałem z kalendarza. Więc zwyczajnie nie pamiętam. Polecam.

Szczęśliwi czasu nie liczą…

Jestem bardzo szczęśliwy. Mam zdrowe dzieci, które są bardzo dobrze oceniane w szkole, rozwijają się, mają świetne zainteresowania – czego więcej chcieć? Szczęśliwy jestem na maxa! Do tego mam wsparcie od obcych ludzi.

Podsumowując komunikacja z lenistwa, hamburgery z przypadku, wystrój ze śmietnika – dziecko szczęścia?

Urodziłem się w niedzielę, mamie i tacie muszę podziękować. (śmiech)

Kiedy ZUOM 2.0 ruszy?

Niebawem. Jestem na etapie szukania nowego miejsca. Trzy dni temu klienci uświadomili mi, że parcie deweloperów na każdą wolną działkę w okolicy gdzie był ZUOM jest ogromne. Myślę, że właścicielka złomowiska prędzej czy później dostanie taką ofertę, że przystanie na nią. A ja nie chcę się znowu przenosić, więc stwierdziłem, że jeśli mam się odbudowywać i mam takie wsparcie, to znajdę miejsce, gdzie nie będę miał takiego problemu.

 

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl