Marketing i Biznes IT Wywiad z Mirosławem Zelentem (Pasja-Informatyki.pl) – Film czy książka nigdy nie mogą stanowić ostatecznego celu nauki programowania

Wywiad z Mirosławem Zelentem (Pasja-Informatyki.pl) – Film czy książka nigdy nie mogą stanowić ostatecznego celu nauki programowania

Wywiad z Mirosławem Zelentem (Pasja-Informatyki.pl) – Film czy książka nigdy nie mogą stanowić ostatecznego celu nauki programowania

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Prowadzisz portal, blog, kanał na YouTubie, do tego jeszcze forum. Udostępniasz tam materiały, za które użytkownicy musieliby zapłacić niemałe pieniądze. Powiedz proszę skąd taka decyzja?

Nie była to decyzja łatwa, lecz nie z powodów finansowych. Wszystkie inicjatywy, które realizuję w sieci wynikają bezpośrednio z mojego świata wewnętrznego. Wiem, że otrzymałem talent do plastycznego tłumaczenia przeróżnych zagadnień i że jest to potencjał, który stale domaga się twórczej realizacji. Uciekałem jednak długo od podjęcia w tym kierunku realnego wysiłku. Idealnym zobrazowaniem takiej postawy jest biblijna opowieść o Jonaszu – to najbardziej godny politowania, pełen ułomności facet, który pomimo całego bagażu fobii społecznej, abulii i prokrastynacji potrafił ostatecznie zrealizować powierzoną mu misję.

W szkole średniej i na studiach wiele czasu spędzanego w Internecie poświęcałem na rywalizację – grywałem w szachy, strategiczne gry komputerowe (StarCraft, Quake) oraz pokera w odmianie heads up no-limit hold’em. Forma gry nie ma tu jednak znaczenia – celem rozgrywki każdorazowo było zdominować przeciwnika. Pokerzyści mają zgrabne określenie sytuacji, w której gładko niszczą rywali – mówią: „That day I was crushing souls”. Osobiście miałem dosyć tego „miażdżenia dusz” – rozpoznałem wewnętrznie, iż to nie jest moją misją – czułem się z tym niekomfortowo, jak Jonasz na pokładzie statku, który płynie w niewłaściwym kierunku. Wolę budować, dostarczać realnej pomocy ludziom, pokazywać im jak wiele można zdziałać bardzo prostymi środkami – dlatego robię to co robię w internecie. A że od podjęcia decyzji do pierwszego uploadu minęły prawie dwa lata, to już moja „zasługa”.

Wraz z upływem czasu, pojawiła się także pomoc innych, podobnie myślących ludzi – w prowadzeniu kanału YouTube pomaga mi mój przyjaciel Damian Stelmach, zaś zarządzaniem forum zajął się wyjątkowy moderator społeczności Arkadiusz Waluk. Na przestrzeni lat otrzymałem także od wielu ludzi mnóstwo wsparcia w korespondencji mailowej. Serdecznie w tym miejscu dziękuję wszystkim życzliwym osobom!

Przy tak wielu projektach, jakie prowadzisz, nie sposób się nie pogubić. Powiedz mi w jaki sposób organizujesz swój dzień roboczy, (czy i jakich programów do tego używasz) i jak on w ogóle wygląda?

Testowałem wiele aplikacji do zarządzania zadaniami, z których najbardziej podoba mi się Trello, aczkolwiek ostatecznie pozostaję w planowaniu tradycjonalistą – używam papieru formatu A4 oraz białej, zmazywalnej tablicy magnetycznej. Kiedyś zajmowałem się rysowaniem dla prasy – wówczas także wolałem używać redisówki i czarnego tuszu kreślarskiego, zamiast tabletu graficznego i Photoshopa. Jest coś magicznego w posługiwaniu się rzeczywistymi, fizycznymi narzędziami, zamiast ich wirtualnymi odpowiednikami. Czasami wiąże się to co prawda z powstaniem jakichś niedoskonałości, ale to właśnie one nadają procesowi twórczemu charakter – są jak klisza z zapisem kreatywnej walki, są jak seksowna blizna na policzku idealnej dziewczyny. Pomięta, pokreślona kartka papieru, poraniona nagłymi zmianami, ubrudzona niemiłosiernie kawą pozwala także prześledzić kolejne etapy procesu, zachęcając do optymalizacji. Aplikacje komputerowe są zbyt hermetyczne, czyste, przez co sztuczne. Do dziś także wzbogacam notatki małymi rysunki i symbolami – jeden obraz mówi więcej niż tysiąc słów. 

Kartkę papieru formatu A4 ustawiam poziomo, po czym dzielę ją prostymi liniami na kilka kolumn – każdy segment mieści zaplanowaną aktywność z innego, realizowanego właśnie w moim życiu obszaru. Nie jestem jednak freakiem dyscypliny, nie liczę upływu czasu jak White Rose w serialu „Mr. Robot” – wręcz przeciwnie! Traktuję te zapisy tylko jako pomocne podpowiedzi – są to możliwe do zrobienia od zaraz, drobne aktywności, które przybliżą mnie do ukończenia dużych projektów. To mój sposób na przetrawienie słonia – trzeba gryźć kawałek po kawałku, realizując drobne, ale możliwe do wykonania taski (zadania). Innymi słowy: te notatki mają skupić mnie na teraźniejszości, mają pomóc „ruszyć” w kierunku celu (choćby o maleńki krok). A kiedy już zacznę coś robić, to naturalnie „wkręcam się” w projekt szukając nowych pomysłów, rozwiązań, perspektyw – cieszę się jak dziecko samym procesem twórczym. Wywalam na wierzch jęzor niczym Michael Jordan albo rysujące rower dziecko i przechodzę do twórczego działania będąc gotowym na trudności i porażki.

Tablica zmazywalna służy mi do dydaktycznego rozrysowania scenariuszy filmowych, większych kodów źródłowych bądź etapów projektowych. Z racji profesji często używam tu słów angielskich, jako że niosą w sobie najwięcej skondensowanej treści. W przypadku programowania często także myślę o problemie w tym języku. Przenika to siłą nawyku do mojej mowy potocznej jak i do YouTube’a, gdzie często puryści językowi wytykają mi w komentarzach obecność wielu wtrąceń angielskich. Do obrazowego rozrysowania zagadnień używam mindmapowania. W wielu dużych projektach posiłkuję się także dodatkowo podręcznym zeszytem formatu B5 (brudnopis).

A wracając do kartki papieru – zapisane tam zadania staram się zrealizować metodą Pomodoro, zaś całą strategię planowania drobnych aktywności określam (za Jeffem Olsonem) mianem „Slight Edge”. O szczegółach nie będę opowiadać, gdyż wszystko można znaleźć w naszym kanale YouTube. Jeżeli na jakąś aktywność nie wystarczyło czasu, to nie traktuję tego neurotycznie jako porażkę, tylko po prostu przepisuję aktywność na kolejny dzień. Łatwo jest dzięki temu zauważyć co zaniedbuję – jeśli przepisuję coś po raz trzeci czy czwarty, to może warto przyjrzeć się wewnętrznie, dlaczego tak unikam tej aktywności.

Jeżeli chodzi o organizację mojego roboczego dnia, to wspomnę tylko, iż staram się rozpoczynać dzień od krótkiej modlitwy / medytacji i ćwiczeń oddechowych, po czy następuje kilkuminutowa sesja rozciągania na macie zakończona zimnym prysznicem i śniadaniem. Piję też dużo wody i przestrzegam rytmu snu – to bardzo pomaga. Poza tym nie stosuję jakiegoś „planu na dzień” – staram się jedynie nie zaniedbać wieczornej aktywności fizycznej, trenując samemu lub uprawiając sporty drużynowe w gronie znajomych. Ważna jest także odpowiednia dieta.

Jesteś nauczycielem i jednocześnie interesujesz się rozwojem osobistym. W jaki sposób motywujesz do działania trochę słabszego ucznia? W jaki sposób może nadrobić zaległości, żeby nie odstawał wiedzą od innych?

Takie metody oczywiście istnieją, ale zanim o nich opowiem to najważniejsze jest – uwaga: spotkać człowieka. Zajęcia na żywo to złożona sytuacja społeczna, a my jako ludzie pożądamy tego samego: akceptacji, przynależności, docenienia naszej indywidualności. Jasne – mamy różne potencjały intelektualne, lecz najczęstsze trudności w nauce wynikają głównie z nieobecności, ze znudzenia formą lub tematyką zajęć albo z nieznajomości natury procesu uczenia się. Rezultaty przychodzą wykładniczo a nie linearnie, stąd bardzo ważna jest regularność treningowa i cierpliwość wobec siebie. Jednak to już wyższy poziom wtajemniczenia.

Na początku trzeba uchwycić dynamikę grupy, jej nastawienie i wzajemne relacje pomiędzy członkami. Ludzie z natury czerpią przyjemność z ciekawych zajęć i absolutnie nie trzeba dokonywać cudów, aby kogoś w nie twórczo zaangażować. Bardzo istotną rolę pełni tu klimat stworzony już od pierwszych zajęć. Jest to podskórne poczucie, że tworzymy wspólny front jako grupa, ale jednocześnie doceniamy naszą wyjątkowość, akceptując słabości i mając dystans do siebie przyprawiony poczuciem humoru. Prowadzimy dialogi, wymieniamy punkty widzenia i pomysły, nie rywalizujemy tylko spuszczamy powietrze z balonów naszych ego. Doceniamy siłę sprawczą, która płynie z synergii wielu umysłów. Nic nie jest ustalone, nie ma dogmatów, liczy się myślenie a nie wdrukowane w nas przez szkołę zapamiętywanie.

Właściwy klimat zajęć otwiera możliwość wykonania dobrej jakościowo, owocnej pracy – opis stosowanych przeze mnie metod dydaktycznych pominę, gdyż zajęłoby to zbyt wiele miejsca jak na wywiad. Natomiast w kontekście uczniów mających realne zaległości, bardzo często stosuję współpracę z uczniami utalentowanymi, którzy już pierwsze powierzone zadania wykonują szybko, zaś po dłuższym okresie czasu wznoszą się na poziom przekraczający program nauczania. Wytłumaczenie zagadnień rówieśnikowi okazuje się nie być trywialne, jako że wygraną w grze jest uzyskanie zrozumienia w cudzym umyśle – stanowi to nie lada wyzwanie, a jednocześnie uczy umiejętności miękkich. Zdarza się nawet, że przy okazji wprowadzam kogoś w pierwsze arkana dydaktyki. Sam oczywiście także prowadzę konsultacje, pomagam indywidualnie, lecz nacisk kładę na stworzenie odpowiedniego ekosystemu nauki w grupie, zamiast spalać się niczym doktor Judym. 

Osobiście, we własnym stylu nauczania unikam jak ognia postawy „niańczenia” podopiecznych, czyli (jak to zgrabnie ujął Witold Gombrowicz) „upupiania” ich. Stoją u progu dorosłości i tak ich traktuję. Zdziecinnienie prowadzi do wzmocnienia (i tak już za często współcześnie obecnych) postaw roszczeniowych, a rozpieszczony młody człowiek prędzej czy później i tak zderzy się z twardą rzeczywistością (chociażby na studiach, czy w pracy zawodowej). Zajęcia nie są łatwe, potrzebny jest tu autentyczny wysiłek, zaś rezultaty przyjdą późno i tylko wskutek wykonanej pracy – to są pierwsze zasady gry, wyłożone niczym kawa na ławę już na starcie. Ludzie z natury lubią wyzwania, doceniają także czerstwą szczerość, stąd przestają się łudzić myśląc o tym jak wiele zrobią w przyszłości (i to najlepiej na skróty), a skupiają się na teraźniejszości, na pracy tu i teraz. Pracy, która niepozbawiona jest także licznych porażek. Zaakceptowanie ich, pokora zamiast wywyższania się – to są prawdziwe odskocznie do sukcesu. Jeśli taka zmiana paradygmatu nie uda się w grupie, to zawiodłem jako nauczyciel. Jeżeli się uda, to przyniesie zadziwiające rezultaty.

Przygotowując się do tego wywiadu zauważyłam różne opinie na temat Twojej działalności. Oczywiście w większości pochlebne. Natomiast na jednym forum znalazłam: „po co oglądać filmik, należy kodować inaczej się człowiek nie nauczy.” Czy zgodzisz się z tą opinią? Czy jedyna metoda na naukę programowania to ta prób i błędów?

Film czy książka nigdy nie mogą stanowić ostatecznego celu nauki. Natomiast każdy dobrze opracowany kurs video (lub książka, blog, post forumowy) może stanowić fantastyczną pomoc otwierającą myślowe horyzonty. Nie widzę więc powodu, aby tej pomocy unikać – to niedorzeczne. Problem wspomniany w cytowanym zdaniu dotyczyć może jedynie bardzo roszczeniowych, młodych wiekiem i doświadczeniem osób. Programowanie to zajęcie, które potrafi być dochodowe, stąd pojawiają się czasami w sieci pytania typu: „Ile odcinków tego kursu muszę zobaczyć, aby móc pracować jako programista?”. Jest to postawa wysoce dziecinna – ot, dziecko tupie nogą i domaga się od świata zaspokojenia własnej zachcianki. Na skróty, z minimalną pracą, wręcz jako prezent. Taka osoba roztrzaskuje się o programowanie, gdyż jest to zajęcie dla ludzi pokornych, cierpliwych, pracowitych. Dla ludzi zainteresowanych introspektywną analizą swoich porażek i ciągłym rozwojem.

Część takich roszczeniowych osób zostaje jednak w kursie na dłużej, gdyż w miarę oglądania bądź czytania przekonuje się jak naiwna była ich postawa i zaczyna myśleć trzeźwo. Im szybciej nastąpi takie zderzenie z rzeczywistością, tym lepiej. Po otrzeźwieniu następuje więc prawdziwa sumienna praca, zyskuje na tym także charakter człowieka. Smutne jest natomiast to, iż fakt obecności takiej postawy u młodych ludzi często przypisuje się (niejako rykoszetem) autorom książek bądź kursów video. Szczególnie w YouTube mamy do czynienia z ludźmi młodymi, którzy często bywają roszczeniowi i wymagają cudów od wszystkich, a niczego od siebie.

I dlatego też na forach pojawiają się autorytarne opinie typu „po co oglądać filmik, należy kodować inaczej się człowiek nie nauczy”. Rozumiem prawdopodobną intencję autora tej wypowiedzi, ale brak tu odpowiednio naświetlonego kontekstu – komunikacja w internecie jest zdecydowanie zbyt fast-foodowa. Równie dobrze mogą to być słowa przemądrzałego perfekcjonisty, gdyż są nacechowane „jedynie słuszną pewnością”, a samo twierdzenie, iż nikt nigdy nie nauczy się niczego z kursu video jest zwyczajnie absurdalne. Książki i kursy video nie odciągają od tworzenia projektów, wręcz przeciwnie – są naszpikowane licznymi przykładami, zadaniami, wariantami. Kolekcja ciekawych, życiowo uzasadnionych implementacji dodatkowo pobudza wyobraźnię i pozwala łatwiej wpaść na pomysł własnej, niezależnej aplikacji. Na początku jest to naśladownictwo, ale naturalnie przechodzi ono w kreatywność, gdy tylko umiejętności na to pozwalają. Dzieje się to automatycznie – człowiek jest systemem otwartym, a zatem bardzo szybko potrzebuje nowych bodźców, kolejnych stymulujących wyzwań. Stagnacja rodzi cierpienie.

Z pewnością spotkałeś się z hejtem, w jaki sposób sobie z nim radzisz? Czy miałeś taki moment, kiedy stwierdziłeś, że ta Twoja internetowa działalność nie ma sensu?

Każda osoba działająca w przestrzeni publicznej spotyka się regularnie z wieloma przejawami krytycyzmu, deprecjonowania, a czasem nawet zwykłego chamstwa. Osobiście nie mam problemu z radzeniem sobie z tego typu sytuacjami, a było ich na przestrzeni lat wiele. Zdarzało się, iż mój pracodawca otrzymywał maile (podpisane zmyślonym nazwiskiem), zawierające wyssane z palca kłamstwa na mój temat, regularnie także podważa się moje umiejętności zawodowe (tak nauczyciela jak i programisty) na przeróżnych forach, zamkniętych grupach facebookowych czy portalach. Istnieją w internecie całe wypunktowane elaboraty na temat tego, co i dlaczego robię źle. Jak poradzić sobie z tego typu presją?

Przede wszystkim należy uporządkować własne życie wewnętrzne – zajmuję się nauczaniem nie po to, aby ludzie podziwiali mnie i gratulowali mi, nie po to abym czuł się w jakiś sposób wyjątkowy. Poszukiwanie akceptacji w oczach innych ludzi (a już zwłaszcza w internecie) to zdecydowanie najbardziej bezowocna życiowa ścieżka – dawno już to w sobie przepracowałem. Lubię uczyć innych, gdyż sam doświadczałem (i stale doświadczam) tych samych problemów i trudności. Umiem skutecznie pomóc i wytłumaczyć, ponieważ sam jestem leniwym miernotą o przeciętnym potencjale intelektualnym, który prostymi środkami i regularną pracą potrafi realizować swoją misję. A ta misja ma pozytywny wpływ na innych i to jest najcenniejsze. Jako ludzie wpływamy na siebie nawzajem – każdy z nas niesie ze sobą pewną energię, wibrację. Moim celem tutaj, na YouTubie jest pokazać Ci jak wiele jest możliwe – jeśli ktoś tak przeciętny jak ja zdołał się wiele nauczyć, to tym bardziej Tobie się uda.

Dawniej, w moich początkach na YouTube, w dobrej wierze odpowiadałem na pojawiające się od czasu do czasu w sieci negatywne wypowiedzi na mój temat, chcąc przekazać swój punkt widzenia i lepszy wgląd do mojego warsztatu pracy. Okazało się jednak, iż ludzie nie byli zainteresowani rzeczową dyskusją. Często pochłaniała ich bardziej chęć udowodnienia swojej wyższości, zasiadania w wygodnym fotelu etykietującego sędziego. Prawie cały wydatek energetyczny leży w takich wymianach po stronie twórcy, jako że łatwo jest przygotować agresywną listę zarzutów i powtarzać ją jak mantrę w różnych słowach (dodając do tego wiele inwektyw i agresji), zaś trudniej spotkać człowieka, okazać mu szacunek i możliwie bezstronnie, nieinwazyjnie wyjaśnić własny punkt widzenia.

Krytyka jest łatwa, nie wymaga pomyślunku – ot, przyklejasz pejoratywną etykietkę, która już na starcie zdeprecjonuje oponenta w oczach innych, tworzysz całą listę zarzutów zmuszając twórcę do udzielania wyjaśnień, przez co stawiasz siebie w lepszym świetle, jednocześnie ciesząc się z „nagrody” dla swojego ego uzyskanej niskim kosztem. Stąd tak wielu ludzi uzależnia się od narzekania i krytykanctwa, stając się wraz z upływu czasu perfekcjonistami. Mistrzami jałowej retoryki są politycy. Cała „dyskusja” siłą rzeczy sprowadza się do słownych przepychanek i jest stratą czasu dla każdego kto ją czyta lub ogląda.

Osobiście nie chcę i nigdy nie będę propagować tego typu egocentrycznej energii, tego typu zachowań – w trosce o komfort widzów staram się w miarę możliwości skutecznie moderować agresywne treści we własnych serwisach, ale jest to walka z wiatrakami. Młodzi ludzie na YouTube wręcz karmieni są dramami, pojazdami, pociskami, masakracjami i zaoraniami. To olbrzymi problem społeczny, jako że tego typu zachowania przenikają później do ich codzienności, upośledzając relacje, a w dłuższej perspektywie skutkują wybujałym perfekcjonizmem. Żal mi osób, które zamiast tworzyć wartość i odkrywać siebie, poświęcają tyle czasu na wyszukiwanie najdrobniejszych uchybień u twórców – ludzi, którzy mają odwagę wyjść na scenę. Wymagania – podobnie jak to czynią ludzie mądrzy – należy stawiać przede wszystkim sobie.

Chciałbym też jednak wyraźnie podkreślić, iż nie każda negatywna opinia to tzw. hejt. Jeżeli każdą, nawet rozsądnie i w życzliwym duchu wyrażoną krytykę tak właśnie potraktujemy – to sami w tym momencie przyklejamy komuś etykietę „hejter” i stajemy się hipokrytami. Najważniejsza – jak zwykle – jest równowaga. Tak jak nie powinniśmy akceptować chamstwa w imię absolutnej wolności słowa, tak nie możemy traktować każdej krytyki jako hejtu. Feedback to najcenniejszy dar społeczności dla twórcy – cenniejszy niż suby, lajki i dzwoneczki.

Czy przypominasz sobie pierwszy projekt, przy którym pracowałeś jako programista? Czy okazał się sukcesem i czego Ciebie nauczył?

Mój pierwszy większy projekt zarobkowy dotyczył naprawy błędów, a jak się później okazało, znacznej przebudowy bardzo osobliwego autorskiego CMSa (to zdecydowanie były inne, dość dzikie czasy). Najcenniejsza nauka, jaką z tego projektu wyniosłem o dziwo nie dotyczyła stricte języka programowania, zastosowanej technologii webowej czy realizacji, iż poprawianie cudzego spapranego kodu trwa dłużej niż implementacja od podstaw.

Nauczyłem się wówczas jako młokos jak ważny jest człowiek po drugiej stronie i jak często to umiejętności miękkie okazują się w zawodowym życiu ważniejsze od umiejętności technicznych. Wykonałem co prawda techniczną robotę, ale trzeba to było jeszcze uzasadnić, wyjaśnić, plastycznie zobrazować, przekonać do tego odbiorcę. Mimo początkowych trudności udało mi się nawiązać dobry kontakt ze zleceniodawcą – zyskałem jego pełne zaufanie. To dało mi wiele do myślenia, szczególnie że już wtedy byłem mocno zainteresowany możliwością bycia w przyszłości freelancerem. Wyleczyłem się z postawy „ja wiem najlepiej a ty posłuchaj co mówię”, pomógł mi także talent do obrazowego tłumaczenia różnych zagadnień i po prostu pokora.

Naturę programowania już znałem – cierpliwość, upór, zdolność analizy, organizacja pracy, nieustanne szukanie wiedzy – to zdążyłem już wstępnie wykształcić we własnych domowych projektach, i prawdę mówiąc zachłysnąłem się tym co umiałem. Dobrze było przekonać się tak wcześnie o ważnej roli umiejętności miękkich w życiu zawodowym. Przestałem to bagatelizować i ironizować na ten temat, a wziąłem się za pracę nad sobą w tym wymiarze – to było cenne dla mnie także w ogóle jako człowieka.

W dzisiejszych czasach prawie wszystko wymaga jakieś formy programowania. Czy dojdziemy do takich czasów, że programowanie będzie jedną z kluczowych umiejętności w CV takie jak obecnie prawo jazdy, język obcy, czy obsługa komputera?

Nawet biorąc pod uwagę wykładniczy rozwój technologii oraz prognozowane przez futurystów, technokratyczne wersje naszej rzeczywistości, nie uważam, aby programowanie mogło stać się tak powszechną umiejętnością w CV jak prawo jazdy, obsługa komputera czy posługiwanie się językiem obcym. Wynika to jednak nie z ograniczeń technologicznych, a raczej uwarunkowań osobowościowych, czysto ludzkich. Osobiście daleki jestem od gloryfikowania programowania, od podkreślania jego elitarności – uważam, że praktycznie każdy człowiek może zrozumieć przynajmniej podstawowe konstrukcje językowe i algorytmy. Ponadto, przy odpowiednim włączeniu kodowania do procesu edukacyjnego od najmłodszych lat, moglibyśmy rozwinąć u dzieci cierpliwość, zdolność do analizy, rozpoznawania wzorców, przewidywania ciągów przyczynowo-skutkowych oraz logicznego myślenia.

 

Natomiast programowanie to także walka z maszynami siejącymi błędami oraz z presją czasu – walka wypalająca, tocząca się w znacznej mierze w izolacji, w świecie abstrakcji, w meandrach umysłu. To nie jest dla każdego człowieka zajęcie komfortowe ani nawet pociągające (szczególnie dla wielu ekstrawertyków, którzy energię czerpią głównie z kontaktu z ludźmi). I dlatego zarobkowe programowanie nie będzie nigdy powszechne, nie stanie się tak wszechobecne jak prowadzenie samochodu czy używanie komputera i języka angielskiego.

Ciężko jest być maksymalnie skupionym na zadaniu przez cały czas. Dlatego jestem ciekawa jak sobie radzisz z tym prywatnie?

Buddyści podali piękny obraz ludzkiego umysłu – to pijana, a w dodatku zraniona małpa. Naukowcy, tę samą prawdę wyrażają podobnie: to maszyna asocjacyjna, olbrzymia biologiczna sieć neuronowa iskrząca nowymi połączeniami pomiędzy już zapamiętanymi faktami. Tak czy inaczej, umysł jest trudny do opanowania – co chwila raczy nas nowymi skojarzeniami, wspomnieniami, pomysłami, planami, presupozycjami, wyobrażeniami. A my jako ludzie Zachodu, gloryfikujemy kompulsywne myślenie – „Cogito ergo sum” – powiedział przecież Kartezjusz.

Umiejętność skupienia uwagi, koncentracji na konkretnym zajęciu wymaga oczyszczenia umysłu, jego puryfikacji. Skupienie to – najprościej mówiąc – korzystanie przez dłuższy czas jedynie z teraźniejszości. Stanowi to nie lada wyzwanie dla współczesnego człowieka, który nie dość, że atakowany jest zewsząd chmarą drobnych, social-mediowych bodźców i mobilnych rozpraszaczy, to jeszcze odgrywa w swojej głowie wiele mentalnych filmów, tak z przeszłości jak z przyszłości. Nie pomagają nam także w skupieniu zjawiska prokrastynacji i perfekcjonizmu. To wszystko odsuwa nas od bieżącej chwili, od tu i teraz.

Rozwiązaniem jest medytacja, czyli sztuka bycia tu i teraz, połączona ze stanem tzw. bez umysłu. Jest to oczywiście temat rzeka i nie sposób wyłożyć tego w formie wywiadu, ale w kontekście zawodowym polecam wstępnie rozpocząć od metody Pomodoro – czyli stosowania krótkich (na przykład półgodzinnych) sesji pracy, podczas których twardo wyłączymy wszelkie dystrakcje. Samą sesję warto poprzedzić chwilą tzw. „odcinania wstążek”. Pełniejszy opis tych metod przedstawiłem na kanale YouTube. Jednak uprzedzam – miej cierpliwość wobec siebie, gdyż niełatwo jest przejść obojętnie obok pijanej, zranionej małpy – to wymaga wielu treningów.

Niektóre myśli pozostają z nami dłużej i są w stanie nas mentalnie „porwać”, ponieważ fundujemy im pięciogwiazdkowy serwis. Jeżeli nauczymy się nie przywiązywać tak wiele atencji do mniej istotnych „zaiskrzeń” sieci neuronowej, to nagle zyskamy wiele przestrzeni oraz wewnętrznego spokoju. A co za tym idzie będziemy lepiej potrafili skupić się na bieżącym zajęciu. Zwracajmy też większą uwagę na to co umysłem konsumujemy, gdyż to właśnie te treści zostaną później użyte do generowania nowych asocjacji. 

Pomóc może także wzmocnienie w sobie cech archetypu wojownika – zadaniowości, skupienia tylko na działaniu, realizowania bez pytań założonych „rozkazów góry”, wzięcia pełnej odpowiedzialności. Polecam zapoznać się z modelem osobowościowym Roberta Moore’a (bazującym na pracy Carla Gustava Junga), o którym opowiedziałem w odcinku czwartym serii „Wyprawa do wnętrza ego” znajdującej się na naszym kanale YouTube.

Czego mogę Ci życzyć w życiu zawodowym?

Zdrowia – wszystko inne jest mniej warte.

Dziękuję za ciekawe, otwarte pytania – mam nadzieję, że lektura niniejszego wywiadu nie okazała się dla nikogo stratą czasu. Pozdrawiam serdecznie!

Ja również dziękuję!

Wywiad powstał dzięki:

CONNECTIS_

+48 22 222 5000
office.pl@connectis.pl

Złota 59
00-120 Warszawa

CONNECTIS_ jest spółką technologiczną świadczącą usługi z zakresu outsourcingu specjalistów, zespołów projektowych oraz procesów IT.


CONNECTIS_
łączy wyjątkowe doświadczenie, kompleksową znajomość branży oraz kompetencje specjalistów z klientami, aby pomóc im usprawniać projekty informatyczne i zwiększać wydajność procesów biznesowych.

Współpracujemy na szeroką skalę z liderami branżowymi w całej Europie z sektora m.in. finansowego, IT, konsultingowego, ubezpieczeniowego, energetycznego oraz telekomunikacyjnego. Codziennie wspieramy ich ponad 350 specjalistami w strategicznych projektach informatycznych.

Coders Lab

Łącząc doświadczenie edukacyjne ze znajomością rynku pracy IT, Coders Lab umożliwia szybkie i efektywne zdobycie pożądanych kompetencji związanych z nowymi technologiami. Skupia się się na przekazywaniu praktycznych umiejętności, które w pierwszej kolejności są przydatne u pracodawców.

Wszystkie kursy odbywają się na bazie autorskich materiałów, takich samych niezależnie od miejsca kursu. Dzięki dbałości o jakość kursów oraz uczestnictwie w programie Career Lab, 82% z absolwentów znajduje zatrudnienie w nowym zawodzie w ciągu 3 miesięcy od zakończenia kursu.


Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl