Marketing i Biznes Biznes Od partnera afiliacyjnego do multimilionera. Wywiad z Robertem Grynem – założycielem Codewise – człowiekiem wartym 100 mln dolarów

Od partnera afiliacyjnego do multimilionera. Wywiad z Robertem Grynem – założycielem Codewise – człowiekiem wartym 100 mln dolarów

Od partnera afiliacyjnego do multimilionera. Wywiad z Robertem Grynem – założycielem Codewise – człowiekiem wartym 100 mln dolarów

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Założenie własnej firmy może wydawać się mało zachęcające, szczególnie kiedy mamy duże doświadczenie w promocji produktów innych firm jako partner afiliacyjny. Wiadomo, dokąd kierować ruch, jak pobierać prowizje. Biznes gotowy. Taki styl życia daje dużo satysfakcji, można podróżować w dowolne miejsca na świecie i spełniać swoje marzenia. Lecz jeśli na chwilę się zatrzymamy, nie będziemy mieć z czego żyć, a los przestanie nam sprzyjać.

Dlatego zabrałem się za stworzenie własnego produktu, usługi lub sklepu. Innymi słowy, PRAWDZIWY biznes. Jak wspomniałem, jest to wybitnie zniechęcające zadanie, ponieważ jest TAK WIELE opcji. Na przykład, handel elektroniczny rozwija się obecnie w błyskawicznym tempie, gdzie wielu speców od marketingu afiliacyjnego stosujących maskowanie w Google i Facebooku lub kampanie typu pin submits w sieci reklamowej Zeropark, przechodzi na tworzenie własnych sklepów i sprzedaż produktów wysyłanych bezpośrednio z Chin.

Mogą to robić ze względu na coraz mniejsze możliwości w marketingu afiliacyjnym (wiele osób się z tym nie zgadza) lub znudziło ich ciągłe nakręcanie koła i myślą o stworzeniu produktu, który będzie się sprzedawać i przynosić zyski, nawet kiedy pojadą na miesięczne wakacje.

To NIE jest marketing afiliacyjny, lecz wyższy poziom, do którego wiele osób dojrzewa. W świecie e-handlu trzeba zajmować się logistyką, obsługą klienta, utrzymaniem pozytywnego konta kupieckiego, księgowością, obowiązków jest mnóstwo.

Postanowiłem skontaktować się z dawnym znajomym, o którym zapewne słyszeliście, założycielem Zeropark i Voluum, rewolucyjnego trackera używanego przez fachowców od e-marketingu na całym świecie. Zaczynał jako zwykły pracownik, a dzisiaj jest szefem jednego z największych samofinansujących się startupów w kraju. Widać go tutaj, na największym bilbordzie w Polsce.

partnera afiliacyjnego

 Największy bilbord w Polsce.

Jaka jest historia Codewise, firmy stojącej za Zeropark i Voluum?

Codewise początkowo nie był firmą, został stworzony przez 3 osoby i z założenia miał być typowym narzędziem outsourcingowym. W 2011 roku skontaktowałem się z nimi, jak i z grupą innych polskich firm outsourcingowych, prosząc o wycenę mojego pierwszego pomysłu na startup. Codewise zaoferował najrozsądniejszą cenę i tak rozpoczęła się nasza współpraca. Z czasem pojawił się pomysł Zeroparku, więc pracowaliśmy równolegle nad dwoma projektami. Wszystko szło pomyślnie, toteż przeprowadziliśmy pierwszą niewielką wymianę udziałów. Jakiś czas później wymieniliśmy większą liczbę udziałów. Wówczas stałem się właścicielem znacznej części Codewise. W tym czasie prowadziłem także jednoosobową działalność partnera afiliacyjnego, generując średnio 300,000$ miesięcznie. Zyski przeznaczałem na utrzymanie płynności Codewise – zatrudnialiśmy ludzi i pracowaliśmy nad 2 projektami, które nie były zyskowne.

W pewnym momencie w 2012 roku poczułem, że współpraca z dwoma współzałożycielami nie przynosi mi satysfakcji. Jeden z nich miał parcie na władzę, będąc prezesem Codewise, a drugi nie był wystarczająco kompetentny w roli Dyrektora ds. Technologii (CTO). Dzień przed moim pierwszym urlopem, nasz CTO popełnił błąd, przez który straciłem 300,000$ w przeciągu 4 godzin. Pomyłka dotyczyła Blitzcliq – naszego wewnętrznego trackera do automatyzacji zakupu mediów. Wypadłem z biura bez słowa, z paczką papierosów, chociaż nie paliłem. Trzeci współzałożyciel (mój przyszły CTO) znalazł mnie w parku, porozmawialiśmy i postanowiliśmy, że musimy jakoś się ich pozbyć. Skonsultowaliśmy się z prawnikiem i zaplanowaliśmy wrogie przejęcie. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że bez mojego finansowania, Codewise zbankrutowałby w 3 tygodnie. Zwołałem zebranie, które rozpocząłem słowami „Zorganizowałem to spotkanie, ponieważ kończę swoją współpracę z Codewise”. Cisza i szok. Nie mieli pojęcia, że to mogło nastąpić. To była jedna z najtrudniejszych rzeczy, które zrobiłem w swoim życiu. Pamiętam, jak nerwowo obmywałem twarz zimną wodą w łazience na kilka minut przed spotkaniem, powtarzając: „Możesz to zrobić, draniu! Musisz to zrobić!.” Wiedzieli, że to koniec. Zrobiliśmy przerwę i rozdzieliśmy się na 2 godziny, by ustalić warunki rozstania.

Po 2 godzinach wróciliśmy do rozmów. Z wymuszoną pewnością siebie i krzywym uśmiechem dwóch gości zażądało dla siebie po 250,000$, twierdząc, że Zeropark stoi na krawędzi boomu – nie mieli pojęcia, jak bardzo było to prawdziwe, w owym czasie ja również nie wiedziałem. Zeropark nie przynosił jeszcze wtedy żadnych zysków. Mój prawnik zaśmiał się i rzucił nieprofesjonalny komentarz. Pohamowałem go.

Powiedziałem im spokojnym głosem, że zapłacę każdemu po 50,000$, nie więcej. Nerwowe rozmowy trwały dalej, wiedzieli, że nie mają żadnej karty przetargowej. Pozwanie nas do sądu byłoby kosztowne i ciągnęłoby się latami, a bez mojego know-how, firma nie byłaby nic warta. Zaakceptowali propozycję. Emocje były silne i rzeczy działy się szybko. Znaleźliśmy notariusza, pracującego w weekend i poszliśmy przepisać firmę na mnie. Zrobili to ze łzami w oczach, tracili swoje dziecko, które stworzyli, zanim jeszcze do nich dołączyłem. Było intensywnie. Podpisaliśmy dokumenty. Od strony prawnej wszystko zostało załatwione. Codewise należał do mnie. Wystarczyło tylko przelać pieniądze. Poszliśmy z Bartkiem (czwartym partnerem) na sushi, pamiętam, jak realizowałem przelew na 100,000$ siedząc w restauracji, z uśmiechem od ucha do ucha, mówiąc :„Nie wierzę, że zrobiliśmy to naprawdę. Firma jest nasza!”. Wróciliśmy do biura bardzo szczęśliwi.

Następnego dnia czekało na mnie dużo trudniejsze zadanie. Był poniedziałek i w tym czasie mieliśmy około 8 programistów. Jak miałem ich przekonać, że 2 współzałożycieli właśnie zostało usuniętych, że firma traciła pieniądze, a mimo tego wciąż było to bezpieczne miejsce pracy? Żeby zatrudnić tych ludzi, musieliśmy kłamać, jak dobrze nam idzie, by stworzyć iluzję bezpiecznego miejsca pracy, a nie mieliśmy pojęcia, co przyniesie przyszłość. W dużej mierze tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co robimy. Ćwiczyłem swoją przemowę, żeby wypadła przekonująco. Przyszedłem do biura o 6:30, zanim pojawili się inni. Zaprosiłem każdego po kolei na rozmowę, by wyjaśnić, co się stało, przekonać, że takie rozwiązanie było najlepsze oraz zagwarantować, że mają stabilną pracę. To działo się w styczniu 2013 roku. W tym okresie przejąłem zarządzanie w Codewise, wziąłem się w garść i zacząłem sterować firmą tak, by zmierzała we właściwym kierunku. Nie miałem innego wyboru.

Przewińmy kilka lat do przodu, do końca 2015 roku. Dopadło mnie skrajne wypalenie – coś, o czym powiem więcej w dalszej części. Nie spałem, psychicznie i fizycznie nie radziłem sobie z ogromną skalą i stresem, który jej towarzyszy. Byliśmy w tym czasie bardzo rentowną firmą i nie prowadziłem już kampanii afiliacyjnych. Mieliśmy bardzo dobry drugi produkt, Voluum. Jednak psychicznie byłem w najgorszym stanie w swoim życiu, rozsypałem się. Mój partner pojechał do Japonii na miesięczne wakacje, a ja prowadziłem wojnę ze sobą, zastanawiając się, czy potrafię i czy chcę nadal to robić. Partner wrócił i oświadczył, że chce się zobaczyć poza biurem. Byłem zdenerwowany. Spotkaliśmy się od razu i natychmiast poczułem, że coś było nie tak. Usiedliśmy, a on z miejsca powiedział, że podjął decyzję o odejściu z firmy. Byłem w szoku. Miałem takie same myśli. Co się stało? To koniec. Wyjaśnił, że jego stres rósł wprost proporcjonalnie do naszego sukcesu. Firma była dużo większa, niż początkowo planowaliśmy a nowe obowiązki odciągały go od tego, co zawsze kochał: kodowania. Został dyrektorem, już nie fascynowało go to, co robił, co było ogromnym obciążeniem dla jego prywatnego życia. Nie był szczęśliwy. Powiedział, że nie potrafił zrelaksować się podczas swoich miesięcznych wakacji. Rozumiałem go w stu procentach… Czułem się identycznie w ostatnich miesiącach. Zawsze wiedziałem, że jeśli odejdzie, będę skazany na samotność. Byłem przekonany, że to koniec. Oto dwóch facetów, właścicieli samofinansującej się firmy, której wielu im zazdrości. Firmy, która zgarnia milionowe zyski, a oni chcą z niej odejść. To potwierdza fakt, że ludzie z zewnątrz widzą tylko szczyt sukcesu. Zapewne słyszałeś o analogii góry lodowej do sukcesu. Ludzie widzą tylko wierzchołek. W głębi jest dużo więcej gówna, bólu i stresu, niż można sobie wyobrazić.

Ludzie widzą tylko sukces, nie widzą, co się na niego złożyło – to właśnie efekt góry lodowej. Powiedziałem Bartkowi, że planowałem porozmawiać z nim o moim odejściu po jego powrocie. Również był zaskoczony. Zdecydowaliśmy, że są dwie opcje: albo ja odkupię jego udziały i będę kontynuować zarządzanie firmą, albo on zostanie do czasu, kiedy sprzedamy firmę. Nie jestem pewny, co się wydarzyło, lecz włączyła się moja potrzeba rywalizacji i postanowiłem, że chcę spróbować zarządzać firmą samodzielnie. Zrozumiałem, że zawsze funkcjonowałem najlepiej w sytuacjach „zrób to albo zgiń”. W sytuacjach, które sparaliżowałyby większość ludzi. Zawsze chciałem dotrzeć do samego końca, nawet jeśli nie zawsze wiedziałem, gdzie się on znajduje. Uzgodniliśmy warunki i Bartek odszedł. Zorganizowaliśmy mu pożegnanie podczas comiesięcznego spotkania firmy – rozkleiłem się, żegnając go przed wszystkimi. To było dużo trudniejsze, niż przewidywałem.

