Marketing i Biznes Biznes Tato, mam pomysł na biznes. Zbudujmy latające taksówki. O mentalnej różnic pokoleń w biznesie

Tato, mam pomysł na biznes. Zbudujmy latające taksówki. O mentalnej różnic pokoleń w biznesie

Tato, mam pomysł na biznes. Zbudujmy latające taksówki. O mentalnej różnic pokoleń w biznesie

Prowadzisz firmę? Ucz się od najlepszych w branży i wyjedź w gronie innych przedsiębiorców na Founders Camp

Wypełnij niezobowiązujący formularz już teraz

Ten temat miał być podcastem, ale ostatnio mi nagrywanie nie wychodzi, nie mniej spisałem scenariusz więc na jego podstawie podzielę się z Wami moimi przemyśleniami odnośnie mentalnej różnicy pokoleń i spojrzeniu różnych pokoleń na biznes.

„Stare pokolenie, nowe pokolenie, nie pamiętam aby któreś się skończyło nie”

Idealną sytuacją, której moglibyśmy doświadczyć jest fakt, że nie ma czegoś takiego jak „różnica pokoleń” czy to w kwestiach poglądów na religię, politykę czy właśnie biznes. Pokolenia naszych rodziców czy dziadków nie mówiłoby „Co Ty możesz wiedzieć”, my z kolei przestalibyśmy używać „OK. boomer”. Niestety nie jest to możliwe (mówię o ogóle społeczeństwa a nie indywidualnych przypadkach, ale o tym w dalszej części tekstu).
 
Kilka lat temu przyszedłem rozentuzjazmowany do mojego taty z pomysłem na biznes, w sumie to ja już czerpałem pierwsze satysfakcje finansowe na tym biznesie, więc to nie był sam pomysł, ale bardziej krok dalej „tato chce założyć firmę”. Gdy to mówiłem, pracowałem jako urzędnik, wiecie trzynastka, wczasy pod gruszą. Cytując klasy byłem „w normalnej robocie, za nienormalne pieniądze”, chciałem czegoś więcej kładąc na szalę stabilną i pewną pracę. Pierwsza reakcja mojego taty eufemistycznie mówiąc: „Ale jak to normalną pracę chcesz rzucić i robić Internet”. Miałem stać się prywaciarzem, w dodatku w temacie, którego tata kompletnie nie rozumiał. Pokolenie rodziców znało stabilność poprzez wykonywanie ściśle określonych rzeczy, w ściśle określonych godzinach za pieniądze, które zostały określone i są przyjmowane jako pewnik. W szybko zmieniającym się świecie okazuje się, że mniej jest takich pewników a już w biznesie to już w ogóle. Długo zajęło mi zrozumienie „drugiej strony”. Przecież moi rodzicie byli po obu stronach bariery, byli prywaciarzami i pracowali dla kogoś i pracowali dla podmiotów państwowych. Te doświadczenia wypozycjonowały pracę w podmiotach państwowych jako największą stabilność.
 

A co powiesz na to, że chce popełnić własne błędy?

Popełnianie błędów w dorosłym życiu jest znacznie bardziej brutalne, bo płaci się na ogół własnymi pieniędzmi (ewentualnie relacjami z innymi ale to osobny wątek). Od najmłodszych lat ceniłem sobie niezależność i to właśnie starałem podkreślać, także w swoich decyzjach, nawet jak konsekwencja tego była taka, że będę po niej płakał i będzie bolało.
Chciałem popełniać własne błędy, ale jednocześnie w wieku 21 lat gdy założyłem firmę nie miałem pewności siebie. Czyli w głowie była nieustanna walka „czy ta decyzja była słuszna”, „a co będzie jeżeli postąpiłem w myśl przysłowia na złość mamie odmrożę sobie uszy”. Dopiero po latach dotarło do mnie, że nawet poważny błąd jak np. bankructwo czy długi, zwłaszcza jeżeli popełnimy go na początku swojej drogi nie musi nas skreślac. Mało tego te początkowe błędy, chociaż często są błędami szkolnymi, stostowane na własnym tyłku dają duży poziom wiedzy ale tej empirycznej a nie teoretycznej.

Ale Ty mądry, a co będzie gdy Twój syn przyjdzie do Ciebie z czymś czego nie rozumiesz

I właśnie tutaj zaczynają się schody. 3 lata temu urodził mi się syn, być może za 17-20+ lat przyjdzie do mnie z genialnym pomysłem na biznes. Wiele rzeczy, które może robić mój syn, nie są nawet w planach, wielu z nich nie mam prawa rozumieć, bo opartę są o rzeczy, które mogą np. powstać za dekadę lub więcej. Łatwo być mądrym gdy syn przyjdzie i powie „tato będę tworzył własny sklep internetowy” „Tato chce z kolegą prowadzić agencję interaktywną”, takie rzeczy są z nami od wielu lat, obracamy się w takim środowisku i ocenienie tego jest dla nas przystępne. Ale co będzie gdy syn powie „Tato chce stworzyć latającą taksówkę”. Coś co z perspektywy dnia dzisiejszego wydaje nam się hiper irracjonalne.
 
Przecież Warren Buffet mówił „inwestuj w to co rozumiesz” i co ja mam odpowiedzieć synowi „nie kupuję tego bo nie rozumiem, nie pomogę Ci w tym”?

A gdyby podejść do tego inaczej

Kanon biznesu jest stały, muszą być ludzie z dobrą egzekucją, musi być klient, który za to płaci. Tak więc może warto dac szansę czemuś czego się nie rozumie, zrobić research. Wydaje mi się, że wielu rodziców nie jest partnerem dla swoich dzieci przez ignorancje i brak zadania sobie trudu „czym jest to czym zajmuje się moje dziecko”. Przez to odpowiedzią na pytanie „A co robi Państwa dziecko” rodzice często odpowiadają „Stuka w klawiaturę” „Coś tam w Internecie” „Sprzedaje coś w Internecie” (to są autentyczne zasłyszane słowa od rodziców moich znajomych). Często brak świadomości tego co robi dziecko dyskredytuje i pogłębia jego niechęć do odpowiadania na pytanie „jak tam w pracy”.
Ale jak bardzo jestem wstanie zrozumieć to czym potencjalnie ma zajmować się moje dziecko? A no w researchu może pomóc sam zainteresowany, dostarczyć analizę SWOT, przekonać „pierwszego inwestora”, bo nawet jeżeli nie mamy pieniędzy albo nie chcemy położyć akurat na ten biznes dziecka, to możemy dać mu know-how, które da ogromny boost jego „egzotycznego biznesu”
 
 
Bardzo ważne co zauważyłem z obserwacji jest powstrzymanie swojego ego. Przy porażce czy problemach w biznesie unikać „a nie mówiłem”
Unikać „to nie ma sensu” bo świat pokazał wiele razy, że te biznesy „które nie mają sensu” dziś mają kapitalizację liczoną w miliardach baksów.
Unikać mądrzenia się i wywierania presji przez nieustanne przypominanie swoich sukcesów biznesowych (sam mam przykład osób, które ciągle wracają przy każdej okazji do swoich sukcesów z lat 80-90, z których większość nie jest do powtórzenia choćby przez totalną zmianę rynku)
Ego powoduje też, że chcemy mówić jak inni mają żyć, co jest dość absurdalne w biznesie, którego nie do końca rozumiemy (często dajemy rady dlatego, że my osiągnęliśmy mniejszy lub większy sukces ze swoimi przedsięwzięciami a to nie daje nam mandatu aby być prorokiem we wszystkim)
 
Martwienie się problemami dzieci nie jest dobrą drogą. Z doświadczenia wiem, że dzieci odczuwają „zamartwianie się rodziców” i czując tę presję, stajemy się bardziej skłonni do popełniania błędów.

To jak ja mogę uchronić swoje dziecko przed porażką w biznesie?

Moim zdaniem nie da się w 100% i nawet nie powinniśmy tego próbować robić (paradoksalnie może przynieść odwrotny skutek). Coś co na pewno dobrze działa, ale musi być robione latami to nauka krytycznego myślenia i bardzo chłodne podchodzenie do możliwości. Mam wśród znajomych ludzi, którzy właśnie tak byli wychowywani, nie koniecznie w rodzinach przedsiębiorców i dziś dużo łatwiej jest im oceniac szanse jakie daje życie (nie tylko na budowę nowego biznesu, ale również na wszelkie inne możliwości płynące wraz z życiem).
To czego się nauczyłem podczas swojego życia to fakt, że tzw. „złote szanse” pojawiają się systematycznie, a im więcej potrafisz/znaczysz/jesteś czynny tym więcej takich sytuacji się pojawia. Częśc jest fałszywa, złudna ale częśc to prawdziwe perełki i na pewno nie jedną perełkę w ciągu życia wypuścimy z rąk.

Akceptacja poszukiwania drogi

Moja droga przedsiębiorcza kształtowała się prawie dekadę, wiele razy pivotowałem, eksperymentowałem, gubiłem się na drodze po czym odnajdywałem się. Wiem, że starsi w moim otoczeniu interpretowali to jako coś złego, w końcu dwudziestoparolatek musi być bardziej poukładany. Latami musiałem akceptować, że moje życie właśnie taki kształt przyjęło, że długo nie zakotwiczyłem biznesowo w jednym miejscu, z jedną strategią rozwoju z wyraźnie określonymi celami/planami/misją. Akceptację poszukiwania drogi wyrobiłem w sobie w ostatnim roku, gdy zmieniło się najwięcej. Bez obawy, widzę dziś, że taki maraton jest okraszony błędnymi decyzjami i biegnięciem w niewłaściwym kierunku, ale nie jest to coś złego w długiej perspektywie.
 

No właśnie w długiej perspektywie

I to jest kolejny wątek ważny do rozwinięcia. Decyzje rodziców, najczęściej podyktowane są chęcią natychmiastowej poprawy swoich dzieci. Tu i teraz, już, now, at the moment. Często chwilowe pogorszenie naszej sytuacji może być bardziej korzystne długoterminowo, ale często ten długi termin, daleki cel jest albo widziany wyłącznie przez osobę, której sytuacja dotyczy albo aby do niego dojść potrzeba popełnić X błędów – trzeba głęboko zanurkować aby jeść małże.

Pomoc w zdefiniowaniu szczęścia w biznesie

To rzecz, która często jest źle definiowana. Ludzie utożsamiają sukces z wynikiem finansowym, często nie będąc świadomym jakim ekwiwalentem ten sukces finansowy jest okupiony. To moim zdaniem idealne miejsce dla rodziców przedsiębiorców, którzy latami prowadzą lub prowadzili biznes. Często brakuje nam miejsca na refleksję na ten temat, nasze dzieci dorastają i widzą zamydlony obraz „ludzi sukcesu”, którzy ogarnęli dobrze biznes finansowo i faktycznie raz w roku wrzucają zdjęcia z drogich wycieczek ale ceną za to wszystko są np. najlepsze lata swojego życia (w tym także zdrowie) spędzone przed biurkiem, na spotkaniach, z poszarpanymi a nawet zerwanymi relacjami. Każdy chce być jak Elon Musk, nie każdy chce żyć jak on.
 

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl