Marketing i Biznes Biznes Firma kierowana z plaży?

Firma kierowana z plaży?

Firma kierowana z plaży?

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Ps. Plaża to clickbajt, dla większości ludzi przebywających dłużej nad morzem piasek jest co najmniej denerwujący.

Czy da się kierować prawie 30 osobową firmą zdalnie? Mój przykład pokazuje, że tak – chociaż droga jaka mnie do tego doprowadziła była co najmniej przypadkowa.

Od czterech lat spędzam jesień i zimę w Hiszpanii, w tym roku zostaję już na stałe. Od zawsze prowadziłem wiele biznesów, a mój czas pracy rzadko spadał poniżej 60 godzin tygodniowo.

W 2015 roku nasiliły mi się problemy ze wzrokiem. Miałem taką nadwrażliwość na światło, że w nocy telefon czy komputer z minimalnym natężeniem podświetlenia mnie raził. Bolały mnie oczy nawet gdy nie pracowałem. Gdy w końcu wybrałem się do okulisty, to okazało się, że moje źrenice reagują na światło w okolicach sekundy zamiast setnych sekund. Za to odpowiada mózg. Zostałem skierowany na tomografię. Szczęśliwie nic mi nie znaleziono.

Sam zdiagnozowałem, że widzę korelację pomiędzy zimą – przebywaniem w ciemnym ogrzewanym pomieszczeniu ze sztucznym światłem a objawami, więc aby móc dalej pracować w trybie jaki lubiłem zdecydowałem się zmienić środowisko. W ten sposób, z Żoną, dwójką dzieci (6 tygodni i 2 lata) wyjechaliśmy do słońca. Zatrzymaliśmy się w pierwszym miejscu w którym warunki pogodowe spełniały nasze oczekiwania – w Benidormie (>16 stopni zimą). Stamtąd zajmowałem się swoimi firmami, gdzie głównie odpowiadałem za strategię i SEM/SEO.

W 2017r zrobiłem sobie przerwę od pracy. Można powiedzieć, że postanowiłem zostać rentierem. Mniej więcej po dwóch miesiącach czytania książek, ćwiczeń, biegania, jogi etc. zaczęło mnie nosić, żeby zacząć coś nowego. Otworzyłem sklep z materacami w Hiszpanii, co było dość głupim pomysłem (jestem właścicielem największego polskiego ecommerce z materacami) oraz postanowiłem wykorzystać swoją wiedzę z adsów i stworzyłem Sembota.

Uznałem, że moją osobistą porażką będzie jeśli pogorszę sobie jakość życia, więc postanowiłem spróbować wszystko zbudować zdalnie (i samodzielnie)

05.2018 – powrót z Hiszpanii, pierwsza linijka kodu Sembota (ja pisałem 🙂

07.2018 – wejście z pierwszą wersją produktu na rynek (ja sprzedawałem)

09.2018 – narodziny syna 🙂

10.2018 – wyjazd do Hiszpanii na zimę

12.2018 – pierwszy milion zł pod kontrolą

01.2019 – Premier Partner Google

05.2019 – Powrót z Hiszpanii na lato

07.2019 – Otworzenie dużego biura i pierwsze rekrutacje

08.2019 – 10 milionów budżetów pod kontrolą

09.2019 – uruchomienie usługi Whitelabel CSS

12.2019 – 25 milionów zł pod kontrolą

12.2019 – Ponad 30 wiodących agencji SEM w Polsce korzystających z CSS od Sembota

02.2020 – Ponad 30 mln budżetów, 26 osób w firmie. Uruchomienie usługi SembotGo – prowadzenia kampanii reklamowych dla usług w rozliczeniu za efekt (za kontakt telefoniczny)

W tym czasie W Polsce przebywałem tylko w okresie 5.2018 – 10.2018 co było podyktowane końcówką ciąży mojej Żony, oraz 5.2019-10.2019 co z kolei wynikało z konieczności zbudowania dużego zespołu w Sembocie, aby firma mogła się skalować.

W lecie 2019 zatrudniliśmy ponad 20 osób, otworzyliśmy biuro o powierzchni 250m2 na ostatnim piętrze wieżowca, 5min pieszo do płyty rynku, biuro z przeszkleniem 360 stopni i pięknym widokiem na Rzeszów (subiektywnie najfajniej położone biuro w całym mieście, mające też swoje liczne wady :).

Miałem poważne wątpliwości, czy tak duża firma poradzi sobie beze mnie, szczególnie, że nie miałem nikogo podmiotowo odpowiedzialnego za biuro. Uznałem jednak, że warto spróbować, zawsze mogę przecież wrócić.

Mimo świetnych wskaźników, okres mojej nieobecności nie był najbardziej produktywnym okresem w historii firmy. W dużej mierze to moja zasługa, szeroka rekrutacja przy braku kapitana nie jest najbardziej niezawodną metodą skalowania przedsiębiorstwa. Szczególnie delegowanie abstrakcyjnych zadań, dla osób z niewielkim doświadczeniem było głupim pomysłem (np. zróbcie zasięg na SM, uruchomcie sprzedaż na inne rynki etc.).

