Ostatnio sporo o tym myślę, rozwiązywanie problemów jest tym co robi różnicę w biznesie. Founderzy albo potrafią rozwiązywać problemy, a także sobie z nimi radzić (mentalnie) albo tworzą mizerne produkty i organizacje. Rozwiązywanie problemów nie tylko robi różnicę, ale wpływa na życie prywatne foundera. Umiejętność rozwiązywania problemów jest bowiem uniwersalna, przydaje się nie tylko w biznesie. Właśnie dlatego w tym wpisie chciałbym pochylić się nad tym tematem.
Rozwiązywanie problemów metodą na walca
Kiedyś wydawało mi się, że jestem super herosem, wszystkie moje kłopoty rozwiązywałem jak to nazywam metodą walca. Czyli czyszczeniem wszystkiego za wszelką cenę. Metoda ta chociaż skuteczna powodowała, że rykoszetem albo rodziły się inne problemy, albo cierpieli inni (pracownicy, rodzina, otoczenie). Chodziło w niej o rozwiązanie, albo bardziej pasowałoby „rozpieprzenie” danego wyzwania jak najszybciej (bez zbędnego zastanawiania się), często brutalnie, priorytetem było rozwiązanie danego problemu, a nie konsekwencja metody rozwiązywania tego problemu. A konsekwencja była czasami taka, że „obrażenia”, które powstały były bardziej opłakane niż nierozwiązywanie tego dylematu w ogóle. Trochę jak użycie koparki do prac w domowym ogródku. Można? No pewnie, że można ale nie jest to kaliber do tego typu prac.
Jestem strusiem, chowam głowę w piach gdy są problemy
Inną metodą, którą wydawało mi się, że mogę rozwiązywać problemy jest po prostu ich przeczekanie, schowanie głowy w piasek i liczenie, że nic się nie stanie. Większość problemów nie da się tak rozwiązać. Większość z nich wybucha ze zdwojoną siłą. Nie inwestowanie w sprzęt i czekanie kiedy przyjdzie jego koniec. Unikanie podwyżki dla pracownika, bo ten nie przychodzi po nią. Tego problemu konsekwencją może być frustracja pracownika, lub ucieczka przy pierwszej lepszej możliwości. Gdy rozmawiam z moimi znajomymi prowadzącymi firmy, często mówią, że mają jakieś problemy. Pytam jak je aktualnie rozwiązujecie? „No musimy się przemęczyć i tyle” to bardzo częsta odpowiedź. Ale żeby nie było. Też kiedyś byłem tego typu „męczennikiem”, uważałem, że problemy da się „przemęczyć” czyli po prostu schować głowę w piach. Problem jest taki, że gdy chowamy głowę w piach to wystaje nam dupa więc problemy i tak nas znajdą i wtedy nie będzie zmiłuj, głowa zostanie w piachu ale tyłek Ci urwie.
Zapobiegać zamiast leczyć
Zabijanie potencjalnych źródeł zapalnych w zalążku, czyli zapobieganie zamiast leczenia jest dla nas jako founderów dużo tańsze, dużo mniej stresujące i wbrew pozorom wymaga od nas mniej energii. Ale w praktyce niestety nie jest to takie proste. Wymaga od nas wytypowania rzeczy, które potencjalnie mogą w przyszłości przerodzić się w rozmaite kłopoty. Należy popatrzeć krytycznym okiem na naszą organizację, klientów (tak klientów), finanse i przede wszystkim nas samych. Krytycznym okiem to nie znaczy wmówienie sobie „jestem beznadziejny, co ja tu do diaska robię” ale poświęcenie czasu na znalezienie miejsc, które w niedalekiej przyszłości mogą okazać się dziurami w naszym wiadrze. Poświęcenie czasu na to jakimi metodami i czym będziemy te dziury łatać lub jak możemy doprowadzić aby te przecieki się nigdy nie pojawiły. Systematycznie, raz w tygodniu myślę o problemach (no zgłupiał masochista jeden!). Tak naprawdę poświęcam jedną „medytację” na myślenie problemach. Nie tylko firmowych, ale też rodzinnych. Zauważyłem, że takie 30-40 minutowe sesje powodują, że mój mózg bardziej jest oswojony z problemami i potencjalnymi punktami zapalnymi. Trudno w to uwierzyć bo przecież myślenie o problemach jest stresujące, kojarzy się z bólem głowy i brzucha, a nie odprężeniem. Faktycznie, pierwsza faza nie jest przyjemna, ale gdy mijają kolejne minuty, a Ty kontemplujesz o rozwiązaniu danych problemów, zaczynasz fascynować się faktem, że wpadasz na rzeczy, na które nie miałeś czasu przy biurku.
Problem solver vs problem blocker
Tak jak w tytule, moim zdaniem są dwa rodzaje founderów. Ci, którzy potrafią rozwiązywać problemy i Ci, którzy blokują się pod nimi. Sprawa oczywiście dotyczy nie tylko founderów czy c-levels managerów ale całej społeczności, natomiast ja skupiam się wyłącznie na osobach zarządzających w firmach. „Rozwiązywacze” to także najlepsza inwestycja wszelkiego rodzaju inwestorów. Gdy firma dochodzi do ściany problem blocker chce jak najszybciej opuścić statek, natomiast solverzy prędzej myślą o pivocie, znalezieniu mentora, który da iskrę niż wywieszą białą flagę.
Rzeczy, które powodują, że jesteś lepszym rozwiązującym problemy
- Dobre zarządzenie psychiką
- Umiejętność podejmowania decyzji pod presją czasu. Trochę wytarty slogan przez ogłoszenia o pracę „umiejętność pracy pod presją czasu” ale faktycznie gdy mamy określony deadline na podjęcie decyzji, to tylko osoby, które nie myślą o uciekającym czasie a potrafią się skupić w tym momencie na szukaniu rozwiązania wygrywają
- Umiejętności interpersonalne. To zdecydowanie pomaga. Większość problemów opiera się o ludzi, więc dobra komunikacja, transparentne mówienie o problemach, empatia i zrozumienie drugiej strony, pozwalają nam rozwiązywać nasze problemy. (Tak nie trzeba być zimnym sukinkotem aby rozwiązywać problemy, metoda walca, którą opisałem wyżej nie prowadzi do niczego dobrego)
- Pewność siebie a właściwie pewność, że podejmowane decyzje, ruchy, które wykonujemy aby rozwiązywać problemy to najlepsze posunięcia na jakie nas stać w danym momencie. To bardzo pomaga aby się nie obwiniać i nie zwariować albo dać sobie rozgrzeszenie w momencie nieudanej decyzji.
- Sieć kontaktów w różnych obszarach. Problemy często da się rozwiązać przez posłuchanie osoby, która miała już podobne wyzwania podczas swojej drogi lub po konsultacji ze specjalistami w danym obszarze, więc rozległy Network na pewno to ułatwia
- Wytrwałość. O tym w poniższym punkcie
Wytrwałość w rozwiązywaniu problemów
Wytrwałość jest mega ważna, chociażby przez sam fakt, że rozwiązywanie problemów przypomina trochę chodzenie po bagnie. Co to oznacza? Idzie się bardzo powoli, ostrożnie aby się nie zakopać. Jeżeli nie jesteśmy wytrwali, porzucamy problem, zanim go rozwiążemy albo rozwiązujemy go po łebkach, aby jak najszybciej mieć go odhaczonego, nawet kosztem jakości wyczyszczenia tego „taska”. Właśnie dlatego dobrze jest dzielić wyzwanie na mniejsze części, aby w mniejszych partiach czasu widzieć jego powolne znikanie. Jeden duży kłopot jeżeli zostanie porzucony w połowie, nadal jest nierozwiązany, a my tracimy motywacje bo zainwestowaliśmy czas / a czasami pieniądze aby go rozwiązać.
Protip: Wytrwałość da się stymulować, choćby przez dzielenie problemów na mniejsze punkty/projekty. Dzięki temu rozwiązując mniejsze jego fragmenty, jesteśmy zmotywowani, widzimy efekt naszej pracy
Łatwe decyzje = trudne życie, trudne decyzje łatwe życie
Oczywiście to spore uogólnienie, ale czasami rozwiązując problemy, zdarza się, że chcemy jak najszybciej pozbyć się kłopotu, więc robimy to „na odwal się” czyli szukamy najprostszej, najbliżej oddalonej od nas decyzji. Co ciekawe dużo czytam i eksperymentuje na własnym organizmie i zauważyłem, że niewyspany i ociężały organizm staje się „leniwą bułą” tzn. chce jak najszybciej zakończyć swoje zmartwienie więc idzie drogą na skróty.
PROTIP: Zwróć uwagę, że gdy jesteś zmęczony lub przejedzony (ociężały) Twoje decyzje są mniej racjonalne, idziesz na łatwiznę także w decyzjach.
Pobłażliwość vs empatia
Często mylone, albo stawiane na jednej półce, choć tak naprawdę nie mają ze sobą nic wspólnego. Pobłażliwość jest wrogiem rozwiązywania problemów, powoduje, nie jesteśmy wstanie uporać się ze swoimi kłopotami. Przykładowo mamy w organizacji kogoś kto do niej nie pasuje albo przez poziom kompetencji albo przez brak dopasowania do naszej kultury, my mu dajemy „ostatnią szansę” ale w ilości hurtowej. Generujemy sobie tym dodatkowe zmartwienia: brak poważania pozostałych członków zespołu, brak poważania u osoby, która dostaje seryjnie „ostatnią szansę”, nadal kuleje obszar za który odpowiada dana osoba, albo problem się powiększa, bo nic z nim nie robisz. Z kolei empatia jest czymś zupełnie innym, to sztuka zrozumienia z czego wynika, że zawodzi dana jednostka. Jeżeli ktoś nie radzi sobie u nas w firmie, to właśnie wykazanie się empatią będzie rozstanie się z tą osobą, a nie wymyślanie dziesiątek planów naprawczych czy dawanie kolejnych ostatnich szans. Empatia to wczucie się w sytuacje, którą ma dana osoba i odpowiednie na to zareagowanie.
Pytania, które możesz zadać sobie dziś, aby uniknąć problemów w przyszłości
- W jakich rzeczach jestem słaby jako founder, które z nich mogę poprawić sam, a które chciałbym wydelegować?
- Czy aktualnie nie mam w firmie punktów zapalnych, które w przyszłości mogą przerodzić się w poważne problemy?
- Czy posiadam w swoim otoczeniu ludzi, którzy mogliby pomóc mi rozwiązywać moje problemy w obszarach, które wypisałem jako punkty zapalne?
- Które punkty zapalne wymagają najszybszych interwencji, są najbardziej priorytetowe?
- Czy wiem jak mógłbym zabrać się do pomniejszania obszarów zapalnych w swojej organizacji? (Często przy rozwiązywaniu problemów mamy dylemat „od czego ja właściwie mam zacząć”
- Kogo powinienem poinformować o aktualnie przechodzonych przeze mnie problemach? (Rodzina, współpracownicy, mentorzy)
- Kiedy znajdę czas na systematyczne, luźne kontemplowanie na temat aktualnych i przyszłych wyzwań jakie mam w organizacji?
- Czy nie jesteś zbyt pobłażliwy w stosunku do swoich problemów?
Wiele problemów zaczyna się i kończy w głowie foundera
Silna psychika jest fundamentalnym aktywem jakie posiada founder. Brak dobrego zarządzania psychiką powoduje, że bierzemy udział w tym biegu z przeszkodami, ale upadamy za każdym kolejnym płotkiem, który mamy przeskoczyć. Słabe zarządzanie psychiką nie tylko może spowodować, że nie jesteśmy wstanie poprawnie rozwiązywać problemów, ale nawet gdy już je będziemy rozwiązywali to ich niwelowanie będzie nas kosztowało sporo energii i będzie nas wysysało. Takie rzeczy doprowadzają do chęci odcinania się od problemów (zazwyczaj alkohol) co powoduje efekt domina, kolejne wyzwania, kolejne intensywne zużycie energetyczne, kolejne „odcięcie” i tak w pętli.
Nieuzasadnione malkontenctwo
Na koniec taka refleksja, wielu z nas, w tym także ja narzekamy, że w firmie to my właściwie tylko rozwiązujemy problemy. I pewnie sporo w tym prawdy, ale co mielibyśmy robić gdyby ich nie było? Wyobraź sobie dzień, w którym przychodzisz do biura i nie rozwiązujesz problemów? Ile czasu można pisać tę strategię, ile czasu można prowadzić statusy? W ostatnim czasie, zaczynam dość kontrowersyjnie myśleć „kurczę gdyby nie problemy, a właściwie satysfakcja z ich rozwiązywania to ta gra byłaby cholernie nudna”. To trochę jak grać w grę komputerową używając kodów i co z tego, że wygrywasz, jak satysfakcja jest zerowa bo to nie Twoja zasługa.
UWAGA KONFERENCJA, NA KTÓREJ BĘDZIE PONAD 200 PROBLEM SOLVERÓW
Zostaw komentarz