Marketing i Biznes Biznes Prowadząc firmę, poznałam siebie od nieznanej dotąd strony (Aleksandra Laudańska, Silver Content Hub)

Prowadząc firmę, poznałam siebie od nieznanej dotąd strony (Aleksandra Laudańska, Silver Content Hub)

Życie po sześćdziesiątce wcale nie musi kojarzyć się z wykluczeniem społecznym, wręcz przeciwnie - pokolenie silver chce pozostać aktywne zarówno zawodowo, jak i cyfrowo, stale podążając za technologicznymi trendami. Aleksandra Laudańska, specjalistka od silver generation, skutecznie przełamuje panujące stereotypy, udowadniając, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce. Dzisiejszy wywiad to potężna dawka inspiracji oraz motywacji, gdzie poruszamy tematykę przedsiębiorczości i zarządzania kilkoma projektami naraz przy jednoczesnym zachowaniu balansu w życiu, łącząc karierę z wychowaniem dzieci i nieustannym rozwojem.

Prowadząc firmę, poznałam siebie od nieznanej dotąd strony (Aleksandra Laudańska, Silver Content Hub)
Czy możesz opowiedzieć szerzej o swoich projektach – do kogo są kierowane i co oferują? Co sprawiło, że stałaś się „seryjnym przedsiębiorcą”? Wybrałaś jednak jeden z kierunków sugerowanych przez tatę – ukończyłaś Politechnikę Warszawską z tytułem magistra inżyniera architekta.  Co zaważyło o decyzji? Czy i w jaki sposób wykorzystujesz w codziennej pracy doświadczenie zdobyte na studiach? Co zadecydowało o zmianie branży? Za pomocą jakich sposobów według Ciebie, można zapobiegać wykluczeniu cyfrowemu osób 50+? Co Cię motywuje biznesowo, aby stawać się coraz lepszą? Czy kiedykolwiek miałaś takie myśli, aby to wszystko rzucić, co Ci pomogło nie podejmować tak radykalnej decyzji? Czy my jako rekrutujący przedsiębiorcy, możemy się w jakiś sposób przygotować do rozmowy kwalifikacyjnej? Jak wygląda komunikacja w Waszym zespole, czy macie jakieś metody, które ułatwiają zarządzanie komunikacją? W jaki sposób generujecie leady na swoje usługi, co jest najbardziej skutecznym źródłem pozyskania zapytań? Jak wygląda Twój przykładowy dzień roboczy? Jakie masz plany biznesowe na najbliższy czas?

Prowadzisz firmę? Ucz się od najlepszych w branży i weź udział w najbardziej przedsiębiorczej konferencji w Polsce, Founders Mind 🧠

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Czy możesz opowiedzieć szerzej o swoich projektach – do kogo są kierowane i co oferują?

Aleksandra Laudańska: Aktualnie jestem zaangażowana w cztery projekty: portal wolniodmetryki.pl, warszawski miesięcznik seniorów #POKOLENIA, start-up Mameno, magazyn „Silver Mag” i spółkę Silver Content Hub, której jestem prezeską. Trzy pierwsze kierowane są do pokolenia silver, z czego Mameno to projekt ściśle kierowany do kobiet – to pierwsza w Polsce aplikacja dla kobiet menopauzalnych, która oferuje dostęp do wiedzy, społeczności i produktów dla kobiet zmagających się z objawami menopauzalnymi.

Koncept wolni od metryki® powołałam do życia pięć lat temu, by burzyć stereotypy na temat starzenia się. Pokazuję tam ludzi, których styl życia w starszym wieku nie różni się od stylu życia ludzi młodszych. Inspiruję też do aktywności fizycznej i umysłowej w duchu smart aging. Z portalem związany jest fanpage na Facebooku „Agefree – wolni od metryki”, który obserwuje 50K ludzi, głównie kobiety 45+. Treści, które publikuję, około 50-100 postów miesięcznie, generują bardzo duże zasięgi organiczne – średnio 3 mln miesięcznie, ale było i 12 mln, oraz dużą aktywność followersów. Co ważne – bardzo pozytywną aktywność. Praktycznie nie ma hejtu na stronie.

#POKOLENIA to projekt realizowany dla urzędu miasta stołecznego Warszawy, konkretnie dla Biura Pomocy i Projektów Społecznych. Kierowany jest do warszawskich seniorów. Jestem jego naczelną od czterech lat, wygrałam konkurs na to stanowisko. W piśmie publikujemy artykuły o zdrowiu, psychologii, historii i współczesności Warszawy, pokazujemy inspirujących warszawiaków, inspirujemy do aktywności na każdym polu, informujemy o wydarzeniach odbywających się w mieście, przybliżamy świat cyfrowy. Pismo jest nowoczesne i także burzy stereotypy. Unikalne w tym projekcie jest to, że zespół redakcyjny tworzą seniorzy – średnia wieku autorów oscyluje wokół 75 lat.

Dwa pozostałe to projekty B2B: magazyn jest kierowany do marketerów – jestem także jego naczelną, a Silver Content Hub to agencja marketingowa. W „Silver Magu” edukujemy na temat nowoczesnego silver marketingu, pokazujemy aktualne badania nt. pokolenia silver oraz case studies – projekty zrealizowane przez nas i przez wybrane marki; zamieszczamy też wywiady z marketingowcami i innymi specjalistami, którzy realizują projekty dla ludzi dojrzałych. Silver Content Hub w ofercie ma działania content marketingowe i custom publishingowe.

Generalnie wszystko w mojej pracy zawodowej toczy się teraz wokół ludzi od czterdziestki wzwyż, a ja łączę funkcje redaktor naczelnej, CEO, founderki, social media managerki i marketing managerki. Takie łączenie różnych ról i zawodów zawsze było dla mnie naturalne, nie wyobrażam sobie funkcjonować inaczej – w sztywnych ramach.

Co sprawiło, że stałaś się „seryjnym przedsiębiorcą”?

Przedsiębiorczość nie była dla mnie naturalna. Jestem rocznik 1974, kiedy dorastałam bycie właścicielem firmy oznaczało bycie „badylarzem”. Wśród ludzi pokroju moich rodziców – pracujących na etatach, w budżetówce – było to coś niekoniecznie nobilitującego. Mój tata był wykładowcą akademickim, rozwijał karierę naukową, by w końcu dostać wymarzoną nominację profesorską. Widział dla mnie podobną ścieżkę. Od dziecka słyszałam, że powinnam iść na medycynę, prawo lub architekturę. Kiedy zaczęłam pomagać rozwijać biznes mojemu, dziś byłemu, mężowi, tata nie był zachwycony. (śmiech) Ja jednak byłam pod silnym wpływem mojego partnera, który bardzo chciał otworzyć własną szkołę jogi.

Moim pierwszym krokiem w stronę przedsiębiorczości było napisanie biznesplanu ośrodka jogi i terapii naturalnych na konkurs radia PIN. Co ciekawe, pisałam go z kilkutygodniowym dzieckiem na ręku. Dosłownie – zdarzało się, że córeczka spała na moich kolanach, jedną ręką ją obejmowałam, a drugą pisałam. Mój biznesplan nawet przeszedł pierwsze sito i przeszedł do drugiego etapu, ale do finału się nie dostałam. Dokument za to przydał się potem w rozmowach z bankiem. To był 2004 rok i wtedy pierwszy raz usłyszałam określenie „start-up” – tak klasyfikował nas bank. Nie przedłużając opowieści: ośrodek powstał i działał do pandemii, chociaż od 2011 już beze mnie. Ja podczas tworzenia go od zera zrozumiałam, że to jest mój żywioł. Okazało się, że świetnie sobie radzę w kontaktach z urzędami, bankami, instytucjami, podwykonawcami, a potem – jako managerka ośrodka – z klientami. Podobało mi się, że wszystko zależy ode mnie, nie mam szefa, mogę realizować własne pomysły i wykorzystywać wszystkie moje uzdolnienia. A mam ich całkiem sporo, i to zarówno tych wymagających ścisłego umysłu, jak i talentu plastycznego.

Prowadząc firmę poznałam siebie od nieznanej dotąd strony – okazało się, że jestem innowacyjna, odporna na stres, lubię adrenalinę i branie odpowiedzialności. Wymyślałam coraz to nowe sposoby na zarabianie pieniędzy. W ostatnich latach miałam pomysły na kilka aplikacji, jeden projekt był już dość zaawansowany, ale z pewnych powodów, do których nie chcę wracać, nie ujrzał światła dziennego. Ja jednak się nie zrażam – wychodzę z założenia, że jeśli coś nie wychodzi pomimo moich wysiłków, to dlatego, że tak ma być. Nie to, to następne. Stąd ta „seryjność”.

Wybrałaś jednak jeden z kierunków sugerowanych przez tatę – ukończyłaś Politechnikę Warszawską z tytułem magistra inżyniera architekta.  Co zaważyło o tej decyzji?

Tak, skończyłam architekturę, chociaż wcale nie dlatego, żeby przypodobać mu się. (śmiech) Długo miałam problem, żeby wybrać studia. Najbardziej chciałam studiować na ASP, ale nawet nie zdecydowałam się podejść do egzaminów, zakładając, że i tak się nie dostanę. Poważnie myślałam też o psychologii, ale na to kręciła nosem moja matematyczka z liceum, która wysyłała mnie na olimpiady (raz doszłam nawet do etapu wojewódzkiego). Po głowie chodziło mi też dziennikarstwo, bo dobrze pisałam i zawsze tak miałam, że jak mnie coś ruszało, to musiałam to przelać na papier – szczególnie niesprawiedliwości społeczne mnie ruszały. Jak byłam świadkiem czegoś, co mnie oburzało lub zachwycało, albo miałam jakieś doświadczenie, według mnie warte podzielenia się nim, to pisałam listy do redakcji różnych pism. Jeden taki list wydrukowała kiedyś „Polityka”, a inny „Newsweek Kobieta” – za ten list dostałam nawet perfumy. (śmiech)

Ostatecznie zdawałam na… informatykę na Uniwersytet Warszawski. Zabrakło mi jednak trzech punktów. Zrobiłam sobie wtedy gap year. Kiedyś usłyszałam, jak wyglądają egzaminy na architekturę i stwierdziłam, że to coś dla mnie: rysunek, zadania na logiczne myślenie i wyobraźnię przestrzenną oraz projekt graficzny. Zapisałam się na kurs przygotowujący do egzaminu z rysunku i po roku byłam studentką architektury.

Z perspektywy czasu stwierdzam, że te studia były dla mnie optymalne, bo mogłam rozwijać się w wielu kierunkach. A że nie zostałam architektem, to było do przewidzenia – już na pierwszym wykładzie usłyszeliśmy, że w zawodzie zostanie co trzecia osoba. I rzeczywiście – z architektów i niedoszłych architektów są na przykład świetni graficy. Ze mną na roku był Tomasz Bagiński – pamiętam jego oryginalny projekt semestralny z konstrukcji: katedrę w klimacie Beksińskiego. Nie wiem, czy zaliczył. (śmiech) Za to niedługo potem rzucił studia i film animowany z tą katedrą stał się początkiem jego fenomenalnej kariery.

Ja, mimo że lubię projektować – zaprojektowałam kilka wnętrz mieszkalnych i użytkowych –  to niespecjalnie widzę się w tym zawodzie jako jedynym wykonywanym. Po studiach pracowałam w firmie budowlanej jako asystentka architekta, a niedługo potem trafiłam do urzędu – do wydawania pozwoleń na budowę i decyzji urbanistycznych. I tak jak budowa była czymś świetnym dla mnie, chociaż akurat nie ta konkretna, dlatego szybko uciekłam, to praca w urzędzie była największą mordęgą.

Czy i w jaki sposób wykorzystujesz w codziennej pracy doświadczenie zdobyte na studiach?

Wszystko, czego nauczyłam się na studiach, przydało się potem do tworzenia tej szkoły jogi, która była moją szkołą przedsiębiorczości, marketingu, client service’u, podstaw księgowości. Zaprojektowałam jej wnętrza, załatwiłam trzy pozwolenia na budowę (na przebudowę magazynu, budowę instalacji gazowej i przekształcenie magazynu w miejsce użyteczności publicznej), nawet przygotowałam analizę urbanistyczną, wyręczając w tym panią inspektor, która nie miała czasu i zamykała się w pokoju przed petentami. (śmiech) Przyspieszyłam w ten sposób cały proces, bardzo skracając czas oczekiwania na wydanie decyzji, bez której nie moglibyśmy otworzyć ośrodka.

Studia architektoniczne okazały się bardzo pomocne w wielu aspektach mojego życia zawodowego. Podczas studiów na przykład sporo pisałam – trzeba było opisywać projekty i idee stojące z nimi, a na zajęciach z psychologii percepcji przestrzeni na robiliśmy analizy bajek i dzieł sztuki. Dziś głównie zarabiam pisaniem.

Mój rok był też pierwszym, który miał ćwiczenia w terenie na wózkach inwalidzkich. To bardzo otworzyło mi oczy na potrzeby ludzi z niepełnosprawnościami. Studia uwrażliwiły mnie też na to, jak ważny jest zrównoważony rozwój – w moich studenckich projektach stosowałam pompy ciepła i panele fotowoltaiczne. Kiedy jeszcze prowadziłam kanały social mediach różnym firmom, to wiedza inżynierska przydawała się, gdy pracowałam dla firm budowlanych i deweloperów. A jeden z moich pomysłów na start-up dotyczył budownictwa cyrkularnego. Projekt o nazwie n0waste.site wysłałam do Climate Accelerator, znalazł się wśród 39 projektów wybranych ze 149 zgłoszonych, ale do finałowej dziesiątki nie weszłam.

Teraz, gdy moją specjalizacją jest – szeroko ujęta – silver generation, kompetencje, jakie mam jako architekt też mi się przydają. Mieszkalnictwo to bardzo ważny temat w kontekście starzejącego się społeczeństwa. W ogóle zaczęłam komunikować te moje silverowe zainteresowania od wyróżnień w konkursie Future Living Award 2015 – dostałam je za projekt colivingu przyszłości dla seniorek.

Co zadecydowało o zmianie branży?

O wybraniu branży związanej z szeroko rozumianą komunikacją zadecydowało to, że mogę tu wykorzystywać moje najsilniejsze skille – jestem dobra w przelewaniu myśli na „papier”, mam też kompetencje graficzne i jestem zadaniowa. „Daj deadline, a dostarczę ci, czego potrzebujesz” – mówię często. Pierwszy numer „Pokoleń” cztery lata temu zrobiliśmy w dwa tygodnie. Od zera, z zespołem ludzi, którzy wcześniej się nie znali i nie znali mnie.

A to, że zajmuję się silver generation, to efekt zainteresowań, które miałam od dziecka. Wychowana w długowiecznej rodzinie, szybko wykombinowałam, że ja też będę długo żyć i warto zadbać o to, żeby być w dobrej formie do końca. Uważnie obserwowałam starszych ludzi i widziałam zależność między stylem życia, jaki mieli, a ich stanem fizycznym i umysłowym. To, że nasze społeczeństwo się starzeje, stało się dla mnie oczywiste na etapie pisania tego biznesplanu dziewiętnaście lat temu. Zajrzałam wtedy do tabel GUS i tam widać było trendy demograficzne. Użyłam ich jako argumentu dla banku, że ośrodek jogi i terapii naturalnych to przyszłościowy koncept.

W codziennym działaniu koncentrujesz się na tematyce aging society w ujęciu holistycznym. Za pomocą jakich sposobów według Ciebie, można zapobiegać wykluczeniu cyfrowemu osób 50+?

Tu bym zmieniła zakres na 65+. 50-latkowie radzą sobie z technologiami dobrze lub bardzo dobrze, a nawet jeśli nie mają biegłości, to nie można powiedzieć, że są wykluczeni. Podobnie z 60-latkami. Dzisiejsi są mentalnie i fizycznie młodsi niż 60-latkowie 20, 30 i 40 lat temu. To pokazują też badania – w komunikacie CBOS na temat korzystania ze smartfonów i klasycznych telefonów komórkowych z października 2021 r. jasno widać nagły spadek w częstości korzystania ze smartfonów w grupie ludzi po 65. roku życia. W grupie 45-54 smartfony ma 85 proc. ludzi, w grupie 55-64 – 72 proc., ale już w grupie 65+ tylko 36 proc.

bardzo istotne jest, żeby włączać do cyfrowego świata ludzi 65+, bo to daje im poczucie nadążania, nieodstawania, umożliwia dostęp do aktualnych wiadomości ze świat i ułatwia utrzymywanie relacji z bliskimi. Wystarczy mieć w znajomych na Facebooku kilku 70-latków i już dzień zaczyna się sympatycznie, bo przysyłają gify i życzenia dobrego dnia, lajkują posty i komentują je wspierająco, czule i entuzjastycznie.

Umiejętność korzystania ze smartfonu podnosi ludziom starszym poczucie własnej wartości i poprawia jakość życia – odwrotnie niż jest to u młodych ludzi. Satysfakcja osoby starszej z życia jest związana z jej zdolnością do utrzymania swoich ról społecznych, aktywnością, zaangażowaniem w działalność wolontariacką i kulturalną oraz uczenia się nowych rzeczy. Dlatego warto organizować szkolenia dla osób 65+ – co zresztą jest robione przez samorządy, organizacje pozarządowe i firmy telekomunikacyjne, szczególnie intensywnie od wybuchu pandemii. Każdy z nas może też to robić – kupując mamie, tacie, babci, dziadkowi smartfon w prezencie i pokazując im, jak się z niego korzysta, albo prosząc kogoś młodszego o przeszkolenie – pokolenie Z świetnie sprawdza się w roli przewodników po cyfrowym świecie.

Co Cię motywuje biznesowo, aby stawać się coraz lepszą?

Potrzebę stawania się coraz lepszą mam w ustawieniach fabrycznych. (śmiech) Po pierwsze dość szybko się nudzę i mam potrzebę wychodzenia poza ramy oraz ciągłego posuwania się do przodu i do góry. To wymaga ode mnie nieustannego wychodzenia ze swojej strefy komfortu, ale robię to, bo bez tego nie ma rozwoju. A ja zawsze byłam ambitna. Lubię się dokształcać, poznawać nowe zagadnienia, zgłębiać te znane. Dwa lata temu na przykład zrobiłam kurs UX Designer, rok temu zwalczyłam moją fobię przed wystąpieniami publicznymi i wygłosiłam mowę na TEDx Warsaw Women. Dwa lata temu przeprowadziłam też mój pierwszy wywiad po angielsku, i to jeszcze ze słynnym Carlem Honoré. A jeszcze trzy lata wcześniej miałam problem ze small talkiem w tym języku! Jest więc ciągły progres na różnych poziomach mojego życia, cieszę się tym jak dziecko. Potrzeba odnoszenia kolejnych sukcesów nie sprawia jednak, że wywieram na siebie dużą presję. Nie. Wszystko dzieje się naturalnie, organicznie. Jakkolwiek wymaga włożenia wysiłku. Najwięcej emocjonalnie kosztował mnie ten TEDx.  

 

Pogłębiaj swoją biznesową wiedzę w magicznym otoczeniu malowniczych, góskich krajobrazów – wyrusz z 15 przedsiębiorcami w Tatry i buduj relacje z innymi founderami. Wyjazd dopełnią merytoryczne warsztaty ze specjalistami z branży SaaS, ecommerce, digital – poznaj szczegóły oferty.

 

Czy kiedykolwiek miałaś takie myśli, aby to wszystko rzucić, co Ci pomogło nie podejmować tak radykalnej decyzji?

Hahahaha. Świetne pytanie! Myśli w stylu „rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady” nigdy nie miałam. Kocham metropolie, wieżowce, nowoczesne technologie. Ale w momentach, kiedy trudno było mi związać koniec z końcem jako samotnej matce z żenująco niskimi alimentami, miałam myśli – zamieniane wręcz w półżartobliwe odezwy na Facebooku – żeby znaleźć męża, który by nas utrzymywał, a ja zajęłabym się dziećmi i domem. (śmiech) To były takie chwilowe akty rozpaczy, bez szans powodzenia. Jestem beznadziejną panią domu, a w takim układzie czułabym się jak w więzieniu. Zanudziłabym się też na śmierć skupiając się głównie na dzieciach. Wychowywałam je „przy okazji” i uważam, że wyszło im na dobre moje podejście. Dorastając miały zadowoloną z życia, pełną energii matkę, z której dziś są bardzo dumne. Jednocześnie tak to wszystko układałam, że byłam dużo z nimi – nawet jeśli czasami nieobecna myślami, bo pisząca coś, to zawsze gotowa do przytulenia albo zrobienia tysięcznej porcji naleśników z serem czy usmażenia frytek, które jadły na podwórku z koleżankami i kolegami. Moje dzieci chowały się w klimacie lat 80. – dużo były na podwórku z innymi dziećmi. Dziś mamy wspaniałą relację, a ja nie miewam już myśli o rzucaniu wszystkiego. Z nastolatkami, którzy mają swoje sprawy i są samodzielni w wielu aspektach życia, jest dużo, dużo łatwiej.

Czy my jako rekrutujący przedsiębiorcy, możemy się w jakiś sposób przygotować do rozmowy kwalifikacyjnej? Jeżeli tak, to w jaki sposób?

Niewiele wiem o rekrutacjach, szczerze mówiąc. Sama uczestniczyłam w niewielu jako kandydatka, bo najpierw prowadziłam firmę mężowi, a potem, gdy mi „podziękował” mało elegancko za współpracę, praca sama mnie znajdowała. Zaś osiem lat temu przeszłam na freelance i home office. W sumie w życiu wzięłam udział w pięciu rekrutacjach, z czego dwie były podczas studiów i nie zakończyły się sukcesem. Kolejne dwie – kiedy byłam po trzydziestce i postanowiłam spróbować sił w zawodzie pośrednika w obrocie nieruchomościami, a ostatnia – gdy byłam tuż po czterdziestce. Wtedy świadomie nie podałam daty urodzenia w CV, podejrzewając, że mój wiek może działać na moją niekorzyść. Te rekrutacje po 30. i 40. roku życia skończyły się pozytywnie dla mnie.

Natomiast nigdy nie prowadziłam rozmowy kwalifikacyjnej jako zatrudniająca. Dotąd pracowałam z ludźmi na zasadzie współpracy, partnerstwa albo wchodziłam w istniejący zespół. Kiedy będziemy poszerzać zespół Silver Content Hub i Mameno, to przed spotkaniem z kandydatami na pewno zrobię research w internecie, żeby dowiedzieć się o nich czegoś. (śmiech) Zadbam też o to, żeby rekrutację przeprowadzał ze mną ktoś, kto wie, jak zbadać predyspozycje i sposób działania kandydatów. Ja bardzo opieram się na intuicji i ona mnie rzadko zawodzi, ale jeśli można coś sprawdzić w sposób bardziej usystematyzowany i miarodajny, to warto to zrobić. Natomiast rad innym wolę nie dawać, bo nie jestem specjalistką w tej materii. Poza jedną radą: spotykajcie się z kandydatami 50+! Dajcie im szansę. Możecie się zdziwić, jak bardzo odstają od stereotypów, które macie w głowie.

Jak wygląda komunikacja w Waszym zespole, czy macie jakieś metody, które ułatwiają zarządzanie komunikacją?

W firmie korzystamy e-maili, Teams i Monday. Komunikujemy się też przez wiadomości na LinkedIn, Facebook Messenger i Instagramie – ale to z osobami, które, jak ja, są zawsze w pracy i nigdy w pracy. (śmiech) Czyli z tymi, którzy żyją tym, co robią. Przy Mameno korzystamy też z Figmy i Miro.

W jaki sposób generujecie leady na swoje usługi, co jest najbardziej skutecznym źródłem pozyskania zapytań?

Sporo zapytań wpada przez landing page – każda spółka w grupie ma własny. Skuteczny w nawiązywaniu kontaktów biznesowych jest LinkedIn, a ostatnio także nasz „Silver Mag”, który wysyłamy do marketerów.

W moim przypadku jednak najlepiej sprawdzają się moje działania jako marki osobistej – dużo udzielam się w social mediach i to od lat jest dla mnie najlepszym źródłem kontaktów biznesowych. Wielu klientów zgłaszało się też zawsze, i zgłasza nadal, z polecenia osób, dla których coś robiłam lub które mnie znają.

To, że zostałam CEO Silver Content Hub to też efekt mojej rozpoznawalności jako specjalistki od silver generation. Rok temu zaproszono mnie na spotkanie w sprawie możliwości współpracy z moim portalem, a pięć tygodni później podpisaliśmy umowę nowej spółki.

Jak wygląda Twój przykładowy dzień roboczy?

Wstaję około 7:00, piję kawę gotowaną z kardamonem i cynamonem, ogarniam się i wychodzę do biura. Po założeniu spółki dałam się „ubiurowić”. (śmiech) Odwrotnie niż większość ludzi, którzy spróbowali w pandemii home office. Z przyjemnością chodzę do naszego pięknego biura przy Bobrowieckiej. Pewnie też dlatego aż tak chętnie, bo mieszkam niedaleko, więc nie muszę tracić dużo czasu na dojazdy.

W autobusie odpowiadam na wiadomości, komentarze na Facebooku i LinkedIn, układam treść kolejnego posta w notatniku, czytam artykuły na telefonie, notuję pomysły, przesyłam sobie linki do ciekawych treści na Messengera, żeby ich nie zgubić, scrolluję feed na Facebooku, Instagramie i TikToku. W biurze odpowiadam na maile, potem odbywamy z kolegami spotkanie new businessowe na Teams. Potem znowu praca przy komputerze – przesyłanie artykułów, które spływają mi na skrzynkę do redakcji albo korekty, te po korekcie ślę do grafika do złożenia. Uzupełniam artykuł, który piszę. Potem Google Meets z naszym developerem na temat postępów w Mameno. Po spotkaniu maile, daję feedback grafikowi, kontynuuję tekst. O 13:30 wychodzę na trening, w autobusie otwieram laptop i kończę tekst.

Niedawno na chwilę podniosłam wzrok znad ekranu i zobaczyłam piękną siwowłosą kobietę. Przerwałam pisanie i zapytałam, czy chciałaby występować w reklamach. Porozmawiałyśmy chwilę i dałam jej moją wizytówkę beauty hunterki w Silver Models (agencja silver modeli i influencerów 50+ to jedna ze spółek naszej Grupy Silver). Tak więc oczy mam zawsze wokół głowy (śmiech). Zwracam też uwagę na nowe reklamy outdoorowe z silversami i robię im zdjęcia.

Trening zaczynam o 14:30, trenuję razem z moją mamą. Po treningu, w tramwaju, wrzucam nasze zdjęcie lub filmiki z nią ćwiczącą na social media jej, moje lub wolnych od metryki. Mama ma 70 lat i pokochała ciężary. W drodze do domu robię małe zakupy na bazarku i w piekarni, w domu jem to, co zrobiła córka na obiad albo sama coś szybko sobie robię. Od ponad 20 lat jestem na tzw. intermittent fasting. Intuicyjnie wybrałam jedzenie jednego, maksymalnie dwóch posiłków w krótkim oknie żywieniowym zanim w ogóle zaczęto pisać o tym sposobie odżywiania i o tym, że sprzyja długowieczności, bo hamuje skracanie się telomerów.

Potem odpoczywam, rozmawiam z dziećmi, smażę naleśniki (mój  16-letni syn jest ich psychofanem od małego). Robię to często z telefonem w ręku – zapraszam wtedy na przykład osoby, które polubiły viralowe posty na profilu wolnych od metryki, do polubienia fanpage’a.

Wieczorem otwieram laptop i piszę, robię jakąś prezentację, grafikę lub infografikę – to mnie bardzo relaksuje. Odpowiadam na maile spływające od autorów piszących do „Pokoleń”. Jak zamknę laptop, to jeszcze przed snem czytam artykuły i streszczenia badań na temat menopauzy i wymieniam się przemyśleniami z Marzeną i Martiną, które współtworzą Mameno. Wymieniam się też linkami do ciekawych kreacji reklamowych z silverami i profili potencjalnych kandydatek i kandydatów na modeli z Łukaszem, który koordynuje Silver Models. Zasypiam około północy, i – o dziwo – pomimo dużej ilości niebieskiego światła, jaką absorbuję, zasypiam natychmiast.

Kiedy nie mam treningu, zostaję w biurze do 17:00-18:00, czasami dłużej. Wtedy już nie pracuję w domu. Dobrze mi skupić myśli w pustym biurze, więc lubię zostawać tam sama. Rzadko rozmawiam przez telefon, fizyczne spotkania odbywam tylko kiedy są naprawdę ważne i niezbędne ze względów biznesowych oraz służą budowaniu relacji. Podobno CEO start-upu powinien być trochę autystyczny i być pracoholikiem. No to ja jestem. (śmiech)

Jakie masz plany biznesowe na najbliższy czas?

Na wrzesień planujemy premierę Mameno. Liczymy na co najmniej 500 zarejestrowanych użytkowniczek w pierwszym miesiącu i comiesięczny wzrost rejestracji na poziomie 30-50 proc. do końca roku. Po osiągnieciu masy krytycznej 5 tys. użytkowniczek oceniamy, że miesięczny wzrost skoczy do 100-150 proc. Kobiety po 40. roku życia szukają wiarygodnych źródeł wiedzy o menopauzie, a dotąd nie ma w Polsce miejsca w sieci, które kompleksowo zajmuje się tym problemem.

Do końca roku chcemy też przeprowadzić przynajmniej dwa szkolenia na temat menopauzy w dużych firmach. Czas po wakacjach upłynie więc pod sztandarem Mameno. Idąc za ciosem, chcemy wydać z moją wspólniczką, Marzeną Michałek, książkę o menopauzie naszego autorstwa. A ja zaczynam w październiku studia podyplomowe na kierunku Zielarstwo i fitoterapia – zawsze mnie to interesowało, w moim domu nie ma lekarstw, a dzieci śmiały się często, że jestem szamanką i wszystko chcę leczyć imbirem (śmiech). Teraz usystematyzowana wiedza w tym zakresie przyda się w prowadzeniu biznesu. Ważnym elementem Mameno będzie bowiem sklep z suplementami dla kobiet menopauzalnych. W najbliższym czasie planujemy też rozbudować o e-commerce portal wolniodmetryki.pl.

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl