2020 / 03 / 01

#09: Dyscyplina daje wolność – Piotr Kantorowski [wywiad]

clock 1:09:38 | via Marketing i Biznes

Piotr Kantorowski to radca prawny z Rzeszowa. Porozmawialiśmy o przemianie jaką przeszedł Piotr w swoim życiu prywatnym i jak się to przełożyło na jego życie zawodowe. Kantorowski jest ultra maratończykiem, ojcem i przedsiębiorcą. Opowiada jak ważna dla niego jest dyscyplina i co wynika z trzymania sztywnych treningów, diety i medytacji

Audio:

https://www.spreaker.com/user/10916004/mib-piotr-kantorowski 

Video:

Goście:

Michał Bąk

Prowadzący audycję „Marketing i Biznes”. Chce pokazać jak rozwijać firmę, radzić sobie z wyzwaniami jakie stoją przed przedsiębiorcami a także jak zarządzać swoją psychiką jako founder. Wszystko to po to, aby zbudować w Polsce dużo rentownych firm i rozwijać szczęśliwych przedsiębiorców.

Piotr Kantorowski

Współwłaściciel kancelarii prawnej Kantorowski&Głąb

Wersja tekstowa:

MB: Cześć! Witaj Piotrze, bardzo się cieszę że przyjąłeś moje zaproszenie i proszę powiedz coś więcej o sobie, przedstaw się słuchaczom.

PK: Cześć Michał! Przede wszystkim jest mi bardzo miło z powodu tego zaproszenia i z powodu tego, że będę miał przyjemność wystąpić w podcaście Marketing i Biznes. Ja nazywam się Piotr Kantorowski. Może część z was mnie kojarzy. Jestem, tak żeby wymienić w kolejności: mężem i ojcem, przedsiębiorcą, radcą prawnym i biegaczem. I tutaj chyba wyczerpuje mniej więcej cały zakres mojego obecnego życia, bo doba nie jest z gumy i już więcej się w niej nie zmieści. Czyli mówiąc krótko, jestem funkcjonującym w ramach rodziny i społeczności biegowej przedsiębiorcą, który działa w branży prawnej i jako radca prawny pomaga waszym biznesom osiągnąć wyższy level, czasami uniknąć jakiegoś potknięcia, czasem wyjścia obronną ręką z problemów, w których się mogliście znaleźć.

MB: Super, bardzo fajna perspektywa i od razu chciałbym nawiązać do tego biegania. Na samym początku powiedz Piotr, co daje ci bieganie jako przedsiębiorcy, w kontekście bycia przedsiębiorcą.

PK: W kontekście bycia przedsiębiorcą, to zacznę od takiej rzeczy, którą zyskuje codziennie. Zacznę może od tego, że nie będę twierdził, że jestem młodym, czy tam małym Buddą, że jestem ostoją spokoju, tak na co dzień. Natomiast ewidentnie właśnie bieganie jest jedną z tych rzeczy, które pozwalają mi uzyskać większą równowagę psychiczną. Przy czym podkreślam, żeby nie tworzyć jakiegoś takiego zafałszowanego obrazu, większa równowaga psychiczna to nie znaczy, że jestem kuloodporny na cały otaczający mnie świat i wszystkie problemy, które do mnie docierają, tylko może czasem właśnie dzięki temu, że… bo to w zasadzie u mnie jest tak, że codziennie rano o mierze się z dystansem co najmniej 10 km, bo to taki mój w zasadzie minimalny dystans biegowy obecnie, to łatwiej mi jest podejść do tych wyzwań, które mnie spotykają na zasadzie takiej, że skoro już to i to w ciągu dnia mi się może nie tyle udało, co byłem w stanie temu sprostać, byłem w stanie wstać dla niektórych pewnie makabrycznie wcześnie, bo ja biegam przed pracą, więc wstaję uwzględniając wszystkie inne moje rutyny takie codzienne, około 4:30. Skoro byłem w stanie przebiec 10 km, skoro byłem w stanie zrobić jeszcze inne rzeczy, to i będę w stanie zmierzyć się z tym problemem, wyzwaniem, które życie codzienne przedsiębiorcy mi postawiło. Ja jestem w branży prawniczej. To jest jak najbardziej branża konsultingowa, tak patrząc bardziej ogólnie. No i w tej branży prawniczej myślę, że te problemy, które się ma na co dzień prowadząc firmę są dokładnie takie same, jak w każdej innej branży, tylko czasami jakby akcenty są rozłożone troszkę inaczej, no bo lekko inaczej się trzeba do rynku nastawić sprzedając towary, lekko inaczej sprzedając usługi, ale zawsze trzeba szukać właśnie tego punktu, w którym rynek jest chłonny na nasz produkt, w którym do niego wychodzimy. Trzeba doskonalić ten produkt, żeby był on jak najbardziej przez ten rynek w pożądany. I ja tu przyznam szczerze, że im dłużej zajmuję się prowadzeniem firmy, tym bardziej jestem skłonny podpisać się pod taką dość powiedziałbym zabawnie brzmiącą tezą, która gdzieś mi się tam kiedyś pojawiła w głowie, że każdy biznes jest zupełnie inny, zupełnie specyficzny i to jest ta podstawowa rzecz, która te wszystkie nasze biznesy łączy. To znaczy niby wszyscy jesteśmy w takiej specyficznej branży, a tak naprawdę, no to właśnie każda branża jest specyficzna i to się nazywa biznes.

MB: Bardzo ładnie to podsumowałeś. Bardzo ładnie klamrę tu zawarłeś. Poruszyłeś bardzo fajny wątek tego, że wstajesz o godzinie 4:30. Powiedz mi, czy przestawienie się z takiego normalnego trybu, że tak powiem, czyli wstajesz między 6:00 a 7:00 a zajęło Ci to trochę czasu, czy tak jakby, nie wiem, od czasu studiów już tak wstawałeś? Po prostu wyrobiłeś sobie ten nawyk bardzo wcześnie, czy jakby jakieś kroki podejmowałeś, żeby te nawyki w sobie wyrobić? Bo jednak 4:30, to jest dla niektórych środek nocy.

PK: To ja może zacznę od czegoś innego, bo to tak brzmi, że ja wstaję o 4:30 i zakładam, że wiele osób potrafi sobie już do tego dorobić, że ja śpię cztery i pół godziny, no bo oni chodzą spać o 12:00. Ja też chodziłem spać o 12:00 i nie wstawałem o 4:30 wtedy. To już powiedziałbym jest mocno niezdrowe. Idealnie by było, jakbym zasypiał około 22:00, bo to by było sześć i pół godziny snu, czyli ilość, która gdzieś tam, na ile ja swój organizm znam, w miarę dla niego wystarczająca. Zazwyczaj mi się udaje zasnąć trochę później, to znaczy bardziej położyć trochę później. Chcę jednak się trzymać tego, żeby nie chodzić spać po 23:00 chcąc wstawać o 4:30, bo to jednak jest środek nocy. I absolutnie nie jest tak, że ja od czasów studiów o tej godzinie wstawałem. Na studiach, to bardziej kojarzę jeżeli chodzi o jakieś ekstremalne godziny wstawania, to to były te godziny takie popołudniowe, niż poranne, więc absolutnie to nie jest u mnie coś, co było od zawsze. Ale też nie jest coś, co jakby powstało z dnia na dzień. Powiem tak, od dłuższego czasu wstawałem o 6:00 albo około 6:00, i chcąc dołożyć bieganie do swojego grafiku zacząłem sobie trochę… Tu jeszcze wtrącę jedną rzecz. Na tyle znałem siebie, że wiedziałem, że jak sobie tego biegania nie ustawię na „przed pracą”, to nic z tego nie wyjdzie. Bo po pracy jest zawsze tysiąc pięćset rzeczy, a ten poranek, to jest… Jakby zakładam, że do godziny 7:00 nikt do mnie nie będzie dzwonił, raczej nie pojawiają się wiadomości na Messengerze. Można oduczyć się sprawdzania poczty przed pewną godziną, na przykład przed 7:00 rano można tego nie zrobić, nie patrzenie na Facebooka. Taki człowiek wstaje i ma taką myśl, że „teraz idę biegać” i może wyjść biegać. Ale wracając do tej szóstej. Wstawałem o szóstej, zacząłem to ograniczać, w sensie tę godzinę czynić coraz wcześniejszą, ograniczać liczbę snu najpierw u siebie i tak gdzieś dobiłem do piątej pewnie dwadzieścia i wtedy się zorientowałem, że za dużo tego snu sobie odejmuję. I zacząłem pracować nad tym, żeby chodzić spać wcześniej, bo wtedy jeszcze chodziłem spać gdzieś około dwudziestej czwartej i finał finałów, to źle wpływało na psychikę. Tak nawet odwołując się do twoich własnych doświadczeń, z twoich ostatnich nagrań o psychice foundera. Myślę, że podzielasz ten pogląd, że jak jest człowiek permanentnie niewyspany, to psychika mu siada.

MB: Jak sobie robiłem taki rachunek sumienia wewnętrzny, to właśnie brak snu i złe odżywianie wypisałem jako podstawy tego, dlaczego mi jest źle mentalnie. Już nie chodziło jakby, że nie wiem, że problemy w firmie mogły mnie stresować, tylko ja po prostu prywatnie źle się odnosiłem do otoczenia przez to, że właśnie źle się odżywiałem i byłem permanentnie niewyspany. W pierwszej fazie niesłusznie zwalałem na to, że mi się syn urodził, ale tak na dobrą sprawę okazało się, że po prostu ja rozwaliłem sobie dyscyplinę pewnymi zachowaniami.

PK: Tu odbiję trochę od pierwotnego wątku. Poruszyłeś coś, co moim zdaniem jest mega istotne, a mi przynajmniej zajęło strasznie dużo czasu i dużo życia, żeby na to,  może nie tyle wpaść, bo gdzieś z tą myślą się spotkałem już dużo wcześniej, ale żeby to zrozumieć. Powiedziałeś o dyscyplinie, i że przez właśnie cytując „rozwalenie” tej dyscypliny doprowadziłeś siebie do stanu, który ci nie odpowiadał, i który nie był nazwijmy to ekologiczny w stosunku do twojego otoczenia. Ja tak im dłużej się nad tym zastanawiam, to właśnie jestem skłonny się przychylić do tezy, że właśnie dyscyplina daje wolność. Jak sobie ułożymy pewne rzeczy zgodnie z naszym schematem, grafikiem takim, który oczywiście nam odpowiada, to nie chodzi o to, żeby mieć dyscyplinę na zasadzie ktoś mi powiedział, że mam coś robić i ja przyjmuję, w ogóle nie zastanawiając się nad tym, jakieś schematy narzucone przez innych. Chodzi bardziej o to żeby sobie samemu dobrać zestaw, nazwę to w ten sposób nawyków, które potem konsekwentnie realizujemy, czyniąc je dopiero wtedy tak realnie tym nawykiem. Finał finałów, to właśnie w tych takich stałych punktach rzeczywistości, czyli naszego dnia codziennego, łatwo jest nam odnaleźć poczucie i zadowolenia, i takiego spełnienia, i jakieś nawet otuchy, pocieszania, jak nie wszystko idzie zgodnie z planem, a wręcz powiedzmy, że może być tak, że nic nie idzie zgodnie z planem. Takie rzeczy się też w życiu zdarzają, w biznesie się zdarzają, że miało być tak pięknie już. Przecież wymyśliliśmy sobie, jak będzie wyglądał ten nasz nowy produkt, zrobiliśmy research, podpytaliśmy dostępną nam społeczność. Okazało się finalnie, że ci znajomi ani od nas nie kupili, ani chyba nie byli dobrym wskaźnikiem. Bo myśmy zainwestowali w ten produkt już nieważne czy pieniądze, czy czas. Obie rzeczy są cenne, przy czym nawet czas jest chyba cenniejszy, no bo się go nie da odkupić, a pieniądze się przynajmniej da zarobić. W każdym razie, no okazuje się, że wszystko poszło niezgodnie z naszą myślą i czasem właśnie w tym, że jesteśmy w stanie, nie wiem, wstać o tej 4:30, pójść biegać, zrobić kilka innych rzeczy, jakby postawić się samemu przez to do pionu. No możemy znaleźć takie wewnętrzne wsparcie, to znaczy wsparcie w samych sobie i w tym, że jesteśmy konsekwentni. I okej, jedna rzecz nie wyszła, ale czujemy, że mamy siłę realizować inne tematy. I właśnie stąd wydaje mi się, że to ta dyscyplina często daje nam wolność, bo jest nas w stanie nas uwolnić od poczucia bezradności, chyba od najgorszej rzeczy, która nas może w życiu spotykać. I to nie chodzi o to, że ktoś powie, że są też gorsze rzeczy, bo ktoś może umrzeć. No tak, tylko to jest właśnie takie poczucie bezradności, że my już nic z tym nie możemy zrobić. To właśnie wszystko tak można by było sprowadzać do poczucia bezradności. Te momenty, które są dla nas szczególnie ciężkie, czyli do sytuacji, w których coś się stało, a my albo wiemy, że nic z tym nie możemy zrobić, albo nie mamy pojęcia, że możemy coś z tym zrobić, żeby tą sytuację odmienić.

MB: Wspaniałe. Bardzo mi się podobało to, co powiedziałeś. Chciałem cię też zapytać gdzie, w którym punkcie twojego dnia jest czas na medytację i co ta medytacja tobie daje.

PK: To ja znowu zacznę od odwołania się do twojej wypowiedzi o medytacji. Bo ty mówiłeś, że próbowałeś takich medytacji na podłodze, po turecku siedząc, i tobie to nie odpowiadało. Obecnie chodzisz na długie spacery z dzieckiem i podczas tych spacerów oddajesz się takiej kontemplacji rozważasz pewne aspekty swojego życia. Ja z kolei szukam czegoś odwrotnego, to znaczy ja szukam chwil odcięcia się od mojego codziennego funkcjonowania, takiego właśnie wyciszenia bez analizy otaczającego mnie świata. Szukania takiej przestrzeni wolnej od tego, co mnie na co dzień spotyka w świecie, w biznesie szczególnie, bo on tak potrafi mocno zakorzeniać się w naszej psychice i trudno jest prowadząc biznes, i myślę, że się ze mną zgodzisz, przyjść do domu i powiedzieć „okej, teraz jestem w domu, teraz w ogóle nie myślę o firmie”. W każdym razie ja medytuję codziennie rano. To jest rzecz, którą przed bieganiem, czyli w zasadzie pierwsza rzecz po przebudzeniu. To są medytacje prowadzone, czyli ktoś mówi mi kolejne kroki, które tam powinienem zrobić, ale te kroki to zazwyczaj sprowadzają się do tego, żeby oddychać w taki albo w inny sposób, albo skupić się na oddechu, który przepływa jakby od dziurek w nosie na przykład do brzucha. Tak próbować to czuć i skupić się na sobie i na swoim ciele. Też może dodam jedną rzecz, bo tak rozmawiamy o medytacji i nie wiem, z czym się medytacja kojarzy słuchaczom Marketingu i Biznesu. Ja z całą pewnością i odpowiedzialnością podkreślam, że to nie jest żaden akt religijny. To jest w moim wydaniu w dużej mierze praktyka uważności i praktyka sprowadzająca się do umiejętności zahamowania potoku myśli. Ja bym to tak odbierał. I na pewno nie jest to żaden akt religijny. Jeżeli ktoś by chciał postawić tezę, że on nie chce medytować, bo jest przecież katolikiem, a to są jakieś buddyjskie rytuały… To nie są żadne rytuały. I to, myślę że jest rzecz, która szczególnie, jeżeli któryś z twoich słuchaczy no jest powiedzmy w nie najlepszym punkcie sinusoidy prowadzenia firmy, czyli gdzieś tam poniżej poziomu zerowego, to myślę, że to jest praktyka, która pozwoli przynajmniej nabrać dystansu do tego, co otacza daną osobę. Jak się jest w każdej jakby wyższej części tej sinusoidy, no to jak najbardziej. Ja myślę że tam jeszcze bardziej jest potrzebny ten punkt taki odniesienia trochę z zewnątrz, bo jak człowiek odnosi sukces, to się potrafi tym sukcesem zachłysnąć i gdzieś tam zgubić azymut, więc w każdym przypadku ta medytacja w moim przekonaniu daje możliwość i jakby umiejętność takiego zdystansowania się do bodźców, które do nas trafiają, bo tych bodźców jest, szczególnie jak ktoś działa w internetach, to tych bodźców jest cała masa.

MB: Zdecydowanie, zdecydowanie. W dobie mediów społecznościowych, gdzie wszystko nas odciąga, co chwilę mamy jakieś pushe, powiadomienia i tak dalej, to ja też zauważyłem, że właśnie taka nirvana, którą próbuję sobie zaaplikować właśnie tą moją wersję medytacji, bo jakby ja zdaję sobie sprawę, jak powinna wyglądać medytacja. Moja jest zupełnie inna. To właśnie to daje mi poczucie, że nie muszę być na bieżąco ze światem, że nie muszę od razu odpisać komuś, że mój znajomy może się nie pogniewa jak mu nie odpisze tu i teraz, i tak dalej i tak dalej. I dla mnie to jest bardzo, bardzo istotne i bardzo się cieszę, że podzieliłeś się swoją perspektywą i bardzo mi się podoba, że jak rozwinąłeś to i powiedziałaś, że to nie jest religijny. Dobrze, przechodząc płynnie do kolejnej fazy naszej rozmowy, Piotr, pamiętasz może jaki był twój początek działalności gospodarczej? Jakie odczucia tobie towarzyszyły na początku prowadzenia biznesu, bo przypomnij, ile czasu prowadzisz już firmę?

PK: Działalność mam założoną od, żebym nie przekłamał, ale to jest albo 2 albo 3 stycznia 2013 roku. To zależy, który dzień był poniedziałkiem. A dobra, już nie pamiętam dokładnie jak to było, ale to sam początek stycznia 2013 roku. Przy czym, żeby to jakoś tak ubrać w sensowne ramy, ten sam początek mojej działalności, to jakoś tam znacząco od takiego staropolskiego znaczenia słowa samozatrudnienie nie odbiegał. To znaczy po zakończeniu aplikacji, bo w moim przypadku to tam po 5 latach studiów jeszcze był trzy i pół letni okres aplikacji. Teraz jest lepiej bo teraz są trzy lata. W każdym razie, po tym okresie gdzie pracowałem u kogoś w kancelarii, i no po prostu zmieniliśmy model współpracy i weszliśmy na model B2B. Natomiast tak realnie miałem poczucie, że prowadzę swoją działalność jedenaście miesięcy później, bo w listopadzie 2013 roku, kiedy pojawił mi się pierwszy klient. Mój klient. I to wcale nie jakiś taki, jak to czasami się zaczyna od takich małych podmiotów do obsługi, no to mi się akurat przytrafił, powiedziałbym, bardzo duży podmiot do obsługi – hurtownia elektrotechniczna z kilkoma oddziałami w Polsce. No tam jakby główne tematy do ogarnięcia no to była windykacja tych, którzy niekoniecznie chcieli samemu zapłacić za towar, który kupili i sobie gdzieś tam w swoich biznesach spożytkowali. Także tak wspominam początki prowadzenia firmy, a do tych początków, to co ważne, to tak mnie doprowadziła i to bez żadnej to jakiejś ani próby czegoś dodania sobie czy ujęcia, myślę, że rzetelna praca mnie do tego doprowadziła, bo sytuacja wyglądała w ten sposób, że obsługę tej firmy zaproponowała mi osoba, której prywatną sprawę prowadziłem w ramach kancelarii, w której pracowałem. To znaczy tam obsługiwałem prywatną sprawę osoby, która pracowała w tej firmie i pewnego dnia pojawiła się propozycja, że on chce ze mną, i to było wyraźnie powiedziane, że ze mną, a nie z kancelarią, w której pracowałem, ze mną współpracować w ramach rzeczy, które ma jako pracownik tej firmy, jako dyrektor finansowy. Chociaż miał dwie stopki w mailu: dyrektor finansowy i dyrektor do spraw windykacji. Mówił, że korzystał z różnych w zależności do kogo pisał. W każdym razie, że chce ze mną konkretnie współpracować. No i tak się rozpoczęła taka moja realna przygoda z biznesem. I tak od klienta do klienta coś mi tam cały czas przyrastało do tej kancelarii. Też dobrze pamiętam, zresztą trudno by było tego dobrze nie pamiętać, 3 czerwca 2014 roku urodziła mi się córka. Ja wtedy już powiedzmy mocno prowadziłem swoją kancelarię, ale też nie chciałem, chyba najbardziej powiem ze swojej strony, nie chciałem mieć takiego poczucia, że zaniedbuję jakiegokolwiek klienta, którego miałem powierzonego w tej kancelarii, z którą współpracowałem. No i tam powiedziałbym, że tak samo mocno i skrupulatnie cisnąłem, jak bym to robił pracując tylko tam. Więc krótko mówiąc, moja praca wyglądała wtedy mniej więcej w ten sposób, że pracowałem po czternaście godzin dziennie, od poniedziałku do piątku, i weekendy miałem wolne, bo pracowałem tylko od sześciu do ośmiu godzin. No i stwierdziłem, że urodziło mi się dziecko i tak się kurde tego nie da pociągnąć i trzeba podjąć decyzję, no albo rzucam własną firmę, albo rozstaję się z moim pracodawcą, to może tak słowo potocznie, no bo tak jak mówiłem, byliśmy na współpracy B2B. No i jak decyzja była dość oczywista. Szczególnie, że ta moja kancelaria już miała dość realne kształty, realny wymiar. No może nie obsługiwała setek firm, zresztą dalej tylu nie obsługuje. W każdym razie miałem poczucie, że da radę z tego utrzymać rodzinę, o tak bym chyba to najbardziej ujął. Szczególnie, że zwolni mi się dużo czasu i będę mógł go konstruktywnie wykorzystać na rozwój, dalsze działania, pozyskiwanie klientów, pracę merytoryczną. I krótko mówiąc, to też pamiętam, że miałem rozmowę z moim ówczesnym szefem przewidzianą na piątek danego tygodnia, we wrześniu 2014 roku. Tak się akurat stało, bo rzadko rozmawialiśmy. Ja zarządzałem jedną lokalizacją kancelarii, on zarządzał drugą. No to tak się stało, że akurat rozmawialiśmy w środę tego tygodnia i już wtedy tak poruszyłem ten temat, że ja się chcę pożegnać, że było miło, czasem było mniej miło, ale finał finałów wszystkiego się tu nauczyłem. No i czas ruszyć własną drogą. Pamiętam, że po tej rozmowie tak miałem poczucie, że mi kamień z serca spadł, bo ta rozmowa przebiegała zdecydowanie bardziej miło, niż gdzieś tam podskórnie się obawiałem. Potem nie zawsze było z górki w moich relacjach z tym moim ówczesnym szefem, no bo część osób które obsługiwałem, no spytało się mnie, pod jakim numerem się będzie można ze mną skontaktować, jak już będę prowadził tę swoją kancelarię. Rozwoju zdarzeń się można domyślać. W każdym razie, z perspektywy dzisiaj w pełni rozumiem, że mogłem nie budzić wtedy u niego najbardziej sympatycznych emocji, jak część klientów gdzieś tam powędrowała za mną. Z drugiej strony, no biznes to biznes i sytuacja się tak potoczyła. Myślę, że obaj też pracowaliśmy nad tym, żeby to tam gdzieś się najmniej krwawo na ile się dało w tamtej konkretnej sytuacji odbyło. I ostatnio, jak go widziałem, to mi pomachał, ja mu odmachałem i uśmiechnęliśmy się do siebie, także myślę, że już po latach jest okej. No i tak się znalazłam w swojej kancelarii.