W trakcie naszych negocjacji, podjąłem dialog z kilkoma bankami inwestycyjnymi, które wyraziły zainteresowane sprzedażą firmy. W styczniu 2016 roku pojechałem do Los Angeles na spotkanie z jednym bankiem, żeby zorientować się, jaka jest pozycja Codewise w sytuacji potencjalnej sprzedaży. Wręczyli mi 100-stronicowy dossier wraz dogłębną analizą naszej firmy w oparciu o dostarczone przez nas wskaźniki, załączając porównanie do podobnych firm, które sprzedali. Dało to szacunkową wartość sprzedaży, a ta mnie powaliła. Przedział, w którym mieściła się nasza wycena, sięgał połowy 9-cyfrowej liczby. Nie mogłem w to uwierzyć. W tym czasie miałem bardzo zdrowy dystans do pieniędzy, nie miałem z nimi praktycznie żadnego związku emocjonalnego. Powiedziałem to bankierom i dodałem, że nie jestem jeszcze gotowy na sprzedaż. Odpowiedzieli, że słyszą to od każdego przedsiębiorcy, z którym rozmawiają, lecz kiedy wręczają czek z 8 zerami, zmienia się nastawienie każdego z nich. Powtórzyłem, że nie jestem gotów. Tak naprawdę pomyślałem sobie… „Jeśli dostanę +100 mln $ w gotówce, stracę rozum. Mam 29 lat, co będę robić? Nie mam energii na zakładanie nowej firmy”. Przede wszystkim byłem świadomy, że postradam zmysły i nie mogłem do tego dopuścić. Był to punkt krytyczny w mojej karierze, ponieważ uświadomiłem sobie w pełni, co zbudowaliśmy i zobaczyłem, że potencjalna wartość naszej pracy była duża większa, niż mogłem to sobie wymarzyć. Byłem na krawędzi stworzenia samofinansującego się unicornu. Jasna cholera. Co ważniejsze, zdałem sobie sprawę, że nie wycofam się z tej gry za kilkaset milionów dolarów, że jest w tym coś głębszego, co mnie napędza.

Wróciłem do biura z nową energią, która aż mnie rozsadzała. Siedziałem na bombie. To była sytuacja „zrób to albo zgiń”. Bartek odszedł i dopiero wtedy zrozumiałem, jak bardzo był przeciążony. Zupełnie go nie doceniałem. Gdzieś z głębi narodził się nowy Rob i zaczął przeć do przodu. Szczerze mówiąc, na początku nie poznawałem samego siebie… Stałem się mistrzem działania i delegowania zadań. Rozpracowywałem krok po kroku, jak wypełnić powstałą lukę. Szybko uświadomiłem sobie, że potrafiłem samodzielnie prowadzić to show i było to najpiękniejsze zwycięstwo w mojej karierze.

Wróćmy do października 2015 roku. Skończyłem 30 lat i dostałem dwie nagrody (Fast 50 #1 & Big 5 #1), na gali Deloitte Fast 50 za najszybciej rozwijającą się firmę w Europie Centralnej ze wskaźnikiem wzrostu na poziomie 13,052% w ciągu ostatnich 4 lat. Moi rodzice byli na tej uroczystości, było cudownie.

“…Żadna inna firma nie zbliżyła się do poziomu 13,052% odnotowanego przez polską firmę marketingową, Codewise, która nie tylko stoi na czele rankingu Fast 50, lecz także prowadzi w rankingu dla dużych firm „Big Five”.

– Alastair Teare, prezes Deloitte Europa Centralna

W zeszłym tygodniu przenieśliśmy się do 5-tej siedziby Codewise, tym razem sami ją zaprojektowaliśmy i zbudowaliśmy, prace rozpoczęły się dwa lata temu. To 3000m2 (27,000 stóp kwadratowych) przestrzeni, stworzonej dla 250 ludzi, gdzie jest siłownia, dźwiękoszczelny pokój do słuchania muzyki… To miejsce zaprojektowane nie tylko do pracy, ale do życia. Nie wspominając o tym, że Uber ma biura pod nami.

Jestem teraz w najlepszym momencie swojego życia, zarówno pod kątem personalnym, jak i zawodowym. Tym wstępem chciałem pokazać, że droga do sukcesu jest wyboista i nieprzewidywalna. Niezależnie, jaki będzie wynik, jestem pewien, że będzie tego wart. Dzięki temu dorastamy, rozwijamy się i dojrzewamy jak nigdy dotąd. Należy pamiętać, że jest to bezcenny etap na drodze przedsiębiorcy. Pieniądze są drugorzędną sprawą.

Co sprawiło, że chciałeś przestać być partnerem afiliacyjnym i stworzyć własny biznes?

Nie powiedziałbym, że nagle przestałem chcieć być partnerem afiliacyjnym, to był stopniowy i świadomy proces. Zacząłem zadawać pytania i zastanawiać się, czy to było to, co pragnąłem robić przez resztę życia. Marketing afiliacyjny był fundamentem, który doprowadził do tego, że chciałem założyć firmę i dał mi poczucie, że potrafię to zrobić. Kiedy Codewise zaczął w końcu przynosić zyski, powoli wycofywałem się ze wszystkich kampanii kupowania mediów, nawet jeśli w praktyce działo się to przy pomocy autopilota dzięki zakupom CPA. Prowadzenie kampanii nie sprawiało już mi radości, nie było satysfakcjonujące, w pewnym momencie stało się to czystą harówką. Jeśli jesteśmy w takim punkcie, na poważnie trzeba zadać sobie pytanie, czy to jest to, co chcemy robić. Kiedy dojrzewamy i uświadamiamy sobie, że pieniądze nie są tak ważne, jak się wcześniej wydawało, dochodzimy do wniosku, że sukcesem nie są sumy, które się zarabia i nie jest nim nasza sława, tylko sam proces działania i budowania czegoś, co jest pasją – czegoś większego od siebie.

