Na wstępie chciałbym, abyś przedstawił się osobom, które być może nie kojarzą Cię, kim jesteś, czym zajmujesz się na co dzień?
Serdeczne dzięki za zaproszenie. Nazywam się Wojtek Mróz. Z perspektywy tego, co warto o mnie wiedzieć tudzież wyczytać w internecie i wygooglować, jestem osobą, która pomaga w zarządzaniu kilku firmom, m.in. jest to firma Test Army, Testuj.pl.
Mam też swoją firmę doradczą Alpha Capital Group, która też inwestuje w rożne przedsięwzięcia. Jestem takim drobnym business angelem w różnych przedsięwzięciach, w takich spółkach jak Explain Everything, Survicate. Pomagam w rozwoju firmy Kodilla – to jest zdalna szkoła programowania. I wraz z moją żoną mamy program takiej inicjatywy, którą robimy już od pięciu lat.
To jest Bieg Firmowy, bieg charytatywny, w którym biorą udział firmy, pracownicy firm. Rocznie 1000-1500 firm biegnie we Wrocławiu i w Warszawie. I cały dochód, który z tego przedsięwzięcia wygenerujemy, przekazujemy naszym podopiecznym, których już mamy 12.
I szukamy następnych, więc jeśli ktoś słucha tego webinaru i wśród jego bliskich są osoby potrzebujące wsparcia, są dzieciaczki, które zbierają na operację, to my z chęcią wspomożemy. I jesteśmy w trakcie szukania podopiecznych do edycji 2018.
Bieg Firmowy to inicjatywa charytatywna. Rozumiem, że Wy nie komercjalizujecie tego, tylko szukacie podopiecznych. Firmy płacą za udział, a te pieniądze są przekazywane Waszym podopiecznym na takie cele jak operacje itp.
Tak. Inicjatywa powstała z połączenia trzech rzeczy. Po pierwsze cały czas byliśmy blisko różnych biznesów, od małych po średnie i duże firmy. Więc blisko nam było do właścicieli, dla których chcieliśmy coś zorganizować. Z drugiej strony ja i mój wspólnik prywatnie byliśmy swego czasu zafascynowani i bieganiem, i triatlonem, w związku z tym dużo jeździliśmy.
I odwiedziliśmy m.in. Frankfurt – byłem tam na zawodach. I tam Firmenlauf, czyli odpowiednik tego, co zrobiliśmy w Polsce, to był bieg organizowany dla 50 tys. osób. Więc duży event, który zainspirował nas do tego, żeby zobaczyć, czy można coś podobnego zrobić w Polsce.
To było pięć lat temu. I chcieliśmy połączyć naszą pasję do sportu z pasją do biznesu i robieniem czegoś dobrego. I jak połączyliśmy te trzy elementy, to powstał bieg firmowy. Na początku miała to być inicjatywa z boku. Moja żona urodziła córkę, była na macierzyńskim i chciała płynnie przejść z macierzyńskiego w życie zawodowe. Natomiast inicjatywa rozrosła się i to ją bardzo mocno pochłonęło. Dzisiaj zajmuje się tylko i wyłącznie tym.
Ciekawa inicjatywa i coś niespotykanego u takich osób, które pochłonięte są bardzo mocno biznesem. Z tego, co zauważyłem, to zabiera Ci to jakiś procent Twojego czasu. Więc to jest bardzo szczytna inicjatywa i ciekawe rozwiązanie.
Uzupełniając tę informację i odnosząc się do tego, co powiedziałeś, moment, w którym zaczęliśmy działać z tą inicjatywą, to było wtedy, kiedy biznesowo wszystko ruszyło bardzo mocno do przodu.
I ja wychodzę w życiu z takiego założenia, że im więcej daje się, tym więcej otrzymuje. Natomiast ważna jest kolejność, by najpierw dawać, a później to może do Ciebie wrócić, ale niekoniecznie oczekiwać, że to może wrócić. Jeżeli można zrobić coś bezinteresownie, to siłą rzeczy dobro z którejś strony wróci. I rzeczywiście nam dużo dobrego wróciło.
Sam event, to jak ludzie reagują, jak podopieczni, te dzieciaki, z którymi regularnie widujemy się i z wieloma zaprzyjaźniliśmy się, po tym wsparciu funkcjonują, to jest najważniejsze. Więc to jest fajne. Z mojej perspektywy zawsze znajdzie się czas na robienie fajnych inicjatyw, bo one są potrzebne. I spokojnie można pogodzić takie życie zabieganego przedsiębiorcy z realizowaniem różnych inicjatyw dodatkowych.
Jesteś związany z firmą Test Army. Opowiedz, jak zaczęła się Twoja przygoda z nią i jaką rolę pełnisz w tym projekcie?
Żeby odpowiedzieć na pytanie, skąd wziąłem się w tej spółce, to opowiem swoją historię, bo pojawiłem się tam bez przyczyny. To była w pewnym sensie zaplanowana rzecz.
Mianowicie zaczynałem stricte jako finansista. Na studiach fascynowała mnie giełda. Byłem prezesem koła naukowego, które przygotowywał do takiego egzaminu doradcy inwestycyjnego, maklerów giełdowych. Wykształciliśmy notabene przynajmniej 30 doradców inwestycyjnych, którzy dzisiaj zarządzają różnymi funduszami.
Natomiast ja pochodzę z Wrocławia i zawsze tam chciałem zostać. I jedyna rzecz, która mi nie pasowała, to to, że nie można robić zarzadzania akcjami z Wrocławia, tylko trzeba byłoby przeprowadzić się do Londynu, Nowego Jorku tudzież do Warszawy. Więc szukałem sobie jakiegoś zajęcia, które mogłem robić lokalnie.
I tak trafiłem na fundusze Venture Capital, a właściwie to był wtedy jeden fundusz VC, który w Polsce działał, bo to było 15 lat temu i jedyną osobą, która coś takiego próbowała robić i robi nadal, był Tomasz Czechowicz z MCI. Jako że był z Wrocławia, to posłużyłem się wtedy cold mailem, który też nie był spopularyzowany.
Napisałem do niego, że jestem młodym studentem, który suka ciekawego zajęcia. I zaprosił mnie na rozmowę. Więc zaczynałem w funduszach VC. Później zajmowałem się tylko i wyłącznie doradztwem, więc doradzałem w transakcjach, pomagałem kupować i sprzedawać firmy.
I coś, czego cały czas mi brakowało, to takiego poczucia operacji w firmie od samego środka. Więc podjąłem decyzję, że czymś, co fajnie byłoby zrobić, to poszukać jakiegoś przedsięwzięcia, w które mógłbym zainwestować swój czas i pieniądze.
I wtedy spotkałem Damiana Szczurka, który jest prezesem Test Army. Przekonał mnie do swojej koncepcji. Wtedy przyszedł do mnie, abym pomógł mu znaleźć finansowanie, a ja powiedziałem mu, że sam mogę mu je załatwić na start. Jeżeli potrzeba więcej, to po drodze poszukamy tego finansowania więcej. I z takiego doradcy przeszedłem mocno w operacje i dziś jestem członkiem zarządu tej firmy.
Przed naszą rozmową powiedziałeś, że nie jesteś osobą techniczną.
Z wykształcenia jestem finansistą.
Co spowodowało, że osoba, która jest bardziej związana z finansami, ze światem cyferek, ale nie programistycznych, weszła w świat software’owy, testowania, crowdtestingu?
Jednym z moich talentów, które od początki mi towarzyszą, to kwestia wyczucia trendów, więc już pracując w Venture Capital, moim zadaniem było wyczuwanie trendów, czyli w którym kierunku rozwijają się branże, w które z nich warto zainwestować.
A drugi talent, który wydaje mi się, że mam i chcę go rozwijać cały czas, to wyszukiwanie właściwych osób, czyli takich, które są ode mnie de facto lepsze. Jeżeli jestem w stanie znaleźć ciekawą branżę, a niej ciekawe osoby, które uważam, że mają coś, czego ja nie mam, jakiś rodzaj talentu, wiedzy technicznej lub nietechnicznej, to chcę w to zainwestować swój czas i energię.
W Test Army były dwie osoby techniczne, Damian i Sebastian, którzy znali się na branży, natomiast to, co ja byłem w stanie im dać oraz mój wspólnik Marcin z Alfy, to szersze spojrzenie na branżę, biznes, marketing, sprzedaż, budowanie struktur organizacyjnych i na to, jak z takiego małego biznesu eksperckiego można zrobić coś więcej.
Czyli wchodząc do firmy, nie dajesz tylko finansowania, ale z racji swojego doświadczenia w budowaniu firm, dajesz business development, pomagasz w sprzedaży i marketingu itd.
Tak. Jeżeli chodzi o Test Army, to jest już ok. 70 osób, a zaczynaliśmy de facto od jednej osoby. Więc dużo trzeba było włożyć wysiłku w jej rozwój. Tak naprawdę każdy musiał zakasać rękawy i zajmować się wieloma rzeczami. Więc to jest taki typowy rozwój startupu od samego początku. Kilka osób zajmuje się wszystkim do momentu, kiedy trzeba oddelegować zadania, zrobić średni szczebel zarządzania w firmie. I wszystkie wyzwania są po drodze. I uczestniczyłem też w tym wszystkim i nadal uczestniczę.
Powiedziałeś, że aktualnie macie 70 osób na pokładzie, a co powoduje, że przy takiej już strukturze Wojtek Mróz jeździ nadal na targi handlu elektronicznego i nadal reprezentuje firmę? Wchodzę na targi i mam wrażenie, że to jest pracownik firmy, a nie ktoś, kto inwestuje w nią i buduje jej strukturę.
Wydaje mi się, że to jest ważny pierwiastek w każdej firmie, gdy osoby, które zaczynały, cały czas są mocno zaangażowane w rozwój firmy, szczególnie jeśli ma się sposobność reprezentowania jej na zewnątrz, porozmawiania z klientami, bycia na samym froncie. To jest to miejsce, gdzie najwięcej informacji zwrotnej można szybko zebrać. Więc jak tylko są jakieś targi, to staramy się na nie jeździć.
W poniedziałek wylatujemy do Sztokholmu, więc też tam będę osobiście. Stety tudzież niestety, z tego, co obserwuję w branży software’u, często tak jest – oczywiście w branżach, gdzie mamy do czynienia z produktem, a bardziej z usługą – to że founder, prezes lub osoba wysoko postawiona w firmie cały czas sprzedaje.
I nie kończy się to. I niektórzy klienci oczekują tego, że są w stanie porozmawiać z założycielem i chcą od niego kupić. Oczywiście klientowi można wytłumaczyć, że to nie jest najwłaściwsza ścieżka, ale czasem może wiązać się to z tym, że klient nie zdecyduje się. A z racji tego, że przynosi mi to frajdę i wartość do firmy, to cały czas to robię. I mam przede wszystkim sposobność spotkania ciekawych osób. Poza tym my też spotkaliśmy się na targach.
Wojtku, jesteś czynnym inwestorem. Powiedz, jak można zgłosić się do Ciebie?
„Czynnym inwestorem” to jest stwierdzenie, które muszę nieco zmodyfikować. Wynika to z takiej kwestii, że te przedsięwzięcia, w które jestem zaangażowany, pochłaniają mnie bardzo, więc nie szukam projektów jako takich, gdzie mógłbym zainwestować swoje pieniądze. I czas, i pieniądze inwestuję dzisiaj głównie w Test Army, Kodillę.
I jeżeli miałbym w coś zainwestować, to musiałoby to wynikać z tego, że to może pasowałoby do jednego z tych biznesów, więc moglibyśmy zainwestować jako Test Army, albo jako Kodilla. I rzeczywiście jeżeli byłyby jakieś biznesy, jakie pasowałyby właśnie do branży edukacyjnej albo cyberbezpieczeństwa, albo około-UX-owe – to jest coś, w co z chęcią byśmy zainwestowali, albo musiałaby się stać tak, że przyszedłby rzeczywiście bardzo silny przedsiębiorca, którego znam, albo mam bardzo dużo referali na taką osobę i mogę jej pomóc finansowo.
Mogę znaleźć tej osobie co-inwestora i wtedy moja inwestycja byłaby trochę bardziej pasywna. Czasu nie wymnożymy, więc w ciągu najbliższych lat jestem zaangażowany przede wszystkim w to przedsięwzięcie.
Jakie są plany Test Army w stosunku do giełdy i dlaczego NewConnect, mała giełda, a nie wyższa giełda, GPW?
W poniedziałek ukazał się artykuł w Pulsie Biznesu i tam zakomunikowaliśmy, że jest to jedna ze ścieżek, którą najprawdopodobniej obierzemy, a więc upublicznienie spółki. Jesteśmy na takim etapie, że przygotowujemy dokument informacyjny, który wymagany jest do debiutu na giełdzie. Dlaczego mała, a nie duża giełda?
Odpowiedź jest prosta. Bo do tego, aby debiutować na dużej giełdzie, potrzebny jest spełniony warunek większej kapitalizacji. My cały czas jesteśmy firmą małą, średnią, szybkorosnącą, natomiast nie jesteśmy jeszcze na tyle duzi, aby zadebiutować na rynku głównym, gdzie sam debiut jest dużo bardziej kosztowny.
Natomiast ścieżka, którą przeszedłem od strony doradczej, ale nie tylko doradczej, bo jestem też członkiem rady nadzorczej firmy Sare. Tam była podobna ścieżka, czyli najpierw wejście na rynek NewConnect, pobycie na tym rynku, przejście z NewConnect na rynek główny.
Później jak spółka była na rynku głównym, była kwestia związana ze wsparciem i zainwestowaniem jednego funduszu tego biznesu. I ostatnio była też informacja związana z tym, że tam kolejny inwestor angażuje się w ten biznes. Więc to jest ścieżka, którą widziałem, znam i w pewnych elementach chciałbym ją powtórzyć.
Na giełdę nie idziemy tylko i wyłącznie po kapitał, bo ten kapitał chcą nam dać inwestorzy, którzy są już u nas w spółce, natomiast przede wszystkim chcę uzyskać dwa elementy. Pierwszy to wiarygodność względem kontrahentów i pewien rodzaj unikalności.
Natomiast coś, co jest bardzo ważne, i co z mojej perspektywy jest istotne, to da nam też taką możliwość, że będziemy w stanie w tym roku lub w następnym wprowadzić program opcji menedżerskich. I dzięki temu najciekawsze osoby w firmie zatrzymać oraz zaproponować innym osobom, które widzimy, że są atrakcyjne z perspektywy ich talentów, zachęcić do firmy i dać, mieć kolejny instrument. I ostatnio usłyszałem bardzo fajne stwierdzenie od właściciela firmy PG Software, który też pracownikom dawał opcje.
Duża część z tych pracowników po pewnym czasie za te opcje, które dostała, może sobie kupić dom. A kupić dom za gotówkę, oczywiście jest kwestia, czy to był duży dom, w jakiej dzielnicy i w jakim mieście, natomiast to jest coś, co nie każda firma może zaoferować.
Jak wygląda Wasz projekt Testuj.pl w kontekście realizacji kursów i czy to nie jest trochę tak, że to jest konkurencyjny produkt do Waszej inwestycji Kodilla? Czy Kodilla nie ma kursów testerskich?
Kursy realizuje. Z perspektywy skali tego, co mogę powiedzieć, to przeszkoliliśmy do tej pory ponad tysiąc osób. Natomiast to, co jest ważne, nie szkolimy tylko i wyłącznie osób, które zaczynają testować, szkolimy też te, które już są testerami i chcą się dokształcić, np. w kontekście automatyzacji testów, w kontekście bezpieczeństwa lub SQL-a.
Więc są testy, które robimy dla nowych osób, które wchodzą w zawód, i są szkolenia, które robimy dla osób, które już są testerami, i robimy też szkolenia dla firm. Dzięki temu, że zaczęliśmy robić te szkolenia, to zyskaliśmy dwie rzeczy. Pierwsza to dostęp do testerów.
Czyli de facto szkoląc osoby, byliśmy w stanie te osoby zapraszać do współpracy. Z drugiej strony, to co zyskaliśmy na początku, nie musieliśmy się w pierwszym roku finansować zewnętrznym kapitałem, inwestorem, bo byliśmy w stanie też finansować w to w dużym stopniu z przychodów ze szkoleń i z przychodów z klientów. Natomiast jeśli nie robilibyśmy jednego i drugiego, to prawdopodobnie musielibyśmy wtedy sięgnąć po finansowanie zewnętrzne.
Natomiast czy te biznesy są konkurencyjne, czyli Testuj.pl, które szkoli testerów, i Kodilla, która szkoli programistów? Historycznie podzieliliśmy się, więc testerzy to jest Testuj.pl, programiści – Kodilla. Widzimy na rynku, że teraz jedna z firm, która szkoli programistów, włączyła do swojego portfolio też testerów. Natomiast my uważamy, że od strony focusu dużo więcej można zyskać w momencie, kiedy dany specjalista skupia się na szkoleniu ze swojej działki, czyli niech najlepszy tester szkoli testerów, a najlepszy programista szkoli programistów, niż jeżeli robimy trochę taką Udemy, czyli szkolimy ze wszystkiego, czyli od Sasa do Lasa.
Test Army jest silnie powiązane z cybersecurity. Robicie testy bezpieczeństwa itd. Jak oceniasz potencjał rynku cybersecurity w Polsce, a jak wygląda ta działka na świecie?
Z naszej perspektywy to jest obszar, w który chcemy jak najbardziej zainwestować. Więc on jest ważny dla nas strategicznie. Wracając do tego pytania, jeżeli miałbym w coś zainwestować, to zainwestowałbym albo w firmę, która stricte zajmuje się też tym obszarem cyberbezpieczeństwa, albo w jakieś teamy pentesterów, którzy zainteresowani są tym, żeby odejść i założyć jakąś swoją gałąź biznesu.
To jest mój obszar zainteresowania, a to dlatego, że uważam, że to bezpieczeństwo w sieci jest ważne. Widząc ilość zapytań, która przychodzi w kontekście bezpieczeństwa i jak coraz bardziej świadomi są klienci, to w Polsce jako obszar widzę właśnie ten obszar, de facto świadomość tego bardzo rośnie, natomiast poziom zabezpieczenia systemów zależy od klienta, żeby sprawdzić, czy system ma jakieś podatności i luki.
Z prawdopodobieństwem 55% znajdziemy jakąś lukę. Dla nas to jest temat do sprzedaży w takim formacie, że zapraszamy do tego, żebyśmy dodatkowo przetestowali. I możemy to zrobić czasem za darmo. Natomiast jeżeli znajdziemy jakąś podatność, to później zostanie nam zlecony pełny audyt.
Na zachodzie jest dużo większa świadomość tego, że cyberbezpieczeństwo to jest coś, o co trzeba zadbać, coś, w co warto jest inwestować pieniądze. I pierwsze projekty mamy zrealizowane za granicą w tym obszarze. I to jest coś, co będziemy rozwijali w ciągu najbliższych lat.
Czy Waszymi klientami w Polsce są tylko duże przedsiębiorstwa typu banki, telekomy i bardzo duże sklepy internetowe, czy uważasz, że taka firma jak Wasza może pomóc również mniejszym przedsiębiorstwom, nie supermałym, ale średniego pułapu jak np. średni sklep internetowy, przychód na poziomie 100 tys. lub więcej? Czy jesteście w stanie wziąć pod opiekę takie firmy?
Tak. Zasadniczo klientów mamy różnych. I na jednym biegunie są te firmy, o których wspomniałeś, czyli duży koncern energetyczny czy bank. Natomiast gros naszych biznesów, z którymi współpracuje nam się bardzo dobrze, to są średnie firmy.
Firmy, które mają swój produkt, swoją usługę, chcą go rozwijać, szukają dróg na to, żeby zwiększyć poziom sprzedaży, lepiej zabezpieczyć ten swój produkt czy usługę. Staramy się nie świadczyć usług dla firm, które dopiero zaczynają na rynku, ponieważ są to firmy, które szukają miejsca na rynku, czy są w stanie skomercjalizować swoje rozwiązanie.
I na tym etapie oni de facto szukają oszczędności gdzie się da. Więc jeżeli ktoś tam testuje, to testuje najczęściej właściciel, jego rodzina i znajomi. Jeżeli miałby zapłacić kilka tysięcy za testy, to zrobi to dopiero wtedy, kiedy zobaczy, że jego produkt zaczyna się sprzedawać. A jak zaczyna się sprzedawać i teraz zastanawia się, co zrobić, żeby sprzedawał się dwa razy więcej, to jest to moment, w którym my możemy już pomóc.
Poruszyłeś temat swojego wyjazdu do Sztokholmu. W Pulsie Biznesu też mówiliście o Skandynawii. Powiedz, jak zaczepiliście się do krajów skandynawskich, które z jednej strony bardzo cenią Polaków jako usługodawców, ale z drugiej nieufnie podchodzą do firm spoza swojej lokalizacji. Jak zdobyliście pierwszego klienta z krajów skandynawskich? Czy był to cold mailing, czy wystawialiście się gdzieś na targach?
Pierwszego klienta uzyskaliśmy z cold mailingu tudzież z inbound marketingu. Na pewno mieliśmy zapytania bezpośrednio stamtąd i na pewno też trafiliśmy do kilku firm z naszych akcji cold mailingowych. Korzystając z okazji, pochwalę Janka. To był ambitny student z Uniwersytetu Ekonomicznego. Pamiętam, że robiłem wykład na uczelni pt. „Bądź przedsiębiorcą tudzież zacznij w ten sposób, żeby pracować u jakiegoś innego przedsiębiorcy i szlifuj swoje skille”. I jako jedyny przyszedł po wykładzie i powiedział: „To ja w takim razie chciałbym ci pomóc”.
Wrócił akurat wtedy z Nowej Zelandii, a wcześniej studiował w Skandynawii. I ja powiedziałem: „Spróbujmy w kontekście szukania klientów w Skandynawii”. I za zasługą Janka znaleźliśmy tam pierwszych klientów, takich właśnie z outboundu. Janek założył później własną firmę. Kibicuję mu cały czas. Cały czas mi pomaga. Będzie też w Sztokholmie. I staram się robić w ten sposób, że jeżeli ktoś ma potencjał, fajnie nam się współpracuje, to nawet jeżeli nasze drogi miałyby się rozejść, to możemy współpracować przy innych obszarach, fajnie jest to robić.
Czy usługa Janka jest konkurencyjna do Waszego obecnie, czy całkowicie inna droga?
Całkowicie coś innego. To usługa związana ze sportem, więc być może kiedyś jako Bieg Firmowy będziemy mogli mu pomóc. Z chęcią to zrobimy.
Czy często miałeś takie historie w swoim przedsiębiorczym życiu, że musiałeś rozchodzić się z bardzo dobrymi pracownikami i nie byłeś w stanie ich przekonać? Poradź, jak rozmawiać z osobami, które wiesz, że są bardzo dobre i mają realny wpływ na rozwój swojego biznesu, ale z jakiejś przyczyny chcą odejść, niekoniecznie finansowej.
Z mojej perspektywy są dwa rodzaje takich osób. W Test Army pierwszy rodzaj osób to są osoby techniczne. I one często patrzą na warunki finansowe. I gdy dostaną jakąś ofertę, która przebije to, co jesteśmy w stanie zapłacić, to mimo całej miłości do firmy, ja nie jestem w stanie dorównać tymi pieniędzmi – biorąc pod uwagę to, że jesteśmy firmą młodą i rosnącą. I wtedy nie jestem w stanie takiej osoby utrzymać.
Z perspektywy osób, które pracują w rozwoju biznesu czy w sprzedaży, marketingu, to historycznie nie miałem takiej sytuacji, żeby była osoba, na której bardzo mi zależało i ona odeszła. Oprócz tego, że pewnie mam dużo szczęścia, to na pewno udało nam się to, że jeżeli widzę, że ktoś jest bardzo dobry i mam taką możliwość, to staram się, żeby tę osobę zaprosić na poziom wspólnika, nawet bardzo małego. Żeby miał możliwość albo kupić akcje, albo kupić udziały, albo dostać te udziały i prędzej czy później stać się też wspólnikiem. Jeżeli nie na poziomie akcjonariatu, to na pewno na poziomie decyzyjności i wpływu na to, co robimy.
Cyberbezpieczeństwo mocno kojarzy się z danymi, przechowywaniem ich, wyciekiem itd. Czytałem kiedyś artykuł, że praca w cyberbezpieczeństwie należy do jednych z najbardziej stresujących.
Jak odniesiesz się do tego? Czy faktycznie to jest tak, że przychodzisz i cały dzień trzęsiesz się, co to się dzisiaj wydarzy, jaki fuckup dzisiaj będzie, czy to jest trochę wyolbrzymione?
Nasza perspektywa jest inna. My szukamy dziur u innych. Więc my się tak tym nie stresujemy. Bardziej stresują się nasi klienci, chociaż może mniej, bo to nas biorą, żeby się mniej stresować. Natomiast być może stresują się ci, którzy jeszcze nie wiedzą, czy mają jakieś podatności, czy nie. Wydaje mi się, że większość, 80-90% rynku, żyje cały czas w błogiej nieświadomości, że coś może się złego stać i że te wycieki danych mogą być.
Nie wiem jeszcze, jak na to wpłynie kwestia związana z nową regulacją RODO, gdzie te wszystkie wysokie kary związane z wyciekiem danych to będą tylko i wyłącznie straszaki. Natomiast jeżeli to nie będą tylko straszaki i rzeczywiście zaczną być realizowane jakieś kary wynikające z tego, że ktoś nie zadbał o bezpieczeństwo, to wtedy ta tematyka rzeczywiście bardzo się nagłośni i nasze usługi to będzie coś, co stanie się artykułem pierwszej potrzeby. I to jest przyczyna, dlaczego strategicznie chcemy cały czas iść w tym kierunku.
Czy wpływ ustawy RODO ma szansę na przyspieszenie Waszego biznesu? Czy jeżeli kilka firm dla przykładu zostanie ukaranych za jakieś fuckupy związane z wyciekiem danych, a w samym 2017 r. co chwilę słyszało się o wyciekach danych, i to nie tylko z małych firm, które przez przypadek na otwartej kopii wrzuciło mailing, tylko bankowość albo telekomy miały tego typu perypetie, to czy uważasz, że to może przyspieszyć Wasz biznes?
Czy te przykładowe kary mogą spowodować, że ludzie chętniej będą szukali takich firm jak Twoja?
Dostajemy średnio dwa zapytania dziennie związane z kwestią związaną z zabezpieczeniem danych. Oczywiście nie wszystkie te zapytania dotyczą tego, co my robimy. Bo jeżeli pyta mała piekarnia z Kujawskiego, to my jej nie pomożemy, bo oni szukają innego rodzaju usługi.
Natomiast w kontekście większych firm i firm, które większość swojego biznesu mają w internecie, i w związku z ustawą RODO mowa jest o skutecznym zabezpieczeniu danych, to to słowo „skuteczne” jest często kluczowe. Bo ktoś może robić papierki i przybić pieczątkę, natomiast to wcale nie spowoduje, że pieczątka da bezpieczeństwo tej firmie. Bo jeżeli będą luki i ktoś włamie się, aparat represyjny będzie funkcjonował w formule jakichś kar, to wtedy świadomość szybko uaktywni się, i z korzyścią dla nas.
Na zakończenie, czego życzyć Ci w kontekście zawodowym? Mam nadzieję, że nie powiesz, że jak największej liczby kar związanych z RODO dla innych firm.
Nie. To, czego mógłbyś mi życzyć, to tego, że jeżeli mamy iść w kierunku debiutu giełdowego, to żeby debiut był udany i żeby cały rok na giełdzie był na zielono.
Z perspektywy samego biznesu, żeby rzeczywiście udało się podwoić ten biznes z korzyścią nie tylko i wyłącznie dla właściciela, ale i dla pracowników, klientów oraz wszystkich interesariuszy. Jeżeli uda się to zrobić i nie straci na tym moja rodzina w kontekście czasu, który mi poświęca, to wydaje mi się, że to będzie najlepsza rzecz, która może się zadziać.
W takim razie tego Ci życzę. Dodatkowo tego work life balance, aby ci najbliżsi nie tracili przez życie zawodowe, które będzie się rozpędzało.
Dziękuję Ci, Michał.
Dziękuję za rozmowę.
Zostaw komentarz