Marketing i Biznes E-commerce M-commerce. Marzenie ściętej głowy?

M-commerce. Marzenie ściętej głowy?

M-commerce. Marzenie ściętej głowy?

Prowadzisz firmę? Dołącz do Founders Mind, najlepszej konferencji dla biznesu w Polsce

Sprawdź szczegóły wydarzenia

Popularnym zabiegiem kończącym stary rok, a zarazem witającym nowy, są przypuszczenia, jakie nadejdą zmiany. Dotyczy to wielu obszarów biznesowych. Wystarczy wpisać w Google frazę „prognozy i oczekiwania”, by otrzymać wyniki: co przyniesie nowy rok na rynku zdrowia, w branży turystycznej, walutowej, a nawet w… trendach budowania kominków w domach.

Nasi specjaliści będą dynamicznie zarządzać ofertą Twojego sklepu na Ceneo, tak abyś znalazł się zawsze na wybranych pozycjach przy jak najniższym CPC za każdy produkt.

Kluczem do sukcesu jest pilnowanie stawki za przeklik oraz ceny każdego produktu osobno. Przy tak dynamicznie zmieniającym się asortymencie u Ciebie i u konkurencji, wykonanie tego manualnie jest niemożliwe, dlatego stworzyliśmy unikalne narzędzie ConveRISE.
Z nami Twoja oferta będzie:

Wyżej niż konkurencja za minimalną możliwą kwotę

Zawsze na kluczowych pozycjach

Zawsze opłacalna biznesowo

    Jeśli chodzi o biznes internetowy, to od dobrych kilku lat powtarza się, że to właśnie nadchodzący czas będzie naszym rokiem mobilności, a polski e-handel wreszcie stanie się prawdziwym m-commerce. Zmieniają się tylko lata. W 2010 i 2011 idea ta dopiero raczkowała. W grudniu 2014 w magazynie Brief pojawił się artykuł z nagłówkiem: „Następny rok będzie rokiem mobile”. To chyba najchętniej powtarzane zdanie, które od około 3 lat pojawia się na wszelkiego rodzaju konferencjach, zjazdach branżowych, czy też w publikacjach. Niestety, jakoś od 3 lat tego roku mobile nie widać, co więcej, „roku mobile” nie będzie. 2015 i 2016 dały nam trochę więcej inspiracji z Zachodu, gdzie mobilność jest trendem, jaki wyprzedza wszystkie inne, a tymczasem mamy połowę kwietnia 2017 i…

    Trochę czuję się niekomfortowo, kiedy próbuję zarezerwować przy pomocy telefonu bilet do popularnej sieciówki kinowej i po dwóch minutach szlag mnie trafia. Ponoć jest jakaś wersja mobilna. Nie wiem niestety, jak do niej trafić.

    Rozumiem, że pan Kazek, który ma mały sklep internetowy, może jeszcze nie inwestować pieniędzy w wersję responsywną, ale żeby tak duży brand nie miał problemu z tym, że jego strona na telefonie nie działa tak, jak powinna?

    W maju 2016 roku na łamach serwisu Internet Standard pojawił się news, że do 2018 roku Polska będzie liderem m-commerce. Tak twierdziła Polska Izba Handlowa. Końcem 2015 roku polski e-commerce szacowany był na wartość ok. 30-36 miliardów złotych, z czego rynek mobilny to aż 2,5 miliarda złotych. Całkiem spore ciastko do ugryzienia.

    Już 2 lata temu użytkownicy Internetu motywowali swoją chęć do robienia zakupów z poziomu smartfona dostępnością przez całą dobę, łatwością porównywania ofert, atrakcyjnymi cenami.

    Minął kolejny rok. Tym razem raport „M-commerce. Kupuję mobilnie” wskazał, że jeszcze częściej kupujemy rzeczy przez Internet za pośrednictwem smartfonów lub tabletów. Znaczny wzrost, bo o 7 punktów procentowych, to kolejny argument za tym, by faktycznie korzystać z dogodności, jakie niesie ze sobą użytkowanie urządzeń mobilnych. Według analizy osób, które zrobiły w ten sposób zakupy, jest już prawie połowa – dokładnie 49%.

    Tymczasem jest sobota. Jestem z psem na spacerze i wpada mi do głowy pomysł, żeby pojechać do kina. Wyciągam iPhone’a, wklepuję adres sieciówki kinowej. I moim oczom ukazuje się istny dramat. Z tej strony nie da się korzystać z poziomu telefonu.

    Jakiś czas temu można było zrzucać winę na wiele „elementów”. Internet mobilny nie działał tak sprawnie, jak teraz, a ceny za każdego bajta były kosmiczne. Smartfony nie były tak bardzo popularne, nie wspominając już o tabletach. Trochę czasu jednak minęło i –  jak to bywa z całym e-commerce – warto wzorować się na krajach, które odważniej podejmują decyzje w tej gałęzi handlu. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a jeśli to dla kogoś zbyt daleki punkt odniesienia, to sprawdźmy, co w temacie handlu internetowego mają do powiedzenia Francja, Anglia, Niemcy, czy też Holandia.

    Ostatni z wymienionych krajów jest tu chyba najlepszym przykładem, gdyż Holandia od 2013 roku może pochwalić się GIGANTYCZNYM wzrostem i rozwojem rynku m-commerce. Po pierwsze, aż 95% populacji korzysta z Internetu. Po drugie, w 2015 roku sprzedaż online zaliczyła wzrost o 16,8%, a w 2016 – 16,5%. Udział rynkowy na przestrzeni lat 2014-2016 zwiększył się z 7,1% do 8,5%. I rośnie nadal!

    U nas – mam wrażenie – temat się skończył. Nie do końca rozumiemy, o co chodzi z responsywnością, gdzieś tam ciągle tkwi w nas obawa przed korzystaniem z Internetu w telefonie. Strony, których szukamy, nadal potrafią być kompletnie niedostosowane do urządzeń mobilnych, a znalezienie na nich potrzebnych danych to katorga. To szczególnie mocno widać m.in. na stronach restauracji. Są zbyt bogate, zbyt ciężkie, a ich twórcy zapominają, w jakim celu ludzie na nie zaglądają.

    No właśnie, po co? Wpisujesz nazwę danego miejsca, by znaleźć menu, być może ceny,  jakieś dane kontaktowe, adres, numer telefonu. A tu wszystko mruga, tańczy i gra jak na cygańskim weselu.

    I co z tego, że nasz rodzimy e- i m-commerce rozwijają się wzorcowo, że ludzie chcą korzystać z tego typu usług, dostrzegają w nich więcej plusów niż minusów i już nawet seniorzy nie obawiają się tak bardzo Internetu? Historie o bracie szwagra wujka, który zamiast telefonu dostał cegłę, przeszły już do lamusa. Niestety zawodzą te osoby, które powinny tworzyć szeroko pojęty e-handel. To oni utrudniają, cofają nas do epoki internetowego kamienia łupanego. Nie wiem, jakich elektrowstrząsów potrzebują marki, takie jak ta nieszczęsna sieć kinowa, by zrozumieć, że nie w tym tkwi postęp i te szumne nowoczesne technologie, którymi wszyscy wycierają sobie twarz. Potem się dziwić, że strona jest martwa, nikt z niej nie korzysta, a podstawowych danych szukamy na… Facebooku. Tak, moi drodzy – tak właśnie jest. Fejs, poza wiadomymi funkcjami typowej e-społecznościówki, stał się także wyszukiwarką. Wszystko dlatego, że jest mobilny od momentu, gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o tym, że ludzie coraz częściej korzystają z Internetu za pomocą telefonów.

    Z przykrością stwierdzam, że 2017 nadal nie będzie rokiem mobile. Jeszcze dużo zmian nas czeka. Jesteśmy zainteresowani tematem, zaangażowani i świadomi, bo skoro od 7 lat co roku tłucze się do głów, że „TO JUZ TEN CZAAAAS”, to wiedza jest, tylko… nie ma odpowiedniego wykonania.

    Kończę zatem apelem: odsyfmy Internet z „wortali”, muzyki, nadmiernych udziwnień, które tylko utrudniają poruszanie się po stronie. Przecież nawet Google dużo mocniej promuje i wspiera te, które są dopasowane pod smartfony i tablety! Weź telefon do ręki i zobacz, co się dzieje, gdy odpalisz wersję mobilną. I po ilu kliknięciach szlag cię trafi.

    Czas się obudzić. Mamy 2017 rok!

    Czytaj również: 

    https://marketingibiznes.pl/e-commerce/najpierw-merlin-teraz-matras-czyli-gryzie-branze-ksiegarska

    https://marketingibiznes.pl/e-commerce/300-milionow-chinczykow-robi-zakupy-przez-internet-czy-kupuja-w-twoim-sklepie

    https://marketingibiznes.pl/biznes/od-partnera-afiliacyjnego-do-multimilionera-wywiad-z-robertem-grynem-zalozycielem-codewise-czlowiekiem-wartym-100-mln-dolarow

    Podziel się

    Zostaw komentarz

    Najnowsze

    Powered by: unstudio.pl