 

partnera afiliacyjnego2500 metrów kwadratowych przestrzeni biurowej (to 27,000 stóp kwadratowych!) Siedziba Codewise w Polsce

Co było największym wyzwaniem?

Największym wyzwaniem było odejście od mentalności marketingu afiliacyjnego. Mentalność natychmiastowej gratyfikacji uzależnia i można to porównać do hazardu. Miałem poważny problem z hazardem w wieku 19 lat. Nazywam to przejściem z natychmiastowej gratyfikacji do odległej gratyfikacji, to jak przeprogramowanie mózgu: nie jest łatwe i zajmuje trochę czasu. Nie ma nic podobnego do marketingu afiliacyjnego, jeśli chodzi o szybki potencjalny zwrot, który można następnie zeskalować. To fantastyczne uczucie. Budowanie firmy może być bardzo frustrujące, jeśli się tkwi w takiej mentalności. To czasochłonny proces, wyników nie widać miesiącami, to jak balansowanie nad przepaścią, nie wiadomo, w którą stronę dalej iść. Początkowo jest to przytłaczające, a kiedy pojawią się wątpliwości i projekcje, doprowadzają one zwykle do porażki lub stagnacji wzrostu. Zeropark był moim drugim startupem, pierwszy poniósł straszną porażkę, nie powiem nic więcej poza tym, że nauczyłem się wtedy więcej niż w jakiejkolwiek szkole czy pracy. Przypomina to trochę grę w odgrywanie ról, kiedy przechodzimy na wyższy poziom, odnosząc sukcesy tu i tam, zdobywając doświadczenie. Podejmujemy się coraz większych wyzwań z większym komfortem. Porażki są częścią gry. Zwycięzcy odnoszą sukcesy z porażek, nieudacznicy dają się zmiażdżyć porażkom. To właśnie odróżnia prawdziwych przedsiębiorców od zwykłych ludzi.

Dodam tutaj, że byłem półprofesjonalnym graczem (Counter-Strike i Day of Defeat) oraz grałem w mnóstwo gier strategicznych. To doświadczenie także było kluczem do mojego sukcesu, bo teraz wszystko co robię, traktuję jak „grę”. Pieniądze są jak wysoki wynik, lub zasób czy narzędzie, które można wykorzystać do dalszego wzrostu. Kolejnym wyzwaniem było emocjonalne przywiązanie do pieniędzy, coś, z czego większość ludzi nigdy nie wyrasta, a na które ja cierpiałem wiele lat. Nazywa się to też myśleniem biednych, mentalnością opartą na niedostatku. Z taką mentalnością nigdy nie zajdziemy daleko, dominuje ona wśród większości społeczeństwa. Dla zainteresowanych tym tematem, polecam książkę Bogaty ojciec, biedny ojciec. Udało mi się zapanować nad mentalnością niedostatku relatywnie wcześnie, dzięki czemu nie miałem problemu z wydaniem 30,000$ na prezentację Voluum na szczycie Affiliate Summit East ‘13 w Filadelfii, kiedy platforma nie była jeszcze gotowa, a ja nie miałem aż tyle pieniędzy, by tak nimi szastać. Nadal postępujemy w ten sposób, w tym roku wydaliśmy prawie 300,000$ na Dmexco. Ludzie często zadają mi pytanie, czy zwraca się inwestycja z tych pokazów, mówię, że nie wiem, nie mierzę tego, ale wiem, że jedno efektywne spotkanie może zwrócić się 10-krotnie, czego już doświadczyliśmy. To ten rodzaj działania wyniósł Zeropark i Voluum ponad konkurencję. Kiedy nasza konkurencja nawet nie prezentuje postawy „oszczędzaj pieniądze”, my idziemy pełną parą i zgarniamy największe zyski, podczas gdy oni stoją z boku ze swoim myśleniem biednych. Ja posuwam się aż do nagięcia tej metody w CDD (conference driven development). Jeśli nie ma presji na wykonanie, z założenia stosuje się bardziej swobodne podejście. CDD zmusza do pracy w bardziej intensywny, szybszy i inteligentniejszy sposób przed nadchodzącą konferencją, w którą inwestujemy duże pieniądze. Trzeba się wyróżnić, żeby zaistnieć, to nie zadzieje się samo w magiczny sposób. Często powtarzam „żeby zarabiać pieniądze, trzeba je wydawać”. Ukierunkowuję ludzi w naszej firmie na taki tor myślenia. Oczywiście jest różnica, kiedy nie jest się właścicielem, lecz ja nazywam siebie „aktywatorem” i przyznaję środki każdemu, kiedy czuję, że w którymś momencie może to przynieść korzyści dla Codewise.

 

partnera afiliacyjnego

Nie delegowałem zadań. Ma to związek z poprzednim pytaniem, ponieważ delegowanie jest jednym z największych wyzwań dla każdego przedsiębiorcy, na pewno w początkowej fazie. Niektórym przychodzi to łatwiej, lecz jest to umiejętność, której każdy musi się nauczyć, w ten czy inny sposób. To prosty proces myślowy i wizyjny: „nikt nie zrobi tego tak dobrze jak ja”. I później, zanim możemy się zorientować, stajemy się wąskim gardłem całej działalności. Nie potrafimy sobie także uświadomić, że prawdopodobnie nikt nie będzie robić tego tak dobrze, jak my. Jednak jeśli nigdy nie pozwolimy spróbować innym, nigdy się nie nauczą i nigdy nie staną się lepsi od nas w wykonywaniu zadania, które moglibyśmy oddelegować. To jest często najtrudniejsza rzecz dla perfekcjonistów. Uwierz mi, bycie perfekcjonistą nie jest zaletą, to wielka słabość. To bariera, która nie pozwala stać się mistrzem działania. Będziemy wszystko opóźniać, zamiast mieć wykonaną robotę i wyprzedzać konkurencję. Też byłem perfekcjonistą i musiałem to sobie uświadomić. Dojście do miejsca, w którym jestem teraz, zajęło mi lata. Dzisiaj nadal w mojej głowie brzęczy głos perfekcjonisty, ale już wiem, kiedy go ignorować.