W listopadzie 2019 (pierwszy miesiąc mojej nieobecności) nawiązałem współpracę z jedną z wiodących firm doradczych – taki miałem plan w momencie wyjazdu. Niestety ze względu na potencjalny (mocno hipotetyczny) konflikt interesu zrezygnowałem z próby, zanim się ona rzeczywiście zaczęła. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że to był błąd, ja straciłem czas – a zdobyta podczas współpracy wiedza pozytywnie by wpłynęła na firmę.

W grudniu zacząłem się konsultować z ekspertami oraz nawiązałem współpracę z Interim Managerem z którym współpraca mi się układała w porządku (i dalej układa), ale problemy które mieliśmy wcześniej nie mogły być rozwiązane w sposób jaki wstępnie założyłem.

Nasze problemy to rzeczy związane z doświadczeniem zespołu, sumiennością, systematycznością, normami, sposobem pracy, celowością tej pracy, jej wynikami, a przede wszystkim odpowiedzialnością za własne działania i wyniki Klientów. Tych rzeczy nie można narzucić. To nie jest lista procedur jak mi się wcześniej wydawało. To kultura organizacyjna. Kultury organizacyjnej nie można dostarczyć, ją trzeba konsekwentnie budować. Nie zrobi tego zaganiany szef, który nie ma czasu porozmawiać, do tego sam ma problemy z cedowaniem zadań i mówieniem nie (przy takim podejściu w zasadzie nie było różnicy czy jestem w firmie czy nie). Nie zrobi tego też interim, gdyż on do skuteczności potrzebuje doświadczonych managerów których może rozliczyć z wykonania ustalonych zadań.

Płaska firma jaką do tej pory miałem to klasyczny problem organizacji centralnie sterowanej która zaczyna uginać się pod własnym rozmiarem. Miałem kilka opcji w głowie rozwiązania tego problemu, naturalną było złapać sprawę we własne ręce i stworzyć strukturę pionową (do tej pory miałem tylko szefa działu SEM). To co zbudowałem do tej pory niezamierzenie pachniało trochę turkusowymi organizacjami tylko nikogo chyba w firmie nie cieszył brak jasnego delegowania zadań z góry.

Aby wyjść z impasu, znalazłem odpowiednie osoby w każdym obszarze (poza IT za który odpowiadam bezpośrednio). Przy doborze osób zarządzających tym razem kierowałem się dużym doświadczeniem biznesowym, tak aby poziom empatii wobec Klienta był zbliżony do mojego. Przez empatię w tym przypadku rozumiem to, że odpowiadamy za wydatki Klientów. To nie jest abstrakcyjny budżet który został nam przekazany w celu wyklikania. Może nie jest tak, że nasz Klient nie nakarmi swoich dzieci jeśli to zmarnujemy, gdyż raczej obracamy się w biznesach o większej skali – ale nasza ewentualna nieskuteczność zabiera komuś marzenia. Mogą to być wakacje, hobby, dom, auto, nowy telefon, czy większa firma. To rozumie tylko ktoś kto sam był wynagradzany za skuteczność – tracił klientów przy braku wyników, czy musiał sprzedać aby mieć za co żyć. Nasi klienci ufają nam, w to co piszemy, widząc jak rośniemy, a co gorsza – w formie marketingu komunikacyjnego firmy którą zbudowałem to ufają bezpośrednio mi, gdyż zwykle to ode mnie dowiedzieli się o naszych usługach. Wierzą, że pomożemy spełnić im ich marzenia.

Ta zależność oznacza, że jestem bezpośrednio odpowiedzialny za wyniki, w obszarach w których nigdy nie widziałem Klienta czy jego konta reklamowego. Zależność oczywiście całkowicie słuszna, tylko wymagająca ogromnej sprawności operacyjnej i efektywności zespołu w sytuacji w której bezpośrednio się tym nie zajmuję. Zaufanie jest dla mnie ważniejsze niż rentowność, do tej pory ani jednego ani drugiego nie utraciłem, jednak moje wysokie oczekiwania odnośnie rezultatów działań własnego zespołu nie były zaspokojone (i świadomość, że inne firmy są zwykle dużo słabsze nie jest dla mnie satysfakcjonująca). Chcę być najlepszy. Chcę mieć najlepszą agencję SEM. To dość trudne, szczególnie, jak deleguje się zadania, gdyż ocena wynika z pracy innych. Adsy to generalnie złożony temat jeśli chodzi o jakość, w przypadku ecommerce na których się skupiliśmy agencja odpowiada tylko za część rzeczy związanych z kierowaniem dobrego ruchu, i często kampania ma mniejsze znaczenie niż ceny, marka i lejek zakupowy. Bycie najlepszym oznacza nie tylko świetne kampanie i wyniki ale też świetną komunikację, relacje i zaufanie – a to robi już biznes mocno trójwymiarowy. Bycie najlepszym jako zespół to totalnie co innego niż bycie najlepszym osobiście (przez bycie najlepszym rozumiem absolutną czołówkę, a nie bezwzględne pierwsze miejsce gdyż to i nie ma sensu i jest subiektywne).

Zajmować się prowadzeniem Klientów nigdy nie chciałem, chociaż przy starcie sembota to robiłem osobiście. Moim marzeniem było natomiast stworzenie firmy z której mógłbym być dumny, byłaby “najlepsza” w swoim fachu, miała globalną skalę i która byłaby w 100% moim dziełem. Marzenia spełniają się zwykle wtedy kiedy im się pomaga, przyjechałem więc do Polski 27.01-31.01 i 5.12-14.12 i przekazałem swoje kompetencje osobom którym uwierzyłem. Wiedziałem już, że bez tego budowa wielkiej firmy będzie niemożliwa.

Miesiąc czasu to zbyt krótko, aby odtrąbić sukces, ale wystarczająco długo aby ocenić zmianę. Zmiana jest totalna. Pomijając to, że znów się uśmiecham, to widzę jak produkt rośnie. Kontent się tworzy, kodu przybywa, sprzedaż pozyskuje leady, procedury i kontroling jest wdrażany. Dzień za dniem następuje zmiana. To przejście od firmy opartej o jednostkę w organizację, obserwowane z pierwszego rzędu (przez skype 😉

Zespół który stworzyłem w Rzeszowie stanowi świetną podwalinę operacyjną do ekspotencjalnego, globalnego wzrostu Sembota. Zespół managerski który dołączył do nas w tym roku chce ten wzrost wykonać i być jego współautorem. To ważne, bo do tej pory czułem, że każdy obszar przechodził przeze mnie. Dzisiaj wiem, że sam byłem znacznie mniej skuteczny, niż mając takie wsparcie. Kiedy wieczorem rozmawiam o tym co udało się dzisiaj zrobić i słyszę, że mamy 20 nowych leadów – a poza uzgodnieniem planu nie byłem w to zaangażowany, wiem, że zmiana się udała. Zmiana wykonana praktycznie całkowicie zdalnie, bez rezygnowania z własnych wartości.

Problemy i ich rozwiązywanie uczą i pozwalają na ocenę samego siebie. Chyba w ten sposób właśnie przeszedłem drogę od przedsiębiorcy do prezesa (mentalnego, bo formalnie jestem nim od 24 roku życia).

Wartym uzupełnienia faktem jest to, że moja zdalna praca jest tymczasowa, chociaż nie w takiej formie, że chcę wrócić do Rzeszowa. W tym roku planuję otworzyć biuro Sembota w miejscowości której mieszkam – W Calpe. Przy plaży, z pięknym widokiem i blisko promenady. Poza tym, że biuro jest dla mnie zwyczajnie wygodne i nie chcę się stąd ruszać – to jednocześnie pozwoli mi to na skuteczny marketing firmy (Forbes pisze raz na kwartał o Droids on Roids którzy wysłali zespół na Bali jeden raz i to z 10 lat temu – to marketingowo zadziała identycznie i globalnie), dodatkowo (i przede wszystkim) umożliwi mi ściągnięcie specjalistów z całego świata (łatwiej ściągnąć kogoś na hiszpańską plażę niż do Rzeszowa czy Warszawy a potrzebuję wielu native speakerów), a do tego wydaje mi się to fajnym pomysłem.

Podsumowując, nie dość, że mój przypadek pokazuje, że można kierować dużym zespołem zdalnie, to zdalnie można założyć całą firmę od zera. Czy warto? Nie wiem – to subiektywne. Przesiedziałem ostatnie dwa lata całe dni przed komputerem i nie byłem wielkim beneficjentem tej lokalizacji. Lubię słońce, nie przepadam za ludźmi i mam niskie potrzeby społeczne, lubię być na świeżym powietrzu, morze, góry, dobrze zjeść i mieć poczucie kierowania swoim życiem. Wybór który dokonałem jest zgodny z moim i Żony pomysłem na radosne spędzenie najbliższych lat. Jesteśmy tu szczęśliwi. Gdybym był fanem budowania relacji, personal brandingu i skalowania firmy w sposób agresywny na pewno wyjazd tu byłby złym wyborem. Gdybym decyzję musiał podjąć mając dzieci w wieku szkolnym, pewnie bym się nie ruszył. Gdybym przed wyjazdem zdążył zbudować dom (na szczęście budowałem go z cash flow, czekając na pozwolenie zacząłem od płotu i najniższa wycena na 100 000zł spowodowała że puknąłem się w czoło, działkę sprzedałem i wyjechałem) miałbym trudniej. Każdy ma swoje potrzeby, marzenia – warto je realizować. To co opisałem to moja droga, mam nadzieje, że kogoś kto się waha zainspiruje do działania, gdyż według mnie każda zmiana jest dobra, nawet jeśli to zmiana na gorsze. Świadomość niepodjęcia próby jest gorsza niż ewentualna porażka. Ja spróbowałem. Nie żałuję.

Polecam wszystkim którym takie coś się marzyło. Wyjedźcie najpierw na miesiąc, kwartał, zimę. Nic Wam nie wybuchnie (prawdopodobnie).

Podziel się

Zostaw komentarz

Najnowsze

Powered by: unstudio.pl