Marketing i Biznes Biznes W 6 miesięcy z 2 do 60 pracowników! Jak TogetherData zamienia dane w złotówki?

W 6 miesięcy z 2 do 60 pracowników! Jak TogetherData zamienia dane w złotówki?

W 6 miesięcy z 2 do 60 pracowników! Jak TogetherData zamienia dane w złotówki?

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Firma TogetherData od 2015 roku dostarcza swoim klientom nowoczesne rozwiązana oparte o Big Data. Ostatnie 12 miesięcy zaowocowało ogromnym rozwojem. W czasach gdy na rynku brakuje pracowników, w niecałe 6 miesięcy udało się im zbudować 60-osobowy zespół pracowników! O ich rozwoju oraz o tym czym rożni się Big od Smart Data rozmawiam z Pawłem Mazurkiem, członkiem zarządu.


Marta Wujek, Marketing i Biznes: Czym się zajmujesz w firmie?

Paweł Mazurek, członek zarządu TogetherData: Przede wszystkim sprzedażą naszych usług oraz koordynowaniem rozwoju firmy na terenie Polski i za granicą.

A koledzy?

Paweł Brach, który niemal od zawsze zajmował się tematyką Big Data, jest również wykładowcą informatyki na wydziale Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego. Wszystkie firmy, w których do tej pory pracował, działały w obszarach powiązanych z Big Data.

Michał Grams pracował przy systemach CRM i czysto informatycznych rozwiązaniach dla klientów.

Chcieli postawić na coś, czego w Europie jeszcze nie było, czyli Data Science House. Od 10 lat mówi się o roku mobile, a od 5 lat o roku Big Data. Wszyscy o tym mówią, tylko nikt za bardzo nie wie, co z tym zrobić. Założeniem firmy jest to, żeby pokazywać, że to nie Big Data samo w sobie jest dziś ważne, a Smart Data.

Smart Data?

Agregowanie ogromnych zbiorów danych jest ciekawe pod warunkiem, że zbieramy te dane, które są nam faktycznie potrzebne. W przeciwnym wypadku kończy się to posiadaniem petabajtów bez pomysłu na to, co z nimi zrobić, mimo wiedzy, że znajdują się w nich cenne informacje z punktu widzenia biznesowego.

Tak właśnie powstał pomysł na TogetherData – firmę która pokazuje klientom, jakie korzyści można czerpać z Big Data w procesach biznesowych.

Ponieważ w Internecie są już prawie wszyscy, a procent osób cyfrowo wykluczonych maleje z każdym rokiem, trudno mówić o technologiach związanych z Big Data w oderwaniu od Internetu. Istnieją najróżniejsze systemy CRM oraz wewnętrzne systemy marketingowe.

A w samej sieci znajduje się wiele danych, którymi chcemy się zająć i wytłumaczyć, w jaki sposób można je wykorzystać do wzbogacenia procesów biznesowych firmy.

Sami szukacie klientów, w których widzicie potencjał, a może edukujecie rynek?

Staramy się edukować rynek, jednak nie do wszystkich da się dotrzeć. Dużo dobrego zrobiły firmy, które wykorzystują Big Data w marketingu. Objaśnienia profitów, jakie płyną z Big Data, w sensie lepszego targetowania reklam – to już zostało zrobione. Więc w pewien sposób mamy ułatwione zadanie. Jednak wciąż musimy wyjaśniać klientom, dlaczego to ma sens. Tłumaczymy to na przykładzie pana Kowalskiego.

Wytłumacz mi.

Masz duży zbiór danych w firmie. Przyjrzyjmy się zbiorowi na temat pana Kowalskiego. Informacje o nim są u Ciebie zlokalizowane w 4 różnych miejscach. Bo call center dzwoniło do niego w jakiejś sprawie, strona internetowa ma na jego temat jakieś dane, sprzedawca bezpośredni ma jeszcze inne informacje o nim, a część informacji znajduje się w papierowej notatce. Czyli masz dużo danych o panie Kowalskim, ale są one rozproszone i dlatego nie dają Ci pełnego obrazu, przez co dochodzi do irytujących błędów.

