Marketing i Biznes Biznes Kieszeń jak butelka, lepsza kiedy pełna. O destrukcji zdrowia przedsiębiorcy

Kieszeń jak butelka, lepsza kiedy pełna. O destrukcji zdrowia przedsiębiorcy

Kieszeń jak butelka, lepsza kiedy pełna. O destrukcji zdrowia przedsiębiorcy

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Zacząłem robić pierwszą firmę komercyjną gdy miałem niespełna 21 lat czyli już prawie dekadę temu. To, że była to sinusoida i emocjonalna i formalna pisałem wiele razy. Dziś weszło mi na refleksję na temat destrukcji zdrowia jakiej dokonałem na moim organizmie kilka lat temu (co odbija się czkawką do dziś).

21 lat to w moim przypadku było zbyt mało, aby tworzyć firmę, byłem w tamtym czasie zbyt mało odpowiedzialny, zbyt niedojrzały emocjonalnie. Ale każdy sztorm zaczyna się od słonecznego dnia, tak było też u mnie. 11 lutego 2011 zarejestrowałem się jako dumny podatnik Rzeczypospolitej Polskiej. Niespełna 21 letni „Pan” przedsiębiorca szybko dostał od losu pieniądze wyższe od jego rówieśników (pomimo, że po maturze pracował na stażu za 600 zł i chodził na piechotę do swojej ówczesnej dziewczyny 5km bo mu żal było 2,5 pln na autobus). Wyższe od rówieśników to jedno, ale kolejne szczeble to „wyżej od jednego z rodziców” a kolejny szczebel to „wyższe niż oboje rodziców razem wziętych”.

Gdy skończyłem staż, później pracę w Archiwum powiatowym w Otwocku, przyszedł czas na przejście na swoje, to przejście na swoje nie spodobało się w najbliższym otoczeniu „Ale przecież tu masz państwową pracę, trzynastą pensję a Ty to chcesz rzucić”. Jak wspomniałem wyżej, szybko moje wynagrodzenie wyniosło więcej niż większości moich rówieśników. A większe pieniądze powinno się umieć posiadać i nabyć mentalność pozwalającą nam tymi pieniędzmi zarządzać. Tak więc posiadając ten „niebotyczny” hajs wyprowadziłem się z domu i zamieszkałem w kawalerce. Pech chciał, że obok był bar i dużo moich znajomych tam chodziło.
Moja kawalerka zamiast być moim azylem stała się miejscem, w którym o każdej porze dnia i nocy wpadali znajomi, a w moim życiu zawodowym (ale też prywatnym) był chaos i istny rock&roll. Rozrzucone ciuchy, wszędzie walające się pieniądze, butelki. Rozpędzałem coraz szybciej swoje auto nie mając absolutnie żadnej bazy i doświadczenia w kierowaniu.

Gdy jesteś chujowym przedsiębiorcą łatwo jest zwalić na kiepski model biznesowy

Niedojrzałość jest wtedy gdy jesteś kiepski ale wypierasz to zwalając na inne czynniki. Podwykonawcy (nomen omen, których wybierasz), to, że nie jesteś z przedsiębiorczej rodziny i masz prawo do niewiedzy (pomimo, że jak chodziłem na łacinę Pani powtarzała Ignorantia legis non excusat), albo na kiepski model biznesowy czy branżę, w której się znajduję. W tamtym czasie robiłem masę drobnych prac: katalogowanie stron internetowych, pisanie prostych tekstów (gdybym powiedział Wam kto był moim pierwszym klientem na copywriting to byście nie uwierzyli).

Całe niepowodzenie i potworne zderzenie z rzeczywistością zwalałem na branżę, która rzekomo przeżywa kryzys. Do tego stopnia sobie to wmówiłem, że zacząłem szukać w Internecie artykułów o załamaniu rynku reklamy internetowej, aby móc usprawiedliwiać gorszy czas przed znajomymi i sobą samym. Cytowałem wszystkie spiskowe teorie o reklamie internetowej, które znalazłem w sieci. Łącznie z takimi farmazonami jak „Internet może paść”. Zapewne wielu ludzi patrzyło na mnie z politowaniem, a ja gdzieś czułem jak mi się wali grunt pod nogami. Psycha siadała, hajs topniał a ja szukałem „dywersyfikacji” a ta dywersyfikacja to coraz głupsze pomysły giełda, forex aż na końcu był bukmacher (tak stabilne źródło dochodu). Odświeżałem konto kilkadziesiąt razy dziennie (tak wiem, że sesje bankowe są 3 razy, ale stres zjadający młodego człowieka powodował nieracjonalne zachowania).

Dużo ludzi w tym czasie widząc topiącego się kolegę, syna, brata chciało rzucić mi koło ratunkowe, ale ja byłem zbyt „ciężki”. Ciążyła mi duma, ciążył mi wstyd, ciążył mi PR „złotego” chłopca, który pomimo braku formalnego wykształcenia „świetnie” sobie radził. Ale gdy nie masz czym zapłacić za mieszkanie musisz wywiesić białą flagę.

Miało być lepiej, ale tonąłem w hektolitrach kawy, energetyków, alkoholu i łez bezradności

Wróciłem na „stare śmieci” i miało być lepiej i faktycznie początkowo masz Power, werwę i … bardzo szybko opuszczasz gardę. Trochę jak bokser, który czuje zew, wyprowadza kilka skutecznych ciosów i nagle odpuszcza bo widzi, że przeciwnik słabnie. Tak było u mnie kilka miesięcy po powrocie było mnie turbo udanych, przychody poszybowały do góry, jakość realizacji znacznie poszła do przodu i nagle jesień, chlapa, ja w piwnicy, którą przerobiłem na swój „warsztat” pracy, (paradoksalnie 20+ lat mój świętej pamięci dziadek miał w tym miejscu prawdziwy warsztat stolarski) było bardzo ciemno, ponuro i depresyjnie. Przeżyłem swoje najgorsze chwile w życiu. Kilka miesięcy, które zrobiły mi z psychiki dobrze zmielony tatar. Dni które zaczynałem bardzo późno (kiedyś zaspałem na spotkanie z klientem, które miałem na godzinę 12.00), pracowałem po nocach, bo wydawało mi się, że tak trzeba, na facebooku robiłem z siebie pracoholika, a tak naprawdę byłem po prostu nieogarem. Zaczęło się to niewinnie, nie od alkoholu, czy innych rzeczy. Zacząłem przesądzać z energetykami, kawą, rozregulowałem sobie tryb snu, zacząłem jeść niezdrowo, bardzo niezdrowo i… rozwaliłem sobie żołądek. Do dziś mam problemy z żołądkiem. Później doszedł Jacek a właściwie Jack i nie chodzi o żadnego z moich kumpli. Mój brak efektywności, coraz mniejsze chęci trzeba było zagłuszać. Pierw w weekendy, później coraz częściej w tygodniu. Robiłem to na tyle sprawnie i w tym samym gronie, że nikt mnie nie zauważył. Nie zauważył jak po cichu tonąłem.

Że już tam nie wrócę obiecałem kiedyś swojej mamie, już prędzej Syzyf wtoczy ten jebany kamień

Tak wiem znów hiphopowy cytat, ale pasuje jak ulał. Aby wyjść z tego wszystkiego musiałem mieć plan, a trochę ciężko mieć plan jak się doprowadziło swoje zdrowie do ruiny. Trochę niemodne przyznawać się do pomocy, zwłaszcza jak dwudziestoparolatkowi pomaga jego rodzicielka. Zacząłem od gruntownego badania organizmu, poszedłem na badanie lekarskie i wyszły mi tragiczne wyniki. Zwłaszcza powiększony cholesterol co u młodych ludzi nie jest najpopularniejszą dolegliwością. Okazało się, że podwyższony cholesterol wpływa na masę rzeczy, z którymi miałem problemy: notoryczne przemęczenie (cholesterol to coś w rodzaju blokady w transporcie tlenu po Twoim organizmie, a dobre utlenienie wpływa na dobrą pracę całego ciała, dobrą kondycję psychiczną i mniejsze zmęczenie). Lekarz zalecił mi wówczas różne zioła wpływające na zbicie cholesterolu m.in. czystek. Wtedy też nauczyłem się bardzo dużo o swoim zdrowiu i psychicznym i fizycznym i obiecałem mamie, że nie doprowadzę swojego organizmu do takiej ruiny.

Jelita „drugim mózgiem”

W tamtym roku przeczytałem książkę „szczęśliwe jelita” szkoda, że tak późno. Książka pokazała mi jak dużo problemów (w tym także brak umiejętności radzenia sobie w stresowych sytuacjach) zaczyna się bądź kończy właśnie na jelitach.
Stosując się do wielu zasad, które po drodze nabyłem, zaobserwowałem znaczną poprawę:

koncentracji
radzenia sobie pod presją czasu
mniejszy lęk przed efektem FOMO
lepsze znoszenie negatywnych informacji
Ot codziennośc przedsiębiorcy. Zmieniłem trochę jedzenie, unikam śmieciowego jedzenia. Mam jeszcze problem ze słonymi przekąskami bo bardzo je lubię, ale i tak w ostatnim czasie notuję tutaj małe zwycięstwo.

W celu poprawy pracy jelit zacząłem stosować do posiłków probiotyk: https://zdrowietolubie.pl/product-pol-2524-Probiotyk-Joy-Day-kurkuma-imbir-pieprz-500-ml.html

I postawiłem sobie za cel rozwijać także wiedzę na temat swojego organizmu. Każdy przedsiębiorca rozwija swoje umiejętności w kwestiach takich jak: produktywność, leadership, zarządzanie zespołem, zarządzanie projektami, budowa produktów ale naprawdę mało z nas myśli długodystansowo o swoim organizmie.
Nauczyłem się szukać rozwiązań nawet pod wpływem bardzo dużego chaosu i złych czasów.

Ze starych czasów został mi problem z żołądkiem, ale również umiejętność szukania rozwiązań, nawet jak jest źle. Gdy nie miałem na czynsz za mieszkanie ostatnią deską ratunku było poszukiwanie zleceń i zdałem sobie sprawę, że nie mogę tego robić w skali tak jak do tej pory 20 kontaktów, tym bardziej, że wszystkie były inboundowe. Zacząłem wysyłać setki spersonalizowanych wiadomości. Ustawiłem filtr Google „szukam copywritera”, wrzuciłem do Google Alert (długo przed Brand24) i zacząłem pisać, pisać, pisać. Okazało się, że się da, tylko tych rozmów trzeba odbyć odpowiednio dużo. Każda wiadomość była spersonalizowana. Odwoływałem się w nich do aktualnych zdarzeń firmowych, czy nawet prywatnych osiągnięć osób do których pisałem. Do dziś w gronie moich znajomych są osoby, które w tamtym czasie pozyskałem jako moich klientów. Ta sytuacja pokazała mi się, że zawsze po burzy wychodzi słońce, a paraliż daną sytuacją jest tylko gwoździem do trumny.

Gdy teraz przychodzą kryzysowe sytuacje, a po drodze było ich kilka, w pierwszej kolejności dbam o to, aby zdrowie było na odpowiednim poziomie. Wiem, że jak organizm nie ma paliwa, to daleko nie zajadę. Odczułem to empirycznie i nie chce odczuć tego ponownie.
Gdy idziesz na wojnę (czyli walka w kryzysowej sytuacji) musisz mieć zdrowy organizm i wzmocnioną psychikę. Paradoksalnie jelita, o których wspominałem mają kolosalne znacznie dla psychiki. Gdy one nie pracują prawidłowo, zalega w nich nieskończona liczba toksyn i ciężkiego pokarmu czujesz się gównianie i łatwiej o syndrom oszusta, głowa wtedy łatwo się poddaje wierząc, że ta sytuacja Cię przerasta, że się nie nadajesz, że to wszystko Twój wina.

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl