Paulina Rudnicka od 2011 roku z powodzeniem prowadzi bloga o modzie, kulturze i lifestylu – kapuczina.com. Poza pisaniem zajmuje się reklamą i jest copywriterem. Paulina to przykład dziewczyny, która dokładnie wie czego chce i sama potrafi zorganizować swoją przestrzeń zawodową w taki sposób, by nie być od nikogo zależnym. Postanowiłam porozmawiać z Kapucziną i zapytać ją o to, jak to naprawdę jest z prowadzeniem bloga, czy rzeczywiście można z tego żyć i czy według niej jest jeszcze miejsce na nowe twarze w blogosferze.
Marta Wujek, Marketing i Biznes: W jaki sposób zarabiasz na blogu?
Paulina Rudnicka (Kapuczina): Zarabiam głównie na przeprowadzanych kampaniach (postach sponsorowanych), a także eventach, podczas których występuję na scenie lub doradzam klientkom, jak się ubierać.
Jak zdobyłaś to zlecenie?
Proces jest za każdym razem bardzo podobny. Firma lub agencja reklamowa, która ją reprezentuje, zgłasza się do mnie z propozycją współpracy. Jeśli wierzę w daną markę, produkt, ideę, przechodzimy do omawiania szczegółów i ustalenia wysokości wynagrodzenia. Czasem się dogadujemy odnośnie warunków, innym razem nie.
Możesz podzielić się z nami o jakich kwotach mówimy?
Kwoty 3- i 4-cyfrowe, w zależności od mojego zaangażowania i wybranych miejsc promocji. Ale nie chciałabym wchodzić w szczegóły. Z jednej strony cenię sobie osoby, które mówią otwarcie o swoich dochodach, z drugiej zaś – zauważyłam, że inni różnie na tę transparentność reagują.
A najciekawsza kampania?
Była to kampania Fiata 500, do której zaproszono trzy blogerki modowe i wysłano je do trzech miast europejskich: Berlina, Londynu i Paryża. Ja wybrałam Paryż, bo nie miałam okazji być tam wcześniej. Kampania była interaktywna – czytelnicy brali czynny udział w jej przebiegu, wybierając lokalizacje na moje sesje we Francji.
Musiałaś w jakiś sposób dotrzeć do tych firm, agencji marketingowych… Jak zdobyłaś pierwszego klienta?
I tu jest haczyk – nie! W momencie, w którym blog zyskał na popularności, reklamodawcy zaczęli zgłaszać się sami. Tak jest do dziś.
Czym zajmujesz się poza blogiem?
Jestem copywriterem i zajmuję się pozycjonowaniem stron. Prowadzę też firmowe konta w Social Media.
Chciałabyś żyć tylko z bloga? Uważasz, że jest to realne?
Żyłam przez prawie dwa lata wyłącznie z bloga, więc oczywiście jest to realne. W tym okresie jednak influencerzy byli zależni od widzimisię reklamodawców. Jednego miesiąca zarabiałam na trzy kolejne. A ja choć uwielbiam wolność, jaką daje mi praca freelancera, potrzebowałam też czuć się bezpiecznie – nawet jeśli oznaczałoby to mniejsze wpływy na konto. Byle by były regularne. Dlatego też mam drugą pracę, może nieco mniej pasjonującą niż blogowanie, ale pozwala mi na prowadzenie Kapucziny i pracę z dowolnego miejsca na ziemi (poprawka: dowolnego miejsca na ziemi z dostępem do wifi).
Sama pracujesz nad blogiem, czy masz kogoś do pomocy?
Mam kilka osób, które pomagają mi w prowadzeniu bloga. Zwykle większość czynności robię samodzielnie (kontakt z reklamodawcą, pomysł na wpis, tekst, przygotowania do sesji, obróbka graficzna, raporty, social media, SEO), ale potrzebuję pomocy przy fotografowaniu (nie mogę stać jednocześnie przed i za obiektywem) i odsyłam teksty do korekty (w moim odczuciu nikt nie jest w stanie właściwie poprawić swojego tekstu). Jest też programista, który odpowiada za kwestie techniczne.
Ile osób jest zaangażowanych w Twojego bloga?
Aktualnie jest to 5 osób: ja, programista, 2 fotografów oraz fotograf i korektor w jednym.
W jaki sposób wyceniasz ich pracę?
Osoby, które mi pomagają, nie pracują u mnie na stałe. Mają swoje własne życia i zawody. Dlatego rozliczamy się doraźnie, w zależności od kampanii. Trudno jest wskazać wysokość wynagrodzenia, którą powinna otrzymać druga osoba, tym bardziej, kiedy się z nią przyjaźnisz. Stworzyłam więc własny mini algorytm, w którym dodaję wszystkie godziny czasu pracy, jakie poświęcamy na przygotowanie publikacji od momentu odpisania na mail reklamodawcy, po przygotowanie raportu. Dodaję koszty sprzętu/akcesoriów do zdjęć/prowadzenia strony i wyliczam procent, jaki stanowi czas poświęcony przez każdą osobę.
A dlaczego akurat moda?
Moda zawsze wydawała mi się naturalną, integralną częścią tego, kim jestem. Trochę jak druga skóra. Dziś powiedziałabym, że po prostu lubię otaczać się ładnymi rzeczami (co nie odnosi się wyłącznie do ciuchów), ale nie było tak zawsze. Moda jako taka pasjonowała mnie od dziecka – jej historia, projektanci, stylizacja. Na etapie podstawówki byłam przekonana, że zostanę projektantką. Rysowałam swoje modelki i ich kreacje na ostatnich stronach zeszytów. Robiłam to niemal na wszystkich lekcjach, żeby zabić nudę. Nauczycie patrzyli z przymrużeniem oka na te moje mini dzieła sztuki (choć nazwa jest zdecydowanie na wyrost), bo byłam prymuską.
Czyli z miłości do piękna?
Tak, jak już wspomniałam, dziś staram się otaczać ładnymi rzeczami, ale będąc dzieckiem nie mogłam sobie pozwolić na takie wygody. Moich rodziców nie było stać na modową ekstrawagancję. Mama bardzo nad tym ubolewała, dlatego co jakiś czas próbowała odłożyć dodatkową gotówkę na ładną sukienkę czy uwielbiane przeze mnie (wtedy) leginsy. Ojciec moje zamiłowanie do mody utożsamiał z próżnością. Nie miałam wielu ładnych, a już na pewno drogich strojów. Wymyślałam je więc i rysowałam w zeszytach szkolnych. Chyba właśnie dlatego świat mody wydawał mi się wtedy tak atrakcyjny. To był luksus, o którym mogłam tylko śnić.
Dlaczego więc nie zostałaś projektantką?
W późniejszych latach moje zainteresowanie projektowaniem nieco osłabło. Nudziły mnie kwestie związane z szyciem czy tworzeniem wykrojów. Do dziś cierpliwość nie jest moją najmocniejszą cechą. Wciąż jednak marzyłam, aby w przyszłości zajmować się zawodowo modą. Czytałam niemal wszystkie artykuły w Polsce – drukowane oraz w sieci – które w jakimś stopniu skupiały się właśnie na tym temacie. Sądziłam, że jestem wprost stworzona do pracy w magazynie modowym.
Wybrałam liceum o profilu humanistycznym, a później studiowałam filologię polską ze specjalizacją publicystyczno-dziennikarską. Na pewnym etapie wiedziałam już, że w przyszłości będę chciała związać swoje życie zawodowe z mediami, pracą kreatywną albo reklamą. Tak też się stało.
Blogów modowych jest bardzo dużo. Nie martwiłaś się, że ciężko będzie się przebić?
Nie czuję, żebym się przebiła. Owszem, mam powiększające się grono odbiorców i od lat zarabiam na blogu. Jednak w moim odczuciu przebiły się Maff i Jessica, bo to ich nazwiska (albo pseudonimy) wymieni przypadkowy przechodzień, którego zapytasz o znane mu blogerki. Chapeau bas dla nich.
Kiedy ja zaczynałam, mówiło się, że to ostatni dzwonek, żeby otwierać klasyczny blog modowy, a jednak jeszcze parę nazwisk zdążyło zaistnieć. Nie mówię tu oczywiście o skali takiej, jak w przypadku Maff i Jessici. Jednak Internet ma tę zaletę, że pozwala na współegzystowanie wielu blogerow, vlogerów i influencerów, których treści są czytane czy oglądane przez tysiące obserwatorów.
Zaczynałam prowadzić Kapuczinę, będąc na pierwszym roku studiów. Trochę żałuję, że tak późno (w końcu wpadłam na ten pomysł 3 lata wcześniej). Ale cieszę się, że nie czekałam jeszcze dłużej. Sądzę, że im człowiek młodszy, tym ma więcej energii dla nowych projektów. Potrafi poświęcić więcej czasu, siły, ma świeże pomysły i nie oczekuje, że każda godzina poświęcona na blogowanie zwróci się mu w przelewach.
Rzeczywiście był to ostatni dzwonek? Dziś już nie warto brać się za klasyczne blogi modowe?
Trudno powiedzieć. Jest pewien format, który został wykorzystany i zmodyfikowany na różne sposoby. Ktoś wniósł do grupy blogerów modowych nową jakość zdjęć, ktoś inny minimalizm, klasykę, slow fashion, kolory, itd. Jeśli znajdzie się bloger/ka z nowym pomysłem i przyciągającą aparycją – dlaczego nie. Osobiście jednak, dziś szukałabym innych formatów.
Zakładając bloga, myślałaś o zarabianiu na nim?
Skłamałabym, mówiąc, że zakładałam blog wyłącznie z pasji. Swoją drogą, podchodzę z dużą dozą nieufności do osób, które używają tego stwierdzenia. Owszem, pasja to jedno, ale miałam też drugi, ważniejszy cel. Wtedy jeszcze nie wierzyłam, że będę zarabiała stricte na blogu. Traktowałam go jako trampolinę do polskiego świata mody i świata mediów, które wcześniej były dla mnie – dziewczyny, która pojawiła się znikąd – nieosiągalne.
Trampolina zadziałała?
Tak, występuję gościnnie w mediach tradycyjnych i na przełomie tych 6 lat dostałam też kilka propozycji pracy. Część z nich wyglądała naprawdę korzystnie, dlatego jestem wdzięczna, że ktoś chciał dać mi tę szansę.
Tylko widzisz, ja mówię o podejściu, jakie miałam na początku swojej drogi. Dziś świat mediów nie jest tak hermetyczny, jak był (albo wydawało mi się, że był) 6 lat temu. To praca, jak każda inna.
Czyli jednak da się?
Od dziecka słyszałam zdania w stylu „udało mu się, bo ma znajomości”. W myśl tej teorii, byłam skazana na porażkę. W końcu pochodziłam z małej miejscowości oddalonej 80 km od Gdańska i nie znałam nikogo. Jednak ludzie, którzy na ten świat znajomości tak narzekają, zapominają o podstawowej kwestii. Ze znajomościami i pozycją zawodową nikt się nie rodzi (poza nielicznymi wyjątkami). Znajomości się wyrabia i trzeba w to włożyć tyle samo (jeśli nie więcej) wysiłku, co np. w edukację.
Dasz jakąś konkretną radę? Jak zacząć budować znajomości?
Być otwartym na innych ludzi, próbować wciąż nowych rzeczy, starać się poznawać nowe środowiska, uczestniczyć w życiu miasta, być pomocnym, bezinteresownym, nie narzekać. I najłatwiejsze – wychodzić z domu. Budowanie znajomości w życiu zawodowym niczym nie różni się od szukania przyjaciół.
Gdzie początkujący bloger powinien szukać reklamodawców?
To jest bardzo ciekawe i jednocześnie trudne pytanie, bo przyjęło się, że to reklamodawca przychodzi do blogera, a nie na odwrót. Latami na konferencjach blogerzy jak jeden mąż powtarzali, że jeśli blog jest dobrze prowadzony, ciekawy i poczytny, reklamodawcy też się znajdą. I oczywiście jest w tym sporo prawdy, ale taki model prowadzenia biznesu nie jest szczególnie stabilny. Zdarza się, że jednego miesiąca robisz 5 kampanii, a przez kolejne 3 – żadnej.
A Ty jak działasz?
Sama przez 6 lat prowadzenia bloga, nie wysłałam ani jednego zapytania ofertowego. Do tej pory, zawsze to reklamodawcy albo agencje ich reprezentujące zgłaszały się do mnie. Sądzę jednak, że w przyszłości będę chciała ten model przynajmniej częściowo odwrócić.
Jakie kroki planujesz podjąć?
Docelowo chciałabym prowadzić długofalowe projekty, do których będę zapraszać partnerów biznesowych. To nie jest jakiś skomplikowany model. Media tradycyjne robią to od zawsze. Potrzebuję tylko trochę czasu i najlepiej – dodatkowej pary rąk.
Więc co poradzisz początkującemu blogerowi?
Teoretycznie bloger ma nieskończoną liczbę możliwości. Jednak odradzam pisanie do każdej firmy i proszenie o gratisy. Miałam okazję prowadzić profile na FB dwóch marek kosmetycznych i miesięcznie odpisywałam na setki takich wiadomości. Jeśli bloger szuka reklamodawcy, wypadałoby przynajmniej przygotować ofertę.
Jak się do niej zabrać?
Moim zdaniem pomocny będzie naturalny kontekst i ciekawy pomysł. Przykładowo ja w marcu miałam odbierać swoje drugie mieszkanie. Temat nieruchomości i aranżacji wnętrz pasjonuje mnie teraz nawet bardziej niż sama moda (podobno tak się dzieje na starość). Dlatego planowałam wprowadzić na blogu serię wpisów, w którym pokazywałabym remont od zera, albo jak kto woli – od betonu. Miejsca dla reklamodawców by nie zabrakło.
Takie działania należy planować z wyprzedzeniem, więc teoretycznie moja oferta powinna już dotrzeć do pierwszych potencjalnych reklamodawców. Mam dobry kontekst, cel, pomysł i przede wszystkim grupę docelową odpowiednią do tego projektu. Moje plany się jednak nieco zmieniły, ponieważ mieszkanie jest do odbioru za kilka dni i nie zdążę już obsadzić postów z serii „wykończenie”, bo muszę zaraz wchodzić tam z ekipą. Jeśli jednak czas na to pozwoli, wykorzystam swój remont do stworzenia treści na blogu, a później wyjdę z ofertą do reklamodawców na etapie urządzania mieszkania.
W którym momencie można zacząć myśleć o zarabianiu na blogu??
Kiedyś mówiło się, że przy 20 tys. UU. można spokojnie wyceniać kampanie na kwoty 4-cyfrowe. Znam blogerów, którzy nawet przy 3-5 tys. UU całkiem nieźle zarabiają. Wielokrotnie rozmawiałam z reklamodawcami, którzy kupowali kampanie na blogach o imponujących statystykach i okazywały się one nietrafione, bo odzew klientów był zerowy.
Dlaczego?
Zwykle wynika to z niedopasowania produktu czy marki do blogera. Załóżmy, że promowałabym krem 50+ albo modę kierowaną do nastolatek (a mam 27 lat). Nikt by mi w to nie uwierzył! Odnośnie czasu prowadzenia bloga, trudno to jednoznacznie oszacować. Są blogi, które po 3 miesiącach zyskują na popularności i te, które zostają zauważone po latach. Ja pierwsze pieniądze na blogu zarobiłam po pół roku jego prowadzenia.
Czyli zdarza się, że firmy patrzą jedynie na poczytność bloga, nie biorąc pod uwagę do kogo jest skierowany?
Oczywiście, tak jest w większości przypadków. To nieco złudne, bo jest duża grupa blogerów, którzy mogą pochwalić się imponującymi statystykami i lajkami, ale odbiorcy im nie wierzą. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale każdy z nas zna strony czy kanały YT, które odwiedza, żeby np. się pośmiać, odprężyć, popatrzeć na ładne zdjęcia. Zauważ, wymieniłam same zalety. Tylko one nie zawsze idą w parze ze skutecznością danej kampanii. Żeby influencer przekonał Cię do zakupu produktu, musisz być przekonana, że podobnie odczuwacie „jakość”, musisz czuć coś w rodzaju więzi albo zaufania, jakkolwiek kuriozalnie brzmi to w odniesieniu do Internetu.
Myślisz, że na rynku jest jeszcze miejsce na nowych blogerów?
Oczywiście! Sama mam kilka pomysłów, na blogi (i kanały YT), które chciałabym prowadzić. Gdyby doba miała 48h, nie wahałabym się ani chwili!
A o jakich branżach myślisz?
Od lat mam z tyłu głowy pomysł na kobiecą wersję bloga Pokolenie Ikea, bez słodko-pierdzącego, naiwnego, babskiego gadania o związkach, miłości czy seksie. No i kilka formatów YT, ale tych nie zdradzam, bo może w końcu uda mi się znaleźć czas na ich realizację.
Mam wrażenie, że obecnie każdy pisze bloga. To tak jak wszyscy robią zdjęcia – ale nic z tego nie wynika. Co o tym myślisz?
To zależy, co miałoby z tego wynikać? Widzisz, moim marzeniem jest, żeby wszyscy blogerzy traktowali swoją działalność jako zawód, nawet jeśli robią to po godzinach. Przyjęłabyś pracę, w której zamiast wynagrodzenia wysyłano Ci kolczyki albo szminki (produkty zupełnie przypadkowe)? A potem tymi kolczykami płaciłabyś za prąd albo ratę kredytu? No nie. A to jest największy grzech blogerów.
Myślisz, że każdy blog jest tworzony z myślą o zarabianiu?
W tym miejscu zawsze odzywa się głos, że ktoś bloguje hobbystycznie i nie potrzebuje na tym zarabiać. A mi zapala się lampka pod tytułem: hipokryzja. Bo skoro hobbystycznie, to dlaczego przyjmuje darmowe produkty i podejmuje się współpracy reklamowej? Paweł Tkaczyk w jednym ze swoich wystąpień opowiadał, że nawet gdy bloger ma 10 czytelników, w tym swoją mamę, brata i dziewczynę, to treści (tekst i zdjęcia) można śmiało wyceniać. Może nie na miliony monet, ale jednak. Liczba czytelników nie jest jedyną wartością influencera.
Blogowanie, YT czy fotografowanie stało się modne, ale nie widzę w tym nic złego z perspektywy odbiorcy. Konkurencja jest tak duża, że twórcy ciągle doskonalą swoje treści, a przez to czytelnik czy widz dostaje coraz ciekawszy content. Dokonuje się selekcja naturalna. Masz lepsze i gorsze jakościowo blogi, ciekawsze i mniej ciekawe. Podobnie, jak masz lepsze i gorsze jakościowo magazyny czy programy telewizyjne. W moim odczuciu blogerzy i tak nieźle sobie radzą, tworząc treści niejednokrotnie lepsze niż media, za które odpowiada cały sztab ludzi.
Myślisz, że blogerzy i YouTuberzy mogą być poważną konkurencją dla tradycyjnych mediów?
Nie oceniałabym nas jako konkurencji. Pojawienie się (darmowych) treści w sieci faktycznie nadszarpnęło pozycję mediów tradycyjnych albo będąc bardziej precyzyjna – ich portfel. Nie jest to jednak wina wyłącznie blogerów. Minęło kilka lat i telewizja czy prasa także nauczyły się, jak funkcjonować i zarabiać w Internecie. Był taki okres, kiedy dziennikarze podchodzili z dużą rezerwą do blogerów, widząc w nich zagrożenie. Odnoszę jednak wrażenie, że ten czas mamy już za sobą. Można zauważyć, że jedna i druga grupa czerpie ze swoich formatów. Influencerzy chętnie współpracują z mediami tradycyjnymi i vice versa. To szansa na zdobycie nowych odbiorców zarówno dla jednych, jak i drugich. Wbrew pozorom Ci rzadko się pokrywają.
Zostaw komentarz