Ostatnie tygodnie okazały się bardzo trudnymi dla startupu Piotra Surmackiego, Fachowcy.pl. W bardzo krótkim czasie akcje firmy (notowanej na rynku NewConnect) straciły na wartości o 90 proc., co skutkuje stratą blisko 150 milionów złotych. W ostatni piątek Surmacki opublikował obszerny post na Facebooku, w którym skrytykował to, co dzieje się na polskim rynku. Wygląda na to, że mamy bardzo słabe warunki dla młodych startupów, które chciałyby rozwinąć skrzydła. Inwestorzy są niecierpliwi i oczekują natychmiastowych zysków, a przy tym rynek jest niedofinansowany.
https://www.facebook.com/surmacki.1977/posts/10209857382303929
Fachowcy.pl to pomysł na zupełnie nowy, a co najważniejsze kompleksowy, sposób obsługi marketingu w sieci. Startup jest alternatywą do samodzielnego promowania się w sieci, korzystania z freelancerów czy agencji interaktywnych. Rozwiązanie skierowane jest do małych i średnich firm. Warto dodać, że firma posiada bezpośrednie podłączenie do sieci reklamowej Google, jako platforma zakupu reklamy. Takie podłączenie, licząc startup Fachowcy.pl mają w Polsce tylko dwie firmy.
Startup Surmackiego ma ogromne perspektywy. Dostarcza zupełnie nowe, autorskie rozwiązanie, dla którego nie ma na ten moment poważnej konkurencji. Tym bardziej dziwi, a może nawet nieco denerwuje, brak zrozumienia inwestorów, którzy jakby nie chcieli rozumieć natury startupu, który nie zawsze przynosi w założonym terminie skalkulowane zyski.
Piotr Surmacki w rozmowie z nami podkreśla, że jego wpis na Facebooku nie miał być odebrany jako narzekanie na polską rzeczywistość. Chodziło mu o to, by zwrócić uwagę na problem.
Jak Pan myśli z czego wynika ten brak zrozumienia?
Myślę, że to wynika z głębokości rynku. W Stanach jak coś ma potencjał, to zebranie na ten biznes kilkudziesięciu mln dolarów nie jest niemożliwe. U nas fundusze VC inwestują maksymalnie kilka mln zł w jeden projekt. Ja zebrałem prawie 30 mln zł, co w złotówkach wydaje się dużą kwotą, ale jak przeliczymy to na dolary, to już kwota 8 mln dolarów nie jest taka powalająca. Myślę też, że chodzi o dojrzałość rynku – u nas trudno o lead inwestora, który naprawdę jest w stanie zdjąć z głowy założyciela całość tematu dalszego finansowania biznesu i budowania jego kapitalizacji.
Czyli naszym inwestorom brak pieniędzy i cierpliwości?
W Stanach firma Uber, która za pierwszy kwartał 2017 roku miała stratę 700 mln USD, cały czas ma wycenę kilkadziesiąt miliardów dolarów i cały czas pozyskuje kapitał przy tej kosmicznej wycenie, bo inwestorzy wierzą, że kiedyś będzie zarabiała. Ogólnie jest ciekawa statystyka na NASDAQ pokazująca, że większość firm technologicznych, które wchodzą na ten rynek, przez pierwszych kilka lat po wejściu nie ma zysków. Jest tam biznes bardzo podobny do Fachowcy.pl, nazywa się HubSpot – nawet ostatnio książka na temat tego biznesu się ukazała. Firma ta jest warta ok 2 mld USD, a cały czas nie przynosi zysków – jest szansa, że w tym roku przyniesie, ale tylko jest szansa.
Napisał Pan na facebooku „…inwestorzy chcą zarabiać i trudno im się dziwić – kto by nie chciał. Niektórzy chcieliby jednak zarabiać bez żadnego ryzyka, a najlepiej dużo zarabiać i bez żadnego ryzyka. Niestety tak się nie da – jak chce się zarobić dużo to trzeba uwzględnić, że z tym związane jest większe ryzyko…”. Czy takie podejście polskich inwestorów oznacza, że Polacy nie mają szans na takie sukcesy jak Google, czy FB?
Ja wierzę, że to się zmieni. Teraz wszyscy, którzy mają pieniądze najchętniej inwestują w nieruchomości i bardzo mało jest pieniędzy na inwestycje w firmy technologiczne. Największym sukcesem jest pozyskanie 10 mln USD przez polski start-up, ale niestety te pieniądze nie były pozyskane od polskich funduszy. Poza tym rynek kapitałowy w Polsce jest bardzo “modowy”.
Modowy?
Przykładowo jeszcze pół roku temu był szał na inwestycje w spółki, które produkują gry – był sukces CD Project i wszyscy na tej fali chcieli popłynąć. Minęło pół roku i moda się skończyła, bo było kilka gorszych informacji od mniejszych producentów gier jak CI Games, czy Farm51. Mało jest inwestorów, którzy sami podejmują decyzję dostrzegając potencjał danego biznesu. Tak więc to wszystko wymaga jeszcze zebrania przez inwestorów doświadczeń i pewnie wtedy będzie szansa na polski Google czy Facebook.
Tyle czasu, energii, pieniędzy… nie lepiej wyjechać do Stanów? Dlaczego „uparł” się Pan na robienie biznesu w Polsce?
Trawa zawsze jest bardziej zielona po drugiej stronie ogrodzenia. Ja w moim wpisie na Facebook trochę z przekąsem napisałem o tym wyjeździe do USA, bo tak naprawdę zdaje sobie sprawę, że tam wcale nie jest łatwiej. Z Warszawą biznesowo jestem związany ponad 20 lat i w tym czasie zbudowałem swoją sieć relacji. Jak wyjechałbym do USA, to pewnie wszystko musiałbym budować od zera, bo raczej w cuda nie wierze i nie zakładam, że pojawiam się w Dolinie Krzemowej i mówię “hej jestem Piotrek z Polski i mam super biznes”, a wtedy wszyscy amerykańscy inwestorzy walą do mnie drzwiami i oknami.
Wielu właśnie tak wyobraża sobie Dolinę Krzemową…
To tak nie działa. Zarówno w Polsce jak i w Stanach trzeba wypracować swoją sieć. Żeby zebrać finansowanie na mój biznes spotkałem się z ponad 400 inwestorami. Dotarcie do niektórych z nich jak np. Marian Owerko, właściciel Bakaland, byłoby niemożliwe gdyby nie wypracowana sieć relacji – ktoś musiał mnie do niego polecić, żeby chciał mi poświęcić swój czas. Taką samą pracę musiałbym wykonać w Stanach.
Skąd czerpie Pan energię do ciągłej walki o ten biznes?
Realizowałem w swoim życiu już wiele biznesów od sprzedaży suplementów diety w Internecie, przez sieci reklamy internetowej, po firmy telekomunikacyjne. Część z nich się udawała i były to biznesy, które zarabiały pieniądze, a część się nie udawała. Część z nich przez jakiś czas zarabiała, a potem przestawała zarabiać, bo zmieniło się otoczenie – tak było w wypadku sieci reklamy Bluetooth, którą wyparło wejście na rynek smartphonów. Tak było w wypadku aplikacji LetsMeetApp, którą zastąpiła funkcja “znajomi w pobliżu” uruchomiona przez Facebook.
Wielu pewnie dawno by już zrezygnowało…
Długo myślałem jak zrobić kolejny biznes, który zajmie bardziej strategiczną pozycję na rynku – taką, która nie będzie zagrożona przez gigantów takich jak Google, czy Facebook i tak wypracowana została koncepcja Fachowcy.pl. Ja po prostu wierzę w ten biznes, wierzę w jego olbrzymi potencjał i wierzę, że mam kompetencje, żeby ten biznes zrealizować – to jest to co mnie nakręca do walki. Czytając biografię Jobsa, czy Elona Muska naprawdę potrafię się z nimi zidentyfikować. Każdy z nich przechodził przez ciężkie próby ale wizja tego, że budują coś wielkiego nie pozwalała im się poddać. Myślę, że tak samo jest w moim wypadku i oczywiście nie chce tu się porównywać ani do Jobsa ani do Muska, bo mam w sobie trochę pokory ale myślę, że tak samo jak oni buduję coś wielkiego.
Czy jest Pan wkurzony na polską rzeczywistość?
W zasadzie nie jestem. Mój wpis na Facebook to nie jest narzekanie – ja nie z tych. Bardziej chciałem się podzielić moją optyką sytuacji, żeby z drugiej strony uzyskać trochę więcej zrozumienia. Uważam, że jak szukamy winy na zewnątrz – czy to w niesprzyjającym otoczeniu, czy u innych ludzi – to jest to całkowicie bezsensowne podejście. Ja szukam winy zawsze u siebie, bo to jedyny sposób, żeby się rozwijać. Patrzę co źle robię i myślę jak zrobić to lepiej. Tak samo wszyscy narzekają na millenialsów – ja na nich nie narzekam – wychodzę z założenia, że to są warunki zewnętrzne, które trzeba uwzględnić budując w obecnych czasach biznes i po prostu model tego biznesu trzeba zrobić w taki sposób, żeby pasował on millenialsom.
Co powiedziałby Pan młodym przedsiębiorcom, którzy walczą ze swoimi biznesami podobnie jak Pan? Nie poddawać się? Walczyć?
Przede wszystkim nie szukajcie winy na zewnątrz – nie obwiniajcie rządu, klimatu, układu czy innych rzeczy, na które nie macie wpływu. To jest wszystko otoczenie, które musicie uwzględnić budując swój biznes. Winy szukajcie tylko i wyłącznie w swoich błędach, wyciągajcie wnioski i udoskonalajcie siebie i swój biznes. Pamiętajcie również, że im bardziej ambitny projekt, tym większe będą przed wami problemy, bo droga na szczyt zawsze prowadzi pod górę.
Zostaw komentarz