Na przykład jakich?

Wyobraź sobie, że kupujesz ubezpieczenie. Tego samego dnia, po wizycie w biurze ubezpieczyciela, dzwoni do ciebie call center i chce zaoferować Ci ubezpieczenie, które przecież już masz. Jest to jaskrawy przykład, ale takie sytuacje zdarzają się wręcz nagminnie. Umowa została już zawarta, a informacja o niej nie została przekazana do działu sprzedaży, czyli konsultant w takim przypadku marnuje czas, zarówno Twój, jak i firmy.

Big Data

Jaki problem rozwiązujecie?

Wyobraźmy sobie firmę, która ma w piwnicy wielką serwerownię, a w niej ogromną ilość danych. Ich ilość rośnie, a dane są ciągle magazynowane. Nikt nigdy nie zagląda do tego pomieszczenia, a jeśli już tak się stanie, to przedsiębiorstwo wykorzystuje zaledwie 10 proc. możliwości swoich serwerów. Wtedy pojawiamy się my i mówimy: „Pomożemy Wam”. Podpowiadamy, co można zrobić, pomagamy poukładać istniejące procesy lub wskazujemy potencjalne nowe bazy danych, które mogą powstać, a następnie tłumaczymy w jaki sposób można te dane połączyć i wykorzystać.

Ostatnio trafiłem na ciekawą informację, że w 2015 i 2016 roku ludzkość wygenerowała więcej danych niż przez całą historię swojego istnienia. Natomiast w 2017 roku najprawdopodobniej będzie ich jeszcze więcej niż przez te 2 ubiegłe lata. Wzrost produkcji danych jest tak szybki, że przedsiębiorstwa czy instytucje nie korzystają z nich, bo zwyczajnie się w tym gubią. To dowód na to, że takie przedsiębiorstwa takie jak nasze są potrzebne. Nie firmy, które jedynie dostarczają Big Data i nie tylko do procesów marketingowych, ale do zapewnienia prawidłowości funkcjonowania procesów biznesowych wewnątrz firmy, wraz z połączeniem ich z tymi marketingowymi.

Mówisz, że mnóstwo firm, zwłaszcza tradycyjnych, ma z tym problem. Powodem jest brak świadomości, brak wiedzy, a może ludzie po prostu boją się tego tematu?

Ludzie nie do końca wiedzą, co to jest Big Data. Gdy rozmawiamy z przedsiębiorcami, przykładowo z branży produkcji wędlin, to dowiadujemy się, jak ogromne ilości danych posiadają. Poczynając od danych o zamówieniach, produkcji, przerobie, jakości, regionach w których sprzedaż idzie lepiej lub gorzej, informacjach z call center, informacjach od sprzedawców regionalnych, itd. Problem tkwi w tym, że te dane są nieuporządkowane albo, jeśli już są, to tylko w obrębie jednej wąskiej działki. Czyli masz dział sprzedaży, który ma swój system CRM, z którego otrzymuje wiadomości. Jednocześnie istnieje dział marketingu, który ma oddzielnego CRM, a dalej jeszcze dział zamówień, który ma kolejny system, itd. Nam chodzi o to, żeby te systemy połączyć.

W niecałe 6 miesięcy zbudowaliście 60-osobowy zespół pracowników – jak było to możliwe w czasach, gdy na rynku brakuje pracowników, zwłaszcza z zacięciem programistycznym?

Ogromnym ułatwieniem dla nas jest to, że mamy na pokładzie dwóch wykładowców akademickich, czyli Pawła i mnie. Dlatego łatwiej jest nam poszukiwać młodych talentów wśród studentów. Jeżeli regularnie masz do czynienia ze studentami i z dużymi grupami ludzi – w przypadku Pawła to programiści i osoby związane z Big Data, podczas gdy ja spotykam ludzi studiujących marketing – to łatwiej jest wśród tych młodych osób znaleźć kogoś z potencjałem i powiedzieć: „Ciebie chcę!”. Oczywiście, rynek jest mocno wydrenowany i nie jest łatwo. Jednak my mamy bezpośredni dostęp do źródła: do ludzi, którzy są na ostatnich latach studiów i już coś sobą reprezentują. Szukamy też w social mediach i poprzez tradycyjne ogłoszenia o pracę.

Jeśli jesteś dobry w tym, co robisz, to łatwo jest zdobyć klientów, a jeśli robisz ciekawe i innowacyjne projekty, to też łatwiej pozyskać pracowników. To samo się nakręca.

Poza tym, bardzo istotne jest to, aby praca i cały włożony w nią wysiłek rozwiązywały problem, który rzeczywiście istnieje.

Zaczynaliście jako 2-osobowy startup w Google Campus. Czy możecie odtworzyć ciąg wydarzeń, który doprowadził Was do tego punktu, w którym teraz jesteście?

Byliśmy jednym z pierwszych startupów w Polsce, które rozgościły się w kampusie Google’a już w chwilę po jego otwarciu. Michał Grams i Paweł Brach zaczynali przy jednym biurku z dwoma krzesłami. Campus Warsaw dostarczył sporo energii i świeżego spojrzenia. To była przede wszystkim świetna ekipa pełnych zapału i głodnych sukcesu startupowców. W powietrzu można było wyczuć ducha zdrowej rywalizacji i wzajemnego wsparcia, tak potrzebnego w pierwszej fazie rozwoju biznesu.

Dla każdego z pomysłem i wizją, takie miejsce jak Campus nie jest stratą czasu. Wymiana doświadczeń czy ekosystem umożliwiający efektywną synergię biznesową. Campus daje szansę naprawdę każdemu, kto chciałby wnieść innowacyjne spojrzenie na internetowy biznes.

W momencie, gdy dwaj panowie siedzieli w Kampusie Google’a, a potem mieli mobilne biuro w kawiarni w Warszawie, pojawił się pomysł na połączenie obszarów Big Data i systemów CRM. Wtedy zrodziło się bardzo dużo pomysłów. Czasem mam nawet wrażenie, że zbyt wiele (śmiech).

Gdzie udało się pozyskać pierwszych klientów?

W naturalny sposób okazało się, że branża, której zależy na wzbogacaniu danych i jednocześnie posiada ogromne ich ilości, to windykacja. Tam zawsze jest bardzo dużo danych porozrzucanych po różnorodnych aktach i innych papierowych notatkach, do których nie mamy żadnego zautomatyzowanego dostępu, a także danych z sieci, w call center oraz w CRM. Okazało się, że klientom z tej branży bardzo łatwo było wyjaśnić, jaką korzyść odniosą z połączenia tych wszystkich baz danych w jedną. W ten sposób pojawiło się pierwsze portfolio klientów. Potem zaczęliśmy badać kolejne sektory i okazało się, że tak naprawdę nie ma branży, której nie przydałoby się wzbogacanie danych.

Przykładowo banki – często nie mają połączenia pomiędzy danymi związanymi z zachowaniem klienta na ich stronach www z wewnętrznym CRM. Gdyby bank otrzymywał informację, że klient X szukał właśnie informacji na ich witrynie na temat kredytu hipotecznego, to czy nie byłaby to idealna informacja?

 

Co było najtrudniejsze w Waszym projekcie?

Wytłumaczenie klientom, że samo Big Data to nie jest wszystko, że dane muszą przede wszystkim być Smart, a nie Big. Wyjaśnienie, że to nie jest kwestia tego, żeby tych danych było dużo, ale żeby były one uporządkowane. Klient musi wiedzieć, co konkretnie z tych dużych danych będzie dla niego wartościowe. Oczywiście, jesteśmy w stanie agregować olbrzymie ilości danych o użytkownikach. Pytanie brzmi, czy jeśli przekażemy każdą z tych informacji klientowi, to on będzie wiedział, co z tym zrobić. Dziś mam wrażenie, że jest trochę tak, że każdy mówi, że ma Big Data i zdobywa tyle danych, ile tylko się da, pytanie jednak, jakie są ich dalsze losy. Czy ktoś im te dane analizuje?

Sztuka dla sztuki?

W przypadku firm nieinternetowych raczej sztuka dla sztuki. Natomiast duże portale i witryny internetowe świetnie sobie radzą, bo taka jest konieczność. Oni muszą dostosowywać wygląd strony czy treści do potrzeb użytkowników, muszą dbać o to, by tych użytkowników mieć jak najwięcej, muszą mieć dane o nich, by przedstawić je swoim reklamodawcom, itd.

Dziś o Big Data każdy słyszał, ale wciąż mam wrażenie, że na rynku konsumenckim nie widać produktów, które by korzystały z tej technologii w praktyczny sposób. Jaki jest wasz punkt widzenia – może to umasowienie przyjdzie z dnia na dzień, a może jesteśmy wciąż na samym początku drogi?

W połowie.

Tak, dużo się o tym mówi i niby każdy wie, co to jest, ale tylko mniej-więcej. Od 2009 roku mówiło się o roku mobile. Skończyło się tym, że ten rok mobile nastąpił, ale nikt nie wie, kiedy dokładnie, bo mobile już właściwie się zadomowiło. Teraz od dłuższego czasu mówimy: to jest rok Big Data. Jednak ponownie tak naprawdę nie wiadomo, kiedy ten rok Big Data nastąpi. Może niebawem, bo do największych firm powoli dociera fakt, że mamy ogromne bazy danych i trzeba coś z nimi zrobić. Dzisiaj jeszcze jest dużo pracy do zrobienia, co nas tylko cieszy.

W USA rynek marketingu opartego o dane to około 80 proc. Natomiast my jeszcze do takiego poziomu dążymy. Jeżeli chodzi o Big Data w kontekście wspierania biznesów, to w Stanach to jest już prawie 50 proc. Do nas rozwiązania ze Stanów docierają po 1,5-2 latach. Idąc tym tropem, u nas to będzie w 2019 roku.

Porozmawiajmy o kwestii bezpieczeństwa w obszarze Big Data. Jak na chwilę obecną wygląda rzeczywistość prawno-formalna, nadąża za technologią?

Zobaczymy co się stanie, gdy wejdzie w życie dyrektywa RODO. Będziemy śledzić na własne oczy, w jaki sposób Unia Europejska poradziła sobie z ochroną danych osobowych w Internecie. Na pewno jest to trudny temat. Obecnie, moim zdaniem, Cookie Policy wprowadzone kilka lat temu wystarczająco zabezpiecza interesy użytkowników. Nowa ustawa pewnie bardzo mocno zmieni rynek, bo jest tam kilka obostrzeń odnośnie do agregacji danych.

Z tym, że to nie wpłynie na procesy przetwarzania danych, a na te związane z ich zbieraniem. Czyli na zbierającym będzie ciążyła większa odpowiedzialność, bo będzie musiał uzyskać zgodę użytkownika na przetwarzanie jego danych w konkretnym celu i na wniosek użytkownika będzie musiał dane te skasować lub zaprzestać ich przetwarzania. Zobaczymy, jakie będą pierwsze wyroki (śmiech), jak będzie wyglądało wdrażanie tego prawa. Obecnie prawo nadąża, nawet yślę, że w przypadku RODO wyprzedza. Sądzę, że strach odnośnie  zachowania praw obywateli w materii rozporządzania swoimi danymi w sieci jest na tyle duży, że to może być nawet zbyt mocna dyrektywa.

Dlaczego zbyt mocna?

Bo legislacja poszła w stronę, która szczególnie podkreśla możliwość kasowania danych o użytkowniku. Z czysto technicznej strony, dla wielu graczy, którzy funkcjonują na rynku, będzie to problem. Jak przekazać informację o cofnięciu zgody przez użytkownika przez wszystkie łączniki danych, które biorą udział w procesie ich zbierania? Technicznie będzie to spore wyzwanie.

Czyli nie muszę się obawiać, że ekspres do kawy, komunikujący się z moim smartfonem, będzie przesyłał dane o mnie do firm, którym mogłoby zależeć na takich informacjach?

To jest kwestia anonimizacji danych. Gdyby producent tego ekspresu do kawy powiedziałby Ci: „słuchaj, będę zbierał dane statystyczne, ale anonimowe, będą one dotyczyły ilości oraz godzin włączania i wyłączania Twojego ekspresu, a wszystko to w celu ulepszenia działania aplikacji. Od 2 miesięcy codziennie o 9.05 pijesz kawę, to ja dodam funkcjonalność w aplikacji, żebyś mogła zaplanować alarm kawowy, dzięki temu nie będziesz musiała nic robić – rano wstaniesz, a kawa będzie na ciebie czekać.” Jeżeli skorzystasz na udostępnieniu swoich danych, to decyzja należy do Ciebie. Tak jak z reklamą. Ja zawsze zadaję pytanie moim studentom: jaka reklama wkurza i dlaczego?

Jaka?

Wkurza reklama niedopasowana. Irytuje dlatego, że w telewizji albo w Internecie widzisz reklamę, która Cię po prostu nie interesuje. Natomiast, gdybym idealnie trafił z reklamą tu i teraz, w Twoje zainteresowania, potrzeby i intencje zakupowe, to nie tylko nie byłabyś wkurzona nią, ale szanse na Twoją interakcję z tą reklamą byłyby o wiele większe. Co więcej, twój stosunek do marki, która trafiłaby do Ciebie w ten sposób, zmieniłby się na pozytywny. Tak samo jest z agregacją dużych danych. Jeżeli aktywnie szukasz leasingu samochodowego i Twój bank wyjdzie do Ciebie z inicjatywą, to powiesz: kurczę, oni są genialni!

Chcesz powiedzieć, że to nie jest inwigilacja, tylko ułatwianie nam życia?

Tak! To jest ułatwianie życia. Zgadzamy się na to, że przekazujemy części informacji na swój temat w celu ułatwienia sobie życia. Cookie został wymyślony po to, żebyś nie musiała się za każdym razem logować do swojej poczty mailowej, żebyś za każdym razem, gdy chcesz sprawdzić, co się dzieje na serwisie społecznościowym, nie musiała wpisywać swoich danych.

W przyszłości będę szła ulicą, a na billboardach będą się pojawiały reklamy dedykowane dla mnie? A jeśli pomyślę, że chcę kupić ekspres do kawy, to dostanę telefon od kogoś, kto będzie chciał mi go sprzedać?

W “Raporcie Mniejszości” Tom Cruise gra policjanta; cofa się w czasie, żeby zapobiec przestępstwu, które ma się dopiero wydarzyć. W filmie jest scena, gdy główny bohater poszukiwany i kradnie komplet dokumentów obcej osobie. Wchodzi do sklepu, żeby kupić za te kradzione pieniądze jakieś ciuchy. Sklep go rozpoznaje i mówi: dzień dobry panie X, pokazuje mu zdjęcie osoby, której ukradł dokumenty i proponuje mu wszystkie ubrania w rozmiarze XS, bo właściciel tych dokumentów nosi taki rozmiar. Myślę, że jest to scena, która dokładnie pokazuje kierunek, gdzie zmierzamy. To bardzo ułatwia życie, bo masz personalizację w offline. Myślę, że prędzej czy później dojdziemy do tego momentu.

Big Data
fot. mat. pras. Paweł Brach, wiceprezes zarzadu TogetherData

Nie jest to przerażające?

Dane, które się teraz zbiera, to dane anonimowe. Firmy nie są zainteresowane tym, że konkretnie Jan Kowalski w taki a taki sposób przemieszcza się po centrum handlowym. Chodzi o przepływ mas ludzi, żeby z tych dużych danych wyciągnąć mądre wnioski, które wpłyną na to, że w tym przypadku będę wiedział, w którym miejscu centrum handlowego otworzyć kawiarnię, bo będę wiedział, gdzie jest największy przepływ ludzi. I to jest Smart Data, bo Big Data pewnie odpowie tylko na pytanie, kim jest dana jednostka, w których sklepach się zatrzymywała, w jakim celu i ile czasu spędziła w każdym z nich.

Stworzyliście inteligentne chatboty – takie rozwiązania zastąpią dzisiejsze centra pomocy, w których pracują ludzie?

Zdecydowanie tak. Oczywiście, nigdy nie da się zastąpić interakcji międzyludzkiej w stu procentach, ale są już głosowe chatboty, które używają mechanizmu rozpoznawania i generowania mowy, dzięki czemu możesz uciąć sobie pogawędkę z takim bytem. Jeżeli spotkasz się z takim bardziej zaawansowanym chatbotem, to naprawdę dłuższą chwilę zajmie ci zorientowanie się, czy jest to człowiek czy robot. Sztuczna inteligencja i sztuczny głos zaszły tak daleko, że odczucie rozmowy z drugim człowiekiem jest praktycznie zachowane.

Czy to jest, z punktu widzenia użytkowników, potrzebne?

Nasze boty komunikują, że są robotem, nie udają człowieka. Handel online nauczył już ludzi kupowania przez całą dobę. Jeśli chcę kupić coś, a zupełnie przypadkiem jest godzina druga w nocy, to wyjmuję telefon, odpalam stronę sklepu i kupuję. Jeśli chcę się o coś dopytać, dostaję komunikat: „Przepraszamy, ale nasi konsultanci pracują od 9.00 do 17.00”. Możliwości są dwie: albo ponosimy wysokie koszta, żeby nasz contact-center był czynny całą dobę – albo po godzinach pracy konsultantów uruchamiamy bota, który jest w stanie odpowiedzieć na znakomitą większość pytań i potrafią przeprowadzić użytkownika przez proces zakupowy. Dużo się o nich mówi, bo boty znacząco obniżają koszty i przyspieszają pracę.

Jest taki bardzo fajny bot, nazywa się ALISA. To głosowy robot. Jedziesz sobie samochodem, masz telefon i możesz prowadzić z nim dyskusję. Ma on pod sobą wyszukiwarkę, więc jeśli nie zna odpowiedzi na jakieś pytanie, to słowo, które od ciebie usłyszał wpisuje do wyszukiwarki Yandex  i pokazuje Ci wyniki wyszukiwania. Oprócz tego, jeśli powiesz ALISIE, że chcesz po prostu porozmawiać z nią, to ona wyłącza funkcję wyszukiwania i prowadzi z tobą dyskusję. Oczywiście, jest to rozmowa na poziomie bota, ale to wciąż niesamowite. Taki osobisty asystent.

Prywatnie korzystasz z takich osobistych asystentów?

Mam ALISĘ, ale jestem starym pokoleniem internetowym, które jeszcze czyta i raczej bota odpytam tylko z czystej ciekawości zawodowej, żeby zobaczyć, w jaki sposób to działa. A z drugiej strony, istnieje dużo większe prawdopodobieństwo, że skorzystam z ALISY, niż z rozmowy z konsultantem.

Dlaczego?

Bo nie mam takiej potrzeby. Zakupy w Internecie w pewien sposób są „anonimowe”. W sensie, że ja sam sobie poradzę, nie chcę, żeby ktoś do mnie podchodził, tak jak sprzedawca w tradycyjnym sklepie, i pytał czy może mi w czymś pomóc. Jeżeli będę czegoś potrzebował, to sam zwrócę się z pytaniem i wtedy wszystko mi jedno, czy to będzie bot czy konsultant, byleby to działało. Natomiast jeśli jest wspomniana 2 w nocy, to mam alternatywę, że albo będzie to bot albo nie będzie nikogo.

Czym się wyróżnia Wasz bot?

Nasz bot oparty jest na interakcji z użytkownikiem. Im dłużej jest zainstalowany u danego klienta, tym lepiej uczy się ścieżek zakupowych, rekomenduje dane produkty i odpowiada na konkretne potrzeby użytkownika. Wyróżnia się tym, że ma integrację z Facebookiem, czyli można go wdrożyć na fanpage, a użytkownicy, którzy zainteresowali się Twoim sklepem na Facebooku, mogą kontynuować tę interakcję w sposób zautomatyzowany z botem, dostając informację o usługach i produktach oferowanych przez Ciebie z Twojej strony internetowej.

Jak zbieracie opinie zwrotne od własnych klientów?

Jeśli płacą, to oznacza, że jest dobrze, a jeśli nie płacą, to jest to negatywny feedback (śmiech). Wszystkie nasze systemy chcemy ulepszać każdego dnia i jeżeli wzbogacamy dane naszych klientom, to zawsze prosimy ich o to, by przesyłali nam opinie zwrotne w trybie zautomatyzowanym. Pytamy czy dane, które przekazaliśmy, były przydatne, czy dane po weryfikacji okazały się prawdziwe.

Czasami zdarza się, że według naszych danych dotyczących zachowania w Internecie użytkownik jest rozpoznawany jako mężczyzna, natomiast bank, który jest naszym klientem mówi, że to błąd, bo jest to kobieta. Na szczęście rzadko zdarzają się aż takie błędy, ale przy danych miękkich, intencjach zakupowych i zainteresowaniach można popełnić pomyłkę. W procesie wzbogacania twardych danych takie rzeczy są wpisane w działalność. Nigdy nie ma możliwości posiadania 100 proc. trafień. Nasze systemy analizują duże dane i oceniają, którzy dostawcy są bardziej wiarygodni, a którzy mniej, czy też które z naszych systemów wewnętrznych pracują lepiej, a które gorzej. Po 100 tys. takich feedbacków wiemy, że 80 tys. rozjazdów pochodziło z danej części systemu. Wiemy więc już, któremu elementowi mamy się przyjrzeć.

Ostatnio na rynku pojawiła się nowa marka spod skrzydeł TogetherData.

Wystartowaliśmy z agencją marketingową opartą o dane. Nazywa się TogetherAudience.

Kolejna agencja na rynku?

Tak, agencji reklamowych i marketingowych jest oczywiście wiele. Mogłoby się wydawać, że kolejna marka na rynku nie wniesie nic nowego. Natomiast my oferujemy usługę w całości opartą o dane i nie robimy nic, dopóki nie przeprowadzimy analizy. Raportujemy wtedy klientowi, co widzimy w jego danych i co na chwilę obecną możemy zaproponować oraz jak widzimy dalsze działania. Ponadto, jeśli klient podzieli się swoją strategią, to jesteśmy w stanie zaproponować takie działania marketingowe, które będą mierzalne i będą miały faktyczny wpływ na biznes klienta.

Poza tym nasze narzędzia sprawdzają 100 proc. danych, co oznacza, że każda odsłona na stronie klienta jest przez nas analizowana. W wiodących na rynku analiz produktach ten współczynnik wynosi tylko kilka, może kilkanaście procent. Dla internetowych biznesów oznacza to, że np. Google Analytics nie pokazuje wszystkich konwersji, a tylko część z nich, bo tylko „próbkuje” na części ruchu i uogólnia. To jest analiza trochę w ciemno.

Macie w planach jakiś projekt, którym jeszcze się nie chwaliliście?

Mamy i jeszcze o nim nie mówimy (śmiech). Nie chcemy sprzedawać i promować niegotowych produktów. Sporo jest firm, które mówią, że coś mają, a potem okazuje się, że będą to miały dopiero, gdy to zrobią.

Ale pracujecie nad czymś?

Mamy 60 osób w firmie, z czego około 2/3 to programiści. Oni cały czas knują. Są pewne produkty, nad którymi programiści już pracują, a my jako zarząd jeszcze o nich nie wiemy. Dzięki temu dajemy naszym pracownikom możliwość rozwoju oddolnego. To tak naprawdę pomysł Google, którego władze powiedziały pracownikom, że mają określoną ilość godzin tygodniowo na knucie. W tym czasie pracownicy nie zajmują się codziennymi zadaniami, tylko wymyślają. My naszym pracownikom mówimy podobnie: „knujcie, a jak już coś z tego powstanie, to przyjdźcie do nas, a my ocenimy to biznesowo”. Więc na pewno będziemy mieli jeszcze coś ciekawego, tylko ja w tym momencie mogę o tym jeszcze nie wiedzieć.

 

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl