Michał ma zaledwie 23 lata, ale zdążył już ze swojej pasji uczynić nietypowy biznes – własnym sumptem wydał książkę o szachach, prowadzi jeden z najbardziej znanych profili szachowych na Facebooku, a także szkolenia dla korporacji ze strategicznego myślenia. Jak zdradził mi po wywiadzie – ściga się sam ze sobą.
Marta Bąk, Marketing i Biznes: Intuicyjnie wszyscy wiemy, że gra w szachy łączy się z umiejętnością strategicznego myślenia. W jaki sposób jednak od tej konstatacji przejść do dobrze funkcjonującego biznesu?
Michał Kanarkiewicz z Kanarkiewicz.pl: Wszystko zaczęło się od pasji do gry w szachy. Jak słusznie zauważasz, ta umiejętność opiera się głównie na strategicznym myśleniu. “Strategicznym”, czyli – “do przodu”. Przewidywanie kilku-kilkunastu ruchów przeciwnika w przód to uniwersalna kompetencja, którą z powodzeniem można wykorzystać także w budowaniu własnej marki czy rozwijaniu własnej firmy.
W pewnym momencie poczułem, że koncentrowanie się na młodych ludziach to dla mnie za mało – i zacząłem szukać sposobu, by dotrzeć do klienta biznesowego i zainteresować go szkoleniami z myślenia strategicznego. Równolegle rozwijałem własne kanały komunikacji z ludźmi zainteresowanymi szachami, co pomogło mi zarówno w mojej podstawowej działalności, jak i przy promocji i sprzedaży książki. To nie są luźne, oderwane od siebie pomysły na realizację pasji, tylko przemyślany plan. To punkty, które realizuję krok po kroku.
Od jak dawna zajmujesz się szachami w kontekście biznesowym?
Pierwsze zajęcia dla dzieci i młodzieży przeprowadziłem około 6 lat temu – w tym czasie przeszkoliłem ponad 2000 osób. Jeśli zaś chodzi o działkę stricte biznesową, to robię to od 2 lat.
Potem pojawiły się szkolenia dla nauczycieli – po to, by mogli sami uczyć dzieciaki gry, a w międzyczasie zacząłem prowadzić otwarte wykłady na uczelniach w tym temacie. Kolejne aktywności to wariacje na ten sam temat – prowadziłem warsztaty dla rodziców, których uczyłem podstaw gry, a także tego, jak mogą wykorzystać szachy do budowania relacji w domu.
Kolejnym etapem była współpraca z biznesem w obszarze organizacji i wsparcia eventów, za czym w prostej linii poszła nauka strategicznego myślenia, m.in. poprzez grę w szachy w dużych korporacjach.
Czyli trzy grupy klientów.
Tak, z tymże warsztatów dla rodziców już nie organizuję, poza wyjątkowymi sytuacjami – napisałem za to książkę skierowaną do nich. Dla nauczycieli przeprowadzam zajęcia także sporadycznie, głównie wtedy, kiedy event jest dobrze płatny lub prestiżowy.
W tej chwili najbardziej koncentruję się na współpracy B2B.
Organizujesz własne eventy szachowe?
Nie – swoje zajęcia prowadzę w ramach jednej z atrakcji dla uczestników dużych wydarzeń (mówię o eventach na 1000 i więcej osób). Czasem organizatorzy chcą mieć stoisko szachowe, gdzie uczestnicy będą mogli sprawdzić się w rozgrywkach, albo gdzie zaangażuję prelegentów do gry w szachy, tak jak to było na I <3 marketing chociażby.
Jak ogólnie oceniasz zdolności do strategicznego myślenia wśród stanowisk decyzyjnych w dużych firmach?
Na ogół jest kiepsko, na szczęście dla mnie (śmiech). Ludzie umieją planować na jeden, maksymalnie dwa ruchy do przodu, a to stanowczo za mało. W szczególności, jeśli chcesz się liczyć w grze o duże pieniądze. Na pewnym etapie rozwoju firmy marginalizuje się znaczenie intuicji i indywidualnego wyczucia, potrzeba szerszej wizji, systematyczności i planu.
Do mnie zgłaszają się głównie korporacje, które chcą szkolić swoją kadrę – management firmy, bo to oni podejmują decyzje. W swojej metodzie staram się łączyć szachy, elementy psychologii i pedagogiki. Biorę sporo z nauk społecznych i wdrażam wnioski z nich płynące w szachach, jednocześnie te szachy wplatając do biznesu. Dlatego moje warsztaty nie są skierowane do szachistów. Są dla ludzi, którzy albo szukają nowego hobby, bo nie mają pomysłu na spędzanie czasu, a chcą dowiedzieć się czegoś wartościowego, albo chcą się nauczyć planowania i strategicznego myślenia.
Wiem jednak, że chociaż sam nie prowadzisz zajęć dla dzieci, masz szkółkę szachową.
Tak, ale tą szkołą kieruje moja mama. Na stałe zatrudniamy 4-5 trenerów, ale w zależności od zlecenia na event bywa ich dorywczo więcej.
Z Twojego doświadczenia – kto jest bardziej wymagającym usługobiorcą, dziecko, czy dorosły?
Według mnie bardziej wymagająca praca jest z dziećmi. Oczywiście, wśród dorosłych też się znajdą “męgoły”, czyli takie osoby, które przez cały czas marudzą, ale z mojego doświadczenia wynika, że dzieci potrzebują znacznie więcej uwagi i cierpliwości. Szybciej się frustrują, dlatego naprawdę trzeba postarać się, by wzbudzić w nich poczucie satysfakcji – ale radość z tego jest proporcjonalnie duża.
Praca z dziećmi jest fajna i rozwijająca, ale na początku kariery zawodowej, przynajmniej dla mnie. Osiągnąłem większość rzeczy, które chciałem, nie wiem czy wszystkie, ale zdecydowaną większość – według analizy kanałów społecznościowych, stałem się najpopularniejszym nauczycielem szachów, a wydana przeze mnie książka jest zwieńczeniem tego etapu.
Wejście do biznesu traktuję jako pójście pod prąd, co bardzo lubię. Tak naprawdę czuję, że stworzyłem sobie rynek. Szachy są nie tylko formą rozrywki, ale narzędziem rozwoju i na tym opiera się moja działalność. Czuję się jakbym jako pierwszy wbił na szczycie flagę i spijał śmietankę! (śmiech). Oczywiście przesadzam, ale każdy to czuje, kiedy ma przeświadczenie, że trafił “na to coś”.
No tak, jestem trochę ciekawa twojej książki, dlatego, że nie wydałeś jej przy współpracy z wydawnictwem, zdaje się, że pomagał Ci w tym Marcin Osman?
Tak, pomagał mi Marcin Osman w tym rozumieniu, że ja wykupiłem u niego kurs, a on w ramach tego kursu miał ze mną konsultacje.
Do kogo skierowana jest ta książka?
„Lekcja strategii. Jak ROZWIJAĆ dzieci poprzez naukę gry w SZACHY” to podręcznik dla nauczycieli, rodziców i wszystkich osób dorosłych, którym zależy na rozwoju własnym i dzieci. Z książki dowiesz się dlaczego warto uczyć się gry w szachy, w jaki sposób można rozpocząć naukę strategicznego myślenia, no i oczywiście nauczysz się podstaw gry.
Jak wyglądała promocja książki?
Koncentruje się wokół Facebooka. Promowałem książkę postami, regularnym contentem, organiczną dystrybucją w grupach tematycznych.
Nawet wybór okładki należał do moich odbiorców. Zrobiłem swoiste testy A/B, w których czytelnicy wybrali, czy ma być czarno-biała, czy kolorowa. Wybrali kolorową!
Ale to wciąganie społeczności w proces tworzenia książki miało głębszy charakter – regularnie dyskutowałem z ludźmi na temat zawartości, aspektów, na których powinienem się skoncentrować i tych rzeczach, które mogły wydać się mniej przydatne.
Pomogli mi także influencerzy – tutaj wielkie wyrazy uznania dla Kamili Rowińskiej, Oli Budzyńskiej, Marcina Osmana, Ewa Wojtan, Kamili Kruk, Sylwii Królikowskiej, Leszka Badurowicza, Mądrych Rodziców, Bee smart trend oraz magazyn together, którzy są moimi patronami medialnymi, tak jak Matka Wariatka i inni blogerzy. To nie powodowało dużego skoku w ilości sprzedanych egzemplarzy, ale budowało świadomość. To mi się zdarza nagminnie, że na konferencjach mnie rozpoznają, a to oznacza dla mnie ogromny postęp. Na I <3 marketing nie byłem prelegentem, a ludzie mnie rozpoznawali. Przychodzili na stoisko i mówili, że znają mnie z Internetu.
Z reguły szachowe profile to “mat w X posunięciach”, czasem wrzucą memy, a o filmiku nie ma mowy. Ty wprowadzasz zupełnie nową jakość.
W komunikacji stricte sprzedażowej, posługuję się językiem korzyści odbiorcy. Nie wrzucam “mat w 1, mat w 2 posunięciach”, bo to niewiele osób interesuje, poza szachistami. Natomiast interesuje ludzi to, co mogą uzyskać dzięki szachom. Mój komunikat jest zupełnie inny. Zresztą ja po prostu piszę to, co myślę – często dostaję feedback, że jestem autentyczny.
Kocham to, co robię. Najpiękniejsze chwile to te, kiedy pisałem kolejne rozdziały do 3-4. nad ranem, a o 7. rano jechałem do szkoły prowadzić zajęcia. Kiedy kończyłem pisać książkę o 3.33 i wrzucałem post na Facebooka, kiedy odebrałem wydruk próbny w ostatni dzień przed Wigilią. Jak robiłem szalonego live’a tutaj, w Złotych Tarasach, dzieląc się radością z tego, że osiągnąłem cel – wydałem książkę. Tego typu rzeczy są naprawdę piękne i nie wstydzę się ich pokazywać w sieci – to się ludziom podoba.
Ostatnio przeczytałam u Ciebie na profilu firmowym, że Twoi bliscy nie byli za tym, żebyś wydał tę książkę. Dlaczego się w takim razie nie poddałeś?
Nie tyle, że bliscy… Najbliżsi, jak mama i mój brat, to są osoby bardzo wspierające. Miałem na myśli generalnie otoczenie, dalszą rodzinę – wielu osobom nie mieściło się w głowie, jak można zarabiać na szachach w inny sposób, niż ucząc dzieci.
Kieruję się intuicją, nie zwracam w ogóle uwagi na to, jak te biznesy prowadzą inni nauczyciele, próbuję znaleźć nowy model biznesowy i wykorzystywać swoją pasję na tyle sposobów, na ile tylko się da.
Ile książek udało Ci się sprzedać do tej pory?
Pierwszy nakład to było 1000 egzemplarzy i zostało nam z tego dosłownie kilkadziesiąt sztuk. Za miarę sukcesu wziąłem 100-150 egzemplarzy!
Przy okazji sprzedaży tej książki zbudowałem także spore community, które mi kibicuje. Ci ludzie zapłacili za wiedzę, to jest dla mnie bardzo ważne. Myślę że teraz ci sami odbiorcy są bardziej przywiązani do marki, bo zapłacili, żeby móc przeczytać moje małe dzieło. To też mi daje poczucie, że jeszcze wiele przede mną.
Co to w ogóle znaczy to „strategiczne myślenie”? Wskaż proszę konkretne analogie między tą umiejętnością podczas gry w szachy i podczas prowadzenia biznesu. Może jakiś przykład z życia wzięty – jak np. Twoje szkolenie sprawiło, że ktoś poukładał procesy w swojej firmie, może się czymś takim pochwalić? Czy te warsztaty jego to po prostu układanie planu rozwoju przedsiębiorstwa czy coś więcej? Jak ktoś jest wysoko postawionym managerem, z doświadczeniem w korporacjach, to po co mu te szkolenia ze strategicznego myślenia – wyniesie coś z nich? Co konkretnie?
Strategia ma wiele definicji, na potrzeby książki przyjąłem, że strategia to sztuka dowodzenia. Grając w szachy można nauczyć się między innymi planowania, dyscypliny i strategicznego myślenia. To wysoko cenione kompetencje w biznesie, pozwalające odróżniać skutecznych od … mniej skutecznych;) historii osób, które grają w szachy, mówią o tym i odnoszą sukcesy w innych dziedzinach jest sporo i warto przytoczyć chociażby znanego boksera wagi ciężkiej, Witalija Kliczko. Sam Witalij porównywał ring bokserski do szachownicy i myślę sobie, że skoro takie osoby jak Kliczko polecają grę w szachy, to coś jest na rzeczy. Strategiczne myślenie tak naprawdę służy dowożeniu celów (często długoterminowych) w firmie. Osoby, które uczę od podstaw strategicznego myślenia często mają pierwszą styczność z tematem i zaczynamy od najprostszych zadań. Jednak po kilku zadaniach wskakujemy na wyższy poziom i wtedy pojawia się to słynne “przewidywanie ruchów przeciwnika”. Tak bardzo cenione przez wielu, bo pozwala nie tylko układać najlepszy plan dla swoich potrzeb, ale też umiejętnie reagować na ruchy przeciwnika. Poza tym wśród moich kursantów najczęściej można dostrzec wzrost odporności na porażki i większe chęci do nauki, bo szachy pokazują, że kto więcej zdobędzie wiedzy, ten prawdopodobnie wygra. To bardzo proste, ale wiele osób o tym zapomina i szuka, czasem na siłę, dróg na skróty. A nie wszystko da się przeskoczyć i warto czasem dać sobie czas i przestrzeń do nauki.
Prowadzisz także własny sklep szachowy.
Zgadza się. To bardzo przemyślany asortyment – produkty, które starannie dobieram, oraz te, które sam stworzyłem. Nie ma tam wszystkiego. Jak mówi Jacek Walkiewicz: “Moje produkty są dla wszystkich, ale nie dla każdego” i to jest bardzo fajna metafora. Wszyscy mogą tam sobie wejść, ale nie każdy to może kupić. To jest taki startup.
Przyznam jednak, że z powodu innych aktywności ostatnio trochę ten sklep zaniedbałem – nie ma go w tej chwili wysoko na liście priorytetów. Czy mam ambicje do stworzenia sklepu szachowego na skalę światową? Nie wiem nawet czy chcę – jeśli tak, to pewnie ktoś z moich ludzi by to robił. To nie jest projekt, to powtarzalna czynność, czyli coś, co mnie nie kręci. Lubię rzeczy, które nie są powtarzalne, trudno skalowalne. Jestem przede wszystkim kreatorem.
Mimo wszystko, sprzedajesz produkty i usługi na dosyć niszowym rynku. Czy tu w ogóle istnieje konkurencja w tradycyjnym tego słowa znaczeniu? Czy raczej się wspieracie?
W tej chwili mam największy profil szachowy promowany z imienia i nazwiska, a jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie tego typu, to jestem drugi (na pierwszym miejscu jest Kocham Szachy). Zanim to się wydarzyło, to rzeczywiście, dostawałem wsparcie, ale kiedy zdobyłem jakąś popularność, wielu zaczęło postrzegać mnie jako zagrożenie. Jeśli będziesz się wspinać na szczyt, to dawni “klakierzy” przestaną ci kibicować, szczególnie te osoby, które są z branży. No bo jaki mają w tym interes? To im pomoże się wzbić na Twoim nazwisku.
Przyznam szczerze, że był moment, kiedy spadła na mnie fala hejtu…
I jak sobie radzisz z taką krytyką?
W momencie, gdy pojawił się hejt dotyczący cen w moim sklepie, zrobiło się gorąco. Pamiętam jak dziś, że miałem 2 dni wyjęte z kalendarza. Dla mnie to było pierwsze takie zjawisko w karierze i nie wiedziałem co robić. Tonąć w bitwie na utarczki słowne, która z prędkością kuli śnieżnej przetaczała się po internecie czy zmoderować dyskusję. Po kilkunastu konsultacjach telefonicznych zdecydowałem się na opcję drugą i to był przełom, bo dotychczas sądziłem że moderowanie jest tylko dla słabych. To nieprawda. W dobie XXI wieku, w którym niemal każdy ma internet, że trzeba umieć wyznaczać granice. W momencie, gdy pojawiły się obraźliwe słowa do mnie i moich najbliższych podjąłem decyzję o całkowitej moderacji. Mam kilku wspaniałych znajomych-psychologów, którzy mi pomogli w tamtym momencie i dość szybko zażegnaliśmy kryzys. Sprawnie zarządziliśmy wizerunkiem marki. Napisaliśmy post na Facebooku, w którym wyjaśniłem dlaczego tak, a nie inaczej postąpiłem. Wiem, że dużo osób nie może sobie z takimi problemami poradzić, ja mam wspaniałych doradców. Już wcześniej się zastanawiałem co będzie, jeśli coś takiego się wydarzy. Wiedziałem, że jeśli będzie hejt, trzeba będzie reagować szybko. Nie spodziewałem się natomiast tak dużej fali hejtu, ale wiedziałem jakie kroki powinienem podjąć, czyli: trzeba zadzwonić do znajomych, zapytać się co oni by zrobili – oni mają inne spojrzenie niż ja, bo ja byłem wówczas pod wpływem emocji. W przeciągu 48 godzin podjęliśmy decyzje co z tym zrobić.
Czasem trzeba się od niektórych ludzi odciąć, czy od niektórych sytuacji. Myślę, że to nie jest problem tylko niszowych przedsiębiorców, ale ludzi, którzy robią szybkie postępy. Ja znam masę ludzi, którzy robią fajne rzeczy, których boli, że to samo, albo jeszcze więcej, można osiągnąć w krótszym czasie. Ja przeskoczyłem sporą część branży w krótkim czasie. Nie mam największego sklepu, ale mam jeden z większych, na pewno jeden z najbardziej rozpoznawalnych w Internecie, w społeczności biznesowo-motywacyjnej.
Jednych to boli i ja to rozumiem, bo niektórzy mają 30 lat i tego nie osiągnęli. Jeśli ja widzę, że ktoś ma lepsze wyniki ode mnie, to nie mówię “o, jaki jesteś głupi”, tylko pytam “jak Ty to zrobiłeś? Ja chcę zrobić to samo”.
Czy każdy może zostać przedsiębiorcą? Czy każdy może budować markę osobistą? Sądzę, że tak, pod warunkiem, że akceptujesz cenę, jaką musisz za to zapłacić – ciężka, czasami wykańczająca praca, brak stabilności, niepewność.
Zostaw komentarz