Grzegorz Borowski to założyciel i organizator popularnej konferencji technologiczno-biznesowej Infoshare. Zanim ruszył z cyklem wydarzeń, przez lata pracował dla Wirtualnej Polski. To tam poznał wspólników, wpadł na pomysł konferencji i zorganizował pierwszą odsłonę Infoshare.
Rozmawiam z Grzegorzem Borowskim o jego początkach, łączeniu pracy na etacie z własnym biznesem i organizacji wydarzeń. Zapraszam do lektury.
Adam Sawicki, Marketing i Biznes: Jak trafiłeś do Wirtualnej Polski?
Grzegorz Borowski, Infoshare: To było jeszcze w poprzednim wieku. Zaraz po studiach.
Zaczynałem jako programista w garażowej Wirtualnej Polsce, która wówczas zatrudniała 30 osób. Po roku mianowano mnie kierownikiem zespołu, a po dwóch latach dyrektorem departamentu, który liczył 30-40 pracowników.
Moim głównym zadaniem był rozwój poczty elektronicznej WP, co nie było łatwe, bo wraz z moim zespołem budowałem ten system od podstaw. Nie korzystaliśmy z żadnych zewnętrznych rozwiązań, więc borykaliśmy się w wieloma technologicznymi problemami. Jednym z nich było przechowywanie w bezpieczny sposób setek milionów wiadomości e-mail oraz udostępnianie ich użytkownikom w możliwie najkrótszym czasie.
Poza tym odpowiadałem za pocztę elektroniczną Wirtualnej Polski nie tylko pod względem technologicznym, ale także pod kątem produktowym, a to oznaczało, że miałem dostarczać biznesową wartość.
Obok poczty zajmowałem się też systemem reklamowym i wyszukiwarką internetową, która później straciła na znaczeniu ze względu na dominację usług oferowanych przez Google.
Czy praca w Wirtualnej Polsce przygotowała Cię do bycia przedsiębiorcą?
W niektórych aspektach tak. Na przykład nauczyła mnie zarządzać dużymi projektami i je budżetować. Nauczyła mnie również analizować finanse i zarządzać zespołem. Słowem: praca w Wirtualnej Polsce wpoiła mi miękkie kompetencje, które przydają się w biznesie.
Natomiast zupełnie nie przygotowała do zarządzania płynnością finansową oraz ustalania i weryfikowania całego budżetu firmy. Nie nauczyła mnie również jako takiego prowadzenia biznesu i nie przygotowała do brania naprawdę dużej odpowiedzialności, mimo że w pracy dla WP towarzyszyło mi poczucie odpowiedzialności, wynikające z zarządzania zespołem oraz realizacją wyników.
Nie oszukujmy się jednak. Pracując na etacie nie musiałem się martwić, czy firma będzie miała pieniądze na wypłaty, czy nie. Nie ja za to odpowiadałem. Mając własny biznes już tak, a na to nie byłem przygotowany.
To znaczy, że pozostałe umiejętności zdobyłeś „w biegu”?
Tak, bo jedynie prowadzenie firmy pozwala obcować z tymi wszystkimi niuansami. Daje ci poczucie sprawczości i odpowiedzialność, której nie nauczysz się podczas żadnego kursu. Mając biznes, musisz być gotowy na wiele rzeczy. Odchodzi kluczowy pracownik – co robisz? Kontrahent przestaje współpracować – co robisz? Ważny klient rezygnuje z usług – co robisz? Będąc przedsiębiorcą, musisz wiedzieć, co robić w takich sytuacjach.
Pracując przy organizacji dużych wydarzeń, tak jak my pracujemy przy Infoshare, musisz być gotowy także na to, że mimo starań coś pójdzie nie tak. Musisz więc wyciągać wnioski i działać w taki sposób, by utrzymać firmę na powierzchni.
Niemniej biznesowe umiejętności są uniwersalne, to znaczy, że sprawdzą się w każdym typie działalności. Różnica polega jedynie na branżowej wiedzy. Prowadząc na przykład software house, chciałbym wiedzieć, jak zarządzać projektami IT i technologią. Prowadząc technologiczny startup z obszaru health care, polegałbym na wiedzy dotyczącej produkcji urządzeń medycznych, jeśli takie zamierzałbym wprowadzić na rynek.
To specyficzna, unikalna wiedza, ale podstawowa umiejętność prowadzenia biznesu jest w każdej organizacji taka sama.
Jak łączyłeś pracę w Wirtualnej Polsce z pracą nad Infoshare?
Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę, że praca w korporacji na wysokim stanowisku nie jest pracą na osiem godzin. Do tego mam żonę i czwórkę dzieci, które są dla mnie priorytetem.
Niemniej na początku Infoshare nie było dużym wydarzeniem, ale raczej czymś w rodzaju meetupu, więc wymagało ode mnie mniej czasu i uwagi niż obecnie. Wyobraź sobie, że w pierwszej edycji uczestniczyło 200 osób, w kolejnych 350 i 500, a dziś liczba uczestników przekracza 6000. Mówimy więc o zupełnie innej skali. Przy czym musisz pamiętać, że już od początku organizacja Infoshare zajmowała nam kilka dobrych miesięcy.
Kilka razy w tygodniu rozmawiałem ze wspólnikami przez telefon od godziny 21 często do północy. W soboty spotykaliśmy się u jednego z nas w domu i dalej pracowaliśmy. Do tego braliśmy tygodniowe urlopy, żeby w pełni skupić się na Infoshare.
To był trudny okres dla każdego z nas, bo nie czerpaliśmy z projektu żadnych finansowych gratyfikacji. Naszym paliwem była satysfakcja wynikająca z poczucia sprawczości. Byliśmy przekonani, że robimy słuszną rzecz, bo dostawaliśmy pozytywny feedback, dzięki czemu wzrastała w nas energia.
Nie mogę powiedzieć, że w tamtym okresie miałem czas na oglądanie seriali, czy inne podobne aktywności. Nie potrzebowałem ich. Cieszyłem się pracą i czasem wolnym, który wieczorami i w niedziele spędzałem z rodziną.
Kiedy podjąłeś decyzję o odejściu z Wirtualnej Polski?
To było zaraz po tym, jak o2 przejęło Wirtualną Polskę. Przez kolejnych siedem miesięcy integrowałem dwa duże systemy poczty elektronicznej i w końcu stanąłem na rozdrożu: albo zostanę w WP, albo w pełni poświęcę się Infoshare. Wybrałem Infoshare.
Trudno było podjąć tę decyzję?
Tak. Wysokie stanowisko w korporacji wiąże się z wysokim wynagrodzeniem, które pozwalało mi utrzymać rodzinę, oraz z innymi benefitami. Odchodząc z Wirtualnej Polski nie mogłem liczyć na zarobki, które chociaż w niewielkim stopniu zbliżyłyby się do dyrektorskiej pensji.
Poza tym zżyłem się z Wirtualną Polską, z zespołem i z zadaniami, które wykonywałem. Ale po kilku tygodniach przemyśleń, konsultacjach z żoną i rozmowach ze wspólnikami, doszedłem do wniosku, że jeśli mam z czegoś zrezygnować, a już nie mogłem pozwolić sobie na łączenie tych dwóch prac, to niech to będzie Wirtualna Polska. Stwierdziłem, że Infoshare buduję od samego początku; że jest to coś, co mnie motywuje i daje kontrolę.
Jestem przekonany, że wiele osób na moim miejscu postąpiłoby na odwrót, wybierając stabilną, bezpieczną i satysfakcjonującą pracę w korporacji. I nie ma w tym nic złego.
Nie warto rzucać wszystkiego i skakać na głęboką wodę tylko dlatego, że ma się poczucie, że chce się coś zrobić. Jeśli jednak rozwijasz swoją pasję po godzinach, świat ci mówi, że zmierzasz we właściwą stronę i do tego masz kompetencje, aby przełożyć wspomnianą pasję na satysfakcjonujący biznes, to podjęcie decyzji, by pójść na swoje jest prostsze i ma sens.
Poza tym nie byłeś sam. Wystartowałeś z Infoshare, mając u boku trzech kolegów z Wirtualnej Polski. Jak się dobraliście?
Nie było za tym żadnej przemyślanej strategii. Przez chwilę nawet nie zastanawialiśmy się, czy mamy komplementarne umiejętności. Po prostu się przyjaźniliśmy.
I tak w trakcie podróży autokarem na imprezę integracyjną pomyśleliśmy, by zorganizować branżową konferencję. A inspiracją do tego było wydarzenie Unix Days, którego autorami byli nasi koledzy – administratorzy systemów z WP. Byliśmy przekonani, że skoro ich konferencja cieszy się powodzeniem, to i nasza zyska grono zwolenników. Tak powstał pomysł na wydarzenie dedykowane software developerom.
Z czasem oczywiście wyłoniły się nasze predyspozycje i naturalnie dokonaliśmy podziału obowiązków. Jeden zajął się produkcją, drugi logistyką, trzeci marketingiem, a ja zająłem się pozyskiwaniem partnerów do programu. W tym momencie to wygląda trochę inaczej, bo zbudowaliśmy zespół z odpowiednimi kompetencjami.
Co było potem?
Jako że zależało nam na praktycznym charakterze wydarzenia, zaczęliśmy zastanawiać się, kto z naszej siatki kontaktów mógłby zostać prelegentem. Podczas pierwszej edycji większość mówców stanowili nasi koledzy z Wirtualnej Polski. Wiedzieliśmy, co robią, na czym się znają i czego się po nich spodziewać. Niemniej zaprosiliśmy też pracowników z innych firm technologicznych. Szukając partnera logistycznego, dotarliśmy do Politechniki Gdańskiej, gdzie bezpłatnie wynajęliśmy salę.
To były czasy, kiedy wszystko robiliśmy sami. Rozstawialiśmy krzesełka, pakowaliśmy kartony i składaliśmy stoliki. Do dziś pamiętam, jak po pierwszej edycji Infoshare byliśmy fizycznie zmęczeni. To była cenna lekcja, dzięki której już wiem, że prowadząc jakikolwiek biznes trzeba być gotowym zakasać rękawy i robić wszystko, co trzeba zrobić.
I ta pierwsza edycja była sukcesem?
Zdecydowanie tak!
Musisz wziąć pod uwagę, że w tamtym czasie niewiele organizowało się branżowych wydarzeń, a to, że zebraliśmy na sali 200 osób, które musiały poświęcić wolny czas, by wziąć udział w dwudniowym wydarzeniu, było konkretnym osiągnięciem. Po pierwszej edycji zdecydowaliśmy zrobić kolejną. Tak to się kręciło przez pierwsze cztery lata. Potem zatrudniliśmy naszą pierwszą pracownicę, Martę, której jesteśmy do dzisiaj bardzo wdzięczni za to, jak mocno nas odciążyła.
Dziś nadal rozwijacie Infoshare w tym samym założycielskim składzie?
Nasza strategia polega na budowaniu komplementarnych działalności, więc struktura firmy uległa zmianie. Jeden z moich wspólników założył Infoshare Academy, firmę-córkę, która pomaga przekwalifikować się pracownikom i wejść do świata IT. Drugi wspólnik uruchomił software house Develocraft. Z trzecim nadal czynnie pracuję nad Infoshare. Mimo że jesteśmy ze sobą związani, bo wspólnie podejmujemy strategiczne decyzje, to te trzy podmioty są operacyjnie niezależne.
Jaki komplementarny biznes wkrótce uruchomicie?
Na razie nie planujemy uruchamiać kolejnego biznesu.
Staramy się za to skupić na obecnie prowadzonych działalnościach, bo to przedsięwzięcia w fazie wzrostu, które doszły do pewnej skali i teraz musimy powalczyć o kolejny poziom.
Natomiast w ramach konferencji Infoshare organizujemy dodatkowe mniejsze wydarzenia poświęcone konkretnym technologiom i zagadnieniom, by dawać uczestnikom jeszcze więcej wartościowych treści.
Właśnie. Jak zapewniacie wartościowe treści podczas konferencji?
To najbardziej angażująca i czasochłonna część pracy nad konferencją. Bo to co widać podczas prezentacji, to jedynie wierzchołek góry lodowej. Żeby zbudować agendę składającą się ze 170 punktów i 220 mówców, trzeba wykonać wiele telefonów. Zaprosić gros osób i spróbować dotrzeć do topowych prelegentów. Mając oczywiście na uwadze budżet. Nie stać nas na przykład, żeby zaprosić kogoś, kto żąda honorarium w wysokości 100 tys. dolarów, a takie są stawki wśród najbardziej rozpoznawalnych mówców. Od kilku lat prowadzimy także otwarty nabór prelegentów i z roku na rok otrzymujemy coraz więcej naprawdę bardzo wartościowych zgłoszeń. W tym przypadku musimy dokonać oceny ich prezentacji.
I co bierzecie pod uwagę?
Z jednej strony treść prezentacji, czyli to, o czym dana osoba chce opowiedzieć naszej publiczności. Z drugiej sprawdzamy, kim jest prelegent. Mówiąc krótko, chcemy wiedzieć, czy ma „papiery”, żeby u nas wystąpić. Przeglądamy więc jego poprzednie wystąpienia i dowiadujemy się, na jakich scenach występował. Idealnie, kiedy znajdujemy nagrania z tych wystąpień. Po tej analizie już mniej więcej wiemy, z kim mamy do czynienia.
Jak tworzycie agendę konferencji?
Infoshare jest wydarzeniem, które kierujemy do pięciu grup. Pierwsza to software developerzy, druga startupowcy i założyciele firm, trzecia digital marketerzy, czwarta inwestorzy, a piąta pracownicy korporacji, którzy zajmują się innowacjami w firmie i R&D. Poza tym do każdej sceny staramy się tworzyć dedykowane bloki programu.
Na przykład jeśli chodzi o inwestorów, to mamy dla nich zamknięte wydarzenie, podczas którego przedstawiciele funduszy i aniołowie biznesu mogą spotkać innych inwestorów i nawiązać ze sobą relację albo nawet współpracę.
Dajecie prelegentom wolną rękę, co do tematu prezentacji, czy jesteście inicjatorami tematu?
Mając ustaloną tematykę, szukamy ekspertów, którzy są rozpoznawalni w danej branży. Zapraszamy ich do współpracy i rozmawiamy o tym, co mogliby pokazać na scenie. Na przykład w bloku inspire zależy nam na przedstawieniu inspirujących trendów, zamiast wchodzenia w szczegóły danego zagadnienia. Staramy się też wyczerpać daną tematykę, dając wypowiedzieć się różnym prelegentom, którzy mają odmienne zdania i poglądy.
Jak szukacie prelegentów?
Śledzimy globalne wydarzenia i otrzymujemy podpowiedzi od znajomych, którzy pojawiają się na rozmaitych eventach. Wykonujemy też research, pojawiając się na konferencjach lub poszukując mówców w internecie. Kontaktujemy się także z zaprzyjaźnionymi ekspertami, którzy współpracowali z nami na przykład przy okazji InfoShare Academy.
Zostaw komentarz