MB: Bardzo ciekawa historia. A powiedz mi, czy gdy odchodziłeś z tamtej kancelarii, czy miałeś na przykład przygotowaną poduszkę finansową? Czy to raczej był skok bez spadochronu i zobaczymy, co się wydarzy?

PK: W swojej głowie na pewno nie miałem czegoś takiego jak poduszka finansowa, bo takie pojęcia, to jest kwestia z mojej perspektywy gdzieś bardziej 2015, 2016 rok, że zacząłem te pojęcia poznawać. Natomiast jak najbardziej miałem odłożone pieniądze. Ja tego odejścia nie zrobiłem z dnia na dzień. Z jednej strony miałem… W tej kancelarii, z którą współpracowałem wcale jak na rynek rzeszowski nie zarabiałem mało, to tak mówiąc wprost, już może zostawmy kwoty. Natomiast oprócz tego zarabiałem też ze swojej kancelarii, więc finał finałów to tych pieniędzy, jakbym jeszcze miał wtedy umiejętność rozsądnego gospodarowania środkami, to można było mieć całkiem dużo. No niestety tej ostatniej umiejętności nie miałem na tamten czas, więc tych pieniędzy no było tak, że na pewno nie miałem poczucia odchodząc, że no to teraz kurczę będzie Eldorado, no albo po miesiącu będzie za co kupić jedzenie, żeby mieć co do garnka włożyć, albo nie będzie. Pożyjemy zobaczymy. No bo tak też stwierdziłem, że zaczynam swoją własną przygodę z biznesem no mając już dziecko, więc chciałem to zrobić jak najbardziej odpowiedzialnie. Wiadomo, że nigdy nie można przesądzać na 100%, że nam wyjdzie. To jest jakby odrębna kwestia, bo możemy mieć wszystko ułożone, a może być jednak rzeczywistość inna niż zakładaliśmy. Natomiast było to zrobione, powiedziałbym bardzo w sposób przemyślany, z przygotowaniem, bo tak jak wspomniałem, ja jeszcze w listopadzie 2013 roku pozyskałem pierwszego klienta i od tego czasu tylko klientów jeszcze kilku pozyskałem. Także ja już miałem i bazę klientów w jakiejś tam formule obsługiwanych, bo tam akurat jeszcze nie było, z tego co kojarzę, umów abonamentowych jak ty to nazywasz, jak to nazywam ryczałtowymi. Z drugiej strony były oszczędności, także można powiedzieć, że nieświadomie, bo nie znałem tego pojęcia, ale poduszkę finansową miałem. Nie jestem w stanie określić, czy ona była na 3 miesiące, 6 miesięcy, 12 miesięcy. Nawet nie jestem w stanie odtworzyć, ile wtedy było pieniędzy na rachunku bankowym, także tego już na pewno nie powiem. Zakładam, że to było nie mniej niż trzy miesiące. 

MB: Bardzo fajne rzeczy opowiedziałeś. Chciałbym to pogłębić. Powiedziałeś, że na tamten moment nie byłeś gospodarny. Powiedz mi, co się zmieniło? Jakie sytuacje, czy czego się nauczyłeś, że teraz lepiej gospodarujesz swoimi środkami?

PK: Ja myślę, że najwięcej dają do myślenia miesiące chude, to tak bez dwóch zdań. One są najlepszym momentem autorefleksji dla każdego, albo prawie dla każdego. Znaczy jeżeli ktoś się na miesiącach chudych nie uczy, to niedobrze. To tak bym to ujął. Miałem kilkakrotnie od tamtego czasu takie miesiące. Ja jednak lubię mieć poczucie cash flow. Jak mam cash flow, to zdecydowanie jestem spokojniejszym człowiekiem. Nie ukrywam, że brak tej płynności finansowej ile razy mi się w życiu może nie tyle przydarzył, co był gdzieś tam na horyzoncie, tyle razy wpływał znacząco na takie moje wewnętrzne poczucie niepokoju, które zresztą na nieszczęście emanuje na zewnątrz też w takich sytuacjach. Stąd te momenty mnie najbardziej nauczyły. Czytałem też Finansowego Ninja. Gdzieś tam tego kontentu  dotyczącego finansów osobistych szukałem, szukam. Pogłębiam go. Natomiast moim przypadku, jakby to tak ująć, też niebagatelne znaczenie miały te sytuacje, w których niby to w przychodzie mi wychodziło, że zarabiam coraz więcej, w przychodzie, a tych pieniędzy było zamiast coraz więcej, to coraz mniej. I się zaczęło szukanie, że kurcze no, coś musi być robione nie tak. No może tu jest za dużo wydawane, może tam jest za dużo wydawane. Na przykład po dobrych kilku miesiącach od urodzenia się naszej córki, starszego dziecka, zorientowaliśmy się, że po prostu straszne pieniądze wydajemy na zupełnie do niczego nie potrzebne, znaczy zabawki, książeczki. To był taki moment refleksji, że w ogóle robimy to bez sensu. Mamy jakieś takie dziwne poczucie, że jak idziemy do sklepu, to trzeba kupić dziecku coś, a wcale nie trzeba, bo tych zabawek się potem, już mówiąc wprost, z nich się robi śmietnik na pewnym etapie takiego kupowania. Dziecko się z tego nie cieszy i kompletnie pieniądze wyrzucone w błoto i jeszcze nie ukrywając potem, jak się staje człowiek taki responsywny, na zasadzie, jak już dziecko mówi, albo jak przynajmniej w sposób ewidentny i werbalny daje znać, o co mu chodzi, no to jak się zaczyna sytuacja rozgrywać na zasadzie „daj, chce”, a ty za każdym razem dajesz, bo dziecko chce, no to to też źle wpływa na wychowanie dziecka. Szybko się zorientowaliśmy, że popełniamy błąd, bo to nie tylko był, że tak powiem, mój prywatny błąd, to taki domowy błąd taki sobie zafundowaliśmy. I to też było taką lekcją, że to że się na coś da wydać pieniądze, to jeszcze nie znaczy, że trzeba, a już na pewno nie znaczy, że to jest dobra inwestycja.

MB: Tak, zdecydowanie. Bardzo fajna perspektywa i jakby ja ją bardzo dobrze rozumiem autopsyjne, dlatego cieszę się, że nią się podzieliłeś. Bo ludzie boją się albo wstydzą się mówić o swoich prywatnych błędach, a wydaje mi się, że to są dość takie społeczne błędy. Czyli, to nie jest tylko, że o Piotr Kantorowski, z Rzeszowa popełnia ten błąd, czy rodzina wasza. To jest bardzo ogólny błąd, o których się powinno mówić, bo jakby nie patrzyć, jeżeli masz małą firmę, to ten konsumpcjonizm, ta niegospodarczość, którą wpajamy po części dzieciom, powoduje, że finanse nasze prywatne, a często są skorelowane z firmowymi, gdzieś tam cierpią.

PK: I tu jeszcze jedna ważna rzecz, którą poruszyłeś. Im bardziej nie będą skorelowane, w sensie takim jednego źródła wpływu i wypływu finanse osobiste i firmowe, tym lepiej. W sensie, że koniecznie to trzeba mieć rozdzielone, bo potem człowiek nie widzi, co poszło na firmę, co poszło na życie, co poszło na jakiejś w ogóle rozrywki z cyklu: „bo w galerii był szaliczek”, jak to Miłosz Brzeziński pięknie opowiada o tym szaliczku, który tak mówił, że koniecznie musisz go kupić i tak szaliczek cię przekonał i wydałeś na niego 400 zł. No ja tak pięknie nie opowiem, ale no są takie rzeczy, że w wpływem impulsu nagle wydajemy pieniądze na rzeczy, które są nam kompletnie niepotrzebne. Przy czym też nie twierdzę, że nie można kupić szalika za 400zł, bo jak komuś jest to potrzebne, to niech kupi szalik za 400 zł, tylko niech nie robi tego pod wpływem impulsu i niech nie robi tego broń Boże z pieniędzy, które mają być na ZUS albo na podatek, ewentualnie na zapłatę kontrahentom, pracownikom, w ogóle komukolwiek, czy na oddanie pożyczki, którą się wzięło na rozkręcenie biznesu od wujka. Mimo, że wiadomo, że wujek całe życie nas kochał, i że wujek się nie upomni, ale jak wziąłem na rozkręcenie biznesu pożyczkę od wujka, to mam mu te pieniądze oddać. No to jest nauka odpowiedzialnego prowadzenia biznesu i powiem tak, mimo, że ja zarabiam na tych sporach sądowych, bo to jest jednak część mojej pracy i to tak nawet powiedziałbym całkiem dobrze płatna, no to naprawdę jestem orędownikiem tego, że jak decydujemy się prowadzić biznes, to decydujmy się na odpowiedzialność, która polega na tym, że jeżeli coś kupiliśmy, jeżeli coś zleciliśmy, to mamy obowiązek za to zapłacić i to w terminie, na który się umówiliśmy, a nie w terminie 3 miesiące później. Bo z naszej perspektywy, a to często tak ludzie sobie układają w głowie, że skoro mój zleceniodawca mi nie zapłacił no to nic się nie stanie, jak ja nie zapłacę mojemu wykonawcy, no bo ja czekam, to i on też może, a w zasadzie musi poczekać i powinien być zadowolony. To, że ktoś się do nas zachował nie fair, to nie daje nam żadnego prawa zachowania się do innych nie fair. Tak bym rekomendował na starcie sobie wpoić taką zasadę wchodząc w biznes. Jeszcze jeżeli chodzi o takie zasady, takie mity, które gdzieś tam krążą, i to one wcale nie z internetów się wzięły, tylko one się wzięły jeszcze znacznie wcześniej. Jakaś taka myśl o tym, że biznesie to trzeba robić koszty, żeby podatków nie zapłacić. Najlepiej mieć takie koszty, żeby w ogóle podatków nie zapłacić, a jak się ma takie koszty, żeby zupełnie podatków nie zapłacić, to znaczy, że ma się zerowy dochód, że można mieć przychód i 10 milionów, ale koszty jego uzyskania też są wtedy 10 milionów, i wtedy się nie płaci żadnego podatku. I to nie jest żadna droga. Podatki, okej, jak najbardziej podejdźmy do tego racjonalnie, tam gdzie możemy zapłacić mniejsze, to nie ma sensu płacić większych, tylko mam tu na myśli sposoby optymalizacji podatkowej, a nie jakiś partyzantki podatkowej. Fakt, że płacimy podatki, przynajmniej w obecnym społeczeństwie, i to nie tylko w Polsce, no jest zupełnie rzeczą powszechną, którą trzeba zaakceptować. No w każdym państwie.. no dobra nie wiem, czy w każdym. Może są jakieś państwa, gdzie takich danin publicznych nie ma, ale przyznam nie słyszałem o tych, żeby nie było wcale. Są jedynie raje podatkowe, gdzie te podatki są odpowiednio niskie. Więc w każdym państwie jakieś te daniny publiczne się odprowadza i to jest element prowadzenia biznesu, na który jakby nie tyle się powinniśmy zgodzić, co no trzeba go zaakceptować, jak się podejmuje decyzję: prowadzę biznes. To taka też myśl gdzieś przed nawias.

MB: Słuchaj, zacząłeś biznes prowadzić sam. Dobrze rozumiem?

