Brzmi intrygująco, może trochę clickbaitowo, ale uwierz mi nie miałem na celu wprowadzać Cię tym tytułem w błąd. Naprawdę w ciągu ostatniego czasu straciłem bardzo dużo pieniędzy na pewne błędy, których można było uniknąć. Dziele się nimi z Tobą abyś mógł sam przeprocesować je u siebie. Niektóre kwoty są subiektywne, większość z nich jest czysto poglądowa, dlatego, że u Ciebie mogą to być mniejsze lub większe wartości w przypadku tych samych błędów.
-
Zatrudnianie niewłaściwych osób
Nie da się wyeliminować do zera tego, aby zatrudniać do firmy wyłącznie „perełki” ale można ostrożniej podchodzić do rekrutacji. Kilka rzeczy się nauczyłem, zobaczyłem czemu zatrudniałem osoby, które były tymi niewłaściwymi i są to:
- Szybka rekrutacja – co powodowało, że nie miałem wystarczająco dużo czasu na weryfikację bo np. potrzebowaliśmy do projektu osobę od nowego miesiąca. Szybka rekrutacja powoduje również presję, którą czuje kandydat i dzięki temu w negocjacji warunków pracy podbija stawkę (jeżeli jest świadom Twojej presji, gra va bank, proponując swoje wynagrodzenie +30-50 %)
- Wmawianie w usta kandydatów umiejętności, których nie posiadają. Czyli „czy nauczysz się tego i tego, bo od tego zależy w sumie czy sobie poradzisz” – na tak zadane pytanie jest tylko jedna odpowiedź „Tak nauczę się”. Bez względu czy ta osoba w chwili wypowiadania tych słów wie jak podejść do nauki tejże rzeczy, czy kompletnie nie ma o niej pojęcia przytaknie.
- Dawanie „wkręcenia” się przez osoby, które umieją się dobrze sprzedać na rozmowie rekrutacyjnych ale są kiepskimi pracownikami, lub po prostu są leniwe. Po kilkudziesięciu rozmowach kwalifikacyjnych i kilkunastu źle zatrudnionych pracownikach wiem, że rozmowy rekrutacyjne są kiepskim polem do oceniania czy pracownik się nada do organizacji, czy się nie nada.
Koszt lekcji: 20 tysięcy złotych
Literatura: Rework (dużo o tym aby nie zatrudniać na siłę i więcej niż potrzebuje organizacja).
Powiedzenie: Zatrudniaj wolno, zwalniaj szybko
-
Posiadanie drogiego pieniądza w organizacji czyli kredytu
Zabawne jest to, że sięgałem po kredyt, aby rosnąć szybciej, a tymczasem zatrzymał on nasz wzrost. Kredyt to trzeba umieć brać, nie mówię, że on jest zły. Jeżeli jednak nie do końca masz pomysł jak wykorzystać te środki, a bierzesz tylko i wyłącznie bo widzisz wzrost to jest to droga do… problemów finansowych, z którymi jakiś czas temu się zmagałem. Co warto wziąć pod uwagę gdy bierze się finansowanie dłużne?
- Najlepsza lekcja czy brać kredyt to przeanalizowanie sytuacji co będzie jak tego kredytu nie wezmę. Czy faktycznie wzrost się zatrzyma, a może zatrzyma się chwilowo ale finalnie doprowadzi to do uporządkowania w organizacji, a może nic się nie stanie, dalej będziemy rozwijali się powolutku, organicznie.
- Czy wzrost, który uzyskamy pokryje rozdmuchane koszta kredty to np. x zł + odsetki ale czasami wiąże się też z tym, że bierzemy go na pracownika, większe biuro etc. Czyli może się okazać, że prócz nowej pozycji w tabelce kosztów pod tytułem kredyt dojdzie kilka innych pozycji i tempo wzrostu firmy będzie mniejsze niż tempo rozwoju jej zadłużenia.
- Czy jesteś gotowy mentalnie na presje, którą wytwarza finansowanie dłużne. Każde sięgnięcie po pieniądze z zewnątrz wypala w głowie ślad „mam kredyt” więc jeżeli pozostałe Twoje klocki są chwiejnie ustawione, może być Ci bardzo ciężko psychicznie (been there done that). Wyobraź sobie, że brałem kredyt miesiąc po ślubie, ale w międzyczasie pojawił się u mnie synek a zespół się powiększył, a koszty rozdmuchały. To nie był najspokojniejszy okres mojego 30 letniego życia 😉
Tak więc jak widzisz finansowanie dłużne to nie jest tylko spłacenie odsetek, ale szereg różnych innych zmian
Koszt lekcji: Kredyt sam w sobie kosztuje mnie w odsetkach „jedyne” kilka tysięcy złotych ale poziom rozdmuchania kosztów to byłoby pewnie kilkadziesiąt tysięcy złotych. Oczywiście nie mogę zapisać tego jako całość bo należałoby od wzrostu przychodu firmy odjąć wzrost kosztów ale jest to ciężko policzalne, przyjmijmy umownie, że jest to 30.000 zł w plecy (zapewne jest znacznie więcej)
Literatura: Inwestuj w swój dług (fajna i lekka pozycja o absolutnych podstawach spłacania zadłużenia)
Powiedzenie: Pożyczasz pieniądze cudze, spłacasz swoje
-
Podcięcie skrzydeł osobom wchodzącym do organizacji/ mikrozarządzanie
Największa sztuka to balans między zaufaniem a kontrolą. Musisz kontrolować aby uzyskiwać jakość, ale brak zaufania i zbyt silne kontrolowanie potrafi złamać najlepszego pracownika. Czyli jeżeli pracuje na 100% Twoje mikrozarządzanie obniża to o 25-40% bo musi bezsensownie się Tobie spowiadać, tworzyć raporty, które nic nie dają (poza Twoim poczuciem, że coś się dzieje). To mój grzech, który wyeliminowałem przez tworzenie małego zespołu i zatrudnianie osób zdalnie, które są silnie zmotywowane i projekt, który wspólnie realizujecie jara je nie mniej od Ciebie. Dlaczego nie powinieneś robić mikrozarządzania?
- Wybijasz z tonu pracy swoich współpracowników, często chcesz uzyskać odpowiedź na już, co powoduje, że zadanie, które aktualnie wykonuje ulega destrukcji
- Powoduje to frustracje zespołu, stajesz się w ich oczach kiepskim liderem, a co za tym idzie „po mieście niesie się fama, że patrzysz pracownikom na ręce” z punktu widzenia employer brandingowego strzał w kolano
Koszt lekcji: Co najmniej kilkanaście tysięcy złotych, dla zaokrąglenia powiedźmy: 10.000 zł
-
Bywanie na każdym spotkaniu, spotykanie się na mieście, osobiste spotkania i raportowania
No właśnie, pomijając fakt, że niestety wiele spotkań firmowych jest nieefektywnych. Zaczynając od tego, że nie ma celu spotkania (dobrej agendy i kogoś kto tego pilnuje) przez rozpieprzanie spotkań w postaci śmieszkowania na nich, rozwalania wypowiedzi innych, głupich krytyk pomysłów. Przez głupią krytykę pomysłów mam na myśli spotkania, na którym ktoś porusza ważny wątek a inni czy to grupowo, czy w pojedynkę bombardują jego pomysły, czasami dla zasady, czasami dlatego, że wydaje im się to złe, a czasami… dlatego, że nie jest to proste do wdrążenia i wiąże się albo ze zmianami, albo z cięższą pracą więc najłatwiej jest spacyfikować taki plan. Sporym błędem jest też to, że jako founder starasz się być na każdym spotkaniu, co jest nieekonomiczne, a Twoja głowa nie może być obciążona tak dużą dawką informacji ze wszystkich miejsc. Dodatkowo jeszcze zgadzamy się na spotkania poza miejscem naszej pracy, wyjeżdżamy na miasto, do klienta etc. marnujemy swój czas lub czas zespołu, na spotkanie zabierając swoich współpracowników. Na co warto zwrócić uwagę selekcjonując spotkania:
- Czy to spotkanie faktycznie wymaga mojej obecności, a może da się otrzymać po prostu maila z podsumowaniem go od jednego współpracownika, który raportuje Tobie takie rzeczy?
- Czy spotkanie ma przygotowaną agendę czyli nie wchodzimy na nie spontanicznie, ale wcześniej mieliśmy czas się do niego przygotować.
- Czy spotkania nie da odbyć się u nas w biurze, a może jest ono zbyteczne bo dotyczy raportowania, które można omówić drogą mailową, zamiennie via skype lub inne narzędzie do telekonferencji.
Koszt lekcji: Również bardzo ciężki do określenia, koszt frustracji, że marnuję czas jest bardzo duży. Finalnie pewnie bliżej do kilkunastu tysięcy złotych straty, przyjmijmy umownie 10.000 zł
Literatura: Esencjonalista
-
Niekontrolowanie cashflow
To rzecz, która może urwać łeb Twojej organizacji. Jeżeli nie umiesz w cashflow to musisz mieć blisko kogoś kto ogarnia w te klocki. Kupywaliśmy gdy nie powinniśmy, trzymaliśmy pieniądze w firmie gdy trzeba było kupować. To najkrótsze podsumowanie tego co działo się na przestrzeni 18 miesięcy w naszym firmowym skarbcu. W dużym uproszczeniu, ale dziś stosuje kilka sztywnych zasad w zarządzaniu kasą w firmie:
- Buduje poduszkę na 6 miesięcy do przodu, mogą być różne czasy w moim biznesie, grubość poduszki powoduje, że mogę mieć na ruchy gdy z jakiejś przyczyny nie wpływają do niej środki. Szczególnie ważne okazuje się gdy odchodzi duży klient i musisz więcej wydawać niż zarabiasz, bo nie chcesz pozbywać się zespołu, lub redukcja tego zespołu rozciągnie się w czasie i spali nam trochę środków
- Dywersyfikuję wpływ pieniądza z podziałem na: klientów od których wpływają (tak aby największy klient nie stanowił nigdy więcej niż 15% a najlepiej aby było to maksymalnie 5%) oraz z podziałem na rodzaj usług, z których wpływają te środki (o tym więcej w jednym z kolejnych punktów bo nie jest tak łatwo z tym budowaniem dywersyfikacji)
- Nie wydaje niezarobionych pieniędzy. W minionych latach zdarzało mi się być podnieconym transakcjami, które jeszcze się nie wydarzyły. Czyli przychodził klient X, mówił, że zaczyna z nami współpracę za miliony monet od września i już abyśmy budowali zespół i w ogóle, ja wówczas zacząłem się zbroić, bez listu intencyjnego, bez listu, na słowo honoru niedoszłego klienta. I właśnie tak umaczałem kasę, która nie wpłynęła bo np. budowałem środowisko pracy pod klienta, który nigdy nie przyszedł.
Koszt: tutaj jest najciężej o ocenę, dlatego nawet nie chce bawić się bo to jak wróżenie z fusów
Literatura: Po pierwsze zysk
-
Konsupcjonizm
Wraz z rozwojem firmy, rośnie nasze ego i potrzeba konsumowania, bo przecież w firmie idzie lepiej, no to hop samochód, no to hop większy telewizor, większe mieszkanie. Niestety ludziom rośnie oczekiwanie liniowo z rozwojem firmy, przez to przejadają jej wzrost i nie ma zderzenia z rzeczywistością jeżeli nigdy w firmę nie wejdzie kryzys, ale jak wejdzie to… pozamiatane. Też robiłem głupoty, w ostatnich 9 miesiącach staję się minimalistą ale jeszcze w poprzednim roku zdarzało mi się głupio wydawać pieniądze i jeszcze… usprawiedliwiać to faktem, że to przecież „na firmę” i się przyda. Warto zwrócić uwagę na następujące aspekty:
- Czy bardzo będzie nas bolało jak z jakiejś przyczyny będziemy musieli gwałtownie obniżyć poziom życia (być może z niektórych rozdmuchanych kosztów nie da się szybko wyjść np. kredyt)
- Czy jest nam to potrzebne do bycia bardziej efektywnym, szczęśliwym, a może jest to głupia presja otoczenia (np. chce pokazać rodzinie, że firma idzie, babcia ciągle pyta robisz tę firmę tyle lat a nadal jeździsz komunikacją)
- Czy jak dajemy sobie trochę na wstrzymanie to czy nadal bardzo pożądamy tą rzecz, którą chcemy kupić. Ja np. uniknąłem w życiu kilku tatuaży, bo dałem sobie na wstrzymanie z decyzją aby zobaczyć czy faktycznie tego pragnę czy tylko jest to chwilowa zajawka
- Aby jeść do syta, nie ponadto
Koszt lekcji: 5000 zł (wydatki na rzeczy, których nie potrzebuje, jakieś głupie rozrywki i masa snacksów i alkoholu)
P.S co jakiś czas zdarza się, że doradzam founderom, którzy prywatne kwestie księgują na firmę i wmawiając sobie, że ich wynagrodzenie to „marne” 6000 zł brutto, co jest błędem i oszukiwaniem samego siebie.
Literatura: Firma czyli Ty
-
Budowanie sideprojectów (nieracjonalna dywersyfikacja)
Pamiętasz jak wspominałem Ci o tym, że dywersyfikacja jest potrzebna, chociażby do większej stabilności cashflow? To się nie zmienia, nadal tak uważam, ale kilka razy właśnie przez parcie na zdywersyfikowanie władowałem się w nierentowne, rozgrzebane sideprojecty. Budowałem kiedyś portal pracy dla juniorów bonjunior.pl oraz usługę szkoleniową czy marketplace dla konsultantów (swoją drogą fajny pomysł), problem jest taki, że traktowałem to jako rzecz, która ma zdywersyfikować mi przychody w krótkim czasie. Były to kosztowne projekty, które nigdy nie doszły do pierwszego płacącego klienta. Co należy uwzględnić budując dywersyfikację przychodu z innych projektów?
- Czy nie kanibalizuje choćby w najmniejszym stopniu core biznesu, czyli np. nie tracimy czasu, który możemy poświęcać na rozwój podstawowych usług, nie tracimy ludzi, mocy przerobowych (najlepiej side projekty robić po godzinach, w wolnych chwilach, chociaż zdaję sobie sprawę, że czasem do projektów robionych po godzinach podchodzi się po macoszemu, tutaj wygrywają Ci, którzy są najlepiej zmobilizowani.
- Czy nie realizujemy side projektu ze środków, których i tak nam brakuje. Kilka razy łapałem się na tym, że nie miałem pewnego finansowania w swoim core biznesie, a ja za wszelką cenę chciałem zdywersyfikować przychód.
- Jak bardzo usługa/produkt, który budujesz może być komplementarna do core biznesu, czy da się ją zaoferować np. aktualnym klientom
Koszt lekcji: Tutaj bardzo łatwo policzyć, więc mogę się maksymalnie o kilkaset złotych przestrzelić. Wydałem na to 20.000 zł
Literatura: zachęcam do czytania dwóch anglojęzycznych projektów, które opisują dziesiątki case-ów projektów, które się rozleciały właśnie przez takie budowanie jak powyżej opisałem: Indiehackers (dużo wątków sukcesów sideprojectów, ale zdarzają się też czynniki porażki) oraz starterstory.com
-
Brak umiejętności mądrego delegowania
Gdy budujesz swoją firmę, zwłaszcza w pierwszej fazie przychodzi syndrom „Zosi-samosi”, o ile w tej fazie możesz sobie pozwolić, a wręcz wiele rzeczy musisz robić sam, aby zatrzymać w firmie jak najwięcej kasy, której i tak nie ma to już gdy się rozrastasz syndrom, zrobię to sam zaoszczędzę kilka złotych, albo zrobię sam, bo zrobię to najlepiej jest zabójcą dla sprawnego rozwijania organizacji. Brak delegowania to realna strata finansowa, mówię to z autopsji, czasami jest poważnym blokerem, bo np. osoba zarządzająca organizacją bierze na siebie coś co wydaje jej się, że potrafi rozwiązać, rozgrzebuje temat i z braku czasu zostawia, albo znacząco przedłuża. Bez delegowania stajesz się wąskim gardłem.
Literatura: Stworzona do sprzedaży (tutaj gość, który jest głównym bohaterem ma syndrom „zrobię wszystko sam”, co doprowadza do sytuacji, w której nie może jechać spokojnie na wakacje. Polecam Waszej uwadze, ja przeczytałem po rekomendacji Tomasza Karwatki.
-
Generowanie większej liczby leadów, niż organizacja może przyjąć
I to jest „cichy złodziej” w Twojej organizacji. Serio, logika każe nam ogarniać jak najwięcej leadów. Widzę firmy, które wydają kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, nawet nie pytając czy ich sales team jest to wstanie obrabiać, albo jak są to czy to jest skuteczne i ile leadów nie trafia nawet do zamrażalki tylko po prostu przecieka przez zbyt długi czas reakcji.
Koszt lekcji: 5000 zł P.S do dziś pamiętam maila od niedoszłej klientki „brawo za refleks, już wybraliśmy wykonawcę projektu, pomimo, że słyszeliśmy o Pana firmie dużo dobrego”. Błędy młodości, za które trzeba odpokutować. Koszt 5000 zł to wydatek na działania marketingowe, które są policzalne (facebook ads + Google ads)
Zostaw komentarz