O Internecie, Content Marketingu. Pół żartem, pół serio rozmawiam z Barbarą Stawarz.
Kiedy zrodził się pomysł napisania książki, czy długo pracowałaś nad swoim pierwszym tytułem – „Content marketing po polsku”?
Pomysł na książkę miałam już od dłuższego czasu. W Content marketingu, właściwie cały czas pojawia się coś nowego i jest ogromna potrzeba definiowania i opisywania tego obszaru. To z resztą dotyczy wszystkich pól e-marketingu i nowych technologii, bo zmiany zachodzą błyskawicznie. Sam deadline z kolei był dosyć krótki i już mam ochotę na drugie wydanie, rozszerzone. Prace trwały mniej więcej pół roku.
Jakie to uczucie zobaczyć swoją publikację na półce?
Fantastyczne! Najwięcej emocji dostarcza jednak widzieć książkę u czytelników, otrzymywać zdjęcia, recenzje… W końcu nie pisze się książek dla siebie. Pozytywnym zaskoczeniem jest tak duże zainteresowanie książką, bo do tej pory uważałam, że Content Marketing to tematyka niszowa. Okazuje się jednak, że jesteśmy już po trzecim dodruku, a książka jest bestsellerem w kategorii biznesowej. Uważam też, że to bardzo dobrze, że wzbudza tyle emocji. Co prawda wśród osób zajmujących się SEO (ang. Serach Engine Optimization – przyp. red.) nie są to pozytywne emocje, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że podejście do treści – które manifestuję w książce – nie jest po drodze osobom, które zajmują się pozycjonowaniem stron. Na półce mam książkę pt. „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, a myślę, że moja książka mogłaby mieć claim „Książka, której nienawidzą seowcy”. Hasło to wymyślił Paweł Tkaczyk, który w końcu jest już doświadczonym autorem.
Content Marketing jest coraz bardziej popularny, ale czy tak właściwie prawidłowo definiujemy tę strategię?
Oczywiście. Jesteśmy już na etapie dużej świadomości content marketingu. Pojęcie CM jest rzeczywiście dosyć płynne i w książce również poświęcam temu sporo miejsca. Rozprawiam się z mitami na temat CM i próbuję rozróżnić działania push marketingu od permission. Content marketing jest w tym drugim worku. Również w grupie content marketingowej w IAB wykonaliśmy sporo pracy, by zdefiniować w polskich realiach czym jest, a czym nie jest CM. Sądzę, że kwestie definicji, semantyki etc. mamy już za sobą.
Interesujesz się wpływem technologii na więzi ludzkie. Jak na przestrzeni lat zmieniły się relacje wraz z rozwojem techniki? Czy maszyny zaczynają zastępować ludzi?
To bardzo szeroki i złożony temat, oraz proces. Internet niewątpliwie zmienia relacje międzyludzkie, ale nie da się jednoznacznie tych zmian ocenić. Jest wiele pozytywnych i negatywnych aspektów naszego życia na ekranie. Z jednej strony, relacje są spłycone i zawieramy coraz więcej tzw. związków ułamkowych, czyli relacji opartych na poszczególnych aspektach życia. Z drugiej strony, serwisy społecznościowe aktywizują ludzi np. w obszarze konsumowania kultury czy uprawiania sportu. Silnie tutaj oddziałuje na nas ego. Słowa „pic or it didn’t happen” (ang. zdjęcia, albo to się nie zdarzyło – przyp. red.) dobrze to pokazują. Dokumentujemy swoje życie, dzielimy się swoją prywatnością, ale często to wręcz podnosi jakość życia czy nawet naszego zdrowia. Aktywna obecność w serwisach społecznościowych ma zatem wiele plusów i minusów.
Co do maszyn, to również coraz częściej mamy do czynienia z robotami do towarzystwa (np. w domach spokojnej starości w Stanach Zjednoczonych), a wraz z rozwojem sztucznej inteligencji, będzie to na pewno postępować. Świetnie takie relacje człowieka z maszyną, które już dziś powoli stają się rzeczywistością, pokazał film „Ona” (ang. „Her”). Ale na nasze relacje wpływ ma też zapośredniczanie komunikacji międzyludzkiej przez maszyny, czyli wszystkie nasze rozmowy na czatach, poprzez komentarze etc. Coraz więcej dookoła znajomości z ekranu komputera. Ważne, by była w nas refleksja – ile w tym wszystkim jest prawdziwych relacji, przyjaźni, znajomości drugiego człowieka i w ogóle chęci spędzania czasu z ludźmi, rozmowy… Po występie na TEDx Lublin jeden z uczestników zapytał mnie – czy zdrada (taka mentalna) w internecie, to naprawdę zdrada? Czy delikatniej – flirt na Facebooku, to prawdziwy flirt? Bo jak odróżnić co jest realne, od tego co jest wirtualne? Gdzie jest ta granica? Tam gdzie są prawdziwe emocje, tam jest rzeczywistość. To może mieć miejsce również przed komputerem, kiedy druga osoba jest daleko, daleko od nas…
Do sieci ma dostęp zarówno wykładowca prawa, jak i dziecko z gimnazjum. Jaki wpływ ma rozwój Internetu na treści? Chętniej publikujemy, czy wolimy się nie wychylać? Jakiej jakości jest publikowany przekaz?
W Internecie jest wszystko. Wszystko, co jest dobre i wszystko co jest złe. Choć może wydawać się, że przez boom na serwisy społecznościowe wszyscy teraz są twórcami treści, to wcale tak nie jest. Owszem, coraz więcej mamy user-generated-content, (ang. treść generowana przez użytkownika – przyp. red.) ale więcej jest tych konsumujących treści, niż twórców. Myślę, że Andrew Keen (autor „Kultu amatora”) tylko dlatego nie postanowił wyjechać do jakiejś odległej dżungli, w miejsce bez Internetu. W momencie, w którym wszyscy staliby się twórcami treści, mielibyśmy internetowy koniec świata…
Zwiedziłaś wiele miejsc. Jaki to ma wpływ na Twoją firmę? Wiemy, że podróże kształcą. Czy to, czego nauczysz się z innej kultury, od osób, które poznałaś w innej części świata, ma jakieś przełożenie na biznes?
Nic nie inspiruje mnie tak bardzo jak podróże. Nic nie daje też takiego dystansu jak wyjazd i oderwanie się od codziennej rzeczywistości. Dla mnie podróże, to przede wszystkim wielka pasja i forma relaksu, więc staram się nie zabierać ze sobą pracy, a nawet myśli o pracy, ale zazwyczaj jest tak, że w czasie wyjazdów pojawiają się również inspiracje biznesowe. Myślę jednak, że większy wpływ podróże mają na mnie niż na firmę. Teraz jestem cały czas na świeżo po powrocie z Tanzanii, z Kilimandżaro. Ten wyjazd przewartościował u mnie tak wiele, że mogłabym mówić o tym naprawdę długo. Podejście hakuna matata (tłum. nie ma problemu w jęz. suahilii) zaszczepiam w firmie i jestem przekonana, że to właściwe nastawienie do rzeczywistości – zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. I choć pracuję bardzo dużo, to – wbrew pozorom zapewne – priorytety mam ustawione zupełnie inaczej
Wykładasz na uczelniach. Jakie to uczucie mieć realny wpływ na przyszłość między innymi dziennikarstwa? Czy uczysz się czegoś od swoich studentów?
Oj chciałabym mieć wpływ na przyszłość dziennikarstwa. Obawiam się jednak, że przeceniasz moją rolę. Myślę o pracy akademickiej bardziej w skali micro. Wiem, że mam wpływ na moich studentów, bo często sami o tym mówią. Poza rozwijaniem w nich pasji do nowych mediów, zawsze za cel stawiam sobie skłanianie ich do samodzielnego myślenia. Myśl samodzielnie to bardzo pojemne słowa, które mają ogromną moc. Sama również wiele czerpię z zajęć i uczę się od moich studentów, ale raczej podejścia do życia – niż o nowinkach technologicznych. Wiedzą o tych drugich, nadal bardziej ja zaskakuję ich. A biorąc pod uwagę, że stronią np. od Twittera, to nie jest to trudne…
Czy istnieje produkt, bądź usługa, której nie da się sprzedać w Internecie?
W Internecie można kupić wirtualne znicze, zorganizować pogrzeb, wyspowiadać się, można kupić seks, a nawet miłość, krem na zmarszczki i rower. Jest wszystko. Nie przychodzi mi do głowy nic takiego, czego nie można by było sprzedać na ekranie komputera. Ba, nawet można sprzedawać więcej niż w handlu tradycyjnym, bo przecież eurogąbkami nikt na bazarze nigdy nie handlował! 🙂
Masz w planie napisanie nowej książki?
Tak. Ale najpierw wakacje! 🙂
Czy mężczyźni coraz częściej rozpoznają kolor kobaltowy (śmiech)?
Żarty żartami, ale naprawdę wielu facetów dzięki Content Kingowi dowiedziało się o istnieniu takiego koloru! 🙂
Dziękuję za poświęcony mi czas. Życzę dalszych sukcesów i cierpliwości do studentów 😉
Barbara Stawarz – CEO w Content King. Specjalistka w zakresie content marketingu. Trener, szkoleniowiec, wykładowca, prelegent wielu konferencji.
Zostaw komentarz