Polska jest potęgą kosmetyczną. Rynek wart jest 3,5 mld euro, a rodzimi producenci eksportują swoje towary do ponad 130 krajów. Z tej perspektywy branża kosmetyków naturalnych i organicznych to niewielkie poletko. Jednak grono pasjonatów zarówno wytwórców, jak i klientów eko-kosmetyków od kilku lat stale się powiększa.
Moda na produkty naturalne, organiczne i ekologiczne pojawiła się kilka lat temu wraz z wyrabianiem się coraz większej świadomości wśród konsumentów w kwestii swojego zdrowia, stylu życia, dbania o przyrodę. W USA, gdzie rynek eko-wyrobów wart jest niebagatelne 40 mld dolarów, mają nawet na takie zjawisko nazwę: LOHAS, czyli lifestyle of health and sustainability. Zdrowy i zrównoważony styl życia. Najczęściej prowadzą go wykształcone kobiety w wieku między 40. a 60. lat. W Polsce wartość całego rynku organicznych produktów szacuje się na 110 mln złotych, a rodzimi świadomi klienci nie doczekali się jeszcze swojej „łatki”. Mimo to są coraz bardziej widoczni w konsumpcyjnym świecie. Uprawiają sporty, po warzywa jeżdżą na bazar, a kosmetyki kupują z małych, rodzinnych manufaktur.
Taką małą manufakturę od kilku lat prowadzi w Gdyni Bartek Machoń, właściciel marki Ma.Chon. Z wykształcenia jest farmaceutą, jednak w farmakologię nie wierzy. „Rzeczy dla skóry farmakologia dostarcza nam dziś w postaci chemii” – mówi Machoń – „Nikt tak na dobrą sprawę nie bada bio-przyswajalności tych kosmetyków”. To znajomi namówili go, by mydła, które wyrabiał dla siebie wieczorami w kuchni, zaczął sprzedawać. Pojechał na bazar, towar skończył mu się w 2 godziny. Aktualnie posiada ponad 840 olejków eterycznych, ściąga półprodukty z Ghany i Burkini Faso (ma tam „swojego” człowieka), tworzy autorskie receptury. Żona i dzieci pomagają w pakowaniu. Mydła, balsamy, kremy, szampony sprzedaje na ekobazarze, internetowo przez stronę iNaturalnie.pl oraz dostarcza do gabinetów SPA i hoteli.
Takich ludzi jak Bartek – z pasją do swojej pracy, biznesowym zacięciem, talentem do tworzenia oryginalnych kosmetyków i eksperymentowania – ostatnimi czasy przybywa. Nie trzeba wcale mieć wiedzy akademickiej czy farmakologicznej, by do tego grona dołączyć. Trzeba jednak wykazywać się zapałem, a także mieć świadomość, że to nie lekka fucha. Jak zacząć? Najlepiej najpierw kupić tzw. starter za 50-60 złotych i wypróbować jak nam to idzie. Starter pozwoli na zrobienie około 10 mydeł. Jeśli już zdecydujemy się wytwarzać na większą skalę i sprzedawać produkty, to na początek wystarczy kilka tysięcy złotych kapitału. Później, jeśli będziemy chcieli rozszerzyć zasięg produkcji, dojdą dodatkowe koszty. Jednak ze skalą inwestycji nie ma w tym przypadku co przesadzać – przynajmniej na razie. Trend w Europie jest ukierunkowany na skromne, rodzinne biznesy i rynek produktów organicznych jest na takim właśnie etapie rozwoju. Nie ma dużej konkurencji, atmosfera w branży jest dobra, bez niezdrowych zagrywek. Czy tak pozostanie – zależy to pewnie od tego, jak bardzo i jak szybko będzie rosnąć popyt na takie wyroby. „Śmiejemy się z żoną, że skończymy z fabryką” – pół żartem mówi Machoń, pytany o ewentualne plany na przyszłość. Może jednak wcale nie być daleki od prawdy…
Wielkie koncerny kosmetyczne sondują klientów i zauważyły modę na eko. Powstało wiele linii kosmetyków naturalnych, wprowadziły je m.in. Ziaja czy Perfecta. Tak naprawdę jednak takie produkty od koncernów mogą znacząco różnić się od tych z małych firm, mimo tej samej kategorii – naturalne, organiczne. W Polsce i UE nie ma bowiem regulacji prawnych odnośnie używania tego typu określeń. Ogólnie przyjmuje się, że kosmetyki naturalne to takie, które nie zawierają syntetycznych czy chemicznych substancji, konserwantów, barwników, olejów, wazeliny, parafiny, a także glikoli, silikonów, pochodnych syntetycznych kwasów lub alkoholi tłuszczowych, surowców od roślin modyfikowanych genetycznie oraz substancji odzwierzęcych pozyskiwanych ze szkodą dla zwierząt. Substancje organiczne powinny stanowić ponad 90% wyrobu. Ważny jest też proces tworzenia – powinien być fizyczny, czyli tłocznie, suszenie, ekstrakcja. Na to świadomi konsumenci są szczególnie wyczuleni i sprawdzają, czy produkt na pewno nie jest przerafinowany. Dlatego prawdziwi przedstawiciele LOHAS raczej nie kupią w drogerii, nawet kosmetyków z metką „organiczne”. Tym bardziej że drogerie przyzwyczaiły nas, że takie kosmetyki są dość drogie, a w małych manufakturach są dostępne w rozsądnych cenach.
Kosmetyki naturalne cieszą się teraz popularnością, bo polepszyła się nam stopa życiowa, mamy większą wiedzę o tym, jakie substancje są zdrowsze i świadomość procesu tworzenia kosmetyków oraz jego wpływu na środowisko, a także coraz częściej nabawiamy się alergii czy uczuleń skórnych od chemii. Nie jest to jednak wbrew pozorom nowo-moda, ale raczej powrót do korzeni. Jak słusznie zauważa nawrócony farmaceuta Machoń: „na organicznych produktach ludzie znają się od paru tysięcy lat, na farmakologii może raptem od 100”.
Czytaj również:
https://marketingibiznes.pl/biznes/wywiad-z-damianem-gawrychem-pilka-nozna-to-nie-tylko-sport-ale-finansowa-maszyna
Prasówka startupy i innowacje #9 Autonomiczny autobus z Japonii
Zostaw komentarz