PK: To było trochę tak, że w 2013 i do rozstania z moim byłym szefem, w zasadzie prowadziłem sam biznes. Natomiast rozstając się z nim akurat tak wyszło, że u niego w kancelarii był praktykant, co do którego miałem okazję zobaczyć, że jest ponadprzeciętnie dobry w tym, co robi, i że jest z niego mega rokujący prawnik. A że gdzieś się tak jeszcze też na gruncie mniej lub bardziej prywatnym zgadaliśmy, można było się porozumieć, to tak stwierdziłem, że jak zakładam kancelarię, to ja chcę ją budować jako kancelarię taką nie jednoosobową, więc porozmawiałem z Pawłem, czy może by chciał ze mną zacząć współpracę. Też od razu mówię, że na początku mu złotych gór nie obiecywałem, bo też nie wiedziałem, co z tej kancelarii wyjdzie. Dopiero zaczynałem, to skąd mogłem wiedzieć. W każdym razie od początku pojawił się u mnie Paweł Głąb, który jest obecnie moim wspólnikiem. Krótko mówiąc, między tym początkiem, a chwilą obecną raz Paweł nie tyle udowodnił, bo on mi niczego nie musiał udowadniać, pokazał, że się nie pomyliłem co do tego, że jest ponadprzeciętnie dobrym prawnikiem. Poza tym miał pomysł na rozwój kancelarii i zdecydowanie fakt wejścia przez nas, obsługę takich branż bardziej ecommerce’owych. To była jego inicjatywa. Umiejętność obsłużenia takiej branży to jest jedno, a pozyskanie takiej branży, to jest drugie. Paweł, i to samodzielnie, stworzył strony produktowe, przez które promowaliśmy nasze usługi dotyczące sporządzania regulaminów dla e-commerce’u, czy regulaminów dla jakichś aplikacji mobilnych. Stworzył strony produktowe dotyczące rejestracji znaków towarowych, stworzył stronę produktową, która najpierw dotyczyła GIODO, a później trzeba było zmienić, bo trzeba się było dostosować do RODO i na kanwie potworzenia tych kanałów dotarcia do klienta, ewidentnie nasza kancelaria zaczęła się coraz bardziej rozwijać. Nowe kanały dotarcia się pojawiały. Potem w mojej głowie urodził się pomysł na dołożenie do tego podcastu, jako kolejnego źródła dotarcia do klienta. No i powstał podcast Prawo dla biznesu, a w oparciu o nazwę podcastu jest teraz nasza strona, taka jakby kumulująca w sobie wszystkie usługi, te dotyczące nie tylko e-commerce’u, bo też IT i usługi związane z twórcami internetowymi. Myślę, że tak szeroko pojętych internetów i tego, co można przez internet działać, to jest obecna taka nasza marka, do promocji w internecie, czyli prawo dla biznesu domeną „.eu”. Tu dla Arkadiusza Szczudło pozdrowienia, bo jak się okazało później domena „.pl” była zajęta, i później się okazało, że to właśnie Arek ją gdzieś tam jeszcze wcześniej sobie zakupił widząc perspektywę w takiej domenie. Jakby ktoś nie wiedział, to Arek jest prawnikiem i działał, działa jako prawnik kreatywnych i w branży mody, ale myślę że słuchacze podcastu Arka znają, więc to tak tylko, gdyby ktoś nie wiedział.

MB: Super. Powiedz mi jak się zaczęła twoja przygoda z podcastami. Dlaczego zdecydowałeś się i czy nie miałaś na początku obawy, bo jednak robisz podcast dla przedsiębiorców, bo jednak to Prawo dla biznesu. Opowiedz coś o tej perspektywie.

PK: Ja myślę, że najlepszym punktem startu, dlaczego teraz nagrywam podcast jest sytuacja, w której akurat jechałem samochodem jako pasażer i tak szukałem czegoś, czym mógłbym się zająć w trakcie drogi, bo jednak rozmowa tam akurat nie była zajęciem, które mogło być wdrożone i trafiłem… A w ogóle nie wiedziałem, na co ja trafiłem. To była strona, ona się nazywa Mała wielka firma i tam można było posłuchać „empetrójek” [.mp3]. I tak zaczęłam słuchać. Stwierdziłem, że ciekawe to, fajne, nie trzeba czytać, można sobie posłuchać w samochodzie, super, bo raz jak, prowadzę, to też mogę posłuchać. Dwa, jak jadę jednak na dłuższą metę nie lubię czytać w samochodzie, no to ekstra. I chwilę później się dowiedziałem, że to, czego słuchałem, to są podcasty. Potem poznałem kolejne podcasty. Tutaj chyba takim drugim, który zapadł mi w pamięć, to był podcast Radka Budnickiego Lepiej teraz. Na Małą wielką firmę to trafiłem jeszcze chyba zanim Radek zaczął nagrywać. I zacząłem coraz bardziej szukać podcastów, treści w tych podcastach. I okej, w pełni miałem świadomość, że jest to działanie marketingowe, ale tak gdzieś z tyłu głowy, to rozpoczęcie nagrywania podcastów, to chyba jednak przynajmniej przeważające znaczenie miało to, że tyle tych podcastów słuchałem; stanowiły one dla mnie ważne miejsce pozyskiwania wiedzy, że powstała u mnie taka wewnętrzna presja do tego, żeby nagrać swój podcast. I pierwsze podejście, akurat wtedy Marek Jankowski z Małej wielkiej firmy wypuszczał kurs o podcastach – Podcast Pro i pierwsze podejście, tak jakoś, nie znalazłam sobie jeszcze tej mobilizacji. Pomyślałem, że no nie jest najlepszy moment, bo przecież tyle rzeczy, że to praca, to rodzina, tutaj inne tematy, więc na pewno nie będę miał kiedy. Tak trochę już ironizując z siebie samego, bo drugi moment kiedy kupiłem kurs i zacząłem nagrywać podcast, to był ewidentnie gorszy moment, bo to był czas kiedy Paweł, wspomniany mój wspólnik, akurat przygotowywał się do egzaminu zawodowego na radcę prawnego i z tego powodu, w zasadzie nie mogę powiedzieć, że był na takim urlopie trzymiesięcznym, podczas którego nic nie robił w kancelarii, ale no jakby umowa była taka, że praktycznie na ile jest to możliwe, to zostaje odciążony ze wszelkich możliwych obowiązków, no żeby do tego egzaminu móc się solidnie przygotować. Pójść, zdać go, zostać radcą prawnym, kupić togę i powiesić ją w szafie. Bo akurat mamy skonfigurowaną kancelarię także tych rozpraw jest bardzo mało, a togę ubieramy na rozprawę, także tak się śmiejemy… Przez długi czas się z niego śmiałem, że może by poszedł na jakąkolwiek rozprawę, bo ta toga czasem się musi przewietrzyć. W każdym razie, jak Paweł się uczył, to ja nagrałem dobre kilka odcinków podcastu. Jezu, czy miałem z tyłu głowy jakieś lęki… No oczywiście, że miałem. Przecież wszyscy mnie mogli skrytykować, każdy mógł mnie wyśmiać i w ogóle nie wiadomo, co się mogło stać. Natomiast akurat tak się stało, że uczyłem się obsługi spikera, który służy mi do publikacji podcastów,no i tak się gdzieś szczęśliwie chyba złożyło, że w ramach tej nauki niechcący opublikowałem pierwszy odcinek na Facebooku. Teraz chyba ta funkcja publikacji na Facebooku jest wyłączona, ale wtedy można było tak automatycznie opublikować. Zanim ja się zorientowałem co się stało, gdzie Facebooka wcale nie miałem znacznie wcześniej, tylko Facebooka mam od stycznia 2018 roku, a podcast lutego 2018 roku, to zanim ja się zorientowałem co się stało, to już było kilka lajków, już coś tam ktoś napisał. To stwierdziłem, że no to okej. Wszystko było pozytywnie, no to trzeba iść za ciosem i publikować dalej. Potem już jakoś nie myślałem o tym, że ktoś mnie może skrytykować. Tak bardziej mi się te myśli pojawiły na zupełnie późniejszym etapie, kiedy te myśli bardziej w kierunku, że jak ktoś przez długi czas daje content do internetu, to już powinien mieć jakiś hejt, a ja jeszcze nie miałem. Ale już miałem, także, ale taki delikatny. Jakby mam w zwyczaju, jeżeli ktoś mnie atakuje w internecie odpowiadać wręcz odwrotnym uczuciem, wchodzić na jakąś taką sympatyczną ścieżkę rozmowy i to w większości przypadków hejtu jakby psuje zabawę hejterowi i on się wycofuje, bo jak to, on hejtuje, a ty do niego po przyjacielsku? Chyba nie nauczyłeś się reguł internetu.

MB: Tak, tak. Kiedyś właśnie widziałem taką audycje o tym, gdzie właśnie hejter z taką nienawiścią do drugiej osoby się zwraca, a ta druga osoba: „Tak, masz rację, jestem gruby. Tak, masz rację”, jakby potwierdzając wybija ten cały oręż, tą całą broń temu hejterowi. Ok, Piotr, płynnie przechodząc do następnego pytania, które mnie bardzo ciekawi, z racji tego, że całkiem sporo tworzę do sieci, to jakie przełożenie na twój personal brand i na zapytania dla kancelarii mają produkowane przez was treści. Nie mówię tutaj tylko o twoim podcaście, waszym podcaście, ale też również o treściach, które piszecie na portale, treściach, które piszecie do prasy drukowanej. Jak to się przekłada na zapytania, albo rozpoznawalność twojej osoby w sieci.

PK: Zacznę od tego ostatniego, bo ta odpowiedź jest chyba dla mnie znacznie prostsza. Jeżeli chodzi o rozpoznawalność mojej osoby w sieci, to dzięki contentowi jestem rozpoznawalny. Znaczy na pewno nie jestem jakoś rozpoznawalny przez, w ogóle kategoria „przez wszystkich” nie istnieje, natomiast przez jakieś niezliczone grupy osób ale myślę, że tę rozpoznawalność mocno udało mi się uzyskać. Szczególnie, że jak wspomniałem wcześniej, nie miałem Facebooka. Dobra, na Linkedin byłem, ale tak moja obecność w internetach była, powiedziałbym, mocno marginalna. Można było mnie znaleźć, więc faktycznie istniałem, kierując się tym, że jak cię nie ma w internecie, to nie istniejesz. W każdym razie, na pewno kontent, jeżeli chodzi o budowanie marki osobistej miał bardzo duże znaczenie i bardzo duży wpływ. Zresztą nawet nie szukając daleko z Marketingiem i Biznesem dzięki podcastowi zaczęliśmy współpracę i zaczęliśmy jakiś kontent dla was tworzyć. A potem, też w oparciu o podcast, pamiętam, bo to tak gdzieś równolegle poszły te dwie propozycje, od Pawła Kosmali, który taką konferencję Kolbuszowa 2.0 organizuje. Mimo niby takiej lokalnej nazwy, to jest taka mocno rozpoznawalna i w zasadzie ogólnopolska konferencja dotycząca e-commerce z internetu, która odbywa się i zaczęła się w Kolbuszowej pod Rzeszowem. Chociaż Paweł twierdzi, że jest na odwrót, że to Rzeszów jest pod Kolbuszową. W każdym razie, i to w ogóle jest takie wyjątkowe miasto na skalę całego kraju, bo nie dość, że jest podkarpackim Trójmiastem, bo tam jest Kolbuszowa, Kolbuszowa Górna i Kolbuszowa Dolna, to jeszcze żeby było bardziej hardkorowo, to mają rzekę Nil. No to się nie zdarza w Europie, a oni mają tak. Nawet krokodyla mają, tylko, że ten krokodyl jest akurat odlany z jakiegoś tam kruszywa. W każdym razie, to tak już troszeczkę pół żartem opowiadając. Poszło drugie zapytanie, czy chciałbym wystąpić jako prelegent na tej konferencji, no a potem to tych zapytań przyrastało, przyrastało. Jeżeli chodzi o tworzenie contentu na jakieś portale, czy gazet internetowych, to no we wrześniu, to dostaliśmy przyznam tyle zapytań, że do tej pory jeszcze nie udało nam się tego wszystkiego obrobić. No ten wrzesień też taki był wyjątkowy. Zakładam, że to skumulowanie po wakacjach trochę. Ostatnio miałem przyjemność być prelegentem na InternetBeta w Kielnarowej pod Rzeszowem, to myślę, że konferencja, której nie trzeba przedstawiać. Ona już ewidentnie ma ogólnopolską rangę. I jestem przekonany, że to też zawdzięczam kontentowi. To znaczy prelegenci w tym roku mogli się sami zgłaszać, ale niewątpliwie przechodzili weryfikację, no i to jednak, jak się tę weryfikację zacznie robić, no to u mnie widać, że tworzę kontent, że tu jest podcast, tu są artykuły. Także jeżeli chodzi o budowanie marki osobistej, to ten kontent miał niebagatelne znaczenie, a teraz w ten trudniejszy temat, jeżeli chodzi o sprzedaż. Po pierwsze i to tak jakby na kanwie jednej z rozmów z właśnie InternetBety, gdzie zostałem tam przez prawniczkę podpytany, jak to z tym podcastem, jak to wpływa na sprzedaż. Po pierwsze, to chyba w ogóle nie należy się nastawiać, tak już pozwolę sobie na przykład podcastu, że jak będę miał pierwszy odcinek, to zyskam jednego klienta, jak drugi to dwóch, jak trzeci to trzech, bo to kompletnie tak nie działa. Jeżeli chodzi o podcast, to tacy klienci którzy przychodzą jakby wyłącznie dlatego, że słuchali podcastu zdarzają się, ale to jest rzadkość. Najczęściej ten podcast to jest początek lejka sprzedażowego, a najczęściej jakby końcem tego lejka… Inaczej, ten lejek się kończy w ten sposób, że zostaję zaproszony na konferencję. Na konferencji mam przyjemność poznać się z innymi prelegentami, rozmawiamy o czymś, a potem od tych prelegentów właśnie pojawia się zapytanie, czy zajmuję się z tym i tym. Albo jak już wiedzą, że się zajmuję, to tam gdzieś nawiązują do rozmowy przedstawiając swój konkretny temat, no który wymaga jakiś działań prawnych. To jest taki najczęstszy przykład skonwertowania się rozpoznawalności w internecie na sprzedaż taką w realu, że to tak określę. I przynajmniej u mnie działa akurat ten kanał dotarcia najbardziej, co nie znaczy wcale, że samego podcastu nie było klientów, bo byli, tylko tak statystycznie jest to rzadsze.

MB: Ok, ok.  Ale jakby ta rozpoznawalność jest ewidentnie tak, jak podkreślasz elementem tego lejka, że nie wiem ktoś cię zna z podcastu, zaprosił Cię w roli prelegenta. Tam poznajesz czy to innych prelegentów, czy osoby, które przyszły na tą konferencję i jakby gdzieś tam one konwertują w postaci później klienta. Więc jakby ja rozumiem, że ten podcast jest gdzieś elementem pozyskiwania klientów, mimo tego, że nie robisz tego de facto po to, żeby pozyskiwać klientów.

PK: Znaczy, to tak już też no bądźmy szczerzy i przed sobą i przed słuchaczami, no robię to także po to, żeby pozyskiwać klientów, natomiast gdyby to był jedyny cel, ja myślę, że po trzecim odcinku bym przestał, bo… no dobra, nie, przy trzecim jeszcze mi to nie sprawiało takiej czystej żywej satysfakcji, że mogę porozmawiać z większą ilością osób, przynajmniej im coś opowiedzieć, bo może interakcja to w podcaście jest nie tak prosta. Natomiast no robię to także po to, żeby pozyskać klientów i nie wstydzę się tego powiedzieć, natomiast ewidentnie lubię nagrywać w ten sposób kontent. Jak jedni uwielbiają pisać artykuły na bloga, to akurat ja mogę powiedzieć, że uwielbiam nagrywać podcasty. Przy czym przynajmniej na chwilę obecną chodzi mi głównie o format audio. Video, gdzieś tam może się kiedyś bardziej do tego przekonam. Tu, przynajmniej w tej formule gadającej głowy, jak się określa tę formę solowych wystąpień. Nie wiem, czy byłoby to na tyle ciekawe, gdyby to było w formacie video, czy to by nie było tylko tworzenie tego video, żeby sobie było, bo już teraz na YouTubie nawet można mieć przecież wariant słuchania samego audio, jak się wykupi. No a oglądanie kogoś, kto przez czterdzieści minut opowiada, no samo w sobie nie wiem czy to jest takie ciekawe. Myślę, że to jednak jest przewaga do takiej formy, formatu audio.

MB: Zdecydowanie, bardzo fajna perspektywa. Na koniec chciałbym jeszcze zadać ci pytanie pogłębiające, właśnie dotyczące podcastów. Jak przygotowujesz się do odcinka? Tak jakby rozpisujesz wpierw scenariusz na kartce, czy lecisz jakoś na żywioł? Jak to wygląda?

PK:  Nie no tak żeby usiąść i zacząć nagrywać mając tylko i wyłącznie temat w głowie, to myślę, że to nie jest dobry pomysł. Mam w zależności od tematu albo przygotowane jakieś materiały, albo przynajmniej wypisane punkty, o których chcę opowiedzieć, w takiej kolejności, która wydaje mi się na moment przed rozpoczęciem nagrywania sensowna. Część podcastów powstawała, żeby taki dać przykład bliski tobie, na tej zasadzie, że powstawał artykuł do Marketing i Biznes i z tego artykułu potem powstawał podcast. Także tak było na początku. Potem może się trochę bardziej w tym wszystkim oderwałem od wiązania podcastu z artykułem. Troszkę to może bardziej poszło w jakiejś punkty do omówienia, potem na przykład była seria w zasadzie ośmiu odcinków dotyczących prawnych aspektów marketingu. To po to stworzyłem no w zasadzie to jest e-book, ale taki dość obszerny bo sześćdziesiąt parę stron, czy może siedemdziesiąt już nawet już tej finalnej wersji, w sensie przygotowanych graficznie siedemdziesiąt stron kontentu merytorycznego. No to samo przygotowanie tego przed nagrywaniem, no to pozwoliło mi poukładać sobie w głowie to, co chcę powiedzieć. Też zawsze przecież mogłem sięgnąć do tych materiałów, które przygotowaliśmy. I co, no i tak to mniej więcej było tworzone. Natomiast tak, żeby usiąść, nagrywać na żywioł, to tak to w zasadzie nagrywam zapowiedzi. Bo u mnie w podcaście Prawo dla biznesu jest merytoryczny odcinek raz na dwa tygodnie i odcinek taki stanowiący zapowiedź podcastu kolejnego odcinka w tych nazwijmy to pustych tygodniach. No to ta forma powstawała bez przygotowania. Najczęściej, i chyba tak będzie powstawać, natomiast abstrahując od jej ewolucji, bo pierwotnie to było w zasadzie tam dwuminutowe powiedzenie, o czym będzie w następnym odcinku. Potem ktoś na iTunes dał mi recenzję, która bodaj ma tytuł „po co te zapowiedzi”. I w treści recenzji słusznie mi zwrócił uwagę, że po co te zapowiedzi, kompletnie nic w tej formule nie wnoszą, no bo mówię, co będzie za tydzień. Co to za content. No teraz te zapowiedzi taką przybierają trochę formułę, że tu powiem o jakiś wydarzeniach, na których będzie można mnie spotkać. Czasem sobie pozwolę na jakiś lifestyle, na przykład powiem o tym, że na swoje 35 urodziny się zapisałem na bieg na 70 km i dlatego nie będzie mnie na afterparty na piątej edycji Kolbuszowej 2.0, albo przynajmniej będę krótko, bo się trzeba przed takim biegiem wyspać. No i jakieś tego typu rzeczy mi się tam zdarzają. Do tego jeszcze dochodzi krótki, merytoryczny tip, z którego… Ekhm. To też ta forma ewoluuje, bo ostatnio, to jeszcze się nie pojawiło. Nie wiem, kiedy będziesz publikował swój podcast. Być może to już będzie teraz równolegle już w moim ta zapowiedź. Natomiast ostatnio mówiłem o tym, że wzrosły opłaty sądowe w sprawach cywilnych, czyli jakieś takie informacje, które albo można wykorzystać wprost w swojej firmie, tak na zasadzie, że albo zrobić sobie szybciutki audyt, albo stwierdzić, że coś można zmienić u siebie, albo są to jakieś istotne informacje z punktu widzenia prowadzeniu biznesu, ale nie takie poradnikowe, tylko bardziej właśnie informacje. 

MB: OK. Piotr, bardzo ci dziękuję za dzisiejszą rozmowę. Chciałbym ci też życzyć powodzenia w swoich postanowieniach biegowych i ogólnych. No i oczywiście życzę też powodzenia w rozwoju kancelarii.

PK: Michał ja ci bardzo dziękuję i za życzenia i za zaproszenie do twojego podcastu, który tu powiem bez żadnego przekłamania i bez żadnego słodzenia ci, naprawdę mega dużo wartości, tak powiem po internetowemu, mega dużo wartości daje przedsiębiorcom, bo właśnie pokazujesz to, o czym nie wszyscy chcą rozmawiać, czyli że biznes ma oczywiście wiele jasnych stron, ale trzeba sobie też radzić z tymi mniej jasnymi, żeby nie powiedzieć ciemnymi. I ty nie dość, że pokazujesz, że w takich sytuacjach się znajdujesz, czy znajdowałeś, to jeszcze dajesz możliwe do szybkiego wdrożenia schematy, jak sobie z tym poradzić. Także tak. Korzystając z tego, że jestem właśnie w twoim podcaście, to chciałem ci podziękować za twój content, od mojej strony.

MB: Dziękuję również. To do usłyszenia Piotr w takim razie.

PK: Jeszcze raz dzięki i do usłyszenia.

Zostaw komentarz

Powered by: unstudio.pl