Z Arturem Jabłońskim rozmawiam na temat blogosfery. Jak ewoluuje, kiedy można nazwać kogoś specjalistą oraz jaki mój rozmówca ma stosunek do darów losu.
Nie ma natomiast tajemnej metody werbowania prelegentów. Po prostu odzywam się do ludzi. Oni nie gryzą! A że jedną z moich ulubionych maksym jest „dopóki nie zapytasz, odpowiedź zawsze brzmi nie”, to śmiałości mi nie brakuje.
Często organizuje Pan spotkania w Toruniu. Kiedy powstał pomysł takich eventów? Kto może przyjść na wykłady i w jaki sposób werbuje Pan prelegentów?
Pomysł powstał już blisko 3 lata temu z oczywistych względów – żadnych wydarzeń tego typu w Toruniu nie było. Co mogłem zrobić? Skoro chciałem mieć na co chodzić, musiałem to zrobić sam. Tak powstał SIM Toruń, a potem już poszło. Organizuję też spotkania dla blogerów, Toruń Blog Meeting oraz jestem inicjatorem (licence holderem) TEDx Toruń. Jest więc co robić po pracy!
SIM Toruń to moje najstarsze dziecko, barcamp o marketingu i nowych technologiach. Przyjść może każdy – nie ma selekcji. Ważne, by chciał się czegoś dowiedzieć!
Współorganizatorem spotkań jest mój serdeczny przyjaciel, Dominik Pokornowski. Spotkaliśmy się, gdy szukałem partnera do tego projektu. W tym roku zmieniliśmy formułę, by wprowadzić nieco innowacji. Cały sezon – 10 spotkań – poświęciliśmy tematowi przewodniemu marketingu miejsc. Miesiąc w miesiąc mówiliśmy o marketingu hoteli, miast, Polski, kawiarni itd. Doskonale się to sprawdziło. Zapraszamy reprezentantów różnych placówek i oni, widząc sprecyzowane tematy, chętnie się na takie spotkania stawiają. Więcej z tego korzyści niż z nieukierunkowanych spędów.
Nie ma natomiast tajemnej metody werbowania prelegentów. Po prostu odzywam się do ludzi. Oni nie gryzą! A że jedną z moich ulubionych maksym jest „dopóki nie zapytasz, odpowiedź zawsze brzmi nie”, to śmiałości mi nie brakuje. Zazwyczaj się udaje, dzięki czemu mogliśmy gościć w Toruniu wybitne indywidualności, takie jak Tomasz Nadolny, Kamil Dziadkiewicz, Hubert Tworkowski i wielu innych.
Z Dominikiem zawsze staramy się również zachować aspekt lokalny – jeden z prelegentów pochodzi z Torunia lub okolic. W ten sposób wspieramy tutejsze talenty i promujemy ich projekty wśród szerszej publiki. Ostatnio o fenomenalnym projekcie Podgórz Widmo opowiadał designer, Rafał Jara.
Jakiś czas temu zastanawiał się Pan, czy nie zacząć pisać bloga lifestylowego. Czy zdecydował się Pan na tego typu treści, a jeśli tak, to gdzie można je zobaczyć?
Chcę być fair wobec czytelników. Wiem, po co do mnie przychodzą. Szukają konkretnych porad lub rozważań na temat marketingu. I to im daję. Staram się nie pokazywać swojego życia prywatnego czy zainteresowań, bo nie o to chodzi. Od tego mam profile prywatne na Twitterze i Facebooku.
Nie zmienia to faktu, że raz na jakiś czas ciągnie mnie do napisania o pewnych rzeczach, które nijak da się podpasować do formuły bloga marketingowego. Chętnie zabrałbym np. głos w sprawie rzekomo rasistowskiego „Wiedźmina 3”, którego jestem fanem – tak gry, jak i świata wykreowanego przez Sapkowskiego. Ale drugiego bloga, póki co, nie założyłem, bo brakuje mi czasu. Nie chcę go robić na pół gwizdka. Wyżywam się więc w mediach społecznościowych. Czasami mam wrażenie, że zaczynają mnie obserwować jacyś ludzie z nadzieją na treści okołomarketingowe, a ja im serwuję jakiś „lol-content”! Ależ muszą być rozczarowani!
Coś mądrzejszego też się staram czasami podrzucić, niech im będzie. Bo jeszcze czytelników zniechęcę.
Kiedyś blog miał formę dziennika internetowego, dziś przeważnie są to treści „specjalistyczne”. W jaki sposób będzie ewoluowała blogosfera?
Blog jako dziennik internetowy to wymysł dziennikarzy lat 90. Akurat jest to jeden z tematów mojej rozprawy doktorskiej. Blogi specjalistyczne istniały od zawsze – wystarczy przyjrzeć się roli blogosfery politycznej w Polsce czy w Stanach.
Zaś co do współczesnych blogów specjalistycznych… to kwestia nazewnictwa. Kiedy jest się specjalistą? Czy pasjonatka kuchni wegańskiej nią jest czy musi mieć najpierw tytuł technika gastronomii? Kto decyduje o eksperckości? Wolę określenie „tematyczne”.
Ludzie lubią się spodziewać czegoś po danym blogu, tak jak po markach. Dlatego dostarczanie im pasujących do siebie, spójnych treści, jest oczekiwane i dociera szerzej. Nie zawsze tym kryterium jest temat. Lekko Stronniczy np. byli specjalistami od dobrego humoru, pozytywnymi gośćmi w Twoim domu każdego dnia.
Jaki wpływ ma bloger na proces zakupowy? Czy ten wpływ będzie coraz większy?
Od 2008 r. pojawiają się badania, według których blogi mają większy wpływ na decyzje zakupowe niż inne platformy społecznościowe. Ostatnio głośna była akcja z perfumami masowo wykupowanymi ze sklepu, bo poleciła je na Snapchacie jedna z blogerek modowych. Rola celebrytów i influencerów się zwiększa, bo to są bohaterowie nowoczesnej (pop)kultury.
Poczytność to wypadkowa wielu czynników – od wspomnianego stylu po charyzmę i osobowość. Nie da się tego sprowadzić do prostego algorytmu.
Jakie można dać wskazówki dla osoby, która na blogu ma jeden wpis i to na dodatek o treści „hello World”? Jak pisać, żeby nas czytano?
Jak najciekawiej. Po wskazówki dotyczące stylu czy przyciągania uwagi odsyłam na swojego bloga, gdzie często poruszam tematy tego typu. Jest również kilka ciekawych książek o webwritingu czy szeroko pojętym dziennikarstwie, od którego blogerzy wciąż mogą się wiele nauczyć.
Poczytność to wypadkowa wielu czynników – od wspomnianego stylu po charyzmę i osobowość. Nie da się tego sprowadzić do prostego algorytmu.
Blogerzy, zwłaszcza ci z zasięgiem, często dostają od marek prezenty. Jaki ma Pan stosunek do tzw. darów losu?
Ambiwalentny. O darach losu mówi się za dużo, tymczasem to powszechna praktyka i transakcja wiązana. Ktoś dał zasięg, ktoś dostał prezent, tylko tyle i aż tyle. Kwestia tego, jak reaguje na to społeczność. Czy widzi w tym sygnał przekupstwa czy też dowód uznania dla lubianego autora?
Perspektywa marek też jest ważna. Ktoś, kto wrzuca na bloga paczkę ciasteczek, nie pozycjonuje się jako marka premium. Taką osobę łatwo się etykietuje. Z drugiej strony może po prostu lubi te ciastka, więc czemu mielibyśmy go przez ich pryzmat negatywnie postrzegać?
Nie mam nic do darów losu, jeśli bloger dostaje coś, co do niego pasuje. Grę na PlayStation, płytę z muzyką. Ja np. raz dostałem drukarkę od firmy Brother, bo akurat pisałem, że takowej szukam. Zatkało mnie. Oczywiście, że wrzuciłem ją na Facebooka, bo się po prostu cieszyłem. Ale znajdą się tacy, którzy będą do tego dorabiać ideologię.
Jakie blogi marketingowe może Pan z czystym sumieniem polecić? Na jakie treści warto zwracać uwagę?
Z polskich blogi Pawła Tkaczyka, Natalii Hatalskiej i Adama Przedzięka. To moja święta trójca. Warto też zaglądać na te wąsko targetowane, jak jestem.mobi Moniki Mikowskiej.
Zagranicznych jest całe mnóstwo, ale przyznam szczerze, że nie ma żadnego, którego śledziłbym wpis po wpisie. Autorzy mnie nie przyciągają, tymczasem nasi rodzimi interesują mnie również jako ciekawe osobowości.
Z jakich narzędzi najchętniej korzysta Pan w swojej pracy?
Kartka papieru ponad wszystko. A jako jej uzupełnienie: Todoist do zarządzania zadaniami, Slack do komunikacji i podglądania ciekawych tematów, Simplenote do chaotycznych zapisów myśli i pomysłów. Próbowałem korzystać z Feedly, ale nie mogę się zmusić do systematyczności.
Treści czerpię z Facebooka i Twittera, ale wychodzę z założenia, że jak chcę coś znaleźć, to sam do tego dotrę, a jak jest to naprawdę ważne, to ktoś na moim feedzie w końcu to udostępni. Zwłaszcza, że jestem maniakiem list – mam ich dziesiątki, posegregowanych tematycznie i terytorialnie.
Czy jest coś, czego brakuje Panu w portalach społecznościowych?
W zasadzie nic. Mało obiektywny jestem. To tylko narzędzie.
Czego mogę życzyć?
Więcej klientów, czytelników, sukcesów? Zdrowia, szczęścia, pomyślności? Nigdy nie byłem dobry w te klocki!
Dziękuję za poświęcony czas.
Artur Jabłoński – Autor bloga „Jeszcze Jeden Blog”. Organizator spotkań Toruń Blog Meeting.
Czytaj również:
Reklama musi się zmienić – wywiad z Jackiem Kotarbińskim (kotarbinski.wordpress.com)
Zostaw komentarz