Kilka tygodni temu branżowe media rozpisywały się o nadchodzącej premierze Głośników Google Home Mini. Były „ochy i achy” nad eleganckim designem, nad małym rozmiarem (w porównaniu do analogicznego produktu Amazona), nad inteligencją urządzenia i jego zdolnością do konwersacji z domownikami. Było oczekiwanie w napięciu i tuż po premierze klops! Okazało się, że urządzenie ma bardzo poważną wadę… podsłuchuje i nagrywa to co podsłucha.
Google Home Mini to inteligentny sprzęt, który pełni funkcję domowego asystenta. Można się z nim komunikować za pomocą aplikacji na smartfona. Poza tym głośnik komunikuje się z urządzeniami w całym domu i przekazuje nam informacje. Przełomowe jest to, że urządzenie potrafi odpowiadać na nasze pytania i wyłapuje kontekst wypowiedzi. Co ciekawe nie jest to droga zabawka, bo kosztuje niecałe 50 dolarów.
Głośnik podczas użytkowania jest w fazie uśpienia. Wybudza się z niej tylko w dwóch sytuacjach. Wtedy kiedy wypowiemy w jego kierunku powitanie „Hey” lub „Ok, Google”. Drugim sposobem na aktywację urządzenia jest naciśnięcie górnego panelu.
Na konferencji, podczas której Home Mini został premierowo zaprezentowany, goście otrzymali pierwsze głośniki w prezencie. Wśród tych osób był Artem Russakovskii z portalu Android Police. Dziennikarz po powrocie do domu od razu przystąpił do testowania urządzenia. Jednak szybko zorientował się, że jego egzemplarz wybudza się zbyt często. Głośnik praktycznie cały czas nasłuchiwał co się dzieje w mieszkaniu i przy najmniejszym szmerze (nawet dźwiękach telewizora) „nadstawiał uszy”.
Russakovskii niezwłocznie napisał do Google opisując problem. Do maila załączył zrzuty z telefonu, na których widać bardzo dużo zapisanych plików dźwiękowych. Dziennikarz tłumaczył, że nie aktywował głośnika aż tyle razy, co ewidentnie wskazuje na fakt, że urządzenie uruchamiało się samo. Na koniec Russakovskii dodał, że jeżeli głośnik rejestruje niemal każdą minutę domowników i przechowuje te informacje zdalnie, to jest to ogromne naruszenie prywatności.
7 października dziennikarz otrzymał krótką odpowiedź ze strony Google:
– Rzeczywiście niewielka liczba domowych Minis Google posiada ten błąd. Powodem nieprawidłowego działania jest problem z mechanizmem dotykowym. Obecnie opracowujemy aktualizację oprogramowania, która powinna rozwiązać problem – cytat za źródłem.
Natomiast kilka dni później (11 października) Google przemyślało sprawę i odpisało ponownie:
– Bardzo mocno dbamy o bezpieczeństwo użytkowników oraz jakość produktów. Chociaż otrzymaliśmy jedynie kilka raportów na temat podobnej usterki, chcemy, aby ludzie mieli całkowity spokój podczas korzystania z programu Google Home Mini. Podjęliśmy decyzję o usunięciu wszystkich funkcji dotykowych w domowej wersji Google. Tak jak poprzednio, najlepszym sposobem na kontrolę i aktywację Google Home Mini jest wymiana głosowa „Ok Google” lub „Hey Google” […] – cytat za źródłem.
Aktualizacja oprogramowania, która dezaktywuje dotykowe włączanie urządzenia, trafiła już do osób, które otrzymały głośniki podczas konferencji. Natomiast Google zapowiedziało, że wykasuje wszystkie nagrania, jakie zostały zarejestrowane w okresie pomiędzy 4, a 7 października.
Google zareagowało szybko. Jednak pozostaje pytanie: co by się działo, gdyby Russakovskii nie wyłapał tej usterki? Głośniki rozchodziłyby się zapewne jak ciepłe bułeczki, a do naszych domów trafialiby mali szpiedzy. Morał z tej historii jest jeden: zaopatrując się w najnowsze odkrycia techniki, zastanówmy się kilka razy nad ewentualnymi konsekwencjami.
Zostaw komentarz