Morizon.pl to największy w Polsce portal z ogłoszeniami nieruchomości. W rekordowym dla firmy październiku 2017 roku, liczba użytkowników sięgnęła niemal 1,4 miliona. Niedawno firma weszła również na główny parkiet giełdy. Rozmawiamy z jednym z właścicieli Morizon.pl, Michałem Jaskólskim. Pytamy go o firmę oraz o to co jego zdaniem przyniesie rozwój nowych technologii w najbliższej przyszłości.
Marta Wujek, Marketing i Biznes: Skończyłeś studia biznesowe w Gdańsku. Wtedy już wiedziałeś, że zostaniesz przedsiębiorcą? Czym chciałeś się wtedy zajmować?
Michał Jaskólski, współwłaściciel i wiceprezes w Morizon.pl: Formalnie studiów nie skończyłem, chociaż studiowałem przez ładnych kilka lat. Taki, a nie inny kierunek wybrałem z dwóch powodów. Po pierwsze temat zarządzania i ekonomii już wtedy mnie interesował, a po drugie wiedziałem, że tego rodzaju studia będą na tyle proste, że pozwolą mi już w ich trakcie rozwijać własne projekty.
W 2000 roku pracowałeś w WP. Czym się zajmowałeś?
Koordynowałem zespół programistów, niezależnych od działu IT, który zajmował się rozwojem serwisów kulturalno-rozrywkowych. Były to między innymi serwisy: muzyczne, książkowe, dotyczące gier komputerowych i filmów.
Razem z Wojciechem Czerneckim założyliście porównywarkę cen Nokaut.pl. Kiedy pojawił się pomysł na portal z ogłoszeniami nieruchomości Morizon.pl? Skąd ten pomysł?
Pomysł na Morizon.pl był efektem sukcesu Nokautu, który w ciągu niecałych 2 lat stał się jednym z najpopularniejszych serwisów w Polsce. Zastanawialiśmy się gdzie jeszcze są sektory i obszary, w których moglibyśmy zadziałać. Przyglądając się istniejącym ówcześnie projektom, widzieliśmy potencjał do zmiany w ich sposobie działania i czuliśmy, że jest olbrzymi dystans między polskimi serwisami, a tym co dzieje się na rynku zachodnim i amerykańskim. Funkcjonowały już wtedy takie serwisy jak Trulia, czy Zillow w USA, a naszym marzeniem było stworzenie czegoś podobnego w Polsce.
A jak wyglądała wtedy Wasza konkurencja, gdy zaczynaliście z Morizon.pl?
Wśród liderów tego rynku były takie serwisy jak Gratka i Otodom, była też Domiporta, czy Oferty.net. Więc z jednej strony wydawało się, że rynek jest już podzielony, ale z drugiej strony cały czas czuliśmy, że wciąż da się zrobić coś nowego, nowe otwarcie, wykorzystać nowe podejście i stworzyć coś na miarę ówczesnych czasów.
Wprowadziliście wtedy opłatę za odsłonę ogłoszenia, a nie za samo wystawienie ogłoszenia. Co jeszcze wprowadziliście, czego nie miała konkurencja?
Od samego początku inwestowaliśmy w różnego rodzaju rozwiązania mobilne. Wierzyliśmy, że jest w tym olbrzymi potencjał. Oprócz tego staraliśmy się zapewnić obsługę klienta na jak najwyższym poziomie, co wcale nie jest oczywistością na polskim rynku.
W jakim sensie?
W takim, żeby klienci mieli poczucie, że rozmawiają faktycznie z konkretnymi osobami. Żeby czuli, że mają swojego opiekuna, a nie tylko automaty i biuro obsługi klienta bez personalnego podejścia.
Jak w ciągu 8 lat ewoluował Wasz biznes?
Jeżeli chodzi o rozwój naszej firmy, to było to połączenie rozwoju organicznego z rozwojem skokowym, który był efektem przejmowania kolejnych firm i łączenia się z nimi. Więc z jednej strony długo pracowaliśmy nad rozwojem kolejnych wersji produktu, ale te działania były znacząco przyśpieszane przez połączenia. Między innymi z krakowską firmą Media Nieruchomości S. A., a kilka lat temu z firmą Melog. Ta ostatnia zmiana była jedną z największych i najistotniejszych. Dzięki połączeniu sił staliśmy się jednym z 3 największych serwisów nieruchomościowych w Polsce. W tym momencie, w zależności od tego jakie kryteria bierzemy pod uwagę, rywalizujemy o 2 miejsce z Gratką. Pod względem liczby ogłoszeń jesteśmy zaś największym serwisem w Polsce.
Zdobywanie rynku poprzez zdobywanie kolejnych firm, to była Wasza strategia od samego początku?
W każdym kolejnym momencie istnienia firmy zastanawialiśmy się, jakie działania mogą przyśpieszyć nasz wzrost. Jeżeli była możliwość, by przyśpieszyć ten wzrost poprzez przejmowanie innych podmiotów, to szliśmy w tym kierunku. Inspiracją była tu dla nas brytyjska Zoopla.
Które momenty w Waszym rozwoju były szczególnie ważne?
Dwie rzeczy. Po pierwsze przejęcie szczecińskiej firmy FinPack, która specjalizuje się w rozwoju narzędzi dla ekspertów finansowych, a przy tym buduje sieć własnych ekspertów. Natomiast druga, dość świeża sprawa, to wejście na główny parkiet giełdy.
Obecnie Morizon jest największym portalem nieruchomości w Polsce. Opowiedz o modelu biznesowym – na czym zarabiacie?
Jesteśmy największym serwisem ogłoszeniowym, jeżeli chodzi o liczbę ogłoszeń. Mamy oferty nie tylko z Polski, ale i z całego świata. Więc jeżeli ktoś szuka mieszkania np. w Portugalii, to może takie u nas znaleźć. Natomiast jeżeli chodzi o model biznesowy, w tym momencie przychody z części nieruchomościowej to w dużej mierze abonamenty za publikacje ogłoszeń pobierane od biur nieruchomości oraz za prezentacje inwestycji od deweloperów. Aktualnie rozmawiamy również z deweloperami o innych formach współpracy i dotyczy to zarówno rozliczeń leadowych, czyli za dostarczenie im klientów, jak i rozliczeń transakcyjnych, czyli prowizji od sprzedaży.
Czy ten model biznesowy ewoluował, zmieniał się?
Oczywiście na przestrzeni lat to się zmieniało. Chociażby sama forma rozliczeń się zmieniła, jak sama wspomniałaś wcześniej, startowaliśmy z modelem płatności za odsłony ogłoszeń. Dzięki temu modelowi udało nam się szybko rozwinąć i osiągnąć masę krytyczną ogłoszeniodawców oraz ruch. Natomiast przy okazji łączenia się z firmą Melog, stwierdziliśmy, że tradycyjny model, abonamentowy daje nam większy potencjał i przy aktualnym rozwoju i pozycji rynkowej firmy, będzie lepszy.
Dlaczego?
Każdy z modeli ma swoje plusy i minusy. Natomiast model abonamentowy jest rozsądnym kompromisem, który z jednej strony daje pewność klientowi, bo wie ile zapłaci za obecność w naszym serwisie, czego nie dawał poprzedni model, zależny od odsłon ogłoszeń. Z drugiej strony obecna forma daje nam duże możliwości jeżeli chodzi o zarządzanie polityką cenową.
Jesteś osobą, która najwięcej frajdy czerpie z rozpoczynania projektów, gdzie kluczowa jest intuicja w odniesieniu sukcesu, czy raczej lubi pracować na konkretnej skali, gdzie decyzje podejmuje się częściej w oparciu o duże zasoby danych?
Na pewno etap tworzenia i wymyślania czegoś od zera jest bardzo atrakcyjny intelektualnie i daje ogromna frajdę. Natomiast z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że najlepiej czuję się, gdy mam możliwość współtworzenia i wspierania silnych, sprawnych, wyspecjalizowanych zespołów.
Nie czujesz się w którymś momencie znudzony?
Był taki moment pod koniec mojej obecności w Nokaucie. Po różnych perturbacjach i wydarzeniach stałem się prezesem całej spółki, która już wtedy była notowana na głównym parkiecie giełdy. Wtedy sporo czasu zajmowały mi rzeczy, które nie były związane z tym, co spowodowało, że zająłem się rozwijaniem biznesów internetowych. Było mało pracy kreatywnej, a dużo spraw operacyjno-administracyjno-prawnych. Dlatego bardzo ucieszyłem się z propozycji, którą otrzymałem od zarządu Morizon, która padła w 2015. Była to propozycja dołączenia do zespołu na stanowisko wiceprezesa do spraw rozwoju produktu. Jest to obszar w którym czuję się najlepiej i który daje mi najwięcej satysfakcji.
Teraz, po 3 latach nadal ta praca daje Ci satysfakcję?
Tutaj każdy dzień przynosi nowe wyzwania. Poza tym staramy się nie tylko rozwijać istniejące biznesy, ale również cały czas myślimy nad tworzeniem nowych produktów i nowych odnóg biznesowych. Miedzy innymi właśnie dlatego niedawno zmieniliśmy nazwę spółki z Morizon S.A. na MZN Property S.A.
Czym się różni MZN Property od Morizon?
MZN Property jest pewnego rodzaju czapką nad różnymi przedsięwzięciami w ramach grupy. W tym momencie pod jej skrzydłami mamy trzy główne biznesy czyli: cześć nieruchomościową, finansową oraz spółkę Virtal, która ma siedzibę w Gdańsku i skupia się na marketingu online. Natomiast wspomniana część finansowa do niedawna obejmowała tylko usługi powiązane z kredytami hipotecznymi, a w tym momencie pracujemy nad uruchomieniem Lendi – czyli nowego biznesu, który – mam nadzieję – zrewolucjonizuje rynek pośrednictwa w obszarze pożyczek bankowych.
Są jeszcze jakieś projekty nad którymi pracujecie, a którymi się jeszcze nie chwaliliście?
Jednym z projektów nad którym skupiamy naszą uwagę, jest ekspert online. Będzie to narzędzie, które maksymalnie ułatwi nie tylko wybór kredytu hipotecznego, ale też sam proces starania się o kredyt. Mamy możliwość, dzięki bliskiej współpracy z bankami, żeby niemal wszystkie kroki związane ze staraniem się o kredyt, łącznie z uzupełnianiem i dostarczaniem dokumentów, przenieść online. Jednocześnie jednak chcemy dać klientowi na każdym etapie możliwość skorzystania ze wsparcia konkretnego, fizycznego eksperta.
Czyli można powiedzieć wirtualny asystent kredytowy?
I tak, i nie. Podczas rozmów z przedstawicielami grupy docelowej okazało się, że dla użytkowników bardzo ważne jest poczucie, że nie rozmawiają z wirtualnym asystentem, tylko fizyczną osobą. Więc naszym celem nie jest to, żeby stworzyć bezosobowego, wirtualnego eksperta, ale raczej by umiejętnie połączyć unikalną technologię, którą dysponujemy z realnym wsparciem konkretnych specjalistów.
Kiedy można się spodziewać premiery tego eksperta?
Planujemy, że stanie się to w pierwszej połowie tego roku.
Wróćmy do Morizon.pl, ilu macie obecnie użytkowników portalu?
W rekordowym dla nas październiku 2017 roku liczba użytkowników naszych serwisów sięgnęła niemal 1,4 miliona według badania Gemius/PBI – czyli więcej, niż dom.gratka.pl.
W 2016 roku kupiliście spółkę FinPack, zyskując tym samym narzędzie dla kredytobiorców. Dziś na Morizonie znajdziemy porównywarkę kredytową, oferty nieruchomości, eksperta w danej dziedzinie oraz wzory umów, poradniki, pytania do ekspertów itd. Można powiedzieć, że osoba która szuka nieruchomości, może na Waszej stronie załatwić wszystko.
Dokładnie tak. Chcemy stworzyć jedno miejsce, które ułatwi każdy element procesu zakupu czy wynajmu mieszkania oraz sfinansowania tego procesu. Obecnie jesteśmy na etapie tworzenia i układania różnych elementów układanki, by połączyć to w jedną, spójną całość.
Planujecie wprowadzić w najbliższym czasie jeszcze jakieś ułatwienia/opcje?
Kluczowym elementem było wsparcie w obszarze finansowania zakupów. Natomiast cały czas myślimy o tym, jak zagwarantować klientom możliwie najlepszą obsługę, jeśli chodzi o selekcję nieruchomości. Wiemy, że sporo biur nieruchomości i deweloperów sprawnie reaguje na zapytania klientów, ale wciąć zdarza się, że część z nich odpowiada po długim czasie. Więc zastanawiamy się w jaki sposób pomóc biurom i deweloperom w komunikacji, a jednocześnie zagwarantować naszym użytkownikom to, że będą dostawać błyskawiczne odpowiedzi na ich zapytania.
Myślisz, że w przyszłości tradycyjne biura nieruchomości odejdą do lamusa, a ich miejsce zajmą projekty takie jak Morizon?
Myślę, że nie. Traktujemy biura nieruchomości jako potencjalnych partnerów w pracy nad podnoszeniem poziomu obsługi klientów na rynku nieruchomości. Żaden zcentralizowany system nie zastąpi agenta, który ma wiedzę o lokalnym rynku nieruchomości. Dlatego naszą rolę widzimy raczej jako pomocnika. Budujemy platformę z możliwe dużą liczbą funkcji przydatnych użytkownikom, która jednocześnie będzie pomagać w codziennej pracy agenta. Nie aspirujemy do tego, by go zastępować, lub z nim konkurować.
Co czujesz, kiedy oglądasz Black Mirror?
Określiłbym to 'pogodną rezygnacją’. Jeżeli teraz, po kilku latach wrócimy do odcinków z pierwszej serii Black Mirror, to okazuje się, że wiele konceptów tam zawartych – w takiej czy innej formie – ujrzało światło dzienne. W momencie gdy czas między pokazaniem pewnej wizji, a jej praktyczną realizacją jest tak krótki, trudno jest bawić się w proroka i próbować zgadywać w jakim kierunku to pójdzie w dłuższej perspektywie czasowej. Połączenie pogodnej rezygnacji (z nutką nihilizmu) z obserwowaniem tego w jakim kierunku rozwijają się technologie i jak przekłada się to na codzienne życie ludzi, wydaje się być jedynym rozsądnym podejściem.
Dokładnie które wizje masz na myśli, mówiąc że się już realizują?
Jednym z takich przykładów, które automatycznie się nasuwają, jest punktowy system oceny ludzi, który był pokazany w jednym z odcinków poprzedniego sezonu. System ten, w nieco zmodyfikowanej formie jest w trakcie wdrażania w Chinach – został nazwany Social Credit System. Koncept polega na tym, że od tego na ile zgodne z prawem i zasadami współżycia obowiązującymi w Chinach, są zachowania obywateli, zależy status czegoś w rodzaju odpowiednika naszego polskiego BIK-u. Czyli oceny kredytowej, jednak w tym przypadku dotyczącej nie tylko kwestii finansowych, ale też innych aspektów codziennego życia.
Mówisz o tym odcinku, w którym ten kto miał mało lajków, był wyrzucany na margines społeczny?
Tak. Oczywiście koncept chiński w wielu szczegółach się różni od tego serialowego, ale generalnie opiera się na tym, że każde zachowanie ma wpływ na to z jakich usług możesz skorzystać, a z jakich niekoniecznie – a wszystkim zarządza system masowej inwigilacji oparty na Big Data. To coś przerażającego.
Co myślisz o najnowszym sezonie BM? Było dużo negatywnych opinii.
Jestem jeszcze w trakcie jego oglądania. Natomiast mam wrażenie, że część negatywnych ocen wynika z zawyżonych oczekiwań wynikających z wysokiego poziomu poprzednich sezonów.
Z technologii przyszłości, które dziś są najbardziej medialne – autonomiczne auta, VR, AR, big data, sztuczna inteligencja – która wydaje ci się najciekawsza? W którą chciałbyś wejść biznesowo?
Powiem tak. Było kilka momentów w moim życiu gdy w jednej chwili dostrzegłem coś, co może zrewolucjonizować świat. Pierwszy z nich to moment, kiedy pierwszy raz połączyłem się z internetem w 1995 roku. Drugi to moment, gdy zacząłem korzystać ze smartfona na początku lat 2000. Była to Nokia 6600, na której już wtedy można było instalować aplikacje, korzystać z przeglądarki, e-maila czy chata, mimo iż specyfikacja tego sprzętu bardzo mocno odbiegała od tego, co dziś jest dla nas oczywistością. Trzecim moment był wtedy, gdy dowiedziałem się o starcie Spotify. Jestem użytkownikiem tego produktu od pierwszego dnia, gdy stał się publicznie dostępny.
Natomiast czwarty moment to pierwsze wejście w świat wirtualnej rzeczywistości. Od strony biznesowej VR cały czas musi walczyć z problemami „wczesnego dzieciństwa” – zasięg i dostępność tej technologii jest wciąż ograniczona. Natomiast same możliwości, które daje to jest to coś, co jeszcze będzie miało okazje znacząco wpłynąć na nasze społeczeństwo. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o kwestie zasięgu i tempa rozprzestrzeniania się tej technologii, możemy porównać ją do smartfonów, czy tabletów. Przy starcie były to drogie zabawki, dziś mają je wszyscy. Podobnie, prędzej czy później, stanie się z wirtualną rzeczywistością. Niestety nie stanie się to tak szybko, jak prognozowali optymiści. Potrzeba jeszcze 3 do 5 lat zanim ta technologia trafi do zwykłych odbiorców, a nie tylko wąskiego grona fanatyków.
Dlaczego?
Po pierwsze koszty związane z tą technologią są wciąż duże. Wysokiej jakości sprzęt, który faktycznie daje możliwość poczucia czegoś wyjątkowego, wiąże się ze sporymi kosztami. Poza tym żeby ktoś w ogóle poczuł potrzebę wejścia w świat wirtualnej rzeczywistości, musi to najpierw przetestować na własnej skórze. Natomiast jeżeli taka możliwość jest ograniczona, to viralowość tej technologii jest względnie niska.
Czyli biznesowo stawiałbyś na wirtualną rzeczywistość?
Biznesowo na pewno są to interesujące obszary. Natomiast na tym etapie rozwoju tej technologii jeszcze bardzo trudno jest odnieść biznesowe korzyści z działania w obszarze VR, czy AR (oba te obszary są w jakimś stopniu powiązane). Więc od strony czysto biznesowej wydaje mi się, że jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby w to inwestować – chociaż warto oczywiście zgłębiać te tematy z technologiczno-koncepcyjnego punktu widzenia. Zanim będzie można na tym zarobić, upłynie jeszcze trochę czasu. Natomiast jeśli chodzi o to, jaki wpływ tego typu technologie będą miały na codzienne życie, to nadal jestem zdania, że ogromne.
W przyszłości wybierając dom na Morizon.pl będę mogła przejść się po nim w wirtualnych goglach?
Szczerze mówiąc to taka możliwość, przynajmniej dla części nieruchomości, już teraz istnieje. Wymaga to oczywiście przygotowania specjalnej wizualizacji, z czym wiążą się określone koszty. Natomiast w przypadku kilkuset mieszkań istnieją już wizualizacje, które są dostępne zarówno bezpośrednio w przeglądarce, jak i na goglach VR, na razie jako test.
Tego typu technologia będzie miała sens w momencie, kiedy będą w nią wyposażone biura sprzedaży deweloperów i biura nieruchomości. Dlatego zastanawiamy się w jaki sposób przyśpieszyć adopcję tego typu rozwiązań wśród naszych klientów biznesowych.
Podsumowując naszą rozmowę, zwłaszcza cześć o technologiach przyszłości i wizjach Black Mirror. Jak myślisz w jakim kierunku to wszystko podąża? Filmowe scenariusze się ziszczą, czy może w którymś momencie to wszystko upadnie?
Rozwój technologii, który obserwujemy, nie jest czymś co mnie w jakiś szczególny sposób niepokoi. Sam siebie postrzegam jako obserwatora, który stoi gdzieś z boku i patrzy w jakim kierunku wszystko się rozwija. Natomiast to co mnie niepokoi najbardziej, to ryzyko związane z jakimiś nieprzewidzianymi wydarzeniami, które mogą skutkować odcięciem nas od tych wszystkich technologii, które obecnie są dla nas oczywistością. Mówię tutaj o sytuacjach typu konflikt zbrojny, czy dłuższa awaria systemu energetycznego.
Chcesz powiedzieć, że bez internetu i nowych technologii współczesny człowiek sobie nie poradzi?
Człowiek da sobie radę, ale całe otoczenie, dzięki któremu jesteśmy w stanie codziennie funkcjonować – już nie. Dążenie firm do optymalizacji kosztów i działania w modelu just-in-time spowodowało, że cała nasza miejska infrastruktura w przypadku niespodziewanych wydarzeń, w przeciągu kilku dni przestanie funkcjonować. A to oznacza, że miliony ludzi nagle znajdą się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. To jest coś, co niepokoi mnie najbardziej.
Zostaw komentarz