Na początku tego roku wszystkie media rozpisywały się o Polskiej wyprawie na K2. Polacy mają bardzo duże osiągnięcia w tej dziedzinie, dlatego każda kolejna próba zdobycia szczytu w Himalajach budzi wiele emocji. Za każdym razem jest to mordercza walka, a ci którzy podejmują się jej, realizują drogi dla większości niemożliwe, nieosiągalne. W tej walce liczy się jednak nie tylko świetna sprawność fizyczna i odporność psychiczna, ale również najwyższej klasy sprzęt. 370 gramów, dokładnie tyle waży najlżejszy na świecie czekan do wspinaczki. Właśnie w takie czekany była wyposażona ekipa z ostatniej wyprawy na K2. W najlżejsze na świecie czekany wykonywane ręcznie w warsztacie Jarka Walewskiego w Bielsku-Białej!
Podczas ekstremalnych wypraw wysokogórskich każdy zaoszczędzony gram, jaki ma na sobie himalaista jest na wagę złota. – 80 kilogramów na dwie osoby. Idziemy na lekko i szybko. Sami nie będziemy nosić zbyt wiele. Prowadzący we wspinaczce będzie miał ok. 12 kg, a druga osoba ok. 15-17 kg i będziemy się zmieniać plecakami – opowiadał Adam Bielecki w wywiadzie dla sport.tvp.pl. Tradycyjne czekany, które dominują na rynku ważą od 550 do nawet 800 gram. Pamiętajmy, że w góry trzeba zabrać ze sobą dwa takie przyrządy, przy 12 kilogramowym obciążeniu to spora oszczędność.
Na czym polega fenomen produktów Eliteclimb (tak się nazywa firma Walewskiego)? Na materiale z jakiego są wykonane. Standardowe czekany wykonuje się z metalu, natomiast Jarek postawił na kompozyty. Używa włókna węglowego oraz kevlaru. Z podobnych materiałów robi się samochody formuły 1, samoloty, a nawet statki kosmiczne. Obecnie Jarek jest jedynym w Polsce producentem czekanów, a jeśli chodzi o włókno węglowe, są jeszcze tylko trzy firmy na świecie. Jednak jako jedyny na świecie wykonuje tego typu sprzęt całkowicie ręcznie. Zacznijmy jednak od początku.
Wysiadam na dworcu w Bielsku. Jarek przyjechał po mnie samochodem. Jak przystało na prawdziwego człowieka gór, na wywiad zabiera mnie na krótki spacer do schroniska. Już w drodze zaczynamy rozmawiać. Jarek jest bardzo skromny i odnoszę wrażenie, że jest skrępowany moim zainteresowaniem i podziwem tego co robi. W końcu siedzę obok człowieka, który robi coś najlepiej na świecie! Kto z nas osiągnie w swojej dziedzinie taki szczyt? Przyznaje co prawda, że jest dumny z tego co udało mu się osiągnąć, jednak wciąż powtarza, że nie lubi i nie potrafi się chwalić. Kto jak kto, on powinien. W każdym razie podziwiając walory przyrody, poznaję jego historię…
Miłością do gór Jarka zaraził ojciec
Miłością do gór Jarka zaraził ojciec. Mimo, że mieszkali wtedy w Radomiu, dużo czasu spędzali na tatrzańskich szlakach. Kiedy Jarek był starszy zaczął udzielać się w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym w Radomiu. Rozwijał tam swoją pasję turystyczną oraz poznał ekipę ludzi, którzy wspinali się na skałkach i zachęcili go do tej aktywności. Pierwsze drogi w skałach pokonał na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Niedługo po tym został instruktorem wspinaczki. W Radomiu poznał swoją żonę, która również się wspinała.
– Burzliwy rozwój nastąpił kiedy przenieśliśmy się z żoną do Bielska. Zacząłem pracę w dawnych zakładach szybowcowych. Poznałem tam pracę przy laminatach. W między czasie poznałem kilku znajomych i przyjaciół z którymi jeżdżę do dziś w skałki i Tatry. Pewnego dnia, kiedy wspinałem się z przyjacielem się na Kazalnicy, na półce skalnej zagadnął mnie Wojtek Ryczer, który wspinał się obok nas. Zainteresował się moim młotkiem, który był owinięty kevlarem i zapytał czy nie zechciałbym wykonać czekana z laminatu. Powiedziałem, że mogę spróbować i tak to się zaczęło – wspomina Jarek.
Był to sierpień 2013 roku, a już w okolicy grudnia powstało sześć pierwszych czekanów. Jarek tłumaczy, że nie lubi czekać, jak coś zaplanuje to od razu przystępuje do realizacji. Podkreśla przy tym, że na jego sukces bardzo mocno wpłynęło szczęście jakie ma do ludzi, których poznawał. Jednym z nich był człowiek, który wykonał pierwsze ostrze do pierwszych prototypów. Okazało się, że ten człowiek wykonuje takie elementy dla Artura Małka. Traf chciał, że akurat kiedy przyjechał z dostawą, miał przesyłkę dla Artura!
– Kiedy to usłyszałem zaproponowałem mu, że osobiście zawiozę te ostrza do Artura do Tychów i przy okazji pokażę mu dziabki [inna nazwa czekanów]. Zgodził się. Jechałem więc pełen obaw i nieśmiałości z moimi czekanami. W końcu to wybitny himalaista! Okazał się bardzo miłą osobą i bardzo ciepło mnie przyjął. Zaprzyjaźniliśmy się i do dziś pomaga mi przy projektowaniu produktów. Zaufał mi i to on jako pierwszy zabrał moje czekany, najpierw w Tatry, a potem na K2. W zasadzie z tych pierwszych sześciu sztuk zrobionych w 2013 roku, dwie są u mnie, dwie u Artura i dwie u Wojtka Ryczera – opowiada Jarek.
Artur Małek zapoczątkował efekt kuli śniegowej
Artur Małek zapoczątkował efekt kuli śniegowej. To on jako pierwszy pokazywał i rekomendował wyroby Eliteclimb w środowisku. Jednocześnie Jarek zaczął pokazywać się na Krakowskim Festiwalu Górskim. Tam poznał Ryszarda Pawłowskiego, zdobywcę 11 głównych ośmiotysięczników. On również wziął czekany Jarka i zaczął je rekomendować znajomym. Wieści roznosiły się drogą pantoflową, która według Jarka jest najlepszą formą marketingu w przypadku tak niszowego produktu, który nie wystarczy zareklamować, ale przede wszystkim dać do przetestowania. – Początkowo ludzie nie wierzyli, że ten sprzęt działa. Więc zdarzało się, że brali ode mnie czekany na próbę, by zobaczyć czy się sprawdzą, a jeśli się tak stanie to kupią. Nie zdarzyło się, żeby ktoś je oddał – dodaje Jarek.
Adam Bielecki od momentu, kiedy poznał czekany Eliteclimb nie bierze w góry żadnych innych. Podobnie jak wspomniany Artur Małek. – To dla mnie bardzo duża nobilitacja. Niesamowite, że tak znane osoby, o których kiedyś czytałem w gazetach górskich, biorą ode mnie dziabki i są nimi zachwycone. Trochę dziwne uczycie, ale bardzo miłe – mówi Jarek. Cała ekipa w ostatniej wyprawie na K2 razem z kierownikiem liczyła 13 uczestników. Z osób, które się wspinały tylko Denis Urubko i Janusz Gołąb nie mieli czekanów Jarka, a cała reszta ekipy była wyposażona w Eliteclimb
Znaczącym krokiem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych
Kolejnym znaczącym krokiem był wyjazd do Stanów Zjednoczonych. – Lubię podróżować, znalazłem świetną imprezę lodową w Stanach, więc pojechałem ze sprzętem na Ouray Ice Festival 2017 w Colorado. W roku 2018 ponownie odwiedziłem Stany, uczestnicząc w tej imprezie oraz w największych targach sprzętu sportowego w USA Outdoor Retailer w Denver. jestem też członkiem Outdoor Industry Associacion – opowiada Jarek. Udało mu się wejść do kilku sklepów stacjonarnych w USA.
– Rynek tam jest otwarty na rzeczy „hand made” i za którymi stoi historia. Można znaleźć tam ręcznie robiony praktycznie każdy rodzaj sprzętu sportowego. Funkcjonuje tam bardzo dużo małych firm, które robią sprzęt custom lub handmade. Dużo jest również niezależnych sklepów, które są zainteresowane takimi produktami. Jeden, do którego trafiłem, mieści się w Boulder, niedaleko Denver. Z zewnątrz wygląda jak garaż, a kiedy przekroczy się próg, okazuje się, że mają sprzęt dosłownie z całego świata! W Europie jest miej niezależnych sklepów, a rynek jest raczej zmonopolizowany przez duże marki i dystrybutorów – tłumaczy Jarek.
W środowisku himalaistów oraz osób wspinających się w skałach i lodzie czekany Jarka są już rozpoznawalną marką. Zamówień z każdym miesiącem jest coraz więcej. Jeden czekan robi się od czterech do pięciu dni. Mała manufaktura jest uruchomiona praktycznie cały czas. Ostatnio do klientów Jarka dołączył Paul Ramsden (czterokrotnym zdobywca Złotego Czekana, najbardziej prestiżowej nagrody dla alpinistów) oraz Kilian Jornet (kataloński biegacz górski, który między innymi pobił rekord w biegu na Kilimandżaro i z powrotem, a dwa razy wbiegł na szczyt Mont Blanc i dwa razy z niego zbiegł w czasie poniżej 12 godzin).
Każdy element wykonywany jest ręcznie
Każdy element wykonywany jest ręcznie. Jedyną rzeczą, jaką Jarek zleca na zewnątrz, jest wykonanie ostrzy oraz specjalnych śrub, które robione są na zamówienie, ponieważ nie znalazł na rynku nic co, pasowałoby do jego czekanów. Ostrza wycinane są laserowo, jednak wykańczane już ręcznie. Jarek w tym obszarze współpracuje z firmą Melontools z Częstochowy, Pawła Chrzęstka. Jak przyznaje jest to jeden z najlepszych w Polsce specjalistów od pracy z metalem.
– Ze względu na to ,że każde zamówienie realizowane jest indywidualnie (np. ostatnio robiłem różowe czekany) moi klienci czekają około dwa tygodnie. Jest pewien człowiek w Europie, który wykonuje ręcznie buty do ski-alpinizmu, a ludzie czekają po pół roku, rok żeby je kupić. Więc u mnie nie jest jeszcze tak źle (śmiech).
Jarek bardzo dba o to, by tajemnica jego czekanów nie wyszła poza ściany jego warsztatu. Długo pracował koncepcyjnie nad końcową wagą i wytrzymałością czekana. Jest to dość niszowe zajęcie, dlatego Jarek nie obawia się konkurencji. Jak tłumaczy, duże firmy na razie nie będą zainteresowane przejęciem jego techniki, ponieważ na dużą skale byłby to bardzo kosztowny proces, a przy wprowadzeniu zmechanizowania produkcji, nie dałoby się utrzymać tak wysokiego poziomu jakości.
Oczywiście zanim wspomniana kula śniegowa ruszyła i czekany z Bielska zaczęły podbijać najwyższe szczyty świata, Jarek musiał zdobyć odpowiednie certyfikaty. Bez nich nie mógłby wprowadzić takiego sprzętu na rynek. Model Salamandra i model Raptor uzyskały bez problemu certyfikat UIAA.
Obecnie w portfolio Jarka znajdziemy trzy rodzaje czekanów oraz wspomnianą łopatę. Czekany różnią się od siebie zastosowaniem. KRUK jest do chodzenia po górach i do alpinizmu. Ma 58 cm i 370 gramów wagi. RAPTOR służy do wspinaczki w skałach i przewieszkach. Ma 50 cm i waży 430 gramów. SALAMANDRA jest najbardziej popularna i najbardziej wszechstronna. Można się z nią wspinać w Tatrach, w lodzie, Alpach i Himalajach. Ma 50 cm i od 360 do 450 gram wagi. Łopata ma 50 cm długości i waży 380 gramów.
Czekany to nie jedyny produkt
Czekany to nie jedyny produkt, który wyszedł spod rąk Jarka. Wykonał również łopatę do kopania w śniegu, pomocną przy zakładaniu obozów czy kijki trekkingowe, a obecnie pracuje nad młotkiem skalnym. Tłumaczy, że zdarza się, że ktoś przychodzi do niego i prosi o niestandardową rzecz, a on uwielbia koncepcyjne wyzwania. Podjął się nawet wykonania chodzika rehabilitacyjnego! Natomiast w tym roku obiecał koledze wózek inwalidzki dla chorej córki! Pytam go czy nie chciałby wejść w branżę rehabilitacyjną. Odpowiada, iż wszystkiego robić nie można i sprzęt wspinaczkowy to jest to w czym firma ma się specjalizować. Jarek wykonuje czekany, a niestandardowe przysługi w sytuacjach ważnych.
Jarek przyznaje, że to co osiągnął nie było łatwe i by móc to zrealizować niezbędne było kilka czynników. – Trzeba mieć wiedzę na temat kompozytów, wiedzę o wspinaczce, i przy tym znać środowisko. W domu bardzo mocno wspiera go żona, a dopinguje go dorastające, kolejne pokolenie górskiej rodziny. Ich dwuletni syn jest bardzo mocno zainteresowany i zorientowany w tych sprawach. – Niedawno byliśmy z synem na wycieczce w górach. W pewnym momencie zszedł z sanek, zboczył ze szlaku i zaczął się wspinać po śniegu. Kiedy zapytaliśmy go gdzie idzie, odpowiedział: „Na górę, na K2!”
Zostaw komentarz