Kolejnym błędem było zaniedbanie zdrowia, zarówno psychicznego jak i fizycznego. W szkole byłem bardzo aktywny, sport, siłownia, dużo ćwiczyłem. Praca stała się wymówką, by to porzucić. Zawsze znajdzie się czas, żeby dbać o ważne rzeczy, a nie ma nic ważniejszego niż zdrowie. W pewnym momencie mojej kariery w marketingu afiliacyjnym, harowałem 16 godzin na dobę i zamiast ćwiczyć, brałem środki zwiotczające mięśnie. Doprowadziło to do wielu problemów, takich jak wieloletnia walka z bezsennością – z której dopiero wychodzę, od momentu, w którym wycofałem się z bardzo aktywnego trybu pracy. Najróżniejsze leki, depresja, załamanie nerwowe. To wszystko kryje się w cieniu trudnego życia przedsiębiorcy, kiedy doprowadzi się on do granic wytrzymałości. Psycholodzy, psychiatrzy, próbowałem wszystkiego. Chcę w ten sposób powiedzieć, że równowaga między pracą i życiem prywatnym jest najważniejsza. Utrzymanie jasnego umysłu wymaga pracy, ćwiczeń, wakacji bez dostępu do Internetu. Kiedy człowiek jest młody i ma dwadzieścia kilka lat, myśli, że jest niepokonany. Uwierz mi, że takie nierozsądne postępowanie wywoła ekstremalne skutki w umyśle i ciele, a co za tym idzie, w biznesie. Z drugiej strony, to także część drogi, każdy jest inny, trzeba tylko być świadomym, jak traktujemy siebie i określić granice.

Z tego powodu zaprojektowałem siłownię w naszej nowej siedzibie – aktualnie rekrutujemy 2 trenerów personalnych i zachęcam wszystkich do ćwiczeń w godzinach pracy. W pewnym stopniu jest to związane z delegowaniem. Kiedy ma się sporo rzeczy na głowie, umysł jest stale przeciążony. To jak ciągłe prowadzenie samochodu na najwyższych obrotach, przecież szybko się zepsuje i będzie to poważna awaria. Trzeba zdjąć nogę z gazu i wiedzieć, kiedy to zrobić. Przy wypaleniu zawodowym nasza produktywność wynosi prawdopodobnie 10-20% w porównaniu to tego, gdy jesteśmy wypoczęci i naładowani. Zrozumiałem, że biorąc urlop kiedy przychodzi wypalenie, np. na 2 tygodnie sprawi, że po powrocie zrobię więcej w tydzień, niż robiłem w 1-2 miesiące przed urlopem. Teraz ciągle podróżuję. To nie tylko odświeża mój umysł i pozwala rozwijać firmę i poszerzać horyzonty – również najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy, kiedy jestem poza biurem. Z nowej perspektywy, z dala od codziennej rutyny, w umyśle powstają piękne i kreatywne rzeczy.

Gdybyś mógł cofnąć się w czasie i gdybyś miał tylko 30 sekund, żeby powiedzieć sobie coś 5 lat temu, co by to było i dlaczego?

Wow, to niesamowite pytanie. Zacznę od tego, że miewałem myśli typu „Cholera, gdybym tylko mógł przemieścić się w czasie i kupić te wszystkie domeny z literówkami, czy zrobić tamto inaczej, wtedy odnosiłbym wspaniałe „sukcesy” i pokazał wszystkim, jaki jestem dobry.” To także myślenie biednych, to marzenia, projektowanie przeszłości, nie należy tego robić, do diabła. Negatywna mentalność prowadzi do takich myśli. Tak samo postępują ludzie, którzy kupują kupony lotto. To niemądre, pełne fałszywej nadziei, szkodliwe i trzeba z tego wyrosnąć. Rozwinę ten temat.

partnera afiliacyjnego

Robert Gryn, prezes (lub „aktywator”, jak woli siebie nazywać) spółek Codewise, Zeropark, and Voluum.

Przyjemny sposób na relaks, wbrew pozorom, ludzie widzą tylko Sukces, tak jak na tym zdjęciu.

Nabierając doświadczenia zdajemy sobie sprawę, że sukces jest niczym więcej niż mentalnością, sposobem myślenia. Tam, gdzie początkujący przedsiębiorca widzi tylko problemy, weteran, który poznał smak wielu zwycięstw oraz smak jeszcze większych porażek, widzi tylko rozwiązania i sposoby postępowania. Nie ma przeszkód, poza tymi, które projektuje mózg. Nie chcę zabrzmieć górnolotnie, lecz świadomie doszedłem do etapu w moim życiu, w którym nie widzę żadnych przeszkód. Zawsze widzę wyjście, nawet w najbardziej dramatycznych sytuacjach, kiedy większość ludzi poddałaby się dawno temu – to właśnie wyróżnia ludzi sukcesu. Zawsze tak, nigdy nie. Zawsze działać, nigdy nie użalać się nad sprawą i nie robić nic.

Wracając do pytania… Jeśli mógłbym cofnąć się w czasie i gdybym miał 30 sekund, żeby powiedzieć coś sobie, powiedziałbym „Rob, ty sukin…, nie masz pojęcia, co cię czeka, to poza twoimi najśmielszymi marzeniami. Lecz przestań marzyć i działaj! Życie jest za krótkie, by grać bezpiecznie!”

Jeśli ktoś czuje, że nigdy nie zrobi tego, co osiągnąłeś, ponieważ wie, że wszystko musi robić sam, bo inaczej nie będzie wykonane, co byś mu doradził?

Wspomniałem o tym w części dotyczącej delegowania zadań, lecz rozwinę to zagadnienie. Byłem beznadziejny w delegowaniu, po 3 latach w firmie nadal sam zamawiałem artykuły biurowe i sprzęt, bo myślałem, że ktoś inny złoży złe zamówienie. Miałem też trochę bzika na punkcie kontroli i nie chciałem pozwolić, by rzeczy działy się same. Delegowania można nauczyć się tylko w praktyce. Z czasem zauważamy, że ludzie, którym powierzyliśmy pewne zadania, zaczynają je wykonywać lepiej niż my. Kiedy dojdziemy do tego momentu, doznajemy objawienia. Nagle oczy otwierają się szeroko na myśl, że to jedyny sposób, żeby się rozwijać i jedyny sposób, by tworzyć wielkie rzeczy. Trzeba zmienić tok myślenia i poznać swoje słabości, zrozumieć, że nie jest się najmądrzejszym ze wszystkich i zaakceptować to. Najcenniejszą rzeczą w Codewise jest kiedy widzę, że jakaś osoba lub zespół dokonał czego fantastycznego bez najmniejszego wsparcia z mojej strony. Dzisiaj często nawet nie wiem, że nad czymś takim pracowaliśmy i uwielbiam to! Wielka, piękna maszyna stała się autonomiczna i nie muszę już stresować się kontrolowaniem, usiłować przeć do przodu „na mój sposób”.

Na początku, jak uzasadniałeś wysokie pensje pracowników? W jaki sposób pocieszałeś się wiedząc, że płacisz programiście 10,000 miesięcznie, a on pracuje nad mini-projektami, które w tym momencie nie przynoszą żadnych pieniędzy?

Nie jestem specem od technologii, mój były partner biznesowy i CTO zajmowali się rekrutacją. Jeśli nie mamy wykształcenia technicznego i pragniemy stworzyć produkt, usługę lub platformę techniczną, trzeba otoczyć się najlepszymi specjalistami, inaczej poniesiemy porażkę. W najlepszym momencie zderzymy się z wąskim gardłem, stało się tak w przypadku wielu moich partnerów. Technologia jest wszystkim w tym biznesie. Jak uzasadniałem wysokie pensje utalentowanych specjalistów? To było łatwe. Wiedziałem, że buduję coś, co ma wielki potencjał. Trudno było znaleźć tych ludzi, a kiedy się znalazło, trzeba było ich przekonać, żeby chcieli pracować dla niewielkiej firmy, która nie ma czym się pochwalić. To była gra, w której prezentowało się firmę i wizję, w którą trudno było uwierzyć samemu. Jeśli zatrudnimy właściwych graczy, wyposażymy ich w odpowiednie narzędzia, traktujemy z szacunkiem, będą szanować nas i firmę. Dlaczego? Ponieważ dostają środowisko życia i pracy, które trudno znaleźć gdzie indziej. Kiedy ludzie czują, że są częścią czegoś, dbają o to, rzucą dobry pomysł na CDD (conference driven development) i wtedy jest się na właściwej drodze.

Co robisz, żeby mieć motywację do działania?

Motywacja to kapryśna rzecz, przychodzi i odchodzi. Są dni, kiedy się budzimy, a ona jest. W innych dniach trudno zmusić się do wykonania najprostszych zadań. Dzień mija bezproduktywnie na klikaniu zakładek, przeskakiwaniu między trywialnymi zadaniami i na aktywności w mediach społecznościowych. Człowiek uświadamia sobie z wiekiem, że nie można polegać na motywacji. Aczkolwiek zrozumiałem, że motywacja wynika z działania. Większość ludzi czeka, aż motywacja do nich przyjdzie, ja nauczyłem się taranować przeszkody i działać. Motywacja pojawia się zazwyczaj, kiedy wprawi się machinę w ruch.

Inną rzeczą, która mnie motywuje (jestem wielkim fanem Gary’ego V), jest fakt, że kiedyś umrę. Życie jest dużo krótsze, niż możemy to pojąć i czy chcemy być nieudacznikami, którzy czekają na motywację lub na „właściwą chwilę”? A może chcemy być ludźmi, którzy codziennie wstają i pokonują przeszkody na przekór losowi? Tę książkę polecam każdemu, kto ma problem z realizacją zadań – zmieniła moje życie zawodowe i prywatne, szczególnie koncepcję sukcesu cyfrowego (w przeciwieństwie do analogowego). Mam zamiar zaprosić jej autora do naszej firmy, gdyż uwielbiam jego pomysły i tok myślenia.

„Wiem, że to cliché, lecz życie jest zbyt krótkie, by grać bezpiecznie. Biorąc pod uwagę naszą naturalną granicę, która wynosi około 100 lat, mamy wszelkie powody, by rzucić się w wir życia z odpowiednią dawką (inteligentnej) lekkomyślności. To znak wyróżniający człowieka niedoskonałego. U kresu życia nie odczujemy satysfakcji z powodu racjonalnego uzasadnienia, dlaczego nie zrobiliśmy rzeczy, które chcieliśmy.” – Jak być Niedoskonałym.

Piszę o tym, lecz zwracam uwagę, że minęły lata, zanim to pojąłem, nauczyłem się i stałem się świadomy. Powiedziałbym, że udało mi się wkroczyć w taką filozofię zen dopiero w tym roku; filozofię działania i nie dostrzegania żadnych przeszkód – podążania drogą ze świadomością ciągłego sukcesu. To bardzo zaraźliwe, rozpowszechnia się wśród ludzi, którzy nas otaczają. Z takim nastawieniem przyciągamy więcej osób, które myślą podobnie. To piękne. Jeśli ktoś jest czarnowidzem, widzi tylko problemy, kiedy istnieje wielka, fascynująca wizja, zamiast uwierzyć, że można to zrobić, ludzie nie chcą być blisko takiego człowieka.

Jest to bardzo ważne, ponieważ ukierunkowuje mnie na kulturę organizacyjną. Budując firmę możemy nie zdawać sobie sprawy, że nasza firma to ludzie, których zatrudniamy i technologia, którą oni tworzą. Jesteśmy kulturą organizacji, która stanowi wcielenie naszego charakteru, sposobu bycia i wizerunek publiczny. Nic więcej. Oczywiście, to będzie się zmieniać i ewoluować wraz z rozwojem firmy lecz będzie w stu procentach odzwierciedlać typ osobowości, jaką mamy oraz kim staniemy się w ciągu nadchodzących lat. Dlatego to takie ważne, by mieć odpowiednie nastawienie. Jeśli tkwimy w mentalności niedostatku, bojąc się przyszłości, to będzie miało wpływ na pracowników. W najtrudniejszych momentach trzeba pokazać swoje najsilniejsze strony, sprawiać wrażenie, że zawsze wiemy, co robimy i dokąd zmierzamy. To strasznie męczące, przez te wszystkie lata przechodziłem przez załamania nerwowe, były takie dni, kiedy nie przychodziłem do biura. Od lat walczę z bezsennością i dopiero teraz zaczynam ją pokonywać. Brałem mnóstwo różnych leków, żeby móc funkcjonować. To bardzo trudna droga, jeśli ktoś pragnie nią podążać. Ludzie widzą tylko mój sukces i nie mają pojęcia, przez co musiałem przejść. Nie żałuję tego, to mnie zmieniło, stałem się mężczyzną i czuję, że głębiej rozumiem wewnętrzne mechanizmy tego świata niż większość ludzi zdoła zrozumieć przez całe swoje życie.

Dzisiaj motywuje mnie samo przychodzenie do biura, do tych pięknych przestrzeni, do 100 osób, które są mądrzejsze ode mnie na pewien sposób. To dla mnie jak rodzina, czuję się tu szczęśliwy, nawet jeśli wypalam się z powodu nadmiaru informacji. Wtedy biorę urlop, tak jak jutro wybieram się do Peru na 3 tygodnie, gdzie wezmę udział w ceremonii Ayahuasca, wrócę i zobaczę, że pobiliśmy wszelkie rekordy, kiedy mnie nie było. Nie ma nic wspanialszego. Zaczynamy zauważać, że mamy poważny wpływ na ten świat, kiedy osiągniemy pewną skalę. Mam odległe plany dotyczące filantropii, a także stworzenia nowego biznesu, niekoniecznie cyfrowego, by mieć pozytywny wpływ na ten szalony świat, w którym żyjemy.

„Jednym z problemów, które nie pozwalają mi zbudować firmy jak zrobił to Rob jest fakt, że ludzie są idiotami. Czuję, że jeśli nie zrobię wszystkiego sam, nie będzie to zrobione dobrze. To hamuje rozwój mojej firmy internetowej, czuję, że utknąłem. W jaki sposób poradziłeś sobie z tym, ROB? Co mówisz ludziom, jak znaleźć kogoś, kto jest świetny i nie mieć bezsennych nocy zamartwiając się, że marnujemy pieniądze, a osoba, którą właśnie zatrudniliśmy jest matołem i będzie nierobem, który tylko zgarnia swoją pensję?”

Prowadząc biznes internetowy przez długi czas, zdajemy sobie sprawę, że 90%+ ludzi, którzy mają Internet, to idioci – z całym szacunkiem. Moje pytanie brzmi: dlaczego chcesz zatrudnić idiotę? W naszej firmie pracuje 100 osób i nie ma wśród nich ani jednego idioty. Rozumiem, że lubisz używać tego słowa, jednak najważniejszą rzeczą, którą trzeba zrobić dobrze, to zatrudnić graczy z pierwszej ligi. Na początku otoczyć się 2-3 wspaniałymi ludźmi, nie należy zatrudniać kogoś tylko dlatego, że jest się zmęczonym szukaniem ludzi, albo wydaje się, że nigdy nie znajdzie się odpowiednia osoba. Jeśli zatrudniamy graczy drugoligowych, później zaczniemy zatrudniać trzecioligowych i zanim się zorientujemy, mamy gówniane boisko, a nie firmę. Pierwsze osoby, które zatrudnimy, są najważniejsze, trzeba dobrze je zweryfikować, mieć pewność, że są świetne lub jeśli są młode i dopiero zaczynają, że przynajmniej mają potencjał.

Powiedziawszy to, przyznaję, że pierwsze lata są okropnie stresujące. Nie wiemy tego wszystkiego od razu, uczymy się rozpoznawać niuanse. Nie polecam nikomu zaczynanie biznesu samodzielnie. Trzeba znaleźć partnera, któremu się ufa, który ma inne umiejętności i trochę inny punkt widzenia – ale nie tak odmienny, by kłócić się o bzdury. Następnie prowadzić rozmowy rekrutacyjne, omawiać je później i wspólnie podejmować decyzje, dzięki temu rozpraszamy stres i mamy mniej zmartwień.

Inną rzeczą, którą według mnie należy zrobić, to nie lekceważyć firm headhunterskich. Dopiero teraz zatrudniamy pierwszego specjalistę ds. rekrutacji IT. Do tej pory rekrutowaliśmy głównie przez agencje lub z polecenia. To wydaje się być kosztowne, lecz pamiętajmy, że firma to ludzie, których zatrudniamy. Więc dlaczego nie chcemy rzucić forsą i zapłacić profesjonaliście, żeby pomógł znaleźć osobę, której szukamy? Rekrutacja nie jest łatwa, niektórzy nie potrafią tego robić. Jeśli pojawiają się takie myśli, to znaczy że coś idzie źle. Trzeba to naprawić, inaczej donikąd się nie dojdzie Naprawić zawsze można.

partnera afiliacyjnego

Zarządzanie startupem prowadzi do wypalenia zawodowego, wiem, że twój partner odszedł, ponieważ nie chciał się tym dalej zajmować. Jakie były twoje największe problemy, które prowadziły czasami do pytania, czy nie lepiej odejść i rzucić to wszystko? (Proszę dowolnie sparafrazować pytanie, chcę zapytać, jakie rzeczy powodują, że ludzie wypalają się maksymalnie?)

Mówiłem już o problemach zdrowotnych, o stresie, bezsennych nocach. Czasami zarządzanie własną firmą może stać się najbardziej uciążliwą i samotną rzeczą na świecie. Wszyscy znajomi czują się komfortowo i mają stabilną pracę w korporacji, a my nie mamy z kim porozmawiać. Wkrada się depresja i zaczynamy zadawać sobie pytanie: po cholerę to wszystko? Najcięższe są początki, wydają się teraz tak odległe, że trudno sobie je przypomnieć. Nie wiemy, co robimy, mamy niewielkie doświadczenie, a jednak musimy to zrobić albo umrzeć. To czas, kiedy uczymy się w sposób eksponencjalny, to czas, który definiuje, jakiego kalibru przedsiębiorcą jesteśmy. Ja zacząłem kwestionować wszystko, kiedy czułem się coraz gorzej z każdym dniem, dosłownie nie śpiąc, stres czasami mnie zabijał; piłem, żeby sobie z tym poradzić, czasami bywało okropnie. Mówiąc szczerze, na początku drogi jest więcej tych złych momentów niż tych dobrych. Zaczynamy zatrudniać ludzi, zanim się zorientujemy, mamy 10 osób, następnie zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy odpowiedzialni za nich i za ich rodziny – to ogromna presja dla młodej osoby, zwłaszcza gdy ktoś do tej pory był odpowiedzialny tylko za siebie.

Inną rzeczą, którą czasami kwestionowałem jest to, że zostawiłem marketing afiliacyjny. W dużym stopniu nadal w nim tkwię jedną stopą, będąc w ogromnej części koordynatorem tej działalności. Mój partner biznesowy odszedł głównie dlatego, że zaczął nienawidzić przestrzeni afiliacyjnej oraz spekulantów, pobieżnych i samo uprawionych ludzi oraz praktyk, które były i nadal są dominujące w tej branży. Marketing afiliacyjny nie jest wystarczająco satysfakcjonujący, niezależnie od podejścia do niego. Poradziłem sobie z tym, bo uświadomiłem sobie, że chcemy zbudować coś dużo większego i za dwa lata możemy robić coś zupełnie innego.

Wracając do tematu samotności, to było najgorsze. Zaczynamy czuć się bardzo różni od innych ludzi, ucząc się coraz więcej na temat tego, jak funkcjonuje świat. Zaczynamy widzieć, że wszyscy podążają ślepo w swoim życiu, nie zadają pytań, są tylko częścią systemu. Trudno znaleźć osobę, z którą można o tym porozmawiać. W tym samym czasie zdajemy sobie sprawę, że to przywilej, że my możemy zadawać takie pytania.

“… zdobyć wykształcenie, pracować w korporacji, znaleźć partnera, wziąć ślub, kupić dom, mieć dzieci. To droga po najmniejszej linii oporu”.

Tak jak ze wszystkim w życiu, są dobre i złe dni. Trzeba pamiętać, że schodzimy z utartego szlaku, który istnieje od dnia, w którym się urodziliśmy, z drogi, którą podąża 99 na 100 osób, zdobywa wykształcenie, pracuje w korporacji, znajduje partnera, bierze ślub, kupuje dom i ma dzieci. To droga po najmniejszej linii oporu, jest łatwa, ale nudna. Zapytałbym siebie, czy chcę być taką osobą – lub czy wolę pokonywać przeszkody, dotrzeć na szczyt, stanąć oko w oko ze światem i powiedzieć „walcie się, idę swoją drogą i reguły, które obowiązują innych, mnie nie dotyczą!”

Kiedy dojdziemy do tego etapu, po wszystkim, przez co przeszliśmy… poczujemy, że zrobilibyśmy to jeszcze raz. Uświadamiamy sobie, że jesteśmy wyróżnieni, że żyjemy życiem, o którym inni tylko marzą.

Głębokie zrozumienie wewnętrznych mechanizmów świata, których inni nie dostrzegają, pozwala nam to zmieniać. To najbardziej wyzwalające uczucie, jakie znam. Jest ono warte każdej ceny.

Możesz śledzić Roba na Instagramie, obserwować co aktualnie robi, gdyż ostatnio dużo podróżuje. https://www.instagram.com/rob.gryn/

Komentarze iAmAttila: WOW, wspaniała historia, otwiera oczy na pozytywne możliwości oraz pokazuje, jak odpowiednie nastawienie i myślenie może zaprowadzić od bogactw marketingu afiliacyjnego do wielkich milionów. Rob jest żyjącym dowodem na to, że jeśli mamy odpowiednio nastawiony umysł, możemy zbudować wszystko; bardzo dziękuję mojemu przyjacielowi, że poświęcił mi cały dzień, rozmawiając o swojej historii i pisząc ją wspólnie ze mną.

 

Oryginał znajdziesz na: http://iamattila.com/

Czytaj również:

https://marketingibiznes.pl/e-commerce/troche-o-imporcie-z-chin-jak-zaczac-aby-nie-stracic

Optymalizacja podatków – od czego zacząć?

https://marketingibiznes.pl/e-commerce/prasowka-e-commerce-topowe-marki-z-branzy-fashion-nadal-nie-inwestuja-w-omnichannel